czwartek, 31 grudnia 2015

2015. Książki przeczytane.

Małe podsumowanie roku 2015. Nie brałam udziału w żadnych wyzwaniach, nie liczyłam książek czytanych, by dobrnąć do jakiejś magicznej liczby. Czytałam. Po prostu. Raz zachłannie, innym razem spokojnie. Myślę, że dokonywałam udanych wyborów, jeśli chodzi o lektury. Najmniej podobały mi się dwie książki: Billie Anny Gavaldy (choć, jak wspomniałam w poprzednim poście, francuska pisarka należy do moich ulubionych) i Kochając syna Lisy Genovy (rzuciłam się na tę powieść po przeczytaniu cudownego Motyla i mocno się rozczarowałam). Na szczęście więcej było zachwytów, a znaczną ilość tytułów uważam za bardzo udane. Te najważniejsze zaznaczyłam tłustym drukiem i wszystkim polecam. O setkach przeczytanych stron książek dla dzieci nie wspominam, w zestawieniu umieściłam jedynie sześć tytułów dla młodzieży, które czytałam sama lub z nastoletnią córką. Oro Marcel A. Marcel zasługuje na szczególne wyróżnienie.

1. Anna Gavalda Billie
2. Maciej Sadowski Ryszard Kapuściński. Fotobiografia
3. Regina Brett Bóg nigdy nie mruga. 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu
4. Ilona Wiśniewska Białe. Zimna wyspa Spitsbergen 
5. Agnieszka Stelmaszyk Tajemnica klejnotu Nefertiti (1 tom Kronik Archeo)
6. Joanna Jagiełło Hotel dla twoich rzeczy. O życiu, macierzyństwie i pisaniu
7. Wendy Welch Księgarenka w Big Stone Gap. O przyjaźni, wspólnocie i nadzwyczajnej   przyjemności z dobrej książki
8. J.K.Johansson Laura
9. Anna Fryczkowska Kurort Amnezja
10. Rodrigo Rey Rosa Severina
11. Marta Kisiel Dożywocie
12. Charlotte Link Wielbiciel
13. Joanna Bator Rekin z parku Yoyogi
14. Neil Gaiman Ocean na końcu drogi
15. Małgorzata Halber Najgorszy człowiek na świecie
16. David Foenkinos Nasze rozstania
17. Susan Maushart E-migranci. Pół roku bez internetu, telefonu i telewizji
18. Katarzyna Michalik - Jaworska Blizny
19. Sylvain Tesson W syberyjskich lasach
20.  Jeanette Winterson Po co ci szczęście, jeśli możesz być normalna?
21. Julita Bator Zamień chemię na jedzenie
22. Lars Kepler Piaskun
23. Paul Auster Sunset Park
24. Jean Liedloff W głębi kontinuum
25. Agnieszka Tyszka Zosia z ulicy Kociej. Na wycieczce
26. Jorn Lier Horst Jaskiniowiec
27. Maciej Roszkowski Pisane słońcem
28. Jesper Juul Twoje kompetentne dziecko. Dlaczego powinniśmy traktować dzieci poważniej?
29. Elly Griffiths Janusowy kamień
30. Agnieszka Stein Dziecko z bliska
31. Joanna Wachowiak Kot kameleon
32. Paul Auster Dziennik zimowy
33. Camilla Lackberg Pogromca lwów
34. Lisa Genova Motyl
35. Lisa Genova Kochając syna
36. Kinga Izdebska Biuro kotów znalezionych
37. Lena Dunham Nie taka dziewczyna. Młoda kobieta o tym, czego "nauczyło" ją życie
38. Mary Norton Pożyczalscy na wyspie
39. Joanna Woźniczko - Czeczott Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego
40. Robert Rient Świadek
41. Asne Seierstad Księgarz z Kabulu
42. John Williams Profesor Stoner
43. Robin Sloan Całodobowa księgarnia pana Penumbry
44. Christer Mjaset Białe kruki
45. Santiago Pajares Książka, której nie ma
46. Marcel A. Marcel Oro
47. Anna Kamińska Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak
48. Sophie Hannah Buźka
49. Peter van Olmen Odessa i tajemnica Skrybopolis
50. Elizabeth Winder Sylvia Plath w Nowym Jorku. Lato 1953
51. Barbara Łopieńska Męka twórcza. Z życia psychosomatycznego intelektualistów
52. Karl Ove Knausgard Moja walka. Księga 1
53. Kaja Malanowska Mgła
54. Kathrin Lange Serce ze szkła
55. Katarzyna Puzyńska Motylek
56. Katarzyna Molęda Szwedzi. Ciepło na Północy
57. Anna Gavalda Pocieszenie
58. Andrzej Stasiuk, Dorota Wodecka Życie to jednak strata jest
59. Nigel Slater Tost. Historia chłopięcego głodu
60. Małgorzata Musierowicz Feblik
61. Cornelia Funke Anyżowa warownia
61. Katarina Bivald Księgarnia spełnionych marzeń
62. Co czytali sobie, kiedy byli mali (rozmawiali Ewa Świerżewska i Jarosław Mikołajewski)


poniedziałek, 28 grudnia 2015

Pocieszenie.

Anna Gavalda
Pocieszenie
Świat Książki, 2009


Pocieszenie to jedna z tych książek, o których myśli się długo po przeczytaniu ostatniej strony. Anna Gavalda jest jedną z moich ulubionych pisarek, co nie znaczy, że każda jej powieść budzi we mnie wielkie emocje. Billie i Chciałbym, żeby ktoś gdzieś na mnie czekał to tytuły, za którymi nie przepadam. Całym sercem uwielbiam Po prostu razem, Ostatni raz, Kochałem ją. Do tej listy dołącza teraz Pocieszenie. Do przeczytania pozostało mi już jedynie Lepsze życie, najnowsza powieść francuskiej pisarki.

Niezależnie od tego, jakie wrażenie wywiera na mnie książka Anny Gavaldy, lubię styl autorki. Po prostu. Jej sposób patrzenia na świat i to, jak później ten świat opisuje, doskonale trafia w moje gusta i skłania do wielu refleksji na temat życia. Banalne? Być może.
Powieści Gavaldy sprawiają, że pochylam się nad codziennością, nad drobiazgami, nad relacjami z ludźmi. W swojej twórczości autorka dotyka spraw istotnych, które decydują o jakości naszego życia. Raczej subtelnie, choć potrafi być dosadna. Jak wiele powstało książek na temat kryzysu wieku średniego, wypalenia zawodowego i uczuciowego, wątpliwości? Setki, tysiące...Jednak to właśnie powieści Francuzki targają moimi emocjami i dają do myślenia.

Pocieszenie jest książką o wypaleniu, a główny bohater, Charles Balanda, nie wyróżnia się niczym szczególnym. To dobiegający pięćdziesiątki architekt, który czuje się niespełniony. Większość życia ma za sobą i świadomość upływającego czasu przygnębia go coraz bardziej. Jest nieszczęśliwy w miłości, nie może się dogadać z nastoletnią córką swojej partnerki, praca nie daje mu satysfakcji. Jednak nie próbuje (może nie wie jak) zmienić tej sytuacji. Do czasu, gdy podczas urodzin swojej partnerki, otrzymuje list. Kilka słów, zapisanych na kartce papieru, przewraca jego życie do góry nogami...
Charles wyrusza w podróż. Dosłownie, bo postanawia odwiedzić starego przyjaciela. I w przenośni, ponieważ zagląda w głąb siebie i przewartościowuje swoje życie. Później już nic nie będzie takie samo.

Anna Gavalda nieco poszarpała narrację swej powieści, ale ja tak lubię i nie wyobrażam sobie, że tekst jest inaczej posklejany. Pocieszenie to mądrze opowiedziana historia o miłości, złudzeniach, szczęściu, rodzinie...czego tu nie ma! Łapie za serce, zmusza do refleksji, wzrusza, wkurza, uspokaja. Uwielbiam.

poniedziałek, 21 grudnia 2015

"Życie to jednak strata jest", czyli rozmowy ze Stasiukiem.

Zdania wyrwane z rozmów Andrzeja Stasiuka z Dorotą Wodecką. Ważne.
Życie to jednak strata jest (Czarne, 2015) to książka istotna, dotykająca trudnych tematów, o których dziś się nie rozmawia, a należałoby. Przeczytajcie.


Warto walczyć o to samo co zawsze. O siebie. Żeby się nie dać sformatować, że trzeba zwyciężać, zarabiać, kupować. Nie dać się przerobić na szczura, tylko znaleźć niszę i dzięki niej nie dać się wrobić w cały ten śmietnik, który sączy w nas popkultura, żeby przerabiać na konsumentów, na pożeraczy badziewia (...) Całe to gadanie, że Zachód jest cywilizacją indywidualistów, to ściema. Odgrywamy parę ról, i tyle. Tracimy tożsamość.

Bo taki jest sens literatury, żeby cię wykoleiła z normalnej codzienności, żeby cię wystrzeliła w kosmos z tego zwykłego życia, żebyś się nie dał udupić. 

Co jest w życiu ważne?
Szczegóły. Detale. Prostota. Ta uczuć, krajobrazu, czynności. Spokój.
No i żeby ze stosunkowo niskim poziomem żalu odchodzić. Wiadomo, że zawsze będziemy odchodzili niepogodzeni, ale chciałbym móc powiedzieć: "No, okejos, Panie Boże, w miarę było. Chodźmy".

Pamięć jest po to, żeby było o czym rozmawiać, do czego tęsknić i co opłakiwać. Wszystko się dzieje raz i więcej się nie stanie, czego mięso armatnie kapitalizmu nie dostrzega, tylko tkwi w teraźniejszości, wierząc, że korpo będzie trwało wiecznie.
Ja jestem obsesjonatem pamięci i boję się tego, że mógłbym ją stracić. Z nią straciłbym kawał świata (...) Zmusza mnie pani do wygłaszania banałów, ale człowiek bez pamięci nie wie, kim jest.

(Wszystkie zdania pisane kursywą to cytaty z książki Życie to jednak strata jest).

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Szwedzi. Ciepło na Północy.

Katarzyna Molęda
Szwedzi. Ciepło na Północy
Czarna Owca, 2015


Po przeczytaniu tej książki człowiek ma ochotę spakować walizkę i zmienić klimat. Z opowieści Katarzyny Molędy wyłania się kraj mlekiem i miodem płynący, co nie znaczy, że autorka pomija to, co w Szwecji ogranicza i niekoniecznie jest fajne. Jednak w ogólnym rozrachunku ta część Skandynawii wypada bardzo dobrze. I kusi. Wiem, wszędzie lepiej, gdzie nas nie ma, ale od wielu lat mam poczucie (które płynie nie tylko z przeczytanych książek, ale również z relacji osób, które w Szwecji czy w Norwegii mieszkają), że to trochę lepszy od mojego kawałek świata, lepiej zorganizowany, bardziej przyjazny ludziom i środowisku. Nigdy nie twierdziłam, że Szwedzi są zimni, zdystansowani, poważni, jak podobno postrzegani są przez Polaków. Brałam udział w Midsommar, jednym z najważniejszych dla Szwedów świąt roku, i mam z tego wydarzenia same pozytywne wspomnienia. Byłam wówczas w Uppsali, tańczyłam wokół Słupa Majowego, a całą noc przespałam z bukietem kwiatów pod poduszką, by we śnie zobaczyć przyszłego męża. Noc była wyjątkowo jasna.

Wielkim plusem książki Molędy jest lekki styl autorki, który sprawia, że czytasz Szwedów... jak bardzo dobrą powieść. Dzięki temu przyswajasz wiele informacji na temat kraju, który znasz połowicznie lub wcale, a nie czujesz się przytłoczony nadmiarem wiadomości. Polka od lat mieszkająca w Szwecji opowiada o tym kraju z dystansem, częściej z  humorem, rzadziej poważnie. Katarzyna Molęda pisze o swoich pierwszych doświadczeniach, o poznawaniu szwedzkiej mentalności (momentami tak różnej od polskiej), o tym, co ją w Szwecji zaskoczyło. Wspomina o Szwedzie codziennym i o Szwedzie świątecznym. Porusza temat równości, aborcji, stosunku do imigrantów. Rozdział dotyczący sposobu postrzegania i traktowania ludzi starszych sprawia, że zaczynasz marzyć o emeryturze w Skandynawii.

Szwedzi... to kilkanaście rozdziałów, dzięki którym powierzchownie, ale jednak wystarczająco dla kogoś nieobeznanego z tematem, poznajemy Szwedów i Szwecję.

czwartek, 10 grudnia 2015

Sophie Hannah "Buźka".

Sophie Hannah
Buźka
Wydawnictwo Literackie, 2015


Powieść Sophie Hannah została wcześniej wydana pod tytułem Twarzyczka i już wtedy o niej słyszałam, czytałam, kojarzyłam okładkę. Jednak dopiero teraz postanowiłam sięgnąć po tę książkę, skuszona wieloma pozytywnymi opiniami na temat twórczości angielskiej pisarki.

Wybrałam Buźkę, ponieważ lubię zaczynać od początku, a ten tytuł to pierwszy tom cyklu z konstablem Simonem Waterhouse w roli śledczego. Powieść towarzyszyła mi w podróży z Poznania do Słupska i muszę przyznać, że przyjemnie spędziłam kilka godzin w pociągu. Uważam, że Buźka to godna polecenia historia, ale spodziewałam się, że będzie w niej coś innego, jakiś rys charakterystyczny, który zapamiętam i dzięki któremu powieści Hannah są tak wyjątkowe. Tymczasem przeczytałam zgrabnie napisany thriller psychologiczny, w którym momentami trudno zgadnąć, co jest prawdą, a co zmyśleniem. Relacje rodzinne są zawiłe, emocje utrudniają ocenę sytuacji, pozory mylą. W "idealny" świat rodziny Fancourt wkracza strach i stopniowo na światło dzienne wychodzą małe i większe tajemnice mieszkańców pięknego domu. Ginie niemowlę, o czym przekonana jest tylko jego matka, ponieważ według pozostałych mieszkańców rezydencji dziecko jest całe i zdrowe. Tyle tylko, że Alice uważa, że to nie jej córeczka, że ktoś podmienił dzieci i ona, jako mama, czuje i wie, że dziewczynka leżąca w łóżeczku to obce niemowlę. Rozpoczyna się śledztwo, w którym od początku Alice jest na straconej pozycji, ponieważ nie jest w stanie udowodnić, że jej córka zaginęła. Nawet jak wydaje jej się, że ma dowód (np. zdjęcia małej), okazuje się, że jednak nie ma. Większość uważa, że traci zmysły albo dopadła ją poporodowa depresja. Robią z niej wariatkę. Jednak konstabl Simon Waterhouse widzi to, co umyka innym i powoli odkrywa prawdę, wielokrotnie "po drodze" gubiąc się w śledztwie. Simon to dość nieprzystępna postać. Mężczyzna po przejściach, który ma dar dostrzegania szczegółów i nieustannie analizuje, jest flegmatyczny, ale uważny. Mam wobec funkcjonariusza mieszane uczucia. Może w kolejnej części cyklu bardziej mnie do siebie przekona, a może wcale nie musi.

Fajny pomysł na fabułę, lekki styl autorki, niepokój towarzyszący czytaniu i fakt, że nie odgadłam zakończenia historii sprawiły, że Buźkę czytałam z przyjemnością i mogę polecać innym.

wtorek, 1 grudnia 2015

Motylek. Pierwsza wizyta w Lipowie.

Katarzyna Puzyńska
Motylek
Prószyński i S-ka, 2014


Robię przerwę od kryminałów i od egzemplarzy bibliotecznych. Doczytam tylko Pocieszenie Anny Gavaldy (cudowne Pocieszenie) i zadbam o własne książki. Tym bardziej, że mam na półkach wiele takich, które bardzo chciałam przeczytać i spoglądając w ich kierunku czuję wyrzuty sumienia, że są zaniedbane i wciąż odkładane na później. Niech pierwszy dzień grudnia będzie świadkiem mojego postanowienia. Wszystkie lektury nadobowiązkowe już sobie podczytuję. Na szczęście książką Wisławy Szymborskiej można się delektować, dwa komentarze przeczytać i za kilka godzin dwa kolejne, i następnego dnia jeden albo, jak czas pozwoli, dziesięć...

Moja decyzja jest świeża, bo jeszcze kilka dni temu miałam zamiar zagłębić się w drugim tomie Lipowa. Jednak w bibliotece dostępne są tom pierwszy i tom czwarty, pozostałe części nie zostały zakupione. Pytam więc: jak żyć? Nie przeskoczę z pierwszego do czwartego tomu, więc chwilowo obraziłam się na bibliotekę i będę szukała Więcej czerwieni w innych miejscach. Póki poszukiwania nie zakończą się sukcesem, czytam własne książki. Najpierw Feblik Małgorzaty Musierowicz, później Szwedzi. Ciepło na północy Katarzyny Molędy i Szwecja czyta. Polska czyta Katarzyny Tubylewicz i Agaty Diduszko - Zyglewskiej. Jeśli powrócić do posta Lista życzeń widać, jak ładnie i sprawnie lista szczupleje. Bardzo mnie to cieszy. Wiem, że w niedalekim Poznaniu czeka na mnie Smak świąt Agnieszki Maciąg. I sprezentowałam sobie jeszcze Eseje wybrane Virginii Woolf.

Miałam jednak wspomnieć o Motylku Katarzyny Puzyńskiej, pierwszej części cyklu o policjantach i mieszkańcach małej wioski Lipowo niedaleko Brodnicy. Wspomnieć, ponieważ w pisaniu o kryminałach nie można być nadgorliwym, by nie posunąć się za daleko w zdradzaniu szczegółów fabuły i nie zepsuć innym czytelnikom lektury.
Byłam skazana na polubienie sagi Lipowo, choć wcześniej nie wiedziałam, że pani Puzyńska została ochrzczona polską Camillą Läckberg. Jak już wielokrotnie wspominałam opowieści z Fjällbacki bardzo lubię i czekam na kolejne tomy serii. Po Motylku chętnie sięgnęłabym po drugą część cyklu, ale z wiadomych powodów muszę się wstrzymać z bólami (może Booklips będzie łaskawy, bo trwa właśnie konkurs, w którym można wygrać komplet kryminałów Puzyńskiej i pozwoliłam sobie wziąć udział w tej zabawie:)).

Dlaczego byłam skazana na polubienie Lipowa? Mała społeczność, w której wszyscy się znają i wszystko (prawie!) o sobie wiedzą. Ciekawi bohaterowie, z których żaden nie jest chodzącym ideałem, a każdy niemal ma na sumieniu jakieś grzeszki. Policjanci z krwi i kości, czasami tonący w codzienności, ale kiedy trzeba gotowi do działania. Ciekawe portrety psychologiczne mieszkańców, dużo relacji międzyludzkich, a obok zwykłej egzystencji zbrodnia. Nie najważniejsza, choć istotna.
Dla policjantów z niewielkiego posterunku w Lipowie przełomowa, ponieważ śledztwa w sprawie morderstwa prowadził do tej pory komisariat w Brodnicy. Tym razem jednak czterech funkcjonariuszy z Lipowa może się wykazać sprawnością umysłową i znajomością ludzkiej psychiki.

Lipowem rządzą plotki i ploteczki. Policjanci są kumplami, którzy znają się od dzieciństwa. Mama jednego z nich pracuje na komisariacie i dba o regularne dostawy domowych ciast dla zapracowanych funkcjonariuszy. Atmosfera jest ciepła i domowa. Za rogiem czai się niebezpieczeństwo i być może sąsiad jest mordercą, ale przecież wszyscy się wspieramy, więc poradzimy sobie w każdej sytuacji. Wielu jest bohaterów w Motylku i każdy z nich ma charakter, budzi zainteresowanie, nie daje o sobie zapomnieć. Mnóstwo jest również sekretów i autorka stopniowo odsłania je przed czytelnikiem. Trzeba przyznać, że Puzyńskiej udaje się cały czas rozbudzać ciekawość czytelnika, choć akcja powieści jest raczej stabilna. Przede wszystkim pisarka sprawia, że mieszkańcy Lipowa stają się naszymi kolegami, a przecież chcemy wiedzieć, co słychać u znajomych. I sięgamy po kolejny tom serii (chętnie!).

środa, 25 listopada 2015

Serce ze szkła.

