piątek, 30 maja 2014

Dehnel o książkach i czytaniu.

Jacek Dehnel
Młodszy księgowy. O książkach, czytaniu i pisaniu
W.A.B., 2013


Być może największą czytelniczą frajdę sprawiają właśnie te momenty, kiedy jakiś urywek robi na mnie takie wrażenie, że czuję się, jakby - proszę wybaczyć nieudolną metaforę - ktoś wrzucił mi do głowy kamyk; przerywam lekturę i nie mogę do niej wrócić, dopóki koncentryczne kręgi rozmaitych, wzbudzonych przez kamyk myśli, zastanowień i fantazji nie uspokoją się, nie wygładzą (...) Można zaryzykować nawet stwierdzenie, że miarą jakości literatury jest częstotliwość występowania takich urywków, które zmuszają nas do porzucenia na chwilę lektury.

Dehnel jako felietonista wypada bardzo dobrze. Nie czytałam tekstów na stronie Wirtualnej Polski, więc nie znałam pisarza od strony krótkiego, lekkim piórem pisanego, komentarza na temat książek czytanych, mniej lub bardziej lubianych, na temat przyzwyczajeń czytelniczych, na temat pisarzy, itp.
Autor Młodszego księgowego... nie pretenduje do roli krytyka literackiego. Postrzega siebie przede wszystkim jako zachłannego czytelnika, który lubi o literaturze gadać i dzielić się wrażeniami z lektur z ludźmi, dla których ta sfera życia również jest istotna. Nie wątpiłam, że spotkanie z tekstami człowieka oczytanego, posługującego się piękną polszczyzną, będzie wielce interesujące. Co najważniejsze, są to teksty o książkach i o tym, co książek dotyczy, więc Młodszy księgowy... nie miał prawa mnie się nie podobać.

Dehnel wyrósł wśród książek. Czytanie kojarzyło mu się z przyjemnością i było jak zaraźliwa choroba, przed którą nikt się nie bronił. Autor wspomina: spędzanie czasu w towarzystwie naprawdę bliskich osób zawsze wiązało się w mojej wyobraźni z czytaniem sobie nawzajem urywków z gazet i książek. Czy można sobie wyobrazić doskonalszy obraz rodzinnego, związkowego czy przyjacielskiego życia niż półleżenie w dwóch sąsiednich fotelach (z obowiązkową herbatą) w kojącym milczeniu, przerywanym z rzadka cytatami zabawnymi lub pożytecznymi?

Zbyt wiele felietonów w tej książce, by je tu opisywać, ale naprawdę warto poczytać Dehnela. Teksty świetne. Autor pisze krótko i interesująco. Czasami z humorem, czasami na poważnie. Na pewno w dobrym stylu. 


środa, 28 maja 2014

Piąte dziecko.

Doris Lessing
Piąte dziecko
Marba Crown, 1992


Wiem, że nie ocenia się książki po okładce i nie zamierzam tego robić. Gdybym nie znała nazwiska autorki, nie zainteresowałabym się tak wydanym tytułem. Jednak Doris Lessing, brytyjska pisarka, laureatka Nagrody Nobla w 2007 roku, od dawna była moim wyrzutem sumienia, jeśli chodzi o znajomość z noblistami (nie ona jedna zresztą).

Autorka od pierwszych stron Piątego dziecka wprowadza czytelnika w sielankowy nastrój małżeńskiego raju. Są lata sześćdziesiąte XX wieku. Dawid i Harriet bardzo się kochają, oboje marzą o wielkiej rodzinie, kupują duży dom z ogrodem na przedmieściach Londynu. Na świecie, jeden po drugim, pojawiają się kolejni potomkowie. Bliscy z chęcią ich odwiedzają, a oni z równą chęcią i gościnnością, przyjmują ich u siebie na całe lato, na święta. Bywa ciężko, jak to zwykle przy dzieciach, ale najważniejsze, że miłość rodzinna kwitnie, a plan jest z powodzeniem realizowany. Do momentu, gdy Harriet zachodzi w ciążę i małżonkowie oczekują przyjścia na świat swego piątego dziecka.

