Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura amerykańska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura amerykańska. Pokaż wszystkie posty

piątek, 29 kwietnia 2016

Deborah Rodriguez "Kawiarenka w Kabulu"

Deborah Rodriguez
Kawiarenka w Kabulu
Nasza Księgarnia, 2013

To byłaby ciepła opowieść o codzienności ludzi w różnym wieku, którzy pracują lub spędzają czas w kawiarni. Myślę, że wtedy książka miałaby marne szanse na zwrócenie mojej uwagi. Jednak miejsce, w którym autorka osadziła swą opowieść, sprawia, że nie możesz traktować "Kawiarenki w Kabulu" jak pierwszego z brzegu czytadła.
Ciepło pozostaje, ponieważ relacje międzyludzkie ogrzewają rzeczywistość, której składnikiem jest niepewność i strach.

Deborah Rodriguez splata losy emigrantów i rodzimej ludności, w subtelny sposób podejmując trudne tematy, nieodłącznie związane z kulturą islamską.
Akcja powieści toczy się spokojnie. Można poznać bohaterów, zaprzyjaźnić się z nimi, zaangażować się w codzienne życie mieszkańców Kabulu.
W kawiarni, prowadzonej przez 38 - letnią Amerykankę, pomimo toczącej się na zewnątrz wojny i częstych zamachów bombowych, udaje się utrzymać ciepłą i przyjazną atmosferę.
W tym miejscu niektórzy znajdują schronienie, inni miłość, kolejni przyjaciół. W kawiarence, podczas Bożego Narodzenia, mogą poczuć magię świąt, mimo że znajdują się daleko od domu i od dawna nie widzieli krewnych i najbliższych.

Deborah Rodriguez swą opowieść zbudowała na kanwie historii, których wysłuchała podczas pracy w kabulskim salonie fryzjerskim i w kawiarni. Dzięki temu przekazała w ręce czytelników nie tylko ciekawą książkę, ale również książkę wartościową, w której udało jej się przybliżyć kulturę, tak inną od europejskiej.





czwartek, 18 lutego 2016

O powieści Pauli Hawkins.

Paula Hawkins Dziewczyna z pociągu Świat Książki, 2015



Powieść Pauli Hawkins, o której chyba wszyscy słyszeli, nie wyróżnia się niczym szczególnym. To zgrabnie skonstruowana historia obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Nie jest ani bardzo dobra, ani bardzo zła. Przeciętna. Jak wiele innych powieści. Odpowiednie osoby rozsławiły ten tytuł kilka tygodni przed pojawieniem się książki na półkach w polskich księgarniach i dzięki temu obok Dziewczyny z pociągu mało kto przeszedł obojętnie.
To ciekawa historia, ale thrillerem psychologicznym bym jej nie nazwała. Akcja jest raczej statyczna i czytelnik czeka na gwałtowny zwrot, bo przecież coś powinno się wydarzyć i nawet wydarza się, ale jakoś niemrawo i przechodzi się nad tym do porządku dziennego, bez rumieńców i zatracenia w czasie.

Rachel codziennie dojeżdża do pracy pociągiem. Każdego dnia o tej samej godzinie wsiada do pociągu i przez okno obserwuje życie innych ludzi. Niektórych "zna" już bardzo dobrze, widuje ich regularnie, ale tylko jej się wydaje, że to, co widzi, jest prawdziwe. Każdy z nas skrywa tajemnice, sama Rachel prowadzi grę pozorów, przez którą ma nie tylko problem z nadużywaniem alkoholu, ale przede wszystkim z postrzeganiem rzeczywistości. 

Dobrze się czyta Dziewczynę z pociągu; fabuła jest na tyle ciekawa, że nie odczujecie znudzenia lekturą. Ale o co tyle szumu? Jakby każda "tylko" dobra powieść osaczała z każdej strony jeszcze przed premierą, utonęlibyśmy w zalewie czytadeł i nie starczyłoby czasu na nic innego. Nie czepiam się, bo przeczytałam, a nie musiałam, ale bez przesady, bez przesady...

Film z Emily Blunt w roli głównej obejrzę, oczywiście...

niedziela, 31 stycznia 2016

Emma Donoghue "Pokój"


Emma Donoghue Pokój Sonia Draga 2011

Pierwsza część książki to teatr dwóch aktorów na ograniczonej powierzchni 11 metrów kwadratowych. Czasami, budząc niepokój, w pomieszczeniu pojawia się trzecia osoba, która uosabia zło i o której zbyt często nie rozmawia się w Pokoju. Od siedmiu lat 27-letnia kobieta i jej syn są uwięzieni w miejscu, którego nie potrafiliby wskazać na mapie. Pięcioletni chłopiec nigdy nie był na zewnątrz, więc całym światem jest dla niego Pokój. Tu się urodził, tu się bawi, tu je posiłki, tu spędza czas z Mamą. Kiedy kobietę odwiedza Stary Nick, Jack siedzi schowany w Szafie, niemal bez tchu nasłuchując, co robią dorośli. W Pokoju jest telewizor, ale Mama zaszczepiła w chłopcu przekonanie, że prawdziwy świat to ich świat, a to, co oglądają przypomina bajkę. Podobnych "kłamstw", zrodzonych na potrzeby sytuacji, kobieta stworzyła mnóstwo. Po latach uwięzienia momentami sama zaczyna w nie wierzyć. Jednak dla niej, w przeciwieństwie do Jacka, na zewnątrz kiedyś istniało i do dwudziestego roku życia uczestniczyła w normalnym życiu. Tęsknota za powrotem, myśli o ucieczce (na początku próbowała wydostać się z Pokoju, jeszcze przed narodzinami Jacka) narastają. Chłopiec jest coraz starszy i ma prawo poznać prawdę, a wściekłość w stosunku do oprawcy potęguje się z każdą kolejną wizytą Starego Nicka.

Druga część książki to codzienność po odzyskaniu wolności. Nie jest łatwo po tylu latach wrócić do życia. Dla Jacka to całkiem nowy świat, zadziwiający i przerażający. Dla Mamy jedynie przerażający. Z każdej strony przychodzi nieznane, nadmiar bodźców wywołuje strach. Spostrzeżenia chłopca na temat otaczającej go rzeczywistości są świeże, a przez to czasami zaskakujące, często trafne.

Myślę, że czas się rozprowadza po świecie cienko jak masło, po drogach i domach i placach zabaw i sklepach, tak że na każdym miejscu jest tylko troszkę rozsmarowanego czasu, a potem każdy musi pędzić do następnej porcji.
I tak samo jak patrzę na dzieci, to myślę, że dorośli ich nie lubią, nawet rodzice.
Mówią, że dzieci są śliczne i takie słodkie, każą dzieciom coś zrobić jeszcze raz, żeby mogli to sfotografować, ale nie chcą się z nimi tak naprawdę bawić, wolą pić kawę i rozmawiać z innymi dorosłymi.

Pokój Emmy Donoghue to powieść inspirowana  autentycznymi wydarzeniami i podejrzewam, że tego typu historię mogłoby opowiedzieć wiele porwanych kobiet, przez lata więzionych, seksualnie wykorzystywanych, rodzących dzieci oprawców. I taka opowieść zawsze będzie przejmująca.
Pokój czytałam z zapartym tchem. Swoisty język, jakim posługuje się Jack, a którego Mama nie koryguje, na początku zwraca uwagę czytelnika, ale z każdą stroną powieści jest coraz mniej istotny. Najważniejsze stają się emocje, odczucia bohaterów, ich determinacja w znoszeniu beznadziejnej codzienności. Dla Jacka pokój jest domem, dla Mamy - więzieniem. Oboje muszą sobie radzić w ograniczonej rzeczywistości, skazani na łaskę i niełaskę humorzastego porywacza. Czytelnik przeżywa rozterki Mamy, próbuje sobie wyobrazić siebie w jej sytuacji. Ogrom wzruszenia. Polecam.


piątek, 22 stycznia 2016

Michael Punke "Zjawa".

Michael Punke Zjawa Sonia Draga, 2014


Pewnie nie przeczytałabym tej książki, gdyby nie informacja o filmie z Leonardo DiCaprio w roli głównej. Prawda jest taka, że aktora bardzo lubię i cenię. Jednak po zapoznaniu się z literackim pierwowzorem nie jestem pewna, czy mam ochotę na wersję kinową.

Zjawa to powieść oparta na motywach życia trapera Hugh Glassa, który w 1823 roku zaciągnął się do oddziału Kompanii Futrzarskiej Gór Skalistych i wyruszył na niebezpieczną wyprawę, której koleje były nieprzewidziane ze względu na czające się ze wszystkich stron niebezpieczeństwo.

Historie o traperach, Indianach i zemście to nie to, co lubię najbardziej i czego szukam w literaturze. Jednak przyznaję, że powieść Michaela Punke czytałam z zainteresowaniem, choć obfituje w sceny brutalne i ocieka testosteronem. Takie czasy, taki klimat. Hugh Glass radzi sobie w tej atmosferze doskonale i prze do przodu nie zważając na przeciwności losu. Ma cel, a tym celem jest zemsta na dwóch kolegach, którzy nie dość, że porzucili go w lesie na pastwę Indian i dzikich zwierząt, to jeszcze okradli go ze wszystkiego, czym ewentualnie mógłby się obronić lub dzięki czemu przetrwać. Nie wiedzieli, co czynią i nie podejrzewali, jaką mocą dysponuje Glass, skoro przeżył atak niedźwiedzia grizzly.

Właściwie chciałam tylko napisać, że jako czytelniczka innego typu powieści, pozytywnie odbieram Zjawę, co może być wystarczającą rekomendacją dla tej książki.

wtorek, 19 stycznia 2016

Anne Fadiman.

Nieoczekiwanie. Bez okazji. Spontanicznie...stałam się właścicielką książki, o której od dawna marzyłam. Najbliższy memu sercu mężczyzna, widząc moje żałosne poszukiwania ebooka (wszak jestem również, od niedawna, posiadaczką czytnika) Anne Fadiman (powszechnie wiadomo, że wersja papierowa jest niedostępna, nakład wyczerpany, ceny na allegro szalone) wyciągnął książkę z jakiegoś jemu tylko znanego miejsca (naprawdę!) i mam, MAM!!! W ogóle i w szczególe. Eseje poufałe mojej ukochanej Anne Fadiman, której Ex Libris. Wyznania czytelnika mogłabym czytać codziennie od nowa. MAM! I już przeczytałam z wielką przyjemnością. Gdzieś po drodze dowiedziałam się, że jest trzeci tom esejów, więc czekam niecierpliwie na polskie wydanie i kupię natychmiast, w dniu premiery, żeby później nie błądzić, nie szukać, nie rozpaczać.

Anne Fadiman W ogóle i w szczególe. Eseje poufałe Znak, 2010

Esej poufały należy do grupy esejów osobistych i, podobno, jest na wymarciu. Wielka szkoda, ponieważ jego serce to rozmowa, co sprawia, że autor nie zwraca się do milionów (...) raczej do jednego czytelnika, zupełnie jakby siedzieli sobie we dwóch przy ogniu trzaskającym w kominku (...) z perspektywą długiego, strawionego na rozmowie wieczoru przed sobą. Punkt widzenia twórcy eseju poufałego jest subiektywny, rama kontekstowa konkretna, styl dygresyjny, ekscentryczność wyrazista...(s.8). Anne Fadiman napisała eseje doskonałe. Czyta się je z wielką przyjemnością, rozkoszując się erudycją, oczytaniem, skojarzeniami autorki. Wrażenie faktycznie jest takie, jakby pisarka siedziała obok, pijąc trzecią kawę i gawędziła z odbiorcą. Dopiero, gdy czytelnik dociera do finału książki i analizuje teksty źródłowe, uświadamia sobie, jak wielką pracę musiała wykonać autorka, by mógł cieszyć się tak znakomitym esejem.

Czy cokolwiek, co wyszło spod pióra Anne Fadiman może nie sprostać moim oczekiwaniom? Do Ex Libris będę wracała częściej z uwagi na ciekawszą dla bibliofila tematykę, ale jaką sztuką jest pisanie esejów osobistych o rzeczach niekoniecznie mnie interesujących (jak np. kolekcjonowanie motyli) tak, że czytam z zapartym tchem. Niesamowite. W tomie dwunastu esejów i tym razem pojawia się Anne, zafascynowana wyprawami polarnymi. Poza tym wielbicielka lodów (ja też, ja też:)) i kawy, bardziej sowa niż skowronek. Tematy różne, zawsze interesująco podane. Zamykając książkę poczułam wielki niedosyt. Już? To wszystko? Chcę więcej! Poproszę eseje Anne Fadiman przynajmniej w takiej formie jak ostatnio wydane Wszystkie lektury nadobowiązkowe Wisławy Szymborskiej.

Skowronkowatość, podobnie jak rzymski nos i nastroszone brwi, mój mąż odziedziczył po swoim ojcu, który uważał, że popełnia niewybaczalny grzech lenistwa, jeśli wstawał po pół do piątej rano. Ja sowią naturę także mam po ojcu, podzielającym przekonanie Jimmy'ego Walkera, 
że grzechem jest iść do łóżka tego samego dnia, którego się wstało (s.77).

poniedziałek, 9 listopada 2015

Sylvia Plath w Nowym Jorku. Lato 1953.

Elizabeth Winder
Sylvia Plath w Nowym Jorku. Lato 1953
Marginesy, 2015


Nieśmiertelna Sylvia Plath. Fascynuje od czasów licealnych. Jej życiorys, mniej twórczość. Nie przebrnęłam przez drobiazgowe Dzienniki, Szklany klosz przeczytałam, ale nie powalił mnie na kolana, za poezją nie przepadam. To niewytłumaczalne, ale nie potrafię przejść obok tego nazwiska obojętnie i czytam wszystkie publikacje na temat Sylvii.

Poetka Elizabeth Winder przedstawiła fragment życia kobiety, postrzeganej jako postać tragiczna. Latem 1953 roku Sylvia jako jedna z dwudziestu młodych kobiet odbyła staż w prestiżowym magazynie Mademoiselle. Pobyt w Nowym Jorku był spełnieniem marzenia, które od lat tliło się w sercu Plath.
Celem Winder było przełamanie wizerunku autorki Ariela jako kobiety depresyjnej i ukazanie Sylvii Plath w wersji light jako miłośniczki mody, opalania, dobrego jedzenia i przystojnych mężczyzn. Kultura wrzuciła pisarkę do worka z napisem Poeci Przeklęci, ale Sylvia nie była jednowymiarowa. Na równi z literaturą kochała modę, namiętnie przeglądała czasopisma, nie rozstawała się z czerwoną szminką. Czytelnicy Dzienników wiedzą, jak wiele miejsca w swoich zapiskach poświęcała codziennym rytuałom, związanym z doborem garderoby. Pobytu w Nowym Jorku nie opisała w Dziennikach, okres ten stał się podłożem dla Szklanego klosza.

Z opowieści autorki, z relacji obserwatorów życia Plath, