niedziela, 23 grudnia 2012

Johanna Nilsson "Sztuka bycia Elą".

Johanna Nilsson
Sztuka bycia Elą
Replika 2008

Ela jest młodą dziewczyną. Nie ma pomysłu na życie, na siebie. Nie godzi się na zastaną rzeczywistość. Na rodziców po rozwodzie, którzy nie są w stanie normalnie ze sobą porozmawiać. Na brata, jego żonę i dwójkę rozwrzeszczanych dzieci. Na hipokryzję współczesnego  świata, który przymyka oko na biedę i niespełnienie.

Ela się buntuje. Czasami po cichu, czasami głośno wykrzykując swoje racje. Tyle tylko, że sama często wątpi we własne przekonania. I płacze, kuli się, zamyka. Ucieka przed światem, którego po chwili mocno potrzebuje. Prawda jest taka, że samotność nie jest najlepszą drogą. Ela pragnie bliskości drugiego człowieka. Pragnie kochać i być kochaną. Pragnie móc spędzać czas z rodziną, ale jednocześnie nie jest w stanie przymykać oczu na rodzinne relacje. Tęskni za czymś, czego nie potrafi zdefiniować. Wie, czego na pewno nie chce.
Nie tej zwykłej normalności. Mama - tata - dzieci - willa - pies - volvo - telewizor - kredyt studencki - kredyty - bingo w telewizji - praca od dziewiątej do siedemnastej - bezsens - tik-tak życie mija - gdzie mnie widzi wszechświat - gdzie ja widzę samą siebie?(s.32)

Ela jest neurotyczką, ale w gruncie rzeczy każdy z nas ma takie przemyślenia i momentami też się buntuje przeciw rutynie codzienności. Bohaterka powieści Nilsson to nadwrażliwa kobieta, która dobrze wie, że musi (jak sama mówi) postarać się o grubszą skórę na duszy.

Pewne spotkania odmienią spojrzenie Eli na świat. Sprawią, że stanie się silniejsza. Zmiany nie będą łatwe, ale potrzebne. Świat jest jaki jest, na pewne rzeczy nie mamy wpływu, inne są kwestią wyboru i determinacji, jeszcze inne można polubić, gdy już się człowiek do nich przekona, a przede wszystkim, gdy ich doświadczy. Bo Ela często krytykuje, ale nie zawsze wie, o czym mówi. Jak nastolatka, która w okresie buntu jest na przekór wszystkiemu, co symbolizuje poprzednie pokolenie. Czasami dla samego bycia na nie.

Zamglona, minimalistyczna okładka powieści przyciąga wzrok. W środku czeka nas zaskoczenie - potok myśli i słów.
Sztuka bycia Elą to bardzo dobra książka.

czwartek, 20 grudnia 2012

2 dni w Nowym Jorku (reż. Julie Delpy, 2012), 6/10

www.filmweb.pl
Zanurzona w absurdzie, nieprzemyślana historia. Jednak nic nie poradzę na to, że uwielbiam TAKIE kino.

Julie Delpy to kobieca wersja Woody'ego Allena. Zazwyczaj nie zgadzam się z tego typu opisami, ale w tym przypadku i mnie nasuwa się podobne skojarzenie. Filmy Delpy opierają się na dialogu z drugim człowiekiem, nieco neurotycznych i bardzo skomplikowanych relacjach międzyludzkich. Reżyserka penetruje psychikę bohaterów, pozostawiając miejsce dla niedopowiedzeń i zgrzytów. Skupia się na emocjach i na seksualności współczesnego człowieka.

Bohaterowie 2 dni w Nowym Jorku zbliżają się do czterdziestki, są aktywni zawodowo i, wydawałoby się, spełnieni. Marion jest fotografką, Mingus radiowcem. Oboje, poturbowani przez poprzednie związki, wyszli na prostą. Kochają się, wspólnie wychowują dzieci.
Problemy zaczynają się mnożyć, gdy spokój codzienności zakłócony zostaje przez najazd rodzinny. Ekscentryczny i pokręcony ojciec oraz siostra - nimfomanka wraz z przyjacielem, a właściwie pasażerem na gapę to członkowie rodziny Marion, dla których przyjazd do Nowego Jorku jest nie tylko spotkaniem z córką/siostrą, ale również niezwykle interesującą wycieczką krajoznawczą. Krewni doskonale odnajdują się w nowym miejscu, ale burzą psychiczną równowagę między Marion i Mingusem.

Momentami jest zabawnie, choć to humor niedosłowny, podszyty sarkazmem, dyskretny. Bywa absurdalnie i wybuchowo, gdy rodzinne rozmowy polegają na przekrzykiwaniu myśli współrozmówców. Przez chwilę robi się metafizycznie, bo Marion, jako niepokorna i oryginalna artystka, sprzedaje własną duszę. Nie wierzy w jej istnienie, ale po podpisaniu cyrografu czuje się pusta.

2 dni w Nowym Jorku to prztyczek w nos dla Francuzów. Film śmiało i złośliwie wytyka mieszkańcom tego uroczego państwa ich wady. Dla Mingusa, który, jako jedyny z całej gromady, Francuzem nie jest, spotkanie z rodziną Marion to totalna katastrofa. Nie rozumie ich mentalności, krzywi się na zwyczaje, często jest zniesmaczony codziennością, do której nie przywykł.

Spotkanie kilku osób w Nowym Jorku, mimo nieporozumień, jest żywe, rozgadane, zabawne. Film Julie Delpy pokazuje, że zmiany są naturalną częścią ludzkiej egzystencji. Nic nie jest na zawsze. Czasami wystarczy mały impuls, by w miarę równo poukładane klocki codzienności zaczęły się rozsypywać, tworząc chaos...

wtorek, 18 grudnia 2012

Brandon Mull "Baśniobór. Gwiazda wieczorna wschodzi".

Brandon Mull
Baśniobór. Gwiazda wieczorna wschodzi
W.A.B. 2011

Drugi tom cyklu Baśniobór - Gwiazda wieczorna wschodzi - to bardzo dobrze napisana kontynuacja pierwszej części, o której pisałam tutaj.

Nastoletni bohaterowie nie zapomnieli o nietypowym pobycie u dziadków, ale ich wspomnienia musiały ustąpić miejsca zwykłej codzienności, w której czas kradnie szkoła, a nad głowami nie fruwają wróżki. Kendra zdobyła magiczne zdolności dzięki temu, że została owróżkowiona, ale wydają się one niepotrzebne poza Baśnioborem. Do czasu... Pewnego dnia w klasie dziewczynki pojawia się nowy uczeń, do którego od razu zaczynają wzdychać wszystkie dziewczęta. Jest przystojny, czarujący, uroczo się
uśmiecha. Jednak Kendra, patrząc na kolegę, widzi obślinionego, wątpliwej urody goblina. Magiczne stworzenie nie pojawiło się w szkole bez powodu...

Zaczyna się przygoda. Po niezwykłym wieczornym incydencie, w którym główną rolę odegrał Seth, dzieci jadą do Baśnioboru, by spędzić czas z dziadkami. Nad rezerwatem zawisło ogromne niebezpieczeństwo. Stowarzyszenie Gwiazdy Wieczornej jest coraz bardziej aktywne i stara się wykraść wszystkie artefakty. Jeden z magicznych skarbów znajduje się w Baśnioborze i trzeba go ochronić za wszelką cenę.

Dzieci odegrają wielką rolę w walce o bezpieczeństwo rezerwatu, a przy okazji dowiedzą się wielu ciekawych informacji o miejscu, w którym przebywają.
Druga część Baśnioboru to historia wielowątkowa, pełna strachów i tajemnic. To opowieść o przyjaźni i zdradzie. W porównaniu z pierwszym tomem, Gwiazda wieczorna wschodzi jest bardziej mroczna, ciemna, brutalna. Podejrzewam, że z tomu na tom będzie coraz ciekawiej, a tomów ma być pięć.

czwartek, 13 grudnia 2012

J.Patterson, L.Marklund "Pocztówkowi zabójcy".

Liza Marklund, James Patterson
Pocztówkowi zabójcy
Wydawnictwo Albatros A.Kuryłowicz 2011

To jest kiepski kryminał.
Z rodzaju tych pisanych na kolanie.
Mimo wielu wad, wciąga. Czyta się tę książkę błyskawicznie, bo akcja przelatuje przed oczami i czytelnik nie jest w stanie pochylić się choćby nad jednym akapitem. Mało opisów, dużo dialogów, bardzo krótkie rozdziały i nieskomplikowana historia znajdą odbiorców, bo nie każdy potrzebuje zgłębiać tajniki myślenia psychopatycznych zabójców albo angażować się w śledztwo, prowadzone przez rozchwianego emocjonalnie policjanta.
Pocztówkowi zabójcy to gotowy scenariusz na film. Trup ściele się gęsto, a mordercy bawią się z policją w ciuciubabkę. Od początku wiemy, kim są tytułowi bohaterowie i obserwujemy tylko, jak władza wpada na ich trop, jak ten trop gubi, jak się miota i wkurza. Zbrodnie, popełniane przez pocztówkowych zabójców są wyjątkowo okrutne, a ofiary policja odnajduje w całej Europie. To sprawia, że schwytanie morderców jest niezwykle trudne.

Przyznam, że nie lubię wiedzieć, kto zabija. Wolę powoli docierać do prawdy, a nie być jedynie biernym obserwatorem zdarzeń. Podoba mi się niespieszny, wnikliwy, analityczny, nieco depresyjny klimat skandynawskich kryminałów, a tutaj go nie odnalazłam.

Do przeczytania. I zapomnienia. Nie jest źle, ale powierzchownie.
Nie znam twórczości Marklund i Pattersona, ale nie zraziłam się. Wierzę, że osobno "wypadają" lepiej.

niedziela, 9 grudnia 2012

Mary E. Pearson "Przebudzenie Jenny Fox".

Mary E. Pearson
Przebudzenie Jenny Fox
Nasza Księgarnia 2009

Ciekawa książka, która zmusza czytelnika do refleksji nad etyką pracy lekarzy i naukowców. 