Kathrin Lange
Serce ze szkła
Muza, 2015


Przeczytałam pierwszy tom cyklu Serce ze szkła, skierowanego do młodego czytelnika. Sięgnęłam po tę książkę za namową córki, którą fabuła zachwyciła i niecierpliwie czeka na kontynuację opowieści. Cóż...moje odczucia są nieco inne, ale tylko dlatego, że wyrosłam już z wieku nastoletniego. Podejrzewam, że kilkanaście lat temu byłabym mniej krytyczna wobec Serca ze szkła, ale dziś drażniła mnie ckliwość Juli, ponurość Davida oraz akapity w stylu Virginii Cleo Andrews. Tak, z panią Andrews spotkałam się kilkakrotnie, ale jedynie po Kwiatach na poddaszu nie cierpiałam na niestrawność. Pozostałe części sagi o rodzinie Dollangangerów okazały się tak przykre w odbiorze, że stwierdziłam, że kończę znajomość z amerykańską pisarką.

Dzięki powieści Kathrin Lange przeniosłam się na wyspę Martha's Vineyard, owianą wieloma tajemnicami i legendami. Razem z nastoletnią Juli i jej ojcem, autorem bestsellerowych powieści, trafiłam do rezydencji wydawcy książek, pracodawcy pisarza. Znalazłam się tam dlatego, że syn właściciela domu cierpiał na stany depresyjne, spowodowane samobójstwem narzeczonej. Juli miała pełnić rolę antidotum na samotność i smutek Davida. Tyle tytułem wstępu...

Serce ze szkła to książka zainspirowaną gotycką powieścią Rebeka angielskiej pisarki Daphne du Maurier, wydaną po raz pierwszy w 1938 roku. Musiałabym ponownie przeczytać Rebekę, aby odnaleźć punkty styczne dwóch powieści. Niewiele pamiętam z fabuły pierwowzoru, w związku z czym intertekstualnymi odniesieniami są dla mnie miejsce akcji (mroczna posiadłość, w której czuje się obecność zmarłych) oraz książka du Maurier, czytana przez główną bohaterkę i wspominana przez inne postaci Serca ze szkła.

Muszę przyznać, że fabuła powieści Lange jest interesująca, ale, jak wspomniałam wyżej, nastolatką nie jestem i nie umiałam czytać tej książki jak nastolatka. Kiedy kolejny raz serce Juli rozpadało się na kawałki, nie byłam zauroczona romantyzmem chwili, ale znudzona powtarzalnością reakcji.
Dlatego polecam Serce ze szkła nastoletnim czytelnikom, ponieważ ich ta opowieść ma szansę zachwycić, na co przykładem i dowodem jest opinia mojej dwunastoletniej córki.

czwartek, 19 listopada 2015

Mgła.

Kaja Malanowska
Mgła
Znak, 2015


Słuchaj, jak się nazywa ta choroba, która nie ma wyraźnych objawów? Jesteś tylko coraz bardziej zmęczony, coraz dłużej śpisz, aż w końcu umierasz.
Życie.
 
Lubię kryminały. Kiedy poszperam w przeszłości okazuje się, że głównie te skandynawskie i angielskie. W kwestii rodzimej twórczości kuleję na całej linii. Dlatego rzuciłam sobie wyzwanie i postanowiłam poznać bliżej książki polskich pisarzy. Miałam zacząć od Miłoszewskiego albo Krajewskiego, ale wybrałam powieść Kai Malanowskiej, która do tej pory pisaniem kryminałów się nie zajmowała. Tym bardziej byłam ciekawa Mgły.

Akcja powieści toczy się w zamglonej Warszawie, w której próżno szukać miejsc ciepłych i przyjaznych zziębniętemu człowiekowi. Czytelnik odwiedza mroczne dzielnice miasta, zagląda do smutnych domów, spotyka rodziny, które dawno zapomniały czym jest bliskość. Z każdego kąta wychyla się samotność. 

Do takiej Warszawy przyjeżdża Ada Rochniewicz, by rozpocząć pracę w stołecznej dochodzeniówce. Przeszłość policjantki owiana jest tajemnicą. Wiadomo, że wcześniej pracowała we Wrocławiu. Nie wiadomo natomiast, dlaczego przeniosła się do Warszawy. Współpracownicy snują przypuszczenia, ale nie są w stanie skonfrontować ich z rzeczywistością, ponieważ ktoś skutecznie wyczyścił papiery Ady. Kobieta ma pracować z komisarzem Marcinem Sawickim, którego trudno polubić. Od pierwszego dnia jest nieprzychylny nowej koleżance (i wszystkim kobietom, pracującym w policji), nie przebiera w słowach, w kontakcie ze świadkami czy podejrzanymi nie kontroluje emocji. 
Ada i Marcin zajmują się sprawą morderstwa na Mokotowie. W niewielkim mieszkaniu znaleziono ciało Zofii Wagner. Dość szybko okazuje się, że kobieta miała się spotkać z byłym kochankiem i to on pewnie w ataku furii uderzył ją ciężkim narzędziem w głowę. Sprawa wydaje się prosta i policjanci liczą na szybkie zamknięcie dochodzenia. Jednak pojawia się coraz więcej wątków, które budzą wątpliwości...

Kaja Malanowska skomponowała bardzo dobry kryminał, w którym przeczytamy o nielegalnych imigrantach, o sekcie religijnej, o zawiedzionej miłości, o problemach psychicznych. Atutem powieści są na pewno główni bohaterowie - Rochniewicz i Sawicki - para charakternych policjantów, którzy potrafią czytelnika zaskoczyć. 
Autorka dwa tygodnie akcji rozpisała na 700 stron, ale nie nudziłam się nawet przez chwilę.

W ramach wyzwania, które sobie rzuciłam, czytam teraz Motylka Katarzyny Puzyńskiej.

poniedziałek, 9 listopada 2015

Sylvia Plath w Nowym Jorku. Lato 1953.

Elizabeth Winder
Sylvia Plath w Nowym Jorku. Lato 1953
Marginesy, 2015


Nieśmiertelna Sylvia Plath. Fascynuje od czasów licealnych. Jej życiorys, mniej twórczość. Nie przebrnęłam przez drobiazgowe Dzienniki, Szklany klosz przeczytałam, ale nie powalił mnie na kolana, za poezją nie przepadam. To niewytłumaczalne, ale nie potrafię przejść obok tego nazwiska obojętnie i czytam wszystkie publikacje na temat Sylvii.

Poetka Elizabeth Winder przedstawiła fragment życia kobiety, postrzeganej jako postać tragiczna. Latem 1953 roku Sylvia jako jedna z dwudziestu młodych kobiet odbyła staż w prestiżowym magazynie Mademoiselle. Pobyt w Nowym Jorku był spełnieniem marzenia, które od lat tliło się w sercu Plath.
Celem Winder było przełamanie wizerunku autorki Ariela jako kobiety depresyjnej i ukazanie Sylvii Plath w wersji light jako miłośniczki mody, opalania, dobrego jedzenia i przystojnych mężczyzn. Kultura wrzuciła pisarkę do worka z napisem Poeci Przeklęci, ale Sylvia nie była jednowymiarowa. Na równi z literaturą kochała modę, namiętnie przeglądała czasopisma, nie rozstawała się z czerwoną szminką. Czytelnicy Dzienników wiedzą, jak wiele miejsca w swoich zapiskach poświęcała codziennym rytuałom, związanym z doborem garderoby. Pobytu w Nowym Jorku nie opisała w Dziennikach, okres ten stał się podłożem dla Szklanego klosza.

Z opowieści autorki, z relacji obserwatorów życia Plath, z krótkich wypowiedzi stażystek, które przebywały w redakcji Mademoiselle latem 1953 roku wyłania się obraz konsumpcjonizmu totalnego. Dziewczyny skupiają się na fatałaszkach, biorą udział w wystawnych kolacjach, wydają pieniądze. Niemal wszystkie pragną żyć w luksusie. Dla większości z nich staż w redakcji to ostatnia przygoda, zanim wkroczą w prawdziwe życie i staną się żonami, matkami, gospodyniami. Są takie, które frapuje kwestia pogodzenia życia domowego z zawodowym. Są i takie, które nie traktują tej kwestii problematycznie, bo pragną jedynie dobrze wyjść za mąż i kupować ubrania, błyskotki, czytać czasopisma, myśleć o nowej fryzurze, urodzić dzieci.
Sylvia nie odrzuca myśli o rodzinie, ale przede wszystkim chce pisać, chce być częścią świata literatury, poznawać pisarzy. Elizabeth Winder pokazuje, że Plath była "zwykłą" kobietą i interesowały ją babskie sprawy. Jednocześnie jednak, między wierszami, możemy dostrzec mroczną stronę Sylvii. Czytając książkę widzimy uśmiechniętą blondynkę, dziewczęcą i pełną życia, która cieszy się pobytem w Nowym Jorku. Dwa miesiące po powrocie z wymarzonego stażu ta piękna kobieta trafia do szpitala po nieudanej próbie samobójczej.

Autorka wtłacza w główny nurt opowieści epizody z życia Plath przed jej przyjazdem do Nowego Jorku. Szatkuje narrację relacjami świadków wydarzeń, dzięki czemu mamy nie tylko szerszy obraz sytuacji, ale zabieg ten sprawia, że książka Winder przypomina reportaż.
Sylvia Plath w Nowym Jorku. Lato 1953 to tytuł wart przekartkowania. To inne spojrzenie na autorkę Szklanego klosza. Dla czytelników, którzy podobnie jak ja, z wiadomych czy też niewiadomych przyczyn, są zafascynowani życiorysem Plath.

wtorek, 3 listopada 2015

Odessa i tajemnica Skrybopolis.

Peter van Olmen
Odessa i tajemnica Skrybopolis
Literacki Egmont, 2015

Po świetnym Oro duetu Marcel A. Marcel z przyjemnością przeczytałam kolejną książkę dla młodzieży. Odessa i tajemnica Skrybopolis to powieść przygodowa z elementami fantastyki, więc czytałam ją inaczej niż Oro, ale zdecydowanie polecam książkę belgijskiego pisarza i młodszym, i starszym czytelnikom.