Ta ciąża jest dla kobiety wyjątkowym wyzwaniem. Dziecko bardzo szybko rośnie i rozwija się inaczej niż przeciętne maleństwo, będące w łonie matki. Na świat przychodzi duży chłopiec, któremu rodzice dają na imię Ben. Pojawienie się w domu piątego dziecka całkowicie dezorganizuje życie rodzinne, wprowadza codzienny niepokój i strach. Mały człowiek staje się pępkiem świata nie dlatego, że jest tak ślicznym i kochanym maleństwem, ale dlatego, że sprawia wrażenie monstrum, z którym nawet dorośli domownicy nie są w stanie sobie poradzić.

Doris Lessing po mistrzowsku stopniuje napięcie. Grozę późniejszych zdarzeń czuć od pierwszych stron powieści, choć ta część książki przepełniona jest szczęściem rodzinnym, rozkwitającą miłością i pozytywnym nastawieniem do świata. Wiemy jednak, że ten sielankowy obraz zostanie zburzony.

Pisarka konfrontuje czytelnika z innością, która wprowadza w życie chaos. Ben, jako dziecko nieprzewidywalne, wymaga nieustannej opieki. Matka jest jedyną osobą, która, mimo strachu, próbuje nawiązać z nim kontakt. Reszta rodziny odrzuca dziwne dziecko, izoluje je od rodzeństwa, od innych ludzi.
Lessing napisała książkę o sile miłości i o zmianach, które potrafią zaprzeczyć wszystkiemu, w co do tej pory wierzyliśmy. Ta historia jest krótka, ale ładunek emocjonalny, który w sobie nosi, jest ogromny. Harriet żyje na skraju załamania nerwowego, borykając się z trudnymi uczuciami i wyborami. Chce być blisko wszystkich swoich dzieci, a skupia się tak naprawdę na jednym.
Żadna z decyzji, które podejmuje jako matka, nie wydaje się właściwa.

Piąte dziecko to prosta historia, która dotyka bardzo trudnego tematu. Autorka powieści zmusza czytelnika do myślenia i długo nie pozwala zapomnieć o tej, momentami wstrząsającej, książce.

sobota, 24 maja 2014

Chemia śmierci.

Simon Beckett
Chemia śmierci
Amber, 2006


Każdy rozdział tej książki kończył się tak, że nie byłam w stanie jej odłożyć i za to autorowi należą się ogromne brawa. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek tak zachłannie czytała kryminał. Młodszego księgowego Dehnela, owszem, właśnie z przyjemnością "połykam". Za chwilę rzucę się na pierwszy tom dzienników Susan Sontag. Ale kryminał?

Chemia śmierci to pierwszy tom cyklu z Davidem Hunterem, antropologiem sądowym, który zaszył się w małej mieścinie i pracuje jako miejscowy lekarz. Ani pracodawca, ani pacjenci nie znają przeszłości doktora, a mężczyźnie wcale nie zależy, by mieszkańcy widzieli w nim kogoś więcej niż pracownika służb medycznych. Sytuacja ulegnie zmianie, gdy dwaj chłopcy znajdą okaleczone zwłoki, będące w stanie takiego rozkładu, że nie można określić płci denata. Miejscowa policja szuka śladów, ale śledztwo nie przynosi zadowalających rezultatów. Szef policji dociera do informacji na temat przeszłości Huntera i prosi lekarza o pomoc w rozpoznaniu ofiary. David nie chce wracać do bolesnych wspomnień, nie ma ochoty na ponowne spotkania ze śmiercią i żmudne analizowanie przyczyn rozkładu ludzkiego ciała. Chemia śmierci jest jednak tak fascynującym zjawiskiem (wielu ciekawych informacji można się dowiedzieć z powieści Becketta), a Hunter to prawdziwy pasjonat, który jest przede wszystkim antropologiem sądowym, nie lekarzem. Bohater postanawia pomóc policji w śledztwie, tym bardziej, że pojawiają się nowe tropy i wszystko wskazuje na to, że morderca nie poprzestanie na jednej zbrodni.