Akcja powieści rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Medycyna znacząco się rozwinęła i, choć wiele zabiegów nadal jest nielegalnych, są skutecznie przeprowadzane. Tytułowa bohaterka budzi się ze śpiączki, w której trwała przez rok i nie pamięta kim jest, nie poznaje członków rodziny, nie zna podstawowych słów, a potrafi przytoczyć z pamięci tekst książki Thoreau Walden, czyli życie w lesie. Jenna ma siedemnaście lat i czuje, że życie, które odzyskała, nie należy już do niej. Wyobcowana we własnym domu, nie potrafi się odnaleźć.
Próbuje wrócić do dawnej siebie, oglądając podsunięte przez rodziców szesnaście płyt, na których utrwalone zostały dotychczasowe przyjęcia urodzinowe Jenny. Stara się rozpoznać w kobiecie, na którą patrzy codziennie rano, swoją matkę. Rozpaczliwie poszukuje zgubionej tożsamości. Musiała mieć przyjaciół, zainteresowania, ulubiony kolor i znienawidzony zapach. Nie pamięta, choć coraz częściej doświadcza przebłysków z przeszłości, w jej pamięci pojawiają się okruchy życia dawnej Jenny Fox. Z fragmentów układanki zaczyna powstawać niepokojąca wizja obecnego życia. Dziewczyna mnoży pytania, a jednocześnie boi się odpowiedzi. Ciekawość jest silniejsza niż najgorsza prawda, do której siedemnastolatka zmierza...

Przebudzenie Jenny Fox to powieść obyczajowa. Wydawca sugeruje, że książka jest thrillerem medycznym (nie odnalazłam cech charakterystycznych dla tego gatunku), przeplatanym wątkami science - fiction (jedyne, co mnie się z s-f skojarzyło to czas trwania akcji, poza tym wszystko wydaje się prawdopodobne).

To dobrze napisane czytadło, które wnika głęboko w naturę człowieczeństwa i pyta o granice naszego istnienia. W którym momencie człowiek przestaje być człowiekiem? Czy warto dążyć do podtrzymania ludzkiego życia za wszelką cenę? Świat zmierza w kierunku, o którym czytamy w książce i warto, przy okazji lektury, odpowiedzieć sobie na kilka pytań.

piątek, 7 grudnia 2012

Dorota Głuska "Burza depcze mi po piętach".

Dorota Głuska
Burza depcze mi po piętach
PWN 2012

Podróż po Ameryce Południowej była marzeniem Doroty Głuskiej. Niespieszne, leniwe, spontaniczne włóczenie się po słabo uczęszczanych szlakach okazało się możliwe. Autorka wzięła długi urlop, spakowała się w jeden czerwony plecak i wyruszyła w nieznane.

Książka jest opowieścią o podróży nastawionej na przygodę. Pani Dorota nie obawia się nieznanego, jest osobą otwartą na nowe doświadczenia i nowe znajomości. Podczas podróży po Peru, Boliwii czy Chile napotyka wiele niespodzianek, nie zawsze przyjemnych, ale traktuje przeszkody jako ciekawy i wart poznania element krajobrazu innej kultury. Cieszy ją poznawanie ludzi: z niektórymi rozstaje się tego samego dnia, z innymi wędruje dalej. Podróżniczki nie ograniczają zakupione wcześniej bilety autobusowe czy kolejowe, nie ma umówionych spotkań, nie zależy jej na zwiedzaniu atrakcyjnych turystycznie miejsc. Wybiera trasy mało popularne, a bardzo ciekawe. Nie zachwyca się wszystkim i wszystkimi. Szczerze krytykuje kulturę macho, która w niektórych regionach Ameryki Południowej zdominowała ulice i mężczyźni macho uprzykrzają (wg europejskich standardów) życie kobietom swymi niewybrednymi komentarzami i nadmiernym (a nawet nachalnym) zainteresowaniem. Zastanawia się, dlaczego to czy inne miejsce zostało okrzyknięte wyjątkowym, skoro ona nic pięknego, wartościowego czy interesującego w nim nie widzi. I nie poleca.

To, co najbardziej ujmuje w podróżniczej opowieści Doroty Głuskiej to, prócz wspaniałego, gawędziarskiego stylu, prostota i szczerość autorki. Czytelnik ma wrażenie, że podróżniczka siedzi obok i wspomina kilkanaście tygodni swego życia, które okazały się pełne wrażeń i pouczające...Fajnie zrobić sobie taki urlop od codzienności. Fajnie też o tym poczytać.

czwartek, 29 listopada 2012

Brandon Mull "Baśniobór".

Brandon Mull
Baśniobór
W.A.B. 2011

Połknęłam. Dosłownie. Książka przeznaczona dla dzieci od lat dziewięciu pochłonęła mnie całkowicie. Świetna. 

Setha i Kendrę poznajemy, gdy wraz z rodzicami jadą do dziadków. Dzieci nie są zachwycone perspektywą spędzenia kilkunastu dni z ludźmi, których ledwo znają. Dziadkowie też nie są zachwyceni ich wizytą, ale wydaje się, że żadna ze stron nie miała wielkiego wyboru, więc trzeba jakoś przetrwać ten czas, a potem ładnie się pożegnać. 
Dzieciaki nie mają pojęcia, jakie tajemnice kryje w sobie miejsce, które dziadkowie wybrali na dom. Od pierwszego dnia pobytu Seth i Kendra zaczynają dostrzegać inność, która ich otacza. Chłopak jest bardziej ciekawski, odważny niż siostra i to głównie dzięki niemu rodzeństwo szybko przekona się, że posiadłość dziadków to nie zwykły dom z ogrodem, ale rezerwat magicznych stworzeń. Baśniobór.
Miejsce, które kryje w sobie wiele fascynujących, ale i niebezpiecznych dziwów. A dziadkowie nie są pogodnymi staruszkami, pielęgnującymi roślinki i popijającymi herbatkę. 

Przygoda połączona z magią. To lubię.
Jak to w książkach dla dzieci bywa - utarte schematy, wyraźny podział na dobro i zło, ale wszystko podane interesująco. Nawet przez chwilę nie nudziłam się w trakcie lektury.
Pewnie, że jako dorosły czytelnik, znalazłabym niedociągnięcia, ale ich nie szukałam.
Jestem przekonana, że dzieciom czytanie tej książki sprawi wiele przyjemności i rozbudzi ciekawość na więcej. Ja już się cieszę, że są kolejne części Baśnioboru.

środa, 28 listopada 2012

Janusz Leon Wiśniewski "Ukrwienia".

Janusz Leon Wiśniewski
Ukrwienia
Wydawnictwo Literackie 2011

To, że mam sentyment do twórczości pana Wiśniewskiego, wiadomo. To, że nie spodziewam się przeczytać lepszej książki niż Samotność w Sieci, też wiadomo. Sięgam jednak po kolejne powieści, opowiadania, zbiory felietonów, szukając tego, czym zauroczyła mnie debiutancka powieść autora. To było COŚ. Pod koniec 2001 roku (dobrze pamiętam, bo był to nie tylko okres przedświąteczny) przeczytałam Samotność w Sieci dwukrotnie. Do tej pory nie wiem, dlaczego to zrobiłam i jakim cudem ponowna lektura książki, której fabuła świeżo jeszcze pobrzmiewała w mej pamięci, sprawiła mi przyjemność. Fakty są faktami i tak właśnie było. Później nie wracałam do Samotności w Sieci, a może powinnam to zrobić i przekonać się, czy opinia sprzed dziesięciu lat jest nadal aktualna.

Ukrwienia to zbiór bardzo krótkich opowiadań czy felietonów o skomplikowanych relacjach międzyludzkich, głównie damsko - męskich (autor w takowych się specjalizuje). Domieszka faktów naukowych, potwierdzających lub zaprzeczających istnieniu pewnych zachowań, sprawia, że felietony (a jednak) stają się bardziej interesujące. Cały czas zadziwia mnie spostrzegawczość Wiśniewskiego. Jestem pod wrażeniem historii, które snuje w swoich książkach. Zachwycam się stylem pisania mężczyzny, w którym odnajduję wiele z kobiecej strony patrzenia na świat.
Wszystko, o czym czytam w Ukrwieniach, już było. Mnie to nie przeszkadza. Od czasu do czasu lubię zanurzyć się w świecie opisywanym przez autora Samotności... i powtarzalność tematów, wątków, słów nie jest dla mnie czynnikiem dyskwalifikującym jego twórczość. Sięgając po kolejną książkę Wiśniewskiego spodziewam się tego, co otrzymuję i w większości przypadków jestem usatysfakcjonowana.

sobota, 24 listopada 2012

Magda Szabo "Tajemnica Abigel".

Magda Szabo
Tajemnica Abigel
C&T 1995

Gdybym wcześniej nie czytała recenzji, w większości pozytywnych, tej powieści, nie przyniosłabym książki z kiczowatą okładką do domu. Wiem, nie ocenia się książki po okładce, ale mnie ta odstrasza i kojarzy się z tanim romansem, a powieści węgierskiej pisarki nic nie łączy z tym gatunkiem literackim.

II wojna światowa. Węgry. Wychowywana w dobrobycie czternastoletnia Gina nagle dowiaduje się, że wyjedzie na pensję dla dziewcząt. Nikt nie tłumaczy nastolatce, dlaczego musi opuścić rodzinny dom. Dziewczyna trafia w miejsce nieprzyjazne, w którym ważniejsze od uczuć są surowe zasady, a najbliższe sercu pamiątki trzeba ukrywać przed personelem. W szkole imienia biskupa Matuli nie ma miejsca na sentymenty, własne upodobania, szczere rozmowy. W tym zamkniętym i dusznym otoczeniu Gina nie może się odnaleźć. Na tle innych dziewcząt wydaje się krnąbrna, zbuntowana, niewdzięczna. Matulanki przyjmują ją do swego grona, są serdeczne i od razu obdarzają "nową" zaufaniem, a Gina niefortunnie zawodzi koleżanki i przez to pobyt na pensji jeszcze bardziej jej doskwiera. Z biegiem czasu konflikt między dziewczętami wygaśnie, a Gina pozna powód, dla którego została zamknięta w nieprzyjaznej instytucji. Ta wiedza sprawi, że nastolatka przestanie traktować pensję jak więzienie i w przyspieszonym tempie dojrzeje. Bogatsza o informacje uzyskane od ojca, Gina spojrzy na surową codzienność łagodniejszym okiem.