Sięgnęłam po Odessę... nie tylko dlatego, że za wydanie tego tytułu odpowiada Literacki Egmont, a od jakiegoś czasu ufam temu wydawnictwu. Powieść przykuła moją uwagę, ponieważ miałam ochotę przeczytać książkę przynajmniej w niewielkim stopniu podobną do Atramentowej trylogii Cornelii Funke czy Miasta Śniących Książek Waltera Moersa. Potrzebowałam wpaść do miasta pisarzy, do miejsca pełnego książek, w którym będę się potykała o woluminy. Odwiedziłam Skrybopolis, w którym codzienność przepełniona jest magią, a jego mieszkańcy uczą się (lub już umieją) "wydobywać" z książek rzeczy i żywe istoty. Do miasta trafiłam dzięki trzynastoletniej Odessie, która od wielu lat szuka swego ojca. Dziewczynka mieszka z mamą i postrzega swą rodzicielkę jako kobietę raczej nudną, wciąż zatopioną w książkach, która na dodatek nie chce (czy też nie może) opowiedzieć córce o ojcu. Odessa szybko przekona się, jak mylne jest jej wyobrażenie na temat mamy. W Skrybopolis przeżyje wiele niesamowitych przygód, często niebezpiecznych i wiele się nauczy na temat życia.

W powieści Petera van Olmena czytelnik spotka Szekspira, Dostojewskiego, Flauberta, Kafkę. Zaprzyjaźni się z Orfeuszem. Dla dorosłego odbiorcy ta książka to skarbnica intertekstualnych odniesień. Natomiast dla młodego czytelnika to przede wszystkim fajnie napisana powieść przygodowa, przy której nie sposób się nudzić. Mnie Odessa i tajemnica Skrybopolis bardzo przypadła do gustu i niecierpliwie czekam na drugi tom serii, który autor już napisał.

Trylogia Cornelii Funke pozostaje najwspanialszą serią, w której królują książki i ich czytelnicy, ale powieść van Olmena jest godna polecenia. Jeśli chodzi o Waltera Moersa, to Miasto Śniących Książek jest cudne i muszę koniecznie przeczytać inne książki pisarza. Czy niemieccy autorzy mają monopol na tworzenie fantastycznych (bardzo dobrych i pełnych magii) powieści, które są przepełnione literaturą?


czwartek, 22 października 2015

Księgarz z Kabulu.

Åsne Seierstad
Księgarz z Kabulu
W.A.B., 2013


Norweska dziennikarka przez kilka miesięcy mieszkała w domu kabulskiej rodziny księgarza Sultana Khana (personalia bohaterów na użytek książki zostały zmienione). Był rok 2001. W Nowym Jorku dokonano zamachu na wieże World Trade Center. W Afganistanie zakończył się reżim talibów.

Zafascynowana księgarzem Seierstad mogła obserwować z bliska życie domowników, słuchać opowieści o kraju, którego kultura jest tak odmienna od tej, w której autorka się wychowała.
To jest książka, którą bardzo dobrze się czyta (ukłon w stronę Seierstad), ale jednocześnie historie w niej zamknięte wzbudzają tyle emocji (głównie negatywnych), że człowiek po lekturze czuje się zmaltretowany. Momentami miałam ochotę rzucić tą książką o ścianę ze złości, z bezradności, z nadmiaru cierpienia.

Człowiek żyje sobie z dnia na dzień. Jakby nie było, w dobrobycie. Niby ma świadomość, że gdzieś na świecie dzieje się źle, że jest tak, jak być nie powinno. Jednak wiedza większości jest ograniczona. Muzułmanki w swoim kraju (i nie tylko) są osobami drugiej kategorii, w Korei Północnej ludzie głodują i cierpią, w Ugandzie partyzanci sieją zniszczenie, tu i tam toczy się wojna... To jest wiedza powierzchowna, którą wzbogaca przeczytanie reportażu. Lektura dobrego reportażu otwiera oczy na świat, przynosi refleksje, zmusza do dyskusji.

Księgarz z Kabulu jest bardzo dobrym reportażem, napisanym z wnikliwością obserwatora zdarzeń, któremu udało się mocno zbliżyć do świata opisywanego. Jednocześnie autorka książki nie ocenia, nie obwinia, nie moralizuje. Pisze o tym, co widzi i o tym, co słyszy. Jest na tyle blisko kabulskiej rodziny, że jej członkowie sami opowiadają jej o życiu kobiet i mężczyzn w muzułmańskim kraju, o kulturze, o relacjach międzyludzkich, o małżeństwie. I to są historie często wstrząsające, bolesne, niesprawiedliwe. Celowo nie przywołam tu żadnej z nich. Ten reportaż trzeba przeczytać, a nie tylko czytać o nim. Te historie trzeba "przeżyć", przeklnąć albo się rozpłakać.

Plusem książki Åsne Seierstad jest, przy ciężkości tematu, lekki styl. Dzięki niemu, choć sponiewierana po lekturze, czuję się dobrze. Są reportaże, których się boję. Ze strachem czytałam Nocnych wędrowców Wojciecha Jagielskiego, nie wiedząc, co (czy też kogo) spotkam na kolejnych stronach.

poniedziałek, 19 października 2015

Simona, kobieta niezwykła.

Anna Kamińska
Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak
Wydawnictwo Literackie, 2015


Tak się złożyło, że przez dłuższy czas nie sięgałam po biografie i zapomniałam jak bardzo lubię je czytać. Zazwyczaj, w przeszłości, wybierałam opowieści o ludziach, których nazwisko nie jest mi obce, o których mogę opowiedzieć, ponieważ lubię ich twórczość czy są kimś na tyle kontrowersyjnym, że nie sposób nie wiedzieć o ich istnieniu. Do biografii Simony Kossak przyciągnęła mnie okładka książki. Fotografia kobiety, całującej kruka (który, jak się w trakcie lektury przekonałam, odegrał istotną rolę w życiu tytułowej bohaterki), trzymającej w dłoni analogowy aparat fotograficzny, jest cudna. O samej Simonie nigdy nie słyszałam, nie wiedziałam, kim była, czym się w życiu zajmowała i dlaczego jej życie było niezwyczajne. Nazwisko wywołało jednoznaczne skojarzenie i słusznie, ponieważ Simona pochodziła z tych Kossaków, ale jej życiowe wybory miały niewiele wspólnego ze ścieżkami, którymi kroczyli jej przodkowie. Nie została malarką, bo brakowało jej talentu. Czasami myślała o pisaniu (jej ciotkami były Maria Pawlikowska - Jasnorzewska i Magdalena Samozwaniec), ale wolała czytać książki. Później, jako doktor nauk leśnych, będzie publikowała teksty, wyda książki, ale twórczość Simony niewiele ma wspólnego z poezją.

Simona była dzieckiem niechcianym, ponieważ miała czelność urodzić się dziewczynką. Dzieciństwo w krakowskim domu, zwanym Kossakówką, upłynęło dziewczynce pod znakiem zakazów i nakazów. Simona do końca życia nienawidziła tego miejsca, z którym wiązały się przykre wspomnienia. Wiedziała, że po studiach w Krakowie, nie wróci już do Kossakówki. Jedynym pozytywnym aspektem w domu rodzinnym była obecność zwierząt, które Simona kochała nad życie. Wśród zwierząt czuła się najlepiej, z ludźmi nie mogła znaleźć wspólnego języka.
W czasie studiów Simona nie była odludkiem, czynnie działała w organizacjach studenckich, bawiła się w czasie Juwenaliów.

Jako biolog, zainteresowany zootechniką i zafascynowany światem zwierząt, wyruszyła pod koniec studiów w poszukiwaniu pracy na rekonesans w Bieszczady. Usłyszała, że dzicz nie jest dla kobiet. Kobiety się tutaj nie odnajdują. Boją się same pójść do lasu. Boją się samotnie mieszkać. Poza tym kobiety rodzą dzieci. Człowiek, który wypowiedział te słowa, miał ograniczone horyzonty myślowe i widocznie nie spotkał w swym życiu kobiety podobnej do Simony. Kobiety, która się nie poddała i znalazła swoje miejsce na ziemi w Białowieży, gdzie spędziła resztę życia. Samotnie przemierzała puszczę, badając życie zwierząt. Na Dziedzince, bo tak nazywała się leśniczówka, w której Simona zamieszkała, nie było prądu, wanny, lodówki, ale był spokój, zwierzęta, książki. I Lech Wilczek, fotograf, który żył z Simoną, ale nie był to związek oczywisty. Mieszkali na Dziedzince trzydzieści pięć lat, ale czy byli razem? Oboje najbardziej cenili sobie wolność, nie definiowali tego, co ich łączy. Lubili być razem, kochali Białowieżę, dobrze czuli się w lesie.

Simona Kossak od zwierząt otrzymała to, czego nigdy nie dostała od ludzi. Całe życie walczyła o to, by jej praca coś znaczyła. Prowadziła w radiu Białystok audycję o zwyczajach seksualnych zwierząt, dlatego na Podlasiu jest legendą. Żyła skromnie, choć skromna nie była. Chciała się wciąż rozwijać, uczyć nowych rzeczy. Nie była osobą towarzyską, na Dziedzince rzadko pojawiali się goście. Zresztą mało kto zniósłby pobyt w zatęchłej, przesiąkniętej zapachem zwierząt, leśniczówce. Jedna z kobiet, która bywała na Dziedzince, wspomina: Jak spałam u Simony, ciągle coś po mnie latało: a to myszy, a to szczury, a to popielice. Na podłodze leżał dzik, a na fotelu sofa kłapała dziobem. Ktoś nerwowy ze strachu chybaby tam umarł.


Biografia Simony Kossak opowiada o życiu pełnym pasji, więc opowieść Anny Kamińskiej nie mogła być słaba. Czyta się cudnie.

piątek, 16 października 2015

Nowe na domowych półkach...dawno nie było książek zakupionych.


O bibliotece Umberto Eco dobrze znam, ale nie miałam.
Nocny pociąg do Lizbony musiałam kupić po obejrzeniu filmu (cudowny Jeremy Irons w roli głównej).
O Kapuścińskim i Kapuścińskiego kompletuję wszystko. To mój MISTRZ.
Susan Sontag, Julio Cortazar, Jesper Juul, Agnieszka Stein...wiadomo, mieszanka znakomita.
Czwarty tom dzienników Anais Nin kupiłam, ponieważ mam trzy wcześniejsze tomy i uwielbiam tą panią.
Książkę o Virginii Woolf nabyłam na letnim kiermaszu z ciekawości. Po pobieżnym przejrzeniu wydała mi się interesująca. Nie ukrywam, że niska cena ułatwiła podjęcie decyzji.