Chemia śmierci to bardzo dobra książka. Od pierwszej do ostatniej strony trzyma w napięciu. Małomiasteczkowa atmosfera Manham jest duszna, złowroga, nieprzyjazna obcym. David Hunter od trzech lat mieszka i pracuje w tym mieście, a mieszkańcy nie traktują go jak swojego. Staje się pierwszym podejrzanym, gdy w miasteczku pojawia się informacja o morderstwie.
Hunter angażuje się w śledztwo całym sobą, jest dokładny i ma ogromną wiedzę. To interesujący bohater, którego czytelnik szybko polubi i będzie mu kibicował nie tylko w życiu zawodowym, ale również w prywatnym.

Pozostaje mi polecić tę świetnie napisaną książkę miłośnikom kryminałów i thrillerów medycznych. Nie wiem, do którego gatunku literackiego bardziej pasuje Chemia śmierci. Grunt, że to doskonała historia.

wtorek, 20 maja 2014

Taft.

Zauroczona okładką i skuszona nazwiskiem autorki przeczytałam Taft (Znak, 2013).
Właściwie nic się nie dzieje, ale zaskakująco dobrze czyta się tę książkę. Nasycona myślami wczesna powieść pisarki jest ciekawą historią z życia pewnego mężczyzny. Jasne, że Taft nie dorównuje Stanowi zdumienia, ale ma w sobie coś, co sprawia, że jednak czytasz i nie możesz się oderwać.




środa, 14 maja 2014

Szczypta magii w Paryżu.

Kathryn Littlewood
Magiczna cukiernia. Szczypta magii
Literacki Egmont, 2013


W drugiej części przygód rodziny cukierników przenosimy się do Paryża, w którym odbywa się Gala des Gateaux Grands, najbardziej prestiżowy konkurs cukierniczy na świecie. Ciotka Lily, która namieszała w rodzinie Szczęsnych w pierwszym tomie, odegra niemałą rolę w Szczypcie magii, pokazując swą nikczemną i fałszywą naturę. Rozmarynka, nie mając innego wyjścia, rzuci wyzwanie ciotce i weźmie udział w konkursie wypieków.

Dziewczynka wciąż czuje się winna utraty magicznej księgi i najbardziej na świecie chce odzyskać Almanach wiedzy kulinarnej Szczęsnych. Cała rodzina Szczęsnych przybywa do Paryża, by wspierać młodą zawodniczkę, pomagać jej pozyskiwać magiczne składniki i bronić przed niespodziewanymi atakami ze strony Lily. Ciotce towarzyszy mężczyzna, określany mianem Skurczonego Człowieczka, równie złośliwy i przebiegły jak jego przyjaciółka. Poza tym Lily dodaje do swoich wypieków czarodziejski składnik, dzięki któremu każdy, kto spróbuje jej wyrobu, zaczyna się zachwycać doskonałym smakiem ciasta. W ten sposób ciotka zyskuje sprzymierzeńca w osobie Jean-Pierre'a, jurora konkursu. Rozmarynka natomiast, oprócz swej kochanej rodzinki, ma obok siebie praprapradziadka Baltazara i dwoje zwierzęcych pomocników: kota Gusa i myszkę Jacqueline. Jednak najważniejszym składnikiem w przepisie na wygraną okaże się dobre i szczere serce uczestniczki.

Bardzo podobała mi się pierwsza część przygód Rozmarynki (KLIK). Jeśli chodzi o drugi tom, to momentami nudziła mnie powtarzalność zdarzeń. Nadal uważam, że to fajna i wartościowa powieść dla starszych dzieci, ale cała fabuła opiera się na zdobywaniu magicznych składników do kolejnych wypieków. Dla dziecka, które słucha opowieści, wiąże się to z przygodą, nowymi atrakcjami i niebezpieczeństwami. Ja, jako dorosły czytelnik, dostrzegam schemat i doskonale wiem, jak się akcja potoczy i jak się zakończy.
Literatura dla dzieci karmi się własnymi prawami i wiem, że dla najmłodszych ta powtarzalność jest istotna i nie wpływa na odbiór lektury. Jestem przekonana, że młody czytelnik nie zwróci uwagi na to, co mnie czasami drażniło i zachwyci się pełną przygód opowieścią Kathryn Littlewood.

wtorek, 13 maja 2014

Filmy 4/2014

Przede wszystkim piękne zdjęcia.
Kiedy myślę o tym filmie, przychodzi mi do głowy słowo: ładny.
Po prostu.
Lubię francuskie kino.