Wojna toczy się za murami pensji, ale wpływa na losy dziewcząt. Magda Szabo delikatnie dotyka tematu eksterminacji Żydów i walki wojska z ruchem oporu. Więcej miejsca poświęca relacjom, które panują na pensji - dziewczęta się przyjaźnią, wspierają, wspólnie oswajają trudną codzienność, mają swoje sympatie i antypatie wobec nauczycieli, cieszą się z drobiazgów i wykazują ogromną empatię, gdy koleżance dzieje się krzywda. Jednak okrutna wojna nie jest tematem drugorzędnym. Delikatnie wtopiona w akcję nie daje o sobie zapomnieć.

Tajemnica Abigel to bardzo dobra powieść. Magda Szabo zachwyca przede wszystkim prostym, ale wyrazistym stylem, dzięki któremu wciąga czytelnika w, wydawałoby się, nudny i powtarzalny świat szkolnej rzeczywistości. Na tym polega siła dobrego pióra. Niby nic wielkiego się nie dzieje, akcja nie przeskakuje z jednego wątku na drugi, a nie sposób się oderwać od lektury.

środa, 21 listopada 2012

dwa dobre filmy.

www.filmweb.pl
W drodze (reż. Walter Salles, 2012), 8/10

Poszukujemy sensu życia. Miotamy się. Wątpimy. Upadają autorytety. Momentami ciężko pogodzić się z codziennością. Lepiej być w drodze, błądzić, doświadczać nowego i nieznanego, a przez to pociągającego. To wydaje się ŻYCIEM, a takiej egzystencji nie przystoi praca i odpowiedzialność. Nie ma celu. Celem jest droga...

Młodzi ludzie. Piękni dwudziestoletni. Połowa XX wieku. Ameryka. Początkujący pisarz (Sal) i wolny duch (Dean) "dominują" na ekranie. Zawłaszczają sobie uwagę widza. Fascynują i drażnią. Odurzone narkotykami artystyczne dusze żyją chwilą. Chłoną to, co teraz, nie myśląc o jutrze. Uciekają przed nudną codziennością, nie zwracając uwagi na potrzeby innych. W poszukiwaniu nieuchwytnego przemierzają Amerykę. Dziwna to przyjaźń: toksyczna, osaczająca, nie taka na śmierć i życie, ale mocna. Każdy z bohaterów jest dla drugiego natchnieniem. Mężczyźni próbują odnaleźć siebie na wiele sposobów, ale częściej gubią się w oparach marihuany.

Klimat filmu jest genialny. Neurotyczny, zamroczony, bezpruderyjny. Mój ulubiony motyw, jeśli chodzi o literaturę i film, to poszukiwanie siebie. Bohaterowie myślą, czytają Prousta, dosłownie i w przenośni są w drodze. Trochę bohemy, trochę intelektualizmu, dobrze odmalowane realia lat 50-tych XXw. Sal, Dean, Carlo czy Marylou (w tej roli całkiem niezła Kristen Stewart) są zachłanni na życie, na doznania i rozkosze. Pragną ekstatycznych przeżyć, niebezpiecznych i głębokich. Nieprzeciętnego życia. Buntują się przeciwko szarzyźnie codzienności, przeciwko obowiązkom... Ideałem jest niczym nieskrępowane życie artysty, ale ludzką egzystencję prędzej czy później "coś" zaczyna krępować.

W drodze to ekranizacja książki Jacka Kerouaca. Nie czytałam, a od dawna chciałam i żałuję, że nie zrobiłam tego przed obejrzeniem filmu.

www.filmweb.pl
Nietykalni (reż. Olivier Nakache, Eric Toledano, 2012), 8/10

Film, który oczarował wielu widzów, nie wnosi do kina niczego nowego. Historia, oparta na faktach, opowiada o pięknej przyjaźni między niepełnosprawnym bogaczem a mężczyzną z nizin społecznych, który niespodziewanie staje się opiekunem i towarzyszem tego pierwszego. Relacja, która ich łączy, jest szczera, otwarta i budująca.
Ludzie lubią opowieści, które pokazują, że nic nie jest przesądzone i na zawsze, że zmiany są możliwe, a najgorszy los może się odmienić. Ktoś, kto nie ma nic, zaczyna zarabiać. Ktoś, kto się staczał, wychodzi na prostą. Ktoś nieszczęśliwy dostrzega jasną stronę życia. Philippe i Driss w normalnych okolicznościach nie zwróciliby na siebie uwagi. Różni ich wszystko, a jednocześnie wspaniale się uzupełniają.
Oscara przyznałabym aktorowi, odgrywającemu rolę Drissa. Omar Sy gra całym sobą, angażuje się, sprawia, że film nabiera dynamiki. Jest emocjonalny, głośny i stanowi doskonały kontrast wobec statecznego i nudnego otoczenia.
Nietykalni to bardzo dobry film, który zostaje w pamięci. Jego siła tkwi w pozytywnym przekazie: życie jest piękne, nawet jeśli po drodze potykasz się, błądzisz, cierpisz, to warto czerpać z życia pełnymi garściami, a przyjaźń pielęgnować i doceniać...


środa, 14 listopada 2012

filmy.

www.filmweb.pl
Uwodziciel (reż. Declan Donnellan, Nick Ormerod, 2012), 4/10

Słaby. Nudny. Bez wyrazu.
Film opowiada historię biednego żołnierza, który po powrocie z frontu nie wie, co ze sobą począć. Mamy rok 1980, jesteśmy w Paryżu, pełnym uciech i pięknych kobiet. Duroc spotyka dawnego znajomego, który proponuje mu pracę w gazecie. Młodzian nie ma doświadczenia i zdolności, ale znajduje inny sposób na wyrobienie sobie pozycji. Jest zdeterminowany, by osiągnąć sukces, pieniądze i władzę i zrobi wszystko, by nie podzielić losu ubogich rodziców.
Jego niezaprzeczalnym atutem jest uroda i kobiety dosłownie rzucają się przed nim na kolana. Wystarczy tylko zainteresować sobą odpowiednie niewiasty, a reszta przyjdzie sama...
Lubię takie historie. Ten czas, te kostiumy, te kobiety...Jednak Uwodziciel mnie nie przekonał. Nie widziałam w filmie dobrze zagranej roli, nie targały mną żadne emocje, a te, których doświadczali bohaterowie, były mdłe i wymuszone.
www.filmweb.pl

Big Love (reż. Barbara Białowąs, 2012), 6/10

Mam mieszane uczucia. Kotłują się w mojej głowie sprzeczności, wątpliwości, ale i lekkie uznanie dla tego obrazu. Nie podobała mi się ta miłość, ale elektryzowała. Nie polubiłam ani Jej, ani Jego. W swoim szalonym pomyśle na życie byli dziecinni, rozchwiani, często głupi. Wielka miłość rządzi się własnymi prawami? Może być śmiercionośna? Przymyka oko na idiotyzmy? Nie myśli, tylko czyni? Podobno w pierwszej fazie. Później mądrzeje. Emilka i Maciej nie zmądrzeli. Do końca pozostali szczeniakami, szukającymi własnej drogi, zazdrosnymi.
Big Love pokazuje miłość egoistyczną, zagarniającą, taką, która nie ma szans na przetrwanie. Nie pozwala głębiej odetchnąć. Czasami jest to uczucie bardzo brzydkie, uwłaczające drugiej osobie. Takie, które przestaje zasługiwać na Love. Tym bardziej na Big.
Nie zachwyciłam się filmem pani Białowąs. W mojej pamięci pozostanie finałowa piosenka. Więcej nic.
Jednak Big Love wciąga. Zaprasza do udziału w tragikomedii, której nie sposób przewinąć. Wyłączyć. Musisz patrzeć, nawet jeśli Big Love okazuje się Stupid Love.

www.filmweb.pl
Ted (reż. Seth MacFarlane, 2012), 3/10

Zawiodłam się bardzo na Tedzie. Ani zabawny ten miś, ani słodki, ani błyskotliwy. Raczej odpychający, sypiący kiepskimi i żenującymi tekstami.
Historia niezwykłej przyjaźni chłopca i misia słodko się rozpoczyna, ale kiedy ten sam chłopiec ma 35 lat, pracę, dziewczynę i wydaje się, że już wkroczył w tzw. dorosłe życie, a w dalszym ciągu godzinami przesiaduje na kanapie z misiem, przestaje być uroczo.

Może mam inne niż większość poczucie humoru i dlatego nie uważam Teda za świetną komedię. Mnie nie śmieszył. Nie dostrzegłam też w filmie głębszego przesłania, które nadałoby filmowi rys psychologiczno - obyczajowy. To, że obraz ukazuje wagę przyjaźni jako takiej, jest oczywiste od początku do końca. To, że w pewnym momencie zbyt absorbujący pluszowy kumpel, zacznie przeszkadzać dziewczynie i związek dwojga ludzi zacznie się sypać, też łatwo przewidzieć. Jednak nawet jeśli komedia niczym nie zaskakuje, to przynajmniej powinna śmieszyć. Niestety, nawet się nie uśmiechałam.

Najlepsze, co mi się ostatnio na ekranie "przytrafiło" to kilka odcinków serialu The Killing. Zakończyłam doskonałe spotkanie, co mnie trochę smuci, ale przeciąganie śledztwa w sprawie morderstwa Rosie Larsen na trzeci sezon, nie miałoby sensu. Polecam wszystkim klimat skandynawskich kryminałów, świetnie oddany w Dochodzeniu.

wtorek, 6 listopada 2012

Liebster Blog.