Henning Mankell też z kiermaszu. Lubię czytać Mankella, a tej powieści nie znam.
Klub filmowy Meryl Streep z Biedronki, bo była promocja 2+1, a kupiłam córkom dwie książki, więc "musiałam" dobrać trzecią za 1 grosz. Jedyną godną uwagi pozycją okazała się powieść Mii March, więc przyniosłam ją do domu. Jak już może niektórzy z Was wiedzą czytadeł raczej nie kupuję. Zdarza mi się je czytać, ale są to egzemplarze biblioteczne.
Pozdrowienia z Korei musiałam mieć, bo po przeczytaniu reportażu Barbary Demick interesuje mnie wszystko, co napisano na temat Korei Północnej.
 

W czytaniu Dziecko z bliska idzie w świat. Niespiesznie smakuję mądrość zawartą na kartach tej książki. Zakreślam. Rozmyślam. Chłonę.
Przeczytałam już Pisane słońcem, pięknie zresztą napisane. Tylko nie mogę się zebrać, by o tej książce słów kilka skrobnąć.
Cieszę się na czas, który spędzę z każdą z tych książek.

niedziela, 11 października 2015

ORO.

Marcel A. Marcel (Daria Łukasińska, Olga Sawicka)
Oro
Marginesy, 2012


Ma oswoić miejsce? To nie problem. Gorzej oswoić ludzi.

Oro to niebanalna powieść dla młodzieży. Wyjątkowa. Mądra. Mnożąca pytania. Dająca do myślenia. Opisuje odrzucenie i trudne dorastanie. Daje nadzieję. Pokazuje, że może być lepiej, cieplej, bliżej. Nie ubiera w ładne szaty, nie ubarwia, czasami przeklnie i się wkurzy. Jednak daje siłę.

Dla nastolatków. I dla dorosłych. Żeby wiedzieli, jak jest, bo nawet jeśli się domyślają, to i tak mają braki. I powinni poczytać o tym, co ważne w życiu. O tym, co daje siłę w codzienności. Co buduje.
O tym, że każdy się z czymś boryka, ale chodzi o to, żeby się nie barykadować, ale czasami nie można inaczej, czasami wydaje się, że życie to wieczna walka. O przestrzeń, o uczucia, o siebie. Jednak nawet kiedy wybierasz samotność, nigdy nie jesteś sam.

Lena po latach błądzenia trafia do domu Wandy i Romana, którzy stworzyli miejsce do życia dla kilkorga dzieci w różnym wieku. Każdy z mieszkańców tego domu jest charakterystyczny. W odczuciu "znakomitej" większości traktowany był jako trudny, bo albo nieznośnie nadpobudliwy, albo bulimik, albo... Każdy z nich ma szczęście, bo trafił do patchworkowej rodziny, w której najważniejsze jest bycie sobą, szacunek dla inności przekonań, komunikacja. Związek Wandy i Romana może wzbudzić podejrzenia, bo ta kobieta i ten mężczyzna rozumieją się bez słów, rozmawiają ze sobą, na nikogo nie wrzeszczą i nikogo pochopnie nie oceniają.. Są dla siebie i są dla swoich dzieci. Przyjęli szóstkę dzieciaków z wszystkimi ich problemami, z ich trudną przeszłością, z pokiereszowanymi duszami. Wierzą, że otulenie ich ciepłem sprawi, że dadzą się oswoić. Obserwujemy tę zmianę na przykładzie Leny, która na początku jest zalęknionym dzikim stworzonkiem, nieustannie przygotowanym do ataku i stopniowo adaptuje się do nowej rzeczywistości. Nie jest to proces łatwy i przyjemny, ale piękny.

Jestem pod ogromnym wrażeniem tej opowieści, której udało się mną potrząsnąć i wycisnąć mi łzy z oczu. To naprawdę mądra i ważna książka, o której jeszcze wiele razy pomyślę.
Oro zawiera w sobie taką dawkę emocji pozytywnych i negatywnych, że nie sposób nie przeżywać tej powieści, nie angażować się w sprawy, które dotyczą bohaterów.
Dla mnie książka dwóch polskich pisarek to przede wszystkim opowieść o mądrym i uważnym rodzicielstwie. O tym, że wystarczy BYĆ, SŁUCHAĆ, NIE OCENIAĆ, NIE NARZUCAĆ. Klucz do fajnego bycia razem i do pełnej bliskości codzienności naprawdę nie jest głęboko zakopany.

Podczas lektury miałam momentami wrażenie, że autorki przed napisaniem powieści czytały Agnieszkę Stein, Jespera Juula... W sposobie postępowania Wandy i Romana odnajdywałam strzępy ich cennych spostrzeżeń.
Warto czytać Oro. Warto wracać do tej lektury. Warto podsunąć tę książkę nastolatkowi.

środa, 7 października 2015

Książka, której nie ma.

Santiago Pajares
Książka, której nie ma
Pascal, 2015


Niby czytadło, ale ma w sobie rys magii, którą spotkać można w codziennym życiu. W tym celu, jak bohater powieści, należy udać się do wsi Bredaós, gdzie wszyscy wszystkich znają i wszystko o wszystkich wiedzą. David Peralto, przyzwyczajony do anonimowości Madrytu, nie od razu dobrze czuje się na tym małym skrawku ziemi, ale stopniowo odkrywa i docenia uroki małej społeczności. Tu dominuje życzliwość, bo na prowincji ludzie są bliżej siebie, wspierają się w trudnych momentach, wspólnie świętują radosne chwile.

David Peralto, od siedmiu lat pracujący w wydawnictwie Khoan, nieprzypadkowo trafia do Bredaós. Chce pozostać anonimowy, dlatego w podróż zabiera swoją żonę, Silvię i pod pretekstem wspólnych wakacji, próbuje odnaleźć autora bestsellerowej sagi. Thomas Maud jest najważniejszym pisarzem wydawnictwa Khoan, autorem pięciu z planowanych siedmiu tomów sagi Spirala. Dotychczas regularnie, co dwa lata, w księgarniach pojawiała się nowa część. Od czterech lat właściciel wydawnictwa czeka na szósty tom, czytelnicy są zniecierpliwieni. Zdesperowany Khoan zdradza Davidowi, swemu redaktorowi prowadzącemu, sekret. Nikt nie zna autora sagi, jego sylwetka owiana jest aurą tajemnicy. Poszczególne części opowieści pojawiały się w wydawnictwie za pośrednictwem kuriera, ale sam Khoan nigdy nie widział Thomasa Mauda, więc nie wie, jak skontaktować się z pisarzem. David zostaje oddelegowany do Bredaós, ponieważ pewne poszlaki sugerują, że w tej wsi mieszka twórca Spirali. Peralto otrzymuje jeszcze jedną wskazówkę, która powinna ułatwić znalezienie Mauda, ale redaktor szybko przekonuje się, że ta informacja nie ułatwi mu zadania.

Podróż do Bredaós okaże się dla Davida wyprawą w głąb samego siebie. Będzie również sprawdzianem dla związku państwa Peralto. W małej wiosce nasz bohater odnajdzie przyjaźń, przypomni sobie, czym jest bezinteresowna pomoc, jak wielką moc ma człowiek i jak istotne w życiu są małe przyjemności, drobnostki. Książka, której nie ma to opowieść nie tylko o magii słowa, o literaturze. To historia miłości, choroby, samotności, przyjaźni - historia życia, o którym w natłoku codziennych spraw zapominany. O tym, co najważniejsze. Trochę bajkowo, magicznie, ale niebanalnie i smacznie. Mnie się podobała powieść hiszpańskiego pisarza i z czystym sumieniem polecam tę ciekawą książkę osobom, które od "czytadła" oczekują czegoś więcej niż rozrywki.

P.S. Zapomniałam dodać, że obok opowieści o tym, co dzieje się w Bredaós, toczą się jeszcze dwa wątki. Jeden dotyczy życia sekretarki pana Khoana, drugi natomiast opowiada o narkomanie, który próbuje skończyć z nałogiem. Spoiwem wszystkich wątków jest oczywiście powieść Thomasa Mauda. Nie do końca rozumiem, co autor miał na celu, wprowadzając te historie (domyślam się, ale nie uważam, aby były niezbędne).

piątek, 2 października 2015

Co czytali...


Nie mam wspomnień z wczesnego dzieciństwa, związanych z książkami. Nie znałam serii Poczytaj mi, mamo, nikt nie czytał mi wierszy Tuwima czy Brzechwy. W rodzinnym domu nie było książek, nikt nie sięgał po lektury, nie korzystał z biblioteki. Moja przygoda z książkami rozpoczęła się w momencie, gdy już sama czytałam, więc musiałam chodzić do szkoły. W szkole była biblioteka, a w bibliotece np. Karolcia Marii Kruger. Tę książkę pamiętam, że ją czytałam pamiętam, ale wrażeń z lektury nie jestem w stanie przywołać. Dopiero późniejsze lektury zapisały się we wspomnieniach: Siesicka, Musierowicz, Snopkiewicz, Montgomery, Baśnie braci Grimm, Niziurski...

Ewa Świerżewska i Jarosław Mikołajewski sprawili mi wiele przyjemności swoją książką. Myślałam, że będę sobie powoli czytała wywiad za wywiadem, ale plan się nie powiódł, ponieważ połknęłam ten zbiór krótkich wywiadów na raz. Co czytali sobie kiedy byli mali to sentymentalna podróż do krainy dzieciństwa i wczesnej młodości, do wspomnień związanych z czytaniem. To opowieść o miłości do książek, o ważności słowa pisanego, o budowaniu więzi, o przyjemności czytania.
Najczęściej pojawiające się nazwiska pisarzy to Julian Tuwim, Jan Brzechwa, Alfred Szklarski, Karol May, Edmund de Amicis, Astrid Lindgren, Hans Christian Andersen. W wywiadach znalazłam jednak wielu autorów i wiele tytułów, których nie kojarzę. Poza tym wspomnienia, związane z konkretnymi tytułami są różne. Wanda Chotomska nie była w stanie przeczytać Serca Amicisa, a Janusza Gajosa ta książka bardzo wzruszyła.