"Piękne dni" (reż. Marion Vernoux, 2013)



www.filmweb.pl 

poniedziałek, 12 maja 2014

Człowiek - nietoperz, czyli pierwsze spotkanie z Nesbo.

Jo Nesbo
Człowiek - nietoperz
Pol-Nordica, 2005



Harry Hole. Policjant z popapranym życiorysem. Alkoholik z niezwykłą intuicją.
Człowiek - nietoperz to pierwsza powieść kryminalna z serii o Harrym Hole, norweskim funkcjonariuszu. To również moje pierwsze spotkanie z Jo Nesbo i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, a książkę dosłownie połknęłam.

Hole trafia do Australii w związku z zabójstwem młodej Norweżki. Jednak, jak to zwykle w skandynawskich kryminałach bywa, wątek śledztwa miesza się z wieloma innymi i w pewnym momencie nie wiadomo, co jest najbardziej istotne w opowiadanej historii i co się najbardziej podoba. Mnie zdecydowanie styl Nesbo przekonuje, a Harry'ego polubiłam od pierwszego spotkania. Pewne jest, że to doskonały policjant, choć ma na swoim koncie nieciekawe doświadczenia. Ludzki jest, myli się, ufa swojej intuicji i nie ma uprzedzeń. Bywa szalony i narwany, ale w gruncie rzeczy to mądry i interesujący facet.

Śledztwo prowadzi głównego bohatera do półświatka Sydney, w który Harry wkracza dzięki swemu partnerowi. Andrew jest potężnym Aborygenem i można odnieść wrażenie, że wszędzie ma znajomych, nawet w najbardziej mrocznych kątach. Hole szybko zaprzyjaźnia się z Andrew i z zainteresowaniem wysłuchuje opowieści o rdzennych mieszkańcach Australii. Nesbo oferuje czytelnikowi nie tylko intrygę kryminalną (trzeba przyznać, że jeśli chodzi o ten wątek powieści, to szału nie ma), ale również skrawek informacji o australijskim społeczeństwie, o sytuacji mieszkających tam Aborygenów. Na pierwszy plan wysuwa się życie osobiste bohaterów, ich przeszłe doświadczenia. Dzięki temu czytelnik stopniowo poznaje Harry'ego i dowiaduje się o jego chorobie alkoholowej, związkach z kobietami, problemach w pracy.

Człowiek - nietoperz to świetny kryminał, który otwiera wielotomową serię książek z norweskim policjantem Harrym Hole w roli głównej. Mnie się tę powieść czytało świetnie, a podobno każda kolejna jest lepsza. Spotkałam się z wieloma opiniami, że pierwsza część to najsłabsze ogniwo, najbardziej przegadane i nieco nudnawe. Jednak mnie pozytywnie zaskoczył styl Jo Nesbo i nawet przez chwilę nie nudziłam się podczas lektury.

sobota, 10 maja 2014

Na sobotę...Szymborska

(...)
Wolę siebie lubiącą ludzi
niż siebie kochającą ludzkość.
(...)
Wolę wyjątki.
Wolę wychodzić wcześniej.
(...)
Wolę w miłości rocznice nieokrągłe,
do obchodzenia co dzień.
(...)
Wolę ziemię w cywilu.
Wolę mieć zastrzeżenia.
Wolę piekło chaosu od piekła porządku.
Wolę bajki Grimma od pierwszych stron gazet.
(...)
Wolę brać pod uwagę nawet tę możliwość,
że byt ma swoją rację.

Szymborska, kawałki wyrwane z Możliwości 

piątek, 9 maja 2014

Życie jest podróżą...

Andrzej Stasiuk
Nie ma ekspresów przy żółtych drogach
Czarne, 2013


Jednak opowiadam. Robię światłoczułe odbitki minionego. Nawet gdy opisuję "teraźniejsze", przesycone jest ono wszystkim, co było, co się wydarzyło, co istniało. Bo dzień dzisiejszy jest sumą dni minionych... 