Bardzo dziękuję Hordubal za wyróżnienie:

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę." Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Zabawię się połowicznie. Odpowiem na pytania, stworzone przez Hordubal, ale nie będę nominowała kolejnych osób. Wszystkie blogi, które widnieją na lewym pasku bocznym zasługują na to wyróżnienie. Plus kilkanaście innych, podlinkowanych na moim drugim blogu. 
Z reguły nie biorę udziału w takich zabawach, ale teraz mam ochotę odpowiedzieć na pytania:

1.Kakao czy herbata? Zdecydowanie herbata.
2.Dwie Siostry czy Zakamarki? Zakamarki, choć wybór wcale nie jest prosty.
3.Lepsze wczoraj czy lepsze jutro? Lepsze jutro. A jakże!
4.Marzycielka czy racjonalistka? Marzycielka.
5.Jabłka czy banany? Banany, co nie znaczy, że jabłek nie lubię.
6.Radio czy telewizja? Radia nie słucham, telewizji nie oglądam, ale z ekranu telewizora korzystam, więc telewizor.
7.Długopis czy pióro? Długopis.
8.List czy e-mail? Chciałabym napisać list, ładniej brzmi, ale e-mail. Jednak e-mail.
9.Poezja czy powieść? Powieść. Bez żadnych wątpliwości.
10.Upór czy słomiany zapał? Nie jestem uparciuchem, zdarza mi się mieć słomiany zapał. Chyba częściej to drugie.
11.Zemsta czy wybaczenie? Mściwa nie jestem. Nikt nie uczynił nic, abym zemstę planować musiała. Nikt też nie był sprawcą czynu, który zasługiwałby na wybaczenie. 

Serdecznie pozdrawiam Hordubal:)



poniedziałek, 5 listopada 2012

filmy.

www.filmweb.pl
Królewna Śnieżka i Łowca (reż. Rupert Sanders, 2012), 6/10


Historia ślicznej królewny, którą prześladuje zła i zazdrosna macocha została zekranizowana na wiele różnych sposobów. Klasyk. Jednak film Sandersa odbiega nieco od dotychczasowych interpretacji baśni braci Grimm i może dlatego wydał mi się interesujący.
Zdecydowanie nie jest to kino familijne. Widz zostaje wrzucony w mroczną otchłań, do której nie zaprosiłby własnych dzieci. W tym ciemnym i pustym świecie rządzi Rawenna (świetna rola Charlize Theron), a Śnieżka - uosobienie łagodności i dobroci - okazuje się silną i mądrą kobietą, która stanie się godną przeciwniczką swej macochy. Na ekranie zdecydowanie dominuje królowa - jest postacią wyrazistą, przesiąkniętą okrucieństwem, mocarną. Śnieżka stara się wybić, ale niekoniecznie jej to wychodzi. Kristen Stewart nie pasowała mi do roli ślicznej królewny (no, zdecydowanie wizualnie wolę Charlize Theron), poza tym mam wrażenie, że aktorka "gra" jedną miną i w pewnym momencie miałam dość.
Film interesujący, ciekawy od początku do końca, ale nie jestem fanką takiego kina, więc rozpływać się nie będę. Tak, wolę jak siedzą i gadają. Albo chodzą i gadają. Ewentualnie leżą i...gadają.

www.filmweb.pl
Listy do M. (reż. Mitja Okorn, 2011), 6/10

Późno obejrzałam ten film, na który od dawna miałam ochotę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bardzo zachwalano polską komedię romantyczną. Bo, generalnie, są kiepskie. Mnie nie śmieszą, nie wzruszają, nie interesują.
Listy... są sympatyczne. Pozytywne. Utrzymane w klimacie świąteczno - miłosnym. Przyjemnie się patrzy na ładnych ludzi, ładne wnętrza. Święta magicznie działają na zmysły, dobrze się kojarzą, pachną choinką. W powietrzu unosi się delikatna mgiełka uczuć pozytywnych, którymi w Wigilię karmią się samotni ojcowie i równie samotne panienki, niespełnieni małżonkowie, przyziemni i ordynarni mikołajowie i bezdzietne małżeństwa.
To jest ładny film. Nie dziwię się, że przypadł do gustu Polakom. Jednak patriotką w tym temacie nie będę i w okresie przedświątecznym obejrzę sobie cudowny Holiday (reż. Nancy Meyers, 2006). I, tradycyjnie, Opowieść wigilijną.

www.filmweb.pl
Sponsoring (reż. Małgorzata Szumowska, 2011), 5/10

Temat bardzo ciekawy. I Juliette Binoche. Dlaczego, mimo tych walorów, nie uważam filmu Szumowskiej za dobry. Raczej mocno średni.

Anna pisze dla Elle artykuł na temat studentek, które zarabiają na życie jako prostytutki. Skupia się na dwóch dziewczynach, Charlotte i Alicji. Każda z nich jest inna, ale żadna nie wydała mi się interesująca. Annę jednak zafascynowały ich życiorysy. Może dlatego, że miała dość swej ciepłej i dostatniej codzienności, w której nie czuła się szczęśliwa. Studentki obudziły ją z odrętwienia, dały do myślenia. To, co początkowo Annę odpychało, po pewnym czasie zaczęło przyciągać. 
Sponsoring nie opiera się tylko na kontrowersyjnym temacie, który wzbudzić może wiele moralnych dylematów albo nie wywołać nawet marnej dyskusji. To przede wszystkim film o kobietach, a dla mnie o jednej kobiecie - Annie - to ona na nowo, pod wpływem spotkań z dziewczynami, odkrywa własne potrzeby i szuka siebie. To ona gubi i odnajduje pragnienia. Juliette Binoche gra całą sobą, nakłaniając widza własnym niespełnieniem do przemyśleń. Jest doskonała. I, kiedy pojawiają się napisy końcowe, pamiętam Annę, a właściwie francuską aktorkę, która świetnie wcieliła się w postać nieco znudzonej życiem kobiety.
Atutem  filmu jest brak moralizatorstwa. To mnie nie dziwi. Nie wyobrażam sobie, by Małgosia Szumowska kogokolwiek przy pomocy swej twórczości, pouczała, ganiła czy wytykała palcem.

www.filmweb.pl
Podróż na tajemniczą wyspę (reż. Brad Peyton, 2012), 5/10

Tym razem kino familijne. Należy na chwilę zamienić się w ośmiolatka, by zachwycać się rajskimi obrazkami i przygodą, którą niejeden z nas chciałby przeżyć. Z perspektywy dorosłego widza ten film będzie mierny, nieskładny, naciągany, pełen błędów, niedopracowany...
W pięknym otoczeniu bohaterowie przeżywają umiarkowanie niebezpieczne przygody, mierząc się z potężną jaszczurką, bajecznie kolorowymi (ale złowrogimi) ptakami i elektrycznym stworzeniem wodnym. Latają na gigantycznych pszczołach, odkrywają Atlantydę i Nautiliusa. Wszystko zaczyna się od fascynujących książek przygodowych - Verne'a, Stevensona i Swifta - to oni przywiedli najpierw dziadka, a później wnuka, na tajemniczą wyspę. Później bohaterowie muszą sobie radzić sami i, jak to w bajkach bywa, z każdej opresji wyjdą zwycięsko.
Przewracanie oczami podczas oglądania nic nie da. Lepiej nie oglądać. Mnie się podobało, bo nie myślałam, nie analizowałam. Potraktowałam Podróż... jak lekkie i przyjemne kino dla dzieci i całkiem fajnie spędziłam czas na pięknej wyspie.

www.filmweb.pl
Nie ma lekko (reż. Kat Coiro, 2011), 3/10

Tego filmu nic nie usprawiedliwia. To nie jest kino familijne i nie potraktowałam go z przymrużeniem oka. Obraz mnie rozczarował totalnie. Żenujące bohaterki i głupkowate dialogi to podstawowe cechy filmu. Od czasu do czasu zdarza się moment normalny, kiedy człowiek zaczyna przychylnie patrzeć na tę opowieść, ale po chwili tekst (najczęściej, niestety, jakiejś damy) burzy chwilową pozytywną energię i z ekranu ponownie sączy się papka dla... No właśnie, dla kogo? Nie jest to bowiem ani komedia, ani film obyczajowy, ani dramat. Takie kino o niczym.
Niewykorzystany potencjał tematów. A raczej marnie wykorzystany.
Część kobiecej widowni może utożsami się z udręczoną nowymi obowiązkami samotną matką. Znajdą się i takie, które polubią wyzwoloną początkującą pisarkę z ładną buzią, ale nic poza tym. Zdziwię się, gdy kogoś zafascynuje postać ostatniej dziewicy, która biega do pracy w bikini albo do bólu głupiej szefowej "od piesków". Ten film uwłacza kobietom, przedstawiając nas w pozycji zawsze napalonych (i myślących tylko o facetach), mało rozgarniętych i nudnych istot.

sobota, 3 listopada 2012

Agnieszka Osiecka "Biała bluzka".

Agnieszka Osiecka
Biała bluzka
Wydawnictwo Literackie 1988

Brzmi jak bełkot pijanego. Strumień myśli, słów, rymów. Monolog. Rozmowa. List.

Elżbieta to kobieta nieprzystosowana. Normalna na miarę swoich czasów. Może jednak nie. Normalność to pojęcie względne. Nie mnie oceniać. Życie w latach osiemdziesiątych nie jest łatwe. Kobieta odwraca się od rzeczywistości, łamie zasady, buntuje się cicho i skromnie. Jest słaba, ale w jej słabości tkwi siła, wspierana alkoholem i przemyśleniami na temat tego, co wokół.

A do kogóż ja mam być przystosowana? Do ciebie, do pana Józka, do jego oszalałej ze strachu matki? Do przepisów z piekła rodem? Czy ja po to zeszłam z drzewa, żeby grać w komórki do wynajęcia? Żeby się mieścić w jakimś Stąd - Dotąd? A może Ja chcę dokonać czegoś wspaniałego, może Ja nie mam zbyt wiele czasu, może ja muszę się liczyć ze stratami?...(s.77)

Momentami do bólu dziecinna. Innym razem bardzo dojrzała.Najczęściej zawieszona w próżni bycia na własną rękę. Obolała. Pokiereszowana.

