czwartek, 20 stycznia 2011

Odnaleźć siebie w podróży (Elizabeth Gilbert "Jedz, módl się, kochaj")

W podróży wzrasta apetyt na życie. Wcześniejsze smutki, rozterki i inne depresje nie znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale z dystansu przeszłość wydaje się bardziej przyjazna. I rzekłabym...pouczająca. Poza tym, jak udowadnia Elizabeth Gilbert, przetasowanie w życiu prowadzić może do pozytywnych zmian, a nawet do samopoznania. Trzeba być jednak człowiekiem otwartym na zmiany, odważnym, ekstrawertycznym. Autorka książki "Jedz, módl się, kochaj" te wszystkie cechy ma, dlatego dla niej podróż jest drogą zadowolenia.

Liz w Italii odzyskuje apetyt na jedzenie, wszak Włochy słyną z kulinarnych atrakcji, o czym już niejedną książkę popełniono. W Indiach pisarka mieszka w aśramie, gdzie próbuje się modlić, by odnaleźć Boga. Średnio jej te medytacje wychodzą. Za dużo ma w sobie ekspresji, za dużo rozgadania i może dlatego ta część książki najmniej mi się podobała. Indie jako etap podróży wydają się nietrafione, zbędne i mało interesujące. Wytrzymałam jednak w aśramie, by dotrzeć na Bali. W tym malowniczym miejscu pani Gilbert odzyskała apetyt na miłość. Tutaj codziennie zadziwiała ją mentalność mieszkańców, ich przywiązanie do tradycji i religii. Na Bali poznała Felippe (miłość:)) i Wayan (niezwykła przyjaźń). Szukała spokoju i równowagi w indyjskiej aśramie, a najwięcej serdeczności i pozytywnej energii dał jej ostatni etap podróży.

Lekko i dobrze napisana powieść - wspomnienie. Łzawe momenty przytłaczają i to nie dlatego, że czytelnik empatycznie wyczuwa nieszczęście bohaterki, ale dlatego, że ciężko się czyta te wypociny. Dobrze, że umartwianie się nie leży w naturze Elizabeth i dość szybko autorka "zmienia klimat" opowieści.
Książka dobra, nieco "zepsuta" Indiami, ale można wybaczyć.

4+/6

8 komentarzy:

  1. Mam, przeczytałam, ale się do niej nie przekonałam... Czytałam ją dobre kilka lat temu, ale do tej pory uważam, że jest przegadana, trochę przynudzona i właśnie tak ja to określiłaś, momentami "wypocona":) Raczej do niej nie wrócę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Skreśliłam całkiem, za wybujałe ego autorki.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie się podobała. I nie widziałam wybujałego ego autorki, czułam natomiast jej desperację w szukaniu właściwego miejsca w życiu, balansu. Indie podobały mi się najbardziej

    OdpowiedzUsuń
  4. dodam jeszcze, że o dziwo Indie, bo nie jestem z tych, który do Indii chciałby pojechać, nie uprawiam jogi, może dlatego jej zmagania z medytacja itp odebrałam jaki prawdziwe i szczere

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie się w sumie podobała, nie porwała mnie ale jednak zrobiła na mnie pozytywne wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Książka zbiera różnorodne opinie. Mnie zaskoczyła na plus i podobnie jak kasia.eire i Tajemnica33 mam pozytywne wrażenia po lekturze.
    Ego autorki nie wydało mi się wybujałe, choć przyznam, że nie do końca wiem, co możesz mieć, Agnes, na myśli:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Więcej na temat moich odczuć po lekturze tu:
    http://mcagnes.blogspot.com/2010/08/jedz-modl-sie-kochaj-elizabeth-gilbert.html
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. "Kiedy jednak wczytałam się bardziej w powieść, okazało się, że to wyjątkowo rozbudowany opis autoterapii autorki po ciężkich osobistych przeżyciach, jakim był rozwód z mężem i rozstanie z kochankiem" - tutaj się z Tobą zgadzam, najgorzej czytało mi się te fragmenty i też nie umiałam "współodczuwać", ale jak patrzę na książkę jako całość, to pozostaje pozytywne wrażenie.
    Mam wrażenie, że szukając Boga, pisarka wcale Go nie odnalazła, cały czas rozpraszały ją inne rzeczy i sprawy - czy to źle, nie wiem...w sumie nie mnie oceniać.
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...