W życiu każdego z rozmówców Świerżewskiej i Mikołajewskiego książki odegrały ważną rolę. Czasami były czytane tylko dla przyjemności, innym razem stanowiły jedyne towarzystwo w chorobie, zawsze rozwijały i pokazywały inne życia, inne światy. Były odskocznią od codzienności. Motywowały do spełniania marzeń, do podróży. Literatura wywoływała ogrom emocji pozytywnych i negatywnych, czytany tekst mógł zachwycić bądź przestraszyć. Krystyna Janda cały czas uważa, że czytanie jest nie tylko przyjemnością, ale przede wszystkim ciężkim doświadczeniem. Jeśli człowiek jest wrażliwy, to każda przeczytana strona staje się częścią jego życia - wszystko, co przeczyta i co przeżyje, bo każdą książkę trzeba w jakimś sensie przeżyć.

Mnie nikt w dzieciństwie nie zaprosił do świata literatury, a jednak zaczęłam czytać i czytam dużo. W domu na półkach i regałach z radością ustawiam kolejne książki, korzystam z bibliotek.
Wraz z pojawieniem się na świecie pierwszej córki, zaczęłam kupować książki dla dzieci i, czytając dziecku, czytałam sobie, jakbym w ten sposób nadrabiała braki z dzieciństwa. Dziś dziewczyny mają własną biblioteczkę, chętnie sięgają po książki (młodsza jeszcze nie czyta, ale myślę, że już niedługo będzie czerpała radość z samodzielnej lektury), często odwiedzają bibliotekę. One będą mogły wspominać ulubione książki z dzieciństwa.

Myślę, że gdyby spisać za kilkanaście lat podobny zbiór wywiadów z młodszym pokoleniem rozmówców, książkę zapełniłyby inne tytuły, ale niektóre nazwiska, jak Brzechwa czy Tuwim, Lindgren czy Milne pojawiłyby się we wspomnieniach. Mało który dziewięciolatek przywołałby Krzyżaków Sienkiewicza, ale nic w tym dziwnego. Dobór lektur w czasach dzieciństwa bohaterów Co czytali... był często ograniczony i dzieci sięgały po książki dostępne. Głód czytania był ogromny, a emocje związane z lekturą do dzisiaj we wspomnieniach pytanych pozostają żywe.

Wspaniała, pięknie wydana, bardzo ciekawa książka o miłości do książek!

poniedziałek, 28 września 2015

Białe kruki.

Christer Mjåset
Białe kruki
Smak słowa, 2014


Myślałam, że to skandynawski kryminał, a te bardzo lubię. Dodatkowym atutem miało być otoczenie i faktycznie czasami czułam się jak na planie Chirurgów. Mniej akcji, nagłych wypadków i spektakularnych operacji, ale jednak w szpitalu, wśród kolegów po fachu.
To nie kryminał, co uświadomiłam sobie około 140 strony, kiedy stwierdziłam, że raczej żadne śledztwo się nie odbędzie. To nie thriller medyczny, jak sugeruje jeden z recenzentów.
W moim odczuciu to zgrabnie napisana powieść medyczna, jeśli w ogóle taki gatunek istnieje. O relacjach międzyludzkich, o rywalizacji zawodowej, o profesji chirurga.

Mathias, Thea i Werner pracują jako lekarze asystenci na Oddziale Neurochirurgii szpitala w Bergen. Są młodzi, zdolni, pełni zapału. Ich praca ma charakter tymczasowy, a wszyscy troje chcieliby otrzymać etat w szpitalu. Kiedy dowiadują się, że przewidziano tylko dwa angaże, zaczynają rywalizować.

Mjåset - z zawodu neurochirurg - bez skrupułów odkrywa sekrety własnego zawodu i zasady, często krzywdzące i bezlitosne, które rządzą szpitalnym środowiskiem. Podczas lektury można odnieść wrażenie, że idealne hasło przewodnie w szpitalu to "po trupach do celu". Młodzi lekarze, czy chcą czy nie chcą, muszą dostosować się do reguł swoich przełożonych, a ci bywają różni. Układy, intrygi, manipulacje to norma w norweskim szpitalu. Mathias, Thea i Werner codziennie stawiani są w sytuacjach, w których wiele zależy od ich decyzji. I te decyzje nie są związane z życiem pacjenta.
Tak naprawdę lekarze asystenci mają niewiele okazji, by wykazać się swymi umiejętnościami na sali operacyjnej. Więcej czasu spędzają na spełnianiu oczekiwań starszych stażem kolegów po fachu. Z presją środowiska radzą sobie różnie.
Autor Białych kruków skupia się nie tylko na zawodowym życiu trójki głównych bohaterów, ale pozwala czytelnikowi wniknąć w ich życie prywatne. Dzięki temu Mathias, Thea i Werner stają się bardziej wiarygodni.

Muszę przyznać, że Christer Mjåset umiejętnie łączy doświadczenie zawodowe i talent pisarki. Choć nie otrzymałam tego, czego oczekiwałam, ponieważ thrillerem medycznym zdecydowanie Białe kruki nie są, to powieść od pierwszej do ostatniej strony jest interesująca, a styl autora sprawia, że książkę świetnie się czyta.



czwartek, 24 września 2015

Świat według Thekli.

Barbara Dubus
Thekla i jej chłopakowy świat
Wytwórnia, 2010


Thekla ma osiem lat i trzech starszych braci.


Barbara Dubus przez rok fotografowała codzienność Thekli.


Stworzyła portret rodziny. Bardzo prywatny i szczery.


Miłość. Rywalizacja. Wrażliwość. Zabawa. Niebanalne fotografie wzbogacone słowami ośmioletniej dziewczynki, która komentuje rzeczywistość i przez którą momentami przemawia filozof.




Odkąd zobaczyłam tę książkę na blogu paranoid android bardzo chciałam ją przejrzeć. Instynktownie czułam, że spodoba mi się i pomysł, i wykonanie. Do zakupu zniechęcała mnie jedynie cena, a w bibliotece tego tytułu nie znalazłam. Kilka dni temu trafiłam na Theklę... w Dedalusie. Kosztowała mnie całe 8 zł. Dobrze wydane 8 zł:)
Przy okazji znalazłam również Fotobiografię Ryszarda Kapuścińskiego, którą otrzymałam w prezencie gwiazdkowym. Cena okładkowa to 79 zł, na dedalus.pl - 18 zł. Warto, bo to piękny album, pełen fotografii i mądrych słów.



wtorek, 22 września 2015

Już jesień.

Choć najbardziej lubię późną wiosnę i lato, to umiem docenić jesień. Szkoda mi żegnać się z bosymi stopami, zapachem słońca we włosach, całodniowymi wycieczkami i ciepłymi wieczorami. Wiem, że wraz z drugą połową września nadejdzie poranne rozleniwienie i w drodze do przedszkola będzie nam towarzyszyła mgła. Zwiększy się zapotrzebowanie na gorącą herbatę i książki. I na zdjęcia w odcieniach brązu, czerwieni i pomarańczy. Mimo jesieni wciąż słoneczne i ciepłe.
Od dzisiaj noszę w torbie aparat analogowy. Tylko.
Pasuje do jesieni.



piątek, 18 września 2015

Robert Rient. Świadek.

Robert Rient
Świadek
Dowody na Istnienie, 2015


Robert jest moim rówieśnikiem. W poprzednim życiu, o którym opowiada w książce Świadek, był Łukaszem. Odkąd pamięta czuł się inny. Niedopasowany do świata. Ograniczony zakazami, nakazami, religią, historią, własną niemocą.

Łukasz urodził się i wychował we wspólnocie świadków Jehowy. W autobiograficznej książce opisuje hermetyczną społeczność wyznawców, więc dla kogoś niewtajemniczonego w szczegóły (jak ja), ale zainteresowanego tematem (jak ja), Świadek jest lekturą bardzo interesującą i, momentami, przerażającą. Reportaż ten, rekomendowany przez samego Mariusza Szczygła, to przede wszystkim opis walki z samym sobą, z własną wiarą, z seksualnością. To miotanie się w przestrzeni, którą Łukasz chce ogarnąć, ale nie potrafi. Raz mocno wierzy i praktykuje, zyskuje nawet uznanie w kręgach wspólnoty; innym razem odrzuca, buntuje się, ucieka.
Nie jest łatwo wyrwać korzeni, odciąć się od wszystkiego, co bezpiecznie znane, ale autor pokazuje, że można, a nawet trzeba. Dlatego "rodzi się" Robert, dlatego powstaje Świadek. Rient zmienia imię i nazwisko, aby zacząć żyć nie jako świadek Jehowy, ale jako człowiek. Po prostu człowiek.

Reportaż Roberta Rienta to boleśnie szczery dziennik zagubionego nastolatka. Świadek pokazuje proces dorastania w konserwatywnym środowisku, jakim jest wspólnota świadków Jehowy.
Dla mnie lektura tej książki była wartościowa głównie ze względu na ukazanie "od środka" praktyk wyznawców Jehowy. Ciekawe są przemyślenia człowieka, który ma wątpliwości, który nie przyjmuje biernie tego, co mu się wmawia (choć są momenty, kiedy Łukasz jest wzorowym przedstawicielem wspólnoty). Jednak bywały chwile, gdy ta niewielkich rozmiarów książka nużyła, gdy spisane myśli stawały się zbyt chaotyczne. Być może mętlik był zamierzony, oddawał to, co działo się w głowie Roberta, ale miejscami utrudniał lekturę.

Lubię, gdy przeczytana książka wzbogaca moją wiedzę o świecie. Dlatego uważam, że warto sięgnąć po Świadka.

środa, 16 września 2015

Pogromca lwów.

Camilla Lackberg
Pogromca lwów
Czarna Owca, 2015


Dawno nie byłam we Fjällbace i warto było do niej wrócić. Dziewiąta część sagi, podobnie jak wcześniejsze tomy, oferuje ciekawą i zagmatwaną historię kryminalną.
Patrick Hedstrom otrzymuje zgłoszenie o odnalezieniu zaginionej cztery miesiące wcześniej dziewczynki. Znaleziona na środku drogi, półnaga Victoria, jest brutalnie okaleczona i wkrótce umiera.
W tym samym czasie Erica zbiera materiały do swojej nowej książki. Spotyka się w więzieniu z oskarżoną o morderstwo męża kobietą. Ta ewidentnie wiele ukrywa i Erica szuka sposobu, aby wyciągnąć z niej cenne informacje. Z czasem cenne nie tylko dla wiarygodności pisanej przez Ericę książki, ale również dla śledztwa, które prowadzi policja.