Interpretacja Białej bluzki nie jest łatwa. Nie wiem nawet, czy możliwa. Wieloznaczność i język tekstu sprawiają, że książki nie czyta się ot tak, po prostu. Tu się trzeba namęczyć, napocić, myśleć nieustannie. Bez gwarancji zrozumienia czegokolwiek. Ale warto. Jednak warto.
Nie napiszę, że mnie się taka Osiecka podoba. Wolę artystkę w wersji felietonistyczno - gawędziarskiej i fotograficznej. Zdecydowanie.






piątek, 2 listopada 2012

Carlos Ruiz Zafon "Światła września".

Carlos Ruiz Zafon
Światła września
Muza 2011

Poznałam całą twórczość Zafona. Teraz pozostaje mi (nie)cierpliwie czekać na kolejną książkę pisarza, która ukaże się w Polsce.
Uwielbiam cykl Cmentarz Zapomnianych Książek, ale Marina, Pałac Północy czy Książę Mgły to, jak najbardziej, ciekawe lektury, ale obiektywnie (i trochę subiektywnie) patrząc, nie zapadły mi głęboko w pamięć i raczej wracać do nich nie będę. Byłam przekonana, że podobny los spotka Światła września. Myślałam, że to nieco mroczna powieść dla młodzieży. Zdziwiłam się. Nie dość, że wydarzenia w Domu na Cyplu i w normandzkim lesie Cravenmore ogromnie mnie zaciekawiły, to jeszcze wywołały ciarki na plecach.

Fabuła książki jest nieskomplikowana, miejscami przewidywalna, ale nie są to jej słabe strony. Śmiem twierdzić, że takowych nie ma. Genialna atmosfera tworzy niepowtarzalną i trzymającą w napięciu historię.

Po śmierci ojca, rodzina Sauvelle wyjeżdża z Paryża. Trudne warunki finansowe zmuszają wdowę do przyjęcia posady u Lazarusa Jana, fabrykanta zabawek i zamieszkania w Normandii. Nowy dom wszystkim przypada do gustu, a gospodarz Cravenmore okazuje się ciekawym i przyjaznym człowiekiem. Od początku jednak wyczuć można, że w tym miejscu mrok i ciemność zyskają przewagę. Sam opis domu, wyłaniających się z każdego kąta zabawek, często "ożywionych", jest złowieszczy. Wydarzenia, których czytelnik jest świadkiem, opowieści, którym się przysłuchuje, powodują gęsię skórkę i wzbudzają wiele emocji. Cienie przeszłości są mściwe, pamiętliwe i okrutne. Nie odpuszczą.

Podobnie jak w dwóch poprzednich książkach dla młodzieży, i tu Zafon wprowadza wątek nastoletniej miłości, pierwszego zauroczenia. Między Irene a Ismaelem rodzi się uczucie, które obojgu da mnóstwo siły, by walczyć z wrogiem.

Świetna powieść.

środa, 31 października 2012

Astrid Lindgren "Dzieci z ulicy Awanturników".

To nie tak, że mam słabość do Astrid Lindgren. Po prostu tę pisarkę lubię.
To nie tak, że jestem wobec jej twórczości całkowicie bezkrytyczna. Raczej wybiórczo.
Mam słabość do Pippi, do Lotty i do dzieci z Bullerbyn.
Nie przepadam za Emilem, a Karlssona jeszcze nie poznałam.
Jednak doceniam bardzo kobietę, która wyprowadziła literaturę dla dzieci na manowce.
Tak właśnie myślę o Astrid. W czasach, gdy dzieci głosu nie miały, stworzyła niebanalną, zawadiacką i absolutnie wywrotową Pippi, która zatrzęsła światem Tommy'ego i Anniki, a później opanowała grzeczne umysły, wychowanych zgodnie z ówczesną etykietą, dzieciaków.
Sukces jej opowieści opiera się na tym, że zawsze pamiętała, jak to jest być dzieckiem.

Astrid Lindgren
Dzieci z ulicy Awanturników
Nasza Księgarnia 1994

W Dzieciach z ulicy Awanturników (ulica tak naprawdę nazywa się inaczej, ale tatuś Jonasa, Mia Marii i Lotty stwierdził, że ta nazwa bardziej oddaje charakter jej mieszkańców) zebranych zostało kilka opowiadań. Mali bohaterowie tych historii są ciekawi świata i fajni, ale na pierwszy plan (jak dla mnie) wysuwa się postać najmłodszego dziecka - Lotty. To dziewczynka rezolutna, odważna, pełna pomysłów, wciąż goniąca za starszym rodzeństwem. Uroczy łobuziak, który rozśmieszy i pocieszy. Lotta ma swoje powiedzonka, a gdy próbuje innym tłumaczyć świat, często kończy zdanie poważnym: chyba to rozumiesz...
Jej pokręcone często i, co oczywiste, dziecinne rozumienie świata brata, siostry i rodziców jest rozbrajające. Na sugestię mamy, która twierdzi, że Lotta jest zmęczona, dziewczynka zgrabnie zaprzecza: Mam nogi pełne biegania (s.86)...Nie sposób się nie uśmiechnąć.

W świecie Astrid Lindgren dzieci nie oglądają telewizji, nie grają na komputerze...Raczej, niezależnie od pogody, szaleją na świeżym powietrzu, wymyślając coraz nowsze zabawy. Projektują swój dziecięcy świat według starych zasad. Ja z dzieciństwa nie pamiętam czasu przed telewizorem, mimo iż takowy w domu był (aż tak stara nie jestem), komputer poznałam dopiero w szkole (na pierwszych lekcjach informatyki) i długo nie zagościł w naszym pokoju, telefonu nigdy nie miałam (pojawił się w moim życiu, gdy skończyłam 23 lata). Pamiętam za to długie godziny gry w gumę, w palanta, w sznura, pikniki na trawie...budowanie w domu namiotów, zabawę w sklep...Tak, wiem, i dziś dzieci bawią się na podwórku i w domu, ale mam wrażenie, że z roku na rok te zabawy są wypierane przez coraz to nowsze wynalazki współczesnego świata. Nie chodzi o to, że każda nowość przynosi szkodę naszym dzieciom, a wszelkie elektroniczne gadżety są be, ale bardzo zależy mi na połączeniu "starego" i "nowego", by osiągnąć arystotelesowski złoty środek.

poniedziałek, 29 października 2012

Kate Morton "Zapomniany ogród".

Kate Morton
Zapomniany ogród
Albatros 2009

Kate Morton pięknie snuje swe historie. Opowieści, którymi nas karmi, uszyte są ze skrawków magii i świata realnego. To patchwork rodzinnych tajemnic, przetykany niepewnością i potrzebą zgłębiania przeszłości. To, co było jest równie ważne jak to, co jest. 

Czytam już inne książki, ale cały czas jestem w Zapomnianym ogrodzie, opanowanym przez radość, ale i nieszczęście. Miejscu, w którym drzemią tajemnice przeszłości. Ogród czeka na przybysza, którego oczy dostrzegą niewyjaśnione, a chatka w nim ukryta stanie się dla gościa schronieniem.

Nie sposób opisać powieści Morton. Nie chcę tego robić. Jakiekolwiek słowa zepsują ewentualnym czytelnikom lekturę. Nadgryzą tajemnicę, którą pachnie i smakuje ta książka.
Zapomniany ogród to historia trochę mroczna, trochę słoneczna. Baśniowa. 
Na trzech planach czasowych rozgrywają się niezwykłe koleje losu kobiet. Tajemnice sprzed lat odkrywa współcześnie Cassandra, która zaskoczona spadkiem po zmarłej babci, wyrusza do Anglii, by zobaczyć swój nowy dom. Jej babcia, Nell, przed laty też odbyła podobną podróż, by poznać siebie. Wszystkie drogi prowadzą do dworu Blackhurst, gdzie na początku XX wieku, mieszkały Rose i Eliza...

Piękna powieść. Przeplatana baśniami. Historia, w której duchy przeszłości tworzą teraźniejszość.

Przeczytałam dwie książki Kate Morton i obie uwielbiam. Autorka wspaniale pisze. Jestem zauroczona stylem, w którym odkrywam charakterystyczne dla jej pióra rysy.


piątek, 26 października 2012

Nad życie (reż. Anna Plutecka - Mesjasz, 2012)

www.filmweb.pl 

Zryczałam się. Tylko tyle.
Nie sposób się nad historią życia Agaty nie pochylić ze wzruszeniem.
To nie jest bardzo dobry film. Raczej średni, ale człowieka, który ogląda go z sercem, dotknie refleksja nad znaczeniem małych gestów, nad życiem właśnie.

Zawiesiłam się na chwilę. Pomyślałam. Łez wiele uroniłam.
Przeczuwałam własne reakcje przed seansem. Trochę siebie znam.


środa, 17 października 2012

Szymon Hołownia "Ludzie na walizkach".

Szymon Hołownia
Ludzie na walizkach
Znak 2008

Zapis rozmów Szymona Hołowni z ludźmi, którzy codziennie obcują z cierpieniem, są blisko śmierci, przeżywali ból i chorobę najbliższych. Portrety ludzi silnych i mądrych.

Trudno pisać o tej książce. Nie spodziewałam się, że spotkanie z książką Hołowni wzbudzi we mnie tyle emocji: płacz, wzruszenie, niedowierzanie, ale i uśmiech, nadzieja...Bohaterowie wywiadów opowiadają o rzeczach trudnych, o wielkich nieszczęściach, o stracie, ale nie są ludźmi, którzy zapadli się w cierpieniu. Mają w sobie ogromną siłę, dyskretną wiarę. Nie znają odpowiedzi i nie próbują umoralniać, ale mądrze opisują realia, nie tłumiąc emocji.
Tematy, poruszone w książce, wywołują wiele etycznych dylematów. Nie ma jednej prawdy. Nie ma prostych dróg. Człowiek pokornieje wobec takich opowieści.