Teksty, zebrane w książce Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, nie są nowe. Wcześniej były publikowane na łamach "Tygodnika Powszechnego", "L'Espresso" czy w czasopiśmie internetowym Dwutygodnik.com. Dla mnie jednak każdy felieton tchnie świeżością, ponieważ dotąd nie zetknęłam się z prozą podróżną Stasiuka. Czytałam powieści autora, ale nie znałam go od strony zapisków osobistych, ściśle związanych z tym, czego doświadczył, co zobaczył, o czym myślał. Trzeba przyznać, że pan Andrzej wspaniale opowiada, niemal magnetyzuje czytelnika słowami. Autor zgadza się z tym, o czym pisał Terziani: 

Być może nasze istnienie nie ma innego sensu. Wędrujemy przez świat, by o nim opowiadać. Wcale nie po to, by go podbijać, zmieniać, poznawać i rozumieć, ale jedynie po to, by opisywać jego piękno.

Być może tak właśnie jest. Stasiuka urzeka prostota życia, peryferie codzienności. Autor często zanurza się w przeszłości, dostrzega mądrość starości, symbiozę człowieka i przyrody, ważność śmierci, która czasami objawia nam swój sens. Sprawia, że spotykamy się i cieszymy swoją obecnością w sposób, który bez owej śmierci nie byłby możliwy. (...) śmierć jednak bardzo przydaje się nam w życiu.

Te krótkie teksty przypominają o rzeczach prostych, o sprawach istotnych, zmuszają do refleksji nad sobą i nad otaczającym światem. Tkwi w nich mądrość, lekkość, pokora, wrażliwość na świat. Stasiuk snuje swą opowieść swobodnie, choć czasami pisze o sprawach trudnych. Współistnieje z naturą, docenia zmienność pór roku, ich urok i brzydotę. Zachwycił mnie świetny tekst pt. Marzec, w którym pisarz zwraca uwagę na bezmierną melancholię strefy umiarkowanej, sprawiającą, że my, mieszkańcy Polski, jesteśmy czcicielami słońca, jesteśmy poganami.
Każde zdanie w książce Stasiuka zasługuje na uwagę. Mnie bardzo odpowiada sposób pisania autora i jego spojrzenie na świat.

czwartek, 8 maja 2014

Czekolada Czekolada

Frances i Ginger Park
Życie jest słodkie
Nasza Księgarnia, 2013


To jest opowieść o spełnianiu marzeń i o przeszkodach, jakie muszą pokonać dwie siostry, by ich pragnienia stały się rzeczywistością.

Życie jest słodkie to lekkie czytadło, którego głównym i wszechobecnym bohaterem jest czekolada. Wykwintny, niewyobrażalnie pyszny smakołyk, podawany w wielu wariantach, zależnie od upodobań i nastroju. Frances i Ginger są uzależnione od smaku i zapachu czekolady, objadają się nią w chwilach wielkiego smutku i wielkiej radości. Pragną dzielić się ulubionymi słodyczami z innymi. Chcą pokazać, że świat czekolady nie ogranicza się do gorzkich, mlecznych i białych tabliczek.
Kobiety postanawiają otworzyć sklep z czekoladowymi wyrobami, ale na ich drodze staje mnóstwo przeszkód. Frances i Ginger są jednak zdeterminowane i prą do celu, nie poddając się przejściowym trudnościom. Sklep "Czekolada Czekolada" (marna, moim zdaniem, nazwa) staje się faktem i powoli zyskuje klientów, zwabionych oryginalnymi smakołykami.
Życie sióstr nie ogranicza się tylko do sprzedawania i kosztowania czekoladek, choć stanowi to ich główne zajęcie. Frances i Ginger przeżywają również wzloty i upadki w prywatnym życiu, ale zawsze są razem i wzajemnie się wspierają. Obok siebie mają mamę i przyjaciół, nad ich losem czuwa zmarły ojciec.

