czwartek, 30 kwietnia 2009

...

Nie było mnie. Nie czytałam. Nie pisałam. Leniłam się.
Wróciłam.
Coś tam zaraz przeczytam.

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Guy Burt "Bunkier"

Martyn powiedział, że to "eksperyment z rzeczywistością". Inni poddali się pomysłowi w pogoni za przygodą. Zrezygnowali ze szkolnej wycieczki, by posiedzieć w Bunkrze. Na początku są znudzeni, nie tego spodziewali się po wystrzałowym Martynie. Eksperyment ma trwać trzy dni. Po upływie tego czasu inicjator otworzy klapę Bunkra i wrócą do rzeczywistości. Wybawiciel jednak nie nadchodzi i...zaczyna się zabawa.

No właśnie, dobrze by było, gdyby się zaczęła. Moje oczekiwania zostałyby zaspokojone. Niestety, ta zabawa jest nudna, mało efektowna i nie ma nic wspólnego z koszmarem, o którym wspomina się w recenzjach tej książki. Najciekawszy jest epilog i gdyby rozbudować tę część "Bunkra" narodziłby się niezły thriller. A tak mamy zwyczajną powieść. Ani to interesujące, ani przerażające. Czekałam na, mrożący krew w żyłach, rozwój wydarzeń i się nie doczekałam. A okładka książki nie ma nic wspólnego z jej treścią.

3/6

Diane Broeckhoven "Jeden dzień z panem Julesem"

Jeden dzień. Strata. Brak, ale jeszcze obecność ukochanej osoby.
Taka historia może stać się moją historią. Nie wiem jednak, czy spędziłabym dzień ze zmarłym mężem. Rozumiem pobudki Alice, która wie, że kiedy tylko lekarze, sąsiedzi i ludzie z przedsiębiorstwa pogrzebowego zaczną troszczyć się o jej męża, straci go w przeciągu godziny. Na zawsze. Chce być z nim jeszcze chwilę, zatrzymać czas. Dla niej Jules nie był martwy tak długo, jak długo nikomu o tym nie mówiła. Żył, dopóki tego chciała. Miała mu jeszcze tyle do powiedzenia.

Jeden dzień na pożegnanie, na rozmowę, na wspomnienie przeszłości, na życie. Ostatni dzień. Poruszające doznanie czytelnicze.

5/6

niedziela, 19 kwietnia 2009

Jan Twardowski "Smak radości"

Napisałam, że felietony Jana Twardowskiego do mnie nie przemawiają. Nie zmieniam zdania. Te teksty są tak podobne do siebie, że po przeczytaniu kilku, nie trzeba czytać następnych.
Prosta mądrość. Franciszkanizm. Dziecięctwo. Ciepła naiwność wobec świata i ludzi. Wszystkie te cechy sprawiają, że "Smak radości" może się podobać. Ba, teksty zawarte w książce, mogą stać się drogowskazem.
Nie dla mnie. Nie jestem akuratna. Nie wpisuję się w obrazek, rysowany przez Twardowskiego.
I niech tak zostanie.

3/6

Obejrzałam Sekretne życie pszczół. Spokojny, ciepły, przewidywalny, mądry film. Czasami niczego więcej nie potrzebuję.

piątek, 17 kwietnia 2009

Kinga Choszcz

Życie tu i teraz, najlepiej jak się tylko da, bez wieszania poprzeczki zbyt wysoko, jest życiem szczęśliwego człowieka.

środa, 15 kwietnia 2009

Jan Twardowski

Na pytanie: "Czy kochasz mnie?" - odpowiedź "tak" lub "nie" nic nie znaczy. Odpowiedzią musi być cierpliwość całego życia.


Virginia Woolf "Siedem szkiców"

Ponad połowa tej książki to wstęp Doris Lessing, wprowadzenie Davida Bradshawa, nota na temat tekstu, przypisy do szkiców Woolf, komentarz do tychże szkiców (palcówek dla przyszłej biegłości pisarki, jak je określiła Lessing) i nota biograficzna. Same szkice zajmują dwadzieścia stron.

Śmiem twierdzić, że wszystkie teksty około - szkicowe są lepsze od tych małych, dziwnych tekściątek, które Virginia Woolf spłodziła w 1909 i które miały nieszczęście gdzieś się zawieruszyć, a my mamy szczęście, bo w tym roku po raz pierwszy je wydano. Jak pisze Bradshaw: to szkice z nowicjatu pisarskiego Woolf; w żadnym wypadku nie jest to cała historia.
Tak, to prawda. To widać, słychać i czuć.
Nie podoba mi się. Nie rozumiem, czym ta książka jest.

3/6

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

kwiecień, miesiąc rozterek

Felietony Twardowskiego do mnie nie przemawiają.
Czytam jeszcze Siedem szkiców Virginii Woolf i zastanawiam się, po co taką książkę wydają.
Chce mi się czegoś podobnego do Mojej Afryki. Jak znajdę, przestanę marudzić...

Obejrzany dzisiaj Slumdog. Milioner z ulicy nie wzruszył. Nie wstrząsnął.
Wczorajsze kino domowe - Drogi Osamo, Zdrajca - znudziło. Pierwszy film mnie wkurzał, drugi ciągnął się niemiłosiernie.
Oglądam różne filmy. Niemal codziennie coś tam włączam i w gąszczu beznadziei nie mogę znaleźć żadnej perełki. Trafia się raz do roku. Albo i nie.