Zachodnia cywilizacja nie ceni już życia jako wartości samej w sobie. Ludzie nie radzą sobie z cierpieniem, bólem, starością, śmiercią. Interesująca jest opowieść jednego z rozmówców, który opisuje to zjawisko (syndrom naszych czasów) na przykładzie Szwajcarii i Kalkuty. W Europie istnieje luksusowy dom opieki, w którym połowa mieszkańców nie umiera z powodu choroby, ale popełnia samobójstwa. Dlaczego? Pomimo wspaniałych standardów życia, ludzie ci czują się niepełnowartościowi. Tymczasem w biednej Kalkucie ceni się życie jako życie i nawet ludzie okaleczeni, schorowani, trędowaci walczą do końca. Człowiek Zachodu pyta: po co? co to za życie? Dla nas wartościowa egzystencja to taka, w której obraz życia nie odbiega od przyjętych standardów. Odchylenia od normy (?) wzbudzają strach, są nieprzewidywalne. Jak człowiek np. niepełnosprawny ma się czuć w społeczeństwie niepewnym?

Najbardziej poruszyła mnie historia dr Kazimierza Szałaty. Jak wiele nieszczęść może spaść na jednego człowieka? I skąd czerpie on siłę, by nadal codziennie funkcjonować?

Ważna, mądra, skłaniająca do wielu refleksji i wywołująca ogrom emocji książka.

poniedziałek, 15 października 2012

Arkadiusz Niemirski "Testament bibliofila".

Arkadiusz Niemirski
Testament bibliofila
Ossolineum 2005

Kryminał to czy powieść przygodowa? Historia, zgrabnie opowiedziana przez Arkadiusza Niemirskiego, nie trzyma w napięciu, ale ciekawi. Przywykłam ostatnio do kryminałów w stylu skandynawskim i nasz rodzimy mocno od nich odbiega. Skłaniam się ku temu, by Testament bibliofila zaliczyć do powieści przygodowych, wszak zbrodni nie ma, choć jest detektyw. Fabuła książki opiera się na tajemnicy i próbach jej rozwikłania, na poszukiwaniu skarbu, na penetrowaniu kórnickiej biblioteki i okolic. Akcja powieści toczy się w Wielkopolsce, a dokładnie w okolicach Poznania - odwiedzamy zamek w Kórniku, zdarza się nam bywać w stolicy Wielkopolski i we Wrześni. Wycieczki krajoznawcze stanowią tylko tło do poczynań pewnej rodziny, która wszelkimi sposobami stara się uzyskać prawa do spadku po zmarłym seniorze rodu. Emanuel Karski - bibliofil, architekt, ekscentryk - zadbał o to, by jego dzieci "pobawiły się" trochę w szpiegów, pogłówkowały, zanim dobiorą się do spuścizny po tatusiu.
Żywo zainteresowani skarbem potomkowie imają się różnych sposobów, by przedmiot pożądany zdobyć. Nie wiedzą, czego szukają, ale nie przeszkadza im to rywalizować między sobą. Wciąga ich ta gra, która momentami robi się niebezpieczna, ale straszna na miarę powieści detektywistycznej dla młodzieży.

Moją uwagę przykuł przede wszystkim tytuł książki, ale po kilkunastu stronach zostałam "wciągnięta" w akcję poszukiwawczą, przetykaną historycznymi ciekawostkami na temat zamku w Kórniku.
Lekka, przewidywalna, ale całkiem interesująca lektura. Powieść przygodowa w starym stylu. Momentami Niziurski, chwilami Chmielewska - takie miałam skojarzenia.

niedziela, 14 października 2012

Teresa Monika Rudzka "Bibliotekarki".

Teresa Monika Rudzka
Bibliotekarki
Skrzat 2010

To nie jest dobra literatura, ale przeczytałam tę książkę w dwa wieczory.

Na okładce czytam: bibliotekarski dramat w aktach niezliczonych. To zdanie najlepiej oddaje charakter lektury, która łączy w sobie wątki dramatyczne i komediowe, ale czytelnik śmieje się przez łzy, przerażony realiami pracy bibliotecznej.
Układy, układziki, zawiść, złośliwość, nieprzygotowanie do zawodu...to tylko niektóre dramaty filii blibliotecznych w dużym mieście. Kobiety, bo to one stanowią większość w tym zawodzie, są w książce opisane jako istoty okrutne, bezwzględne, zdewociałe i krótkowzroczne. Wśród wielu postaci płci żeńskiej nie znalazłam żadnej, którą choć trochę bym polubiła. Obłudne charaktery bibliotekarek wzbudzają niesmak, a często odrazę. Kobiety czekają na potknięcia drugiej, kluczą, kombinują. W takim środowisku nie ma miejsca na dobrą znajomość, nie wspominając o przyjaźni. Tu liczy się przetrwanie i na tym codziennie skupiają się bibliotekarki. Koszmar jakiś.

Wszystkie postaci i sytuacje, opisane w Bibliotekarkach są fikcyjne, ale tak, podobno, wygląda praca w bibliotece. Nie wierzę. Jestem rozczarowana, zniesmaczona, wstrząśnięta. Nie chcę, aby to była prawda, bo burzy mi to obraz miejsca, które uwielbiam. Okazuje się, że w bibliotece lepiej nie dyskutować z ludźmi o literaturze (s.220), a czytelnicy potrafią skarżyć się na to, że pracownice wdają się w takowe rozmowy, przez co efektywność ich pracy spada, a biblioteka nie jest przecież salonem kulturalnym.

Książka napisana słabo, ale jej wielkim atutem jest humor sytuacyjny. Mnie rozśmieszyła, choć często był to śmiech przetykany niedowierzaniem i przerażeniem.
Mam wrażenie, że wiele zdarzeń zostało przerysowanych na potrzeby książki. Zaskoczona jestem tym, jakie skargi i listy napływają do dyrektora biblioteki, na co ludzie zwracają uwagę, czego się "czepiają". Absurdalne to, a przez to jeszcze bardziej zabawne.

Bibliotekarki to książka, którą dobrze się czyta. Nie chcę jednak zapamiętać obrazu biblioteki, jakim "karmi" czytelnika. Wolę żyć w błogiej nieświadomości, może wyidealizowanej, ale już nadpsutej lekturą Rudzkiej.

piątek, 12 października 2012

Zupełnie inny weekend (reż. Andrew Haigh, 2011).

www.filmweb.pl 
Nareszcie. Nareszcie film, który w dużym stopniu spełnił moje oczekiwania na obraz ciekawy, niebanalny, skłaniający do rozmyślań. Zupełnie inny weekend na chwilę mnie zatrzymał.
Historia dwóch mężczyzn, którzy poznali się w klubie i jednorazową przygodę zamienili w ważne spotkanie. Opowieść o miłości, niespełnieniu, niezrozumieniu...Film, który łamie pewne stereotypy i obnaża uczucia mężczyzn szczerze i ładnie. Rozmowa, bliskość, setki pytań. Jak wiele może się wydarzyć w ciągu dwóch dni...
Bohaterowie, których od razu polubiłam. Spotkania, w których chciałabym uczestniczyć. Wrażliwość, której szukam. Intymność, która nie odpycha.
Film pokazuje i przypomina, jak ważne są w życiu momenty, chwile, spotkania, wspólne bycie. Zawiesza widza w przestrzeni, w której dominuje bliskość i ciepło splecionych dłoni. To jest przestrzeń romantyczna,choć nie brakuje w niej momentów dosadnych. Jak w życiu: piękno i brzydota, ładne słowa przetykane nicią przekleństw, subtelne uniesienia i szybkie niezobowiązujące numerki.

Po prostu dobry film. Nareszcie.

czwartek, 11 października 2012

Jodi Picoult "Linia życia".

Jodi Picoult
Linia życia
Prószyński i S-ka 2011

Jak bardzo przeszłość kształtuje teraźniejszość? Czy nie sposób wyzwolić się z pajęczyny wspomnień i żyć chwilą obecną? Jak długo winą za swe czyny można obarczać drugą osobę? Czy życie zatacza koło? A jeśli nawet, to jaki mamy wpływ na wyrwanie się ze schematu i pójście własną drogą?

Picoult, jak zwykle, mnoży pytania. Bohaterka Linii życia to kobieta niespełniona, zagubiona, pełna sprzeczności. Interesująca, ale jednocześnie drażniąca. Paige nieustannie rozpamiętuje dzieciństwo, a właściwie moment, gdy jako pięcioletnia dziewczynka została z tatą, bo mama z niewyjaśnionych przyczyn odeszła od rodziny. Ta tajemnica, powód zniknięcia matki staje się balastem na resztę życia. Co więcej, okazuje się, w mniemaniu Paige, przyczyną wszelkich niepowodzeń, złych wyborów, nieszczęśliwych momentów w codziennej egzystencji kobiety.

Poznajemy życie młodej dziewczyny, czytamy o pierwszej miłości, a później drugiej, bardziej dojrzałej. Paige staje się żoną kardiochirurga, następnie matką Maxa i udręczoną codziennością kobietą. Z niespełnienia rodzi się trudna decyzja, której skutki odbiją się na całej rodzinie. Paige nie stanie się silniejsza, ale nieco oswoi to, co niewiadome. Poczuje się lepiej w roli matki, zrozumie uczucia męża.
Jednak, jako kobieta, pozostanie niepewna, smutna i pełna wątpliwości.

Linia życia to powieść ciekawa, ale w trakcie lektury często zadawałam sobie pytanie: o czym autorka chciała napisać, co przekazać? Książka bazuje na uczuciach. Jest pełna emocji, przedstawionych nie tylko z perspektywy Paige, ale i jej męża, Nicholasa. Można odnieść wrażenie, że tych dwoje różni wszystko, ale w rzeczywistości wiele ich łączy. Szkoda, że przeszłość jednej osoby może zepsuć ciepłe uczucia i wspólne plany. Paige postępuje impulsywnie, skupiając się na własnym niespełnieniu, szukając odpowiedzi na mnożące się w jej głowie pytania. Zapomina przy tym o najbliższych, tłumacząc swoje postępowanie obciążeniem rodzinnym. W moim mniemaniu to pójście na łatwiznę. Nie lubiłam Paige za jej rozmemłanie, za to, że krąży wokół własnej osoby, nie dostrzegając pięknych i ważnych momentów.

Przeczytałam tę powieść z zainteresowaniem, ale w dorobku pisarskim Jodi Picoult znajduję ciekawsze książki.

poniedziałek, 8 października 2012

Martyna Wojciechowska "Zapiski (pod)różne".