Powieść o Koreankach, wychowanych w Ameryce, to słodka historia, od której momentami mdli. Panie Park powinny pozostać przy prowadzeniu sklepu, a potem w gronie rodzinnym wspominać ulubionych klientów. Niekoniecznie mają talent pisarski, choć na łamach powieści dowiadujemy się, że są autorkami kilku książek dla dzieci. Jednak Życie jest słodkie to dzieło słabe, dotykające powierzchni życia, do bólu banalne i przewidywalne. Lektura tej książki nie nastręcza żadnych trudności, nie zmusza do myślenia, ale i niewiele daje czytelnikowi. To tylko kolejna prosta opowieść, która nie wyróżnia się niczym szczególnym i szybko zostanie zapomniana.

poniedziałek, 5 maja 2014

gadka szmatka.

Powrót do rzeczywistości szkolno - przedszkolnej. Do dźwięku budzika, który mniej drażni, gdy wczesnym rankiem człowieka wita słonko. Były święta. I kilkudniowy pobyt w Poznaniu. I majówka na wsi, której fragmenty można podejrzeć tu. Był czas, kiedy czytanie książek zarzuciłam, ale bez bólu. I film jeden tylko, lekki bardzo, obejrzałam. Na pogodę nie narzekałam, bo w tym wieku nie męczy się innych tematami, na które nie ma się wpływu. Taka mała mądrość życiowa.
Dzieciom powiększył się księgozbiór. Książki podarował Zajączek (jedynie Emilkę Piórko... starsza córka kupiła sobie sama). Prezenty młodszej widać poniżej. Maja dostała upragniony pakiet książek Monster High autorstwa Lisi Harrison i wszystkie cztery części zostały już przeczytane.



czwartek, 1 maja 2014

Mofongo. Gotuj z sercem.

Cecilia Samartin
Mofongo
Bukowy Las, 2013


Czytam Życie jest słodkie Frances i Ginger Park, właściwie nie wiem dlaczego, może z miłości do czekolady, bo sama opowieść jest słaba, nie pachnie, nie smakuje, toczy się po prostu. Wcześniej przeczytałam Mofongo Cecilii Samartin, powieść z kuchnią w tle, przyjemną, interesującą, więc książka o siostrach, które otwierają sklep "Czekolada Czekolada" (fatalna, moim skromnym zdaniem, nazwa) wypada kiepsko. Historia, stworzona przez Samartin, amerykańską pisarkę kubańskiego pochodzenia, wzrusza.

Dziesięcioletni Sebastian, główny bohater powieści, cierpi na poważną wadę serca. Nie może biegać, nie może grać w piłkę z rówieśnikami. Szansą na poprawę zdrowia jest operacja, ale jego mama, przerażona wizją poważnego zabiegu, odkłada tę trudną decyzję na później. Sebastian ma babcię, z którą łączy go bliska więź i u której chłopiec spędza sporo czasu. Jednak starsza pani niedomaga i jej dzieci zastanawiają się, czy nie oddać mamy do domu opieki. Sebastian widzi i czuje więcej, i nie wyobraża sobie życia bez babci, bez zachodzenia do żółtego domu, w którym czeka na niego bliski człowiek. Bez zdradzania fabuły napomknę, że babcia nigdzie nie wyjeżdża, ale przechodzi totalną metamorfozę, dzięki czemu jej dom staje się jeszcze bardziej ciepły i przyjazny. U babci pachnie portorykańską kuchnią, której nie oprze się żaden członek rodziny. Sebastian odkrywa w sobie talent kulinarny i z przyjemności miesza, dusi i smakuje. Przy okazji rodzinnych spotkań toczy się mnóstwo ważnych rozmów, wiele niesnasek zostaje wyjaśnionych.

Mofongo to ciepła historia rodzinna, w której szczęście przeplata się z trudami dnia codziennego. To apoteoza chwili, szczególnie tej przy stole, z bliskimi ludźmi, z rozmową...

Powiem ci, czym jest dla mnie niebo. Niebo to stół, taki jak tutaj, przy którym siedzą wszyscy moi bliscy. Delektujemy się wspólnie przygotowanym jedzeniem, śmiejemy się i opowiadamy sobie historie, przy których czasem zakręci się nam łza w oku, lecz przez większość czasu świetnie się bawimy.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...