Tradycyjnie, jak to u Camilli Lackberg, wątek kryminalny prowadzi czytelnika w przeszłość, a wszystko rozgrywa się na tle codziennego życia mieszkańców małego miasteczka.
Mnie ten schemat, którego cały czas trzyma się szwedzka autorka, bardzo odpowiada. Nie chcę, aby mnie pisarka zaskakiwała i zmieniała swój styl pisania. Zmieniła trochę w powieści Zamieć śnieżna i woń migdałów i nie wyszło jej to na dobre. Saga o Fjällbace jest dobra i gwałtownych modyfikacji nie potrzebuje.

Kryminalne historie zawsze są interesujące, a jak czytelnik zaprzyjaźni się z głównymi bohaterami, to niecierpliwie czeka na każde kolejne spotkanie.

czwartek, 10 września 2015

Macierzyństwo non-fiction.

Joanna Woźniczko - Czeczott
Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego
Czarne, 2012



Lubię książki Czarnego, wydawane w serii Bez Fikcji O... Gwarantują dobrą lekturę, lekkie pióro autora, ciekawy temat. W przystępny i przyjemny sposób "dotykają" ważnych tematów, z którymi każdy styka się w swej codzienności. Pisałam o Hotelu dla twoich rzeczy Joanny Jagiełło. Nie napisałam (może kiedyś to zrobię) o Po Rachel Cusk. Bardzo chciałabym przeczytać Pracę na całe życie Cusk (bo styl Cusk bardzo mi odpowiada). Na razie jednak jestem po lekturze książki Joanny Woźniczko - Czeczott, która pisze o tym, że w bólach rodzi się nie tylko dziecko, lecz także matka. Po przeczytaniu Macierzyństwa non-fiction mam wrażenie, że przede wszystkim matka.

Autorka odczarowuje macierzyństwo i pisze o mało fajnych aspektach codzienności z małym dzieckiem. Można się z panią Czeczott nie zgadzać w niektórych kwestiach, można przyklaskiwać trafnym spostrzeżeniom, można dumać nad sprawami, nad którymi wcześniej się nie dumało. Na pewno warto przeczytać. Nigdy nie sądziłam, że macierzyństwo ocieka lukrem, więc wynurzenia autorki nie są dla mnie ani odkrywcze, ani szokujące. Wszystkie mamy znają te doświadczenia z własnego podwórka. Dla mam lektura Macierzyństwa... będzie przyjemna, odprężająca, zabawna. Joanna Woźniczko opisuje nudne spacery ze śpiącym w wózku niemowlakiem, terror diet dla matek karmiących, ciotki - dobra rada, intelektualną zapaść, różne jedynie słuszne metody wychowawcze. Jej celem jest pokazanie, że dziecko w domu to rewolucja dla związku, to przewrócenie codziennej egzystencji do góry nogami, to szukanie cudownych sposobów na ujarzmienie tej trąby powietrznej, która pojawia się wraz z powiększeniem rodziny.

Jestem mamą. Wiem, jak jest. I jest różnie. W tej kwestii zgadzam się z Joanną Woźniczko - Czeczott. Wiele jednak zależy od podejścia mamy do życia, od tego, jaki egzemplarz dziecka trafi do naszego domu (a z tej samej matki i z tego samego ojca najczęściej rodzą się różne egzemplarze)... czynników wpływających na codzienność rodziców z dzieckiem jest wiele.
Nikomu nie trzeba macierzyństwa odczarowywać. Myśląca/y kobieta/mężczyzna zdaje sobie sprawę z faktu, że bycie mamą czy tatą to kalejdoskop wrażeń i emocji.
Lektura, dla mnie, mało odkrywcza, ale przyjemna.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Nie taka dziewczyna.

Lena Dunham jednocześnie intryguje i odpycha. Nie można zaprzeczyć, że jest interesującą młodą kobietą, neurotyczną, wszechstronną, szczerą do bólu. Nie boi się prowokować, nie ubarwia rzeczywistości, co dobitnie przedstawia w serialu Girls. Ostatni sezon Dziewczyn uważam co prawda za dużo słabszy od poprzednich, ale i tak czekam na kolejne odcinki.

Lena Dunham napisała książkę, której zainteresowani niecierpliwie wyglądali, a jak pojawiła się w księgarniach, reakcje były skrajne. Albo zachwyt, albo zmieszanie z błotem. Bo szczera, bo sama chciałabym tak pisać, bo opowiada o tym, o czym większość milczy. Bo tylko o seksie oralnym (a fe!), o kolejnych nieudanych związkach z facetami, o zaglądaniu siostrze tam, gdzie słońce nie dociera. Zwariować można, przeczytać trzeba.

Czyta się świetnie. Naprawdę. Szybko i z przyjemnością "połknęłam" w jeden dzień. Proces dorastania czy też dojrzewania nie jest procesem łatwym, bywa mało przyjemny, ale kształtowanie się człowieka zawsze jest procesem interesującym. I dlatego te krótkie sprawozdania z życia są ciekawe i godne uwagi. Tutaj mamy do czynienia z osobą nietuzinkową, pełną sprzecznych emocji, która najbardziej na świecie chce być kochana i akceptowana przez rówieśników (jak większość). Metody, jakie obiera, to już zupełnie inna historia. Jej neurotyzm to też temat na osobną książkę.

Lena pisze o dwóch typach kobiet, którym zazdrości stylu bycia. Pierwszy typ to te piękne i w depresji, natomiast drugi typ opisuje tak: egzystencjalne pytania zdają się takiej kobiety nie trapić, potrafi ona również umyć piekarnik i ani razu nie pomyśleć: po co? Przecież wkrótce znów się ubrudzi, a zresztą i tak wszyscy umrzemy*.
Nie będę ani pierwszym, ani drugim typem, ale nigdy (w przeciwieństwie do Leny) im nie zazdrościłam. Powyższy fragment bardzo mi się podoba i pokazuje klimat, w jakim utrzymane są zapiski Dunham. Odnalazłam w nich kawałki siebie. Nic mnie w tej książce nie zbulwersowało, nie oburzyło i nie sprawiło, że zaczęłam mniej przychylnym okiem spoglądać na poczynania autorki. Lenę lubię nadal i polecam Nie taką dziewczynę.

P.S. Pisanie Manueli Gretkowskiej swego czasu było uznawane za niesmaczne, czego nie potrafiłam zrozumieć. Czy naprawdę znakomita większość narodu jest tak pruderyjna i nie zdarza im się wykrzyknąć "kurwa" czy chociażby szepnąć "cipka"?

* UWIELBIAM TEN FRAGMENT!



środa, 19 sierpnia 2015

"Motyl", powieść wyjątkowa.


Czytałam już powieści, w których opisano skazaną na niepowodzenie walkę z Alzheimerem. Jednak żadna z poprzednich lektur nie wywarła na mnie takiego wrażenia jak Motyl Lisy Genovy. "Zawieszałam się" przy tej książce wielokrotnie, zastanawiając się nad codziennością i nad tym, co tak naprawdę jest w życiu istotne. Podczas lektury napotykałam fragmenty, które strasznie mną potrząsały, choć pozornie nie było w nich niczego nadzwyczajnego, zwłaszcza biorąc pod uwagę spustoszenia jakie w mózgu chorego czyni Alzheimer. Jak próba przypomnienia sobie przez Alice nazwy przedmiotu widniejącego na skrawku papieru. Walka z zawodną pamięcią, która przechowuje obraz tego przedmiotu; miejsce, w którym się znajduje; zapach, z którym się kojarzy...nawet pierwszą literę wyrazu. Czytasz i czujesz, jak rozpaczliwą walkę prowadzi Alice i jak tę walkę przegrywa.

W lekturze powieści nie przeszkadzał mi fakt, że wcześniej oglądałam doskonały film Still Alice. Jedynym skutkiem zachwianej kolejności (bo zdecydowanie wolę najpierw przeczytać książkę) było to, że myśląc o Alice, widziałam Julianne Moore, choć bohaterka powieści Lisy Genovy ma inną urodę. I nie wiem dlaczego, ale przed lekturą powieści byłam przekonana, że to historia oparta na faktach.

Po przeczytaniu Motyla sięgnęłam po Kochając syna. Ta druga opowieść to po prostu dobre czytadło. Nie powala. W gąszczu czytadeł można znaleźć wiele podobnych. Tematyka autyzmu i zdradzonych żon nie jest im obca.
Natomiast Motyl to świetnie napisana powieść. Czytając, myślisz. Kupię tę książkę i będę do niej wracała za każdym razem, gdy zwątpię w sens życia. Bardzo rzadko można trafić na "czytadło", które tak człowiekiem potrząśnie i wywoła tyle refleksji.


środa, 29 lipca 2015

Są książki, które się czyta partiami, powoli, rozważnie. Książki, które się smakuje. W ostatnim czasie czytałam dwa takie tytuły: Dziennik zimowy Austera i Moją walkę Knausgarda.
Są książki, które się czyta zachłannie, szczególnie jeśli niecierpliwie czekało się na kolejny tom serii. Pochłaniam właśnie Pogromcę lwów Lackberg, czyli dziewiątą część świetnej sagi kryminalnej.
W międzyczasie czytam sobie, raz rozważnie, innym razem zachłannie, Profesora Stonera Williamsa.
I kiedyś o tych książkach napiszę. Nie dzisiaj. Dzisiaj mam zapchany nos, za oknem pada deszcz (w ogóle lipiec nad morzem...szkoda słów), obejrzałabym jakiś bardzo dobry film, z naciskiem na bardzo...bo ostatnio ciężko trafić nawet na dobre kino.
Aparat analogowy wyjęłam z szuflady, założyłam kliszę. Niech tylko swobodnie odetchnę.

Migawki. Skromnie.





czwartek, 18 czerwca 2015

Refleksje.

Czytam ostatnio Agnieszkę Stein. Wszyscy powinni ją czytać. Tak uważam.
Ostatnio potrzebuję wsparcia, zmiany, takich lektur. Mam wrażenie, że od nowa buduję siebie.