Martyna Wojciechowska
Zapiski (pod)różne
National Geographic 2011

 Lubię styl pisania Martyny Wojciechowskiej. Podróżniczka fajnie patrzy na świat i ciekawie go opisuje.
Nie przepadam natomiast za krótką formą, szczególnie jeśli to fikcja literacka (opowiadania mnie drażnią). Historiom z życia wziętym wybaczam, ale i tak po przeczytaniu takiej lektury mam niedosyt. To nieładnie zainteresować kogoś opowieścią i urwać w pół zdania.

Zapiski (pod)różne to książka, którą się podczytuje. Te krótkie spostrzeżenia na temat świata są efektem wielu podróży autorki. Martyna ma dystans do siebie i świata, ma poczucie humoru, jest wrażliwa na ludzką (i zwierzęcą) krzywdę. Potrafi śmiać się z siebie. Jest spostrzegawcza, odważna, wszystkiego ciekawa, wnikliwa. Takie też są jej zapiski, wzbogacone ładnymi zdjęciami.

To niezobowiązująca lektura, która na chwilę przenosi nas poza granice naszej kultury. Mimo swej lekkości uczy i potrafi zmusić do refleksji.
Lubię książki o podróżach, nawet w takiej formie, choć niedosyt w trakcie lektury odczuwałam wielokrotnie. Myślę, że autorka każdą opowieść mogłaby rozwinąć. Widocznie taki miała pomysł na książkę, bo nie wierzę, że brakowało jej słów, przeżyć, wrażeń.

piątek, 5 października 2012

plany.

Muszę kupić McDusię.
I od razu przeczytam. Wiem, że ta książka nie będzie musiała czekać na swój czas.
I jeszcze muszę obejrzeć Dwa dni w Nowym Jorku, Zakochanych w Rzymie, W drodze...
A tak naprawdę niczego nie muszę. Ale chcę...

Czekam na dwie przesyłki z nowymi książkami. Dla mnie.
Wczoraj odebrałam jedną z lekturkami dla Lenki.
Trafiły do kartonu na szafie, w którym przechowuję książki na prezent albo bez okazji.
Wcześniej jednak przewracałam strony, zachwycałam się ilustracjami i podobieństwem pewnego autora do Janoscha...P. stwierdził, że mam z tego większą radochę niż dzieci.
No cóż, taka karma...

środa, 3 października 2012

Filmy ostatnich dni...

www.filmweb.pl
People Like Us (reż.Alex Kurtzman, 2012)

Film całkiem udany, choć historia niczym nie zaskakuje. Jednak opowieści o tym, że ktoś pod wpływem kogoś/czegoś uświadamia sobie parę rzeczy i inwentaryzację w duszy przeprowadza, przemawiają do mnie. Krzepią.

Facet przyjeżdża na pogrzeb ojca jako dupek i na naszych oczach się przeobraża. Okazuje się, że niekoniecznie fajny tatuś miał tajemnicę, a ta tajemnica stała się głównym motorem działań i wzruszeń faceta. To tak w skrócie. Ogląda się z przyjemnością. Aktorzy dobrze grają. Trochę mało Michelle Pfeiffer, a ma bardzo ciekawą rolę i jakby ją rozbudować, mogłoby być jeszcze lepiej.

www.filmweb.pl 
Grace odeszła (reż.James C. Strouse,2007)

Obraz wyciszony, napięty, pełen emocji.
Mąż traci żonę, zostaje z dwójką dzieci i stara się odnaleźć w nowej sytuacji. Nie mówi córkom, że straciły matkę. Postanawia je uszczęśliwić, spełnić ich marzenia, odsunąć trudny moment powiedzenia prawdy. W tym momencie rozpoczyna się film drogi. Bohaterowie jadą na Florydę, do Zaczarowanych Ogrodów, a w drodze mają wiele przemyśleń, ważnych rozmów...Ojciec i córki zbliżają się do siebie, poznają, mimo iż dziewczynki nie są malutkie.

Obejrzałam ten z film z przyjemnością, ze wzruszeniem. Porusza ważne tematy, ale dla mnie jest przede wszystkim obrazem miłości, przyjaźni, zaufania, tęsknoty. Walka ojca z własną rozpaczą po śmierci bliskiej osoby; jego "wojskowe" niespełnienie, a co za tym idzie, wyrzuty sumienia, związane z odejściem żony - żołnierza; ogarnięcie dwóch dorastających panienek, z których jedna jest nad wiek dojrzała, a druga całkiem jeszcze dziecinna...Film zmusza do refleksji, nie jest ckliwy, ale wzrusza.

www.filmweb.pl
Ella zaklęta (reż.Tommy O'Haver, 2004)

Lubię bajki, baśnie, opowieści magiczne. Ich przewidywalność działa na mnie kojąco. Opowieść o Elli, takim trochę Kopciuszku, jest ładną i fajną (po prostu) filmową bajką nie tylko dla dzieci. Anne Hathaway dobrze gra, pięknie wygląda. Książę jest skromnym młodzieńcem, którego krępują fanki, a ma ich mnóstwo (w tej roli aktor, którego polubiłam za rolę w Histerii. Romantycznej historii wibratora). Od początku wiadomo, że mimo licznych przeciwności, On i Ona pokochają się nad życie. Najpierw jednak Ella musi zostać odczarowana, bo ciąży nad nią zaklęcie posłuszeństwa, rzucone przez wróżkę jako prezent dla nowego bobasa w rodzinie. Takie zaklęcie nieźle uprzykrza życie młodej dziewczynie, wszak nikt nie miałby ochoty być nieustannie posłusznym, zgadzać się na wszystko...Poza tym, kiedy ktoś nieodpowiedni dowie się o "przekleństwie" Elli, postanowi to wykorzystać i...zrobi się umiarkowanie niebezpiecznie.
Bardzo ciepła bajka.

www.filmweb.pl 
Jej droga (reż.Jasmila Zbanić, 2010)

Film o głębokim uczuciu, które zostaje poddane niejednej próbie. Ona, stewardessa, mądra i ciekawa kobieta. On, kontroler lotów, z problemami alkoholowymi. Mieszkają w Sarajewie. On traci pracę z powodu swego pijaństwa, Ona próbuje go wspierać i odnaleźć się w nowej sytuacji. Od dwóch lat starają się o dziecko. Bezskutecznie. On w końcu zaczyna nową pracę, na którą Ona od początku się nie zgadza. On ma pracować jako informatyk w obozie islamskich fundamentalistów. Jej obawy potwierdzają się, gdy odwiedza go w obozie. Jej partner stał się maniakiem religijnym, który nie chce już żyć bez ślubu, obwinia ją o niepłodność (straszy karą boską za ateizm, a przecież to jego plemniki są mało ruchliwe), odmawia współżycia...
Ona musi dokonać wyboru. Wybrać własną drogę.
Film spokojny, ale pełen pytań. W tle namiastka historii i kultury Bośni i Sarajewa.
Historia ciekawa, ale nie porywająca. Mnie zainteresowała umiarkowanie, ale czasu spędzonego z filmem Jej droga nie uważam za stracony.

Nadal nie obejrzałam filmu, na który czekam...

wtorek, 2 października 2012

Elin Hilderbrand "Piasek w butach".

Elin Hilderbrand
Piasek w butach
Świat Książki 2008

Obiecuję sobie nie czytać książek mocno osadzonych w rzeczywistości. Lubię, gdy powieść przenosi mnie na chwilę gdzie indziej. Nawet gdy traktuje o codzienności zwykłych ludzi, może mieć coś z bajki, jak Herbaciarnia pod Morwami Sharon Owens. Nieuchwytny często, ale jak ważny, klimat, decyduje o tym, że czytając, zapominam o dzisiaj, teraz, za chwilę.

Powieść Elin Hilderbrand niczym nie zaskakuje. Jest przewidywalna, mdła, mało interesująca. Nic nie sprawia, że masz ochotę do tej książki wrócić, że jesteś ciekawa/y tego, co znajdziesz na kolejnych stronach. Dlaczego nie przerwałam lektury? Sama zadaję sobie to pytanie i odpowiedź kryje się w mojej niemożności odłożenia powieści, nawet jeśli mnie nie interesuje. Potrafię wyłączyć w połowie (albo wcześniej) nieciekawy film, a książkę "zmęczę" do końca. Pracuję (coraz lepiej mi idzie) nad zmianą podejścia do literatury, wszak szkoda czasu na słabe książki, kiedy jeszcze tyle potencjalnie wspaniałych nie przeczytałam.

Piasek w butach to sucha i bezbarwna powieść, a jej czytaniu nie towarzyszą żadne emocje.
Głównymi bohaterkami książki są trzy kobiety, które próbują współpracować w letnich i sielskich nadmorskich warunkach, ale każda widzi tylko czubek własnego nosa. Nie łączy ich nic, mimo iż mówią o sobie siostra, przyjaciółka. Ja, jako czytelnik, nie czuję między nimi więzi. Trwają, wyrzucając jedna drugiej niedoskonałości, zasłaniając się rakiem, ciążą, sprawą sądową. Są mało zaradne, chimeryczne, dziecinne. Wśród trzech postaci kobiecych nie ma żadnej charakternej, zdecydowanej, ciekawej.
Los nie jest dla nich łaskawy, ale one nie starają się naprawić czegokolwiek, spróbować na nowo. Rozpamiętują w kółko (dosłownie!), aż do znudzenia, przeszłe sprawy i liczą na to, że problemy same się rozwiążą, a w gratisie dostaną jeszcze rycerza na białym koniu. Między wierszami pojawiają się uczucia, ale i te są płaskie, pozbawione namiętności i romantyzmu.

Zmyliły mnie pozytywne recenzje tej książki, wysoka nota na BiblioNETce. Odzwyczaiłam się od tzw. literatury kobiecej i nie umiem się nią zachwycać.
Teraz czytam Linię życia Jodi Picoult. Mogłabym ją zaliczyć do tej samej kategorii, co Piasek w butach, ale tego nie zrobię, bo Picoult (mimo lepszych i gorszych momentów) trzyma pewien poziom, ma styl i pomysł na powieść. Potrafi zainteresować czytelnika historią, sprawić, że ten zadaje pytania, ma przemyślenia, wraca do książki. Pani Hilderbrand musi się jeszcze wiele nauczyć.

sobota, 29 września 2012

Anne-Cath. Vestly "8+2 i ciężarówka".