Delektuję się tym, bo ładne.

niedziela, 12 kwietnia 2009

Kinga Choszcz "Moja Afryka"

Kim jest Kinga Choszcz? Kim była? Obieżyświatką, ciekawą życia i ludzi. Podróżniczką. Autostopowiczką, która w 1998 roku, razem z Robertem Siudą (Chopinem) wyruszyła w świat. Wrócili z tej podróży po pięciu latach i nie wątpię, że było to doświadczenie niesamowite i piękne. Swoje przeżycia opisali w książce "Prowadził nas los". Nie odwiedzili Afryki i ten niezbadany zakątek ziemi przywołał Kingę do siebie. Sama wyruszyła na Czarny Ląd, a o podróży tej można poczytać w "Mojej Afryce".

Właśnie wróciłam z Afryki. Ciepłej, wietrznej, gościnnej. Przede wszystkim gościnnej.

...tutaj każdy, z kim się zaprzyjaźnisz (a zaprzyjaźniony jesteś mniej więcej po dwóch zdaniach), gotowy jest pomóc ci we wszystkim czy znaleźć to, czego potrzebujesz.

Czytając książkę Kingi, czułam, jakbym sama podróżowała po tym kontynencie. Łapałam stopa i zakrywałam oczy przed wszechobecnym pyłem i piaskiem. Czułam smak niesamowicie słodkiej herbaty, którą mieszkańcy Afryki częstują na każdym kroku.
Kinga ma dar pisania o codzienności w sposób interesujący i dlatego tak cudnie czyta się tę książkę. I dlatego nie chce się jej kończyć.

W swojej podróży szukała miejsc mało znanych i rozkoszowała się tym, co nie pachnie turystyką.

Tu przyjeżdżają Europejczycy uprawiać windsurfing i sporty wodne. My uprawiamy podziwianie spektaklu zachodzącego słońca i latających na jego tle mew.

Najbardziej interesowali ją ludzie, nawiązywanie nowych znajomości, spędzanie nocy w afrykańskich "chatkach", których mieszkańców szybko zaczynała nazywać rodzinką. Ciepło i pieszczotliwie. Ciężko było się rozstać z rodzinką. Kinga obiecywała wpaść przy następnej okazji. Dziwnie się o tym czyta, wiedząc jak zakończyła się jej afrykańska przygoda. Kinga swoją podróż zakończyła w Ghanie, gdzie zmarła na malarię.
Smutne? Tak. Jednak nie mogę się pozbyć myśli, że jej trzydziestoczteroletnie życie było bogatsze i pełniejsze niż egzystencja niejednego osiemdziesięciolatka. Choć, z drugiej strony, każdy co innego rozumie pod pojęciem "bogate życie".
Mówię za siebie i żałuję tylko, że Kinga nie wyruszy w kolejną podróż i nie będę mogła czytać o jej globtroterskich wyczynach.

6/6

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Susanna Jones "Ptak, który zwiastował trzęsienie ziemi"

Japonia.
Lucy Fly, główna bohaterka tej powieści, zawitała do Kraju Kwitnącej Wiśni i podjęła pracę tłumaczki. Uciekła przed matką, przed braćmi, przed niespełnieniem. Czy na pewno?
Teiji, kochanek Lucy, zatraca się w fotograficznych iluzjach, a jego tajemniczość i małomówność są niebezpieczne.
Lily, która staje się "przyjaciółką" tych dwojga, gada jak nakręcona, drażni naiwnością i nie budzi pozytywnych emocji jako ta zagubiona w wielkim mieście.

Na początku książki dowiaduję się, że popełniono morderstwo. Wiem, że nie żyje jedno z nich, a drugie staje się głównym podejrzanym.
Gdy zamykam książkę, nie wiem nic. Susanna Jones zasiewa wątpliwości i nie mam pojęcia, co jest prawdą, co zmyśleniem. Dlatego podobała mi się ta powieść.

4/6

Lubię książki z serii Jej Portret - są z reguły lekkie, ale dobrze napisane. Odgradzają od rzeczywistości. Nie czytałam jeszcze wszystkich, ale mam taki zamiar. Na razie za najlepszą powieść tej serii uważam "Czerwony namiot" Anity Diamant - to niezwykła książka.

czwartek, 2 kwietnia 2009

zdobycze

Mój pierwszy stosik to książki "złapane" na podaju i dwie przygarnięte za sprawą tzw. bookcrossingu.
Od góry:
Sukenick "Nowojorska bohema", bo słowo bohema wystarczy, żeby mnie zainteresować...
Mishima Yukio "Złota pagoda", bo leżała, nikt jej nie chciał, a opis na okładce mnie zaciekawił, więc przygarnęłam:)
To bookcrossing. Pozostałe pochodzą z podaja:
Ewa Berent "Rdza" - czysta ciekawość mną kierowała...
Phillip Roth "Cień pisarza", bo lubię takie klimaty i mam nadzieję, że się nie zawiodę,
Iris Murdoch "Skromna róża", bo Iris Murdoch kompletuję sobie, bo jestem zakochana w "Dylemacie Jacksona", bo ludzie u niej gadają i gadają, i gadają...
Barbara Kosmowska "Pozłacana rybka" - dla córeczki, ale dla mnie też; ciekawam tej książki tym bardziej, że poznałam autorkę i bardzo miło wspominam egzamin, który u niej zdawałam - kobieta jest fantastyczna:)
Pat Murphy "Spadająca kobieta" - bo takie klimaty też lubię, trochę archeologii, jakaś tajemnica...
William Trevor "Podróż Felicji", bo od dawna chciałam przeczytać i jakoś się nie złożyło, więc jak wpadła w łapki, skorzystałam,
Jerzy Łojek "Wiek markiza de Sade", bo de Sade w tytule działa na mnie jak bohema:-), a poza tym bardzo tę książkę chwalą, a jeszcze nie czytałam...

Tyle. Nic, tylko czytać.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...