Naprawdę nie lubię poradników, książek na temat wychowania dzieci, jedynie słusznych sposobów na "zdrowe" życie codzienne, ale Jesper Juul i Agnieszka Stein mnie przekonują swoim nienarzucaniem się z niczym, fajnym i mądrym słowem, spojrzeniem na świat relacji dzieci i dorosłych.
Mam potrzebę odcięcia się od świata wirtualnego, dlatego zdecydowanie mniej mnie tutaj. W pracy spędzam dwanaście godzin przed komputerem. Uwierzcie, że jak wracam do domu albo mam wolny dzień, ostatnią rzeczą, o której myślę jest włączenie laptopa. Wolę wyjść z domu. Z dziećmi. Albo poczytać, kiedy są w szkole/w przedszkolu.



Muszę wrócić do fotografowania, bo za chwilę zapomnę, jak to jest trzymać aparat w dłoni...

środa, 3 czerwca 2015

Jaskiniowiec.

Jorn Lier Horst
Jaskiniowiec
Smak Słowa, 2014


Ostatnio czytałam od środka cyklu Piaskuna Keplera, kilka dni temu skończyłam Jaskiniowca Horsta i, jak się okazuje, jest to dziewiąty tom serii z Williamem Wistingiem. Co więcej, nawet gdybym chciała rozpocząć lekturę od pierwszej części, to nie mogę, ponieważ ta jeszcze nie ukazała się w Polsce. Nie odczułam za bardzo, podobnie jak w przypadku wspomnianego Piaskuna, że to kolejna część pewnej całości, ale mimo wszystko serie lubię czytać od początku do końca, a nie odwrotnie. Nie wyobrażam sobie poznawać sagi Camilli Lackberg od środka. W książkach szwedzkiej autorki istotny jest nie tylko wątek kryminalny, ale również losy bohaterów, które z tomu na tom są coraz bardziej interesujące, a Erica, Patrick, Anna stają się naszymi dobrymi znajomymi.

Jaskiniowca Horsta uważam za książkę dobrą, ale nie na tyle, bym była jakoś szczególnie zainteresowana kontynuowaniem spotkań z Wistingiem. Jestem przyzwyczajona i bardzo lubię klimat skandynawskich kryminałów, ale podczas lektury Jaskiniowca bywały momenty, w których naprawdę potrzebowałam przyspieszenia akcji, zwrotu akcji, emocji, poruszenia. Tymczasem na początku mamy zmarłego mężczyznę, który wiódł samotne życie, tak samotne, że przez cztery miesiące nikt nie zwrócił uwagi na to, że ów człowiek przestał istnieć. Pewna dziennikarka, córka policjanta Williama Wistinga, postanawia napisać tekst o wyalienowaniu społecznym, ludzkiej znieczulicy, samotności. W miarę zdobywania informacji do artykułu zaczyna zastanawiać się, czy śmierć mężczyzny nastąpiła z przyczyn naturalnych. Line spotyka się z ludźmi, którzy mieli jakikolwiek związek ze zmarłym i stopniowo jej dziennikarskie poczynania zamieniają się w prywatne śledztwo. W międzyczasie policja prowadzi własne dochodzenie, związane z faktem, że na plantacji choinek znaleziono ciało w stanie znacznego rozkładu...

Nic się nie dzieje, a kiedy coś zaczyna się wykluwać, powieść się kończy.
Wstrzymałabym się z porównywaniem Horsta do Nesbo. Poza faktem, że obaj panowie pochodzą z Północy i obaj są autorami kryminałów, nic ich nie łączy.




środa, 27 maja 2015

Nasze rozstania.

David Foenkinos
Nasze rozstania
Znak, 2012


Opowieść na jedno przyjemne popołudnie.
Niezobowiązujące spotkanie, po którym ciepło się uśmiechasz.
Zauroczenie, tylko chwilowe, bo szybko losy Alice i Fritza ulatują z pamięci.

Do tej pory kojarzyłam Foenkinosa z Delikatnością, z filmem, nie z książką, bo tej nie czytałam. Trafiłam na Nasze rozstania i naprawdę nie żałuję czasu spędzonego z tą powieścią, ale miałam nadzieję na lekturę, którą zapamiętam, do której będę wracała i którą mogę z czystym sumieniem polecać.
To jest opowieść o miłości z przeszkodami, o tym, że przeciwieństwa się przyciągają, choć nie jest łatwo wciąż od siebie odchodzić, by po jakimś czasie wrócić do ukochanej osoby. Alice i Fritz kochają się, ale mają tak różne temperamenty, że nie są w stanie pogodzić rozbieżności w spojrzeniu na życie. Czytanie o ich rozterkach sprawia przyjemność, ale nie wywołuje żadnych emocji. Myślałam, że powieść Foenkinosa będzie bombą uczuciową - autor jest przez wielu postrzegany jako czarodziej wysublimowanych emocji. Niestety, mnie nie zaczarował.

Nie wiem, na czym to polega, ale literatura francuska ma pewien specyficzny styl, charakterystyczny tylko dla niej. W pewnym stopniu odnalazłam u Davida Foenkinosa to, co lubię u Anny Gavaldy. Jednak zdecydowanie "pisanie" francuskiej autorki jest bliższe memu sercu.

wtorek, 12 maja 2015

Książka, o której ciężko pisać, ale trzeba wspomnieć.

Małgorzata Halber
Najgorszy człowiek na świecie
Znak, 2015


Mało mnie interesuje, czy książka Małgorzaty Halber jest autobiograficzna, czy całkowicie zmyślona. Może dziewczyna, którą pamiętam bardziej z programu 5-10-15 niż z muzycznej stacji Viva (nie moje klimaty) miała problem z alkoholem i Krystyna, bohaterka powieści, jest Małgorzatą, a może życie Krysi nie ma nic wspólnego z życiem Gosi. Dla mnie istotne jest, że ta książka to kawałek literatury, który mną wstrząsnął totalnie. I nawet nie wiem, czy chcę o Najgorszym człowieku na świecie pisać, nie wiem, jak pisać o tej książce.

Dla mnie powieść Halber nie jest tylko historią walki z nałogiem, który wyniszcza ciało i duszę. Książka ta przede wszystkim traktuje o samotności, o braku więzi i kontaktu z drugim człowiekiem, choć tych ludzi wokół wielu i, wydawałoby się, na wyciągnięcie ręki. Na zapisanych stronach bez trudu można odnaleźć siebie, choć nie jest się osobą znaną i rozpoznawaną, nie jest się alkoholikiem. W tej opowieści ważne są słowa, zanotowane myśli, emocje. Większość ludzi, niezależnie od wieku, statusu społecznego, stanu rozdrażnienia odnajdzie w Krystynie kawałek siebie, będzie mogła podpisać się pod jej spostrzeżeniami i przeżyciami. Każdy czasami chciałby uciec, schować się w bezpiecznym miejscu i zanadto nie wychylać, ale jednocześnie lgniemy do ludzi, potrzebujemy konfrontacji z otoczeniem, rozmowy, dotyku, choćby spojrzenia i zalążku uśmiechu. To nas buduje, choć bywają momenty, że niszczy. Zależy, jaką kto ma skórę, jak wiele potrafi znieść, jak radzi sobie z codziennością. Niektórzy radzą sobie gorzej. Jak Krysia. Mądra, wykształcona, myśląca kobieta, która realizuje się zawodowo i postronny obserwator mógłby rzec "o co ci chodzi, dziewczyno, przecież wszystko masz". Czym jest wszystko?

KAŻDY SIĘ WSTYDZI.
KAŻDY SIĘ WSTYDZI TRZECH RZECZY.
ŻE NIE JEST ŁADNY.
ŻE ZA MAŁO WIE.
I ŻE NIEWYSTARCZAJĄCO RADZI SOBIE W ŻYCIU.

Krysia sobie nie radzi. I czuje się z tego powodu beznadziejnie, bo w jej mniemaniu, inni jakoś lepiej życie znoszą. A ona poddała się uzależnieniu, które czym jest, jeśli nie nieustającym życiowym spierdalaniem? I stoi z rozłożonymi rękami, powtarzając: no, ale jak mam się rozwijać, skoro właściwie nie wiem, w którym kierunku chciałabym pójść?

Bo czasami jest tak, że masz trzydzieści kilka lat i nadal nie wiesz. Po prostu nie wiesz.


czwartek, 7 maja 2015

Sunset Park.

Paul Auster
Sunset Park
Znak, 2012


Paul Auster jest mistrzem słowa, mistrzem opowiadania obyczajowych historii, które skupiają się na relacjach międzyludzkich. Jego bohaterowie, często intelektualiści lub pseudointelektualiści, są emocjonalnie rozchwiani, błądzą, szukają ratunku w samotności, uciekają przed samotnością. Przede wszystkim postaci powieści Austera to interesujący ludzie, o których chce się czytać.

By w pełni zachwycić się książką amerykańskiego pisarza, trzeba znaleźć chwilę spokoju, rozsiąść się wygodnie na kanapie i zanurzyć w opowieść o grupie ludzi, którzy zamieszkali w nowojorskim squacie. Każdy z nich ma własną pogmatwaną życiową historię, każdego dręczą egzystencjalne rozterki. Sunset Park to właściwie potok słów. Świetnie skomponowanych, idealnych do czytania bez przystanku, bez chwili wytchnienia na filiżankę herbaty. Są takie książki, które potrzebują przerwy i takie, które czyta się jednym tchem. Sunset Park zdecydowanie należy do tej pierwszej kategorii.

Miles, Ellen, Alice i Bing - ich losy splatają się w powieści, oni żyją "na gapę", szukając siebie w wielkomiejskim szumie. Głównym bohaterem jest Miles, który porzucił studia, rodzinę i Nowy Jork, i błąkał się od miasta do miasta, podejmując się dorywczych prac i wchodząc w przypadkowe związki. Po kilku latach wrócił do Nowego Jorku i zamieszkał z trójką interesujących młodych ludzi w porzuconym domu przy Sunset Park. Oprócz czwórki bohaterów występują w książce Austera równie interesujące postaci poboczne.

Powieść amerykańskiego pisarza czytałam z ogromną przyjemnością. Jestem pod wrażeniem stylu autora i tego, jak Auster posługuje się słowami, jak tworzy monologi wewnętrzne postaci, jak mistrzowsko portretuje rzeczywistość, jak opisuje emocje. Na półce czeka na mnie Dziennik zimowy, ale sięgnę na pewno po inne powieści pisarza i na szczęście mam w czym wybierać.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...