Anne-Cath. Vestly
8+2 i ciężarówka
Tom V kolekcji książkowej CAŁA POLSKA CZYTA DZIECIOM
Rok pierwszego wydania: 1957
Rodzinka nietypowa. 8+2. Dwoje rodziców, ośmioro dzieci. Niewielkie mieszkanko. Wydawałoby się, że na tak małej przestrzeni nie można żyć zgodnie i pogodnie, a jednak...

Sekretem jest wzajemna współpraca, cierpliwość, zrozumienie dla potrzeb innych, ale przede wszystkim radosne smakowanie każdego dnia. Wspólna zabawa i nauka. Dzielenie się domowymi obowiązkami. Empatia i sympatia. Domownicy po prostu się lubią, dużo ze sobą rozmawiają, wspierają się.
Nie ukrywajmy, życie w takich warunkach nie jest łatwe, więc czasami narzekają na brak miejsca, niemożność zaproszenia przyjaciół...Pewnie, że marzą o osobnych łóżkach, własnych pokojach, nowych spodniach. Jednak przeciwności losu i codzienne, mniejsze lub większe, niedogodności nie są w stanie naruszyć fundamentów rodziny. W nich jest siła wielka, zdolna pokonać mnóstwo przeszkód i zagrać na nosie złośliwej fortunie.

Mam wrażenie, że opowieść jest nieco utopijna. Mali bohaterowie nie buntują się, nie wrzeszczą, nie tupią nogami. Rodzeństwo jest nienaturalnie zgodne, a wiadomo, że nawet w najbardziej kochającej się rodzinie, konflikty są nieuniknione. Szczególnie, gdy ośmioro dzieci mieszka w jednym pokoju, na dodatek z rodzicami.

Jednak powieść norweskiej pisarki czyta się z przyjemnością. Perypetie rodziny są niekiedy zabawne, czasem całkiem poważne, ale niezależnie od tego, jak jest, ze wszystkich sytuacji można wybrnąć i nadal cieszyć się własnym towarzystwem. Miłość czuć na każdej stronie. I jakiś błogi spokój, w którym funkcjonują ci ludzie, mimo codziennego, nieuniknionego rozgardiaszu.

czwartek, 27 września 2012

Marcin Wicha "Klara. Proszę tego nie czytać!".

Marcin Wicha
Klara. Proszę tego nie czytać!
Czarna Owieczka 2011

Najlepszą rekomendacją dla powieści Marcina Wichy jest reakcja mojej córki po przeczytaniu pierwszych stron: mamo, ona ma prawie dziewięć lat, normalnych rodziców i młodszego brata...to tak jak ja, tylko ja mam siostrę! Później, w trakcie lektury, docierał do mnie partiami chichot dziewczynki, a zamykając książkę, Maja spytała: to gdzie mogę znaleźć drugą część?

Niedługo, bo w październiku, znajdzie w księgarni...już wiem, że ta książka pojawi się w naszym domu.

Były momenty śmieszne, były i takie, których nie ogarniałam - przyczyny doszukuję się w tym, że lat dziewięć miałam dawno temu, a poza tym były inne czasy. Maja natomiast świetnie Klarę rozumiała, a perypetie, rozterki i spostrzeżenia bohaterki okazały się bliskie sercu mej córki.

W swoim pamiętniku Klara opisuje dziewczęcą - szkolną i domową - codzienność. Dziewczynka jest spostrzegawcza, zabawna i po prostu fajna. Dziwi się absurdalnym (w jej mniemaniu) zachowaniom dorosłych i nie może zrozumieć, jakim cudem coś dla niej oczywistego, okazuje się dziwacznym i niezrozumiałym dla rodziców. Jak w życiu. Jedno pokolenie próbuje ogarnąć sposób myślenia drugiego pokolenia, z różnym skutkiem. Jedni starają się bardziej, inni mniej, czasami wszyscy starają się bardzo, ale przepaść istnieje. Dobrze, jeśli w dorosłym pozostaje dużo z dziecka...choć i tak codzienność i tzw. życie weryfikują pewne sprawy.

Fajnie, że dzieci są dziećmi i widzą świat przez pryzmat własnych potrzeb. Super, że działa wyobraźnia i kreatywne zachowania ubarwiają codzienność. Lubię, jak młodsi dziwią się zwykłym zachowaniom i tłumaczą je na swój pokręcony, ale często logiczny sposób. Marcin Wicha wykorzystał tę niezwykłą zdolność do dziwienia się światem. Napisał fajną książkę, czasami ironiczną, momentami śmieszną, ale też całkiem serio. Co najważniejsze, opowiadania, które stworzył, przemawiają do czytelnika, do którego są skierowane (czyli 9+), a i dorośli mają frajdę z lektury.

poniedziałek, 24 września 2012

Sharon Owens "Herbaciarnia pod Morwami".

Sharon Owens
Herbaciarnia pod Morwami
Książnica 2006

Dość banalna historia, ale ciepła, romantyczna, krzepiąca.

Herbaciarnia Penny i Daniela jest miejscem przyjaznym, choć jej właściciele zaczynają odczuwać znużenie monotonią dnia codziennego. Penny, coraz bardziej znudzona żona swego męża, przytłoczona rutyną czynności, powtarzanych od zmierzchu do świtu, pragnie zmian. Uczucie między małżonkami gaśnie. Daniel zdaje się nie zauważać, jak jego piękna żona powoli się oddala. Musi przecież upiec ciasta, przygotować ekspres do kawy, obsługiwać klientów...

Herbaciarnia z tradycjami. Miejsce, które trwa, niezmienione od wielu lat. Przystań w codziennej gonitwie, staroświecka, przytulna. Tutaj krzyżują się losy bohaterów powieści Sharon Owens.

Przy stoliku zasiadają konserwatywne siostry Crawley - zatwardziałe w swym staropanieństwie panie, których przekonania i dialogi śmieszą współczesnego czytelnika. Obok kawę popija Brenda Brown, niespełniona malarka, zadurzona w Nicolasie Cage'u. Dorosła kobieta, która jak nastolatka, pisze listy do aktora, mając nadzieję, że na któryś otrzyma odpowiedź.
Do herbaciarni przychodzi też Sadie, by w tajemnicy przed mężem zajadać słodkie i wysokokaloryczne ciasta, ale też, by odpocząć od bycia służącą, pielęgniarką, popychadłem we własnym domu.
Postaci jest więcej. Każda z nich ma własną opowieść o miłości, niespełnieniu, zemście, pragnieniach...
Mamy bardzo romantyczną historię jednego spotkania Clare i Petera; poznajemy Aurorę i Henry'ego, których potrzeby rozmijają się w każdej minucie istnienia...

Wszystko, o czym pisze Owens już było, ale czytałam tę powieść z przyjemnością. Stopniowo coraz trudniej było mi odłożyć książkę na chwilę. Chciałam do niej wracać, bo "bije" z Herbaciarni... ciepło i pozytywna energia. To taka bajka o ludzkich niespełnieniach, które tutaj zostają nagrodzone albo ukarane, w zależności od tego, na co człowiek zasłużył.

czwartek, 20 września 2012

Carlos Ruiz Zafon "Więzień nieba".

Carlos Ruiz Zafon 
Więzień nieba
Muza 2012

Zafon, jak zwykle, niezawodny...
Trzeci tom cyklu Cmentarz Zapomnianych Książek to  wspaniała, pełna zakamarków, brutalna historia nie tylko ludzi, ale również miasta.

Barcelona 1957 roku pozostaje miejscem tajemniczym, nieco mrocznym, zamglonym. Jednak, w porównaniu z przeszłością jednego z bohaterów, wydaje się całkiem przyjemnym miastem.
W tej powieści na pierwszy plan wysuwa się postać Fermina, którego losy poznajemy dzięki wizycie pewnego jegomościa w księgarni Sempere i Synowie. Mężczyzna ten zasiewa ziarnko niepokoju, połączonego z ciekawością, w sercu Daniela i Fermin postanawia odkryć przed przyjacielem karty swej ciężkiej przeszłości. Fermin Romero de Torres młode lata spędził w więzieniu, gdzie doświadczył niepojętego okrucieństwa i widział rzeczy, które musiały odcisnąć piętno na całym jego życiu. W więzieniu poznał Davida Martina, w oczach współwięźniów obłąkanego pisarza, ale wariatem jest ten, kto ma się za całkowicie normalnego, a za nienormalnych uważa całą resztę*. Na górze Montjuic królował Maurice Valls, zadufany w sobie, niespełniony pisarzyna, z ambicjami przewyższającymi zdrowy rozsądek, którego z pewnością naczelnikowi więzienia brakowało. Zrobiłby wszystko, by stać się sławnym i bogatym, niekoniecznie szanowanym. Człowiek o tak wąskich horyzontach myślowych rządzi więzieniem w sposób okrutny i bezlitosny. Kaleczy, ograbia, poniewiera więźniami, choć wielu z nich znalazło się na górze Montjuic bezpodstawnie...

Nie chcę zdradzać fabuły, bo są pewnie tacy, którzy Więźnia nieba nie czytali, a mają w planach. Mnie pochłonęła historia Fermina (ta osadzona w przeszłości) i codzienność podupadającej na duchu księgarni Sempere i Synowie. Zdecydowanie bliżej tej powieści do Cienia wiatru (choć ten pozostaje najlepszą książką Zafona) niż do Gry anioła, która podobała mi się najmniej z całego cyklu.
Na Cmentarz Zapomnianych Książek autor zabiera czytelnika na końcu swej opowieści, więc pozostaje pewien niedosyt, bo w tym miejscu czuję się jak u siebie i chętnie spędziłabym tam więcej czasu.

 *Carlos Ruiz Zafon, Więzień nieba, Warszawa 2012, s.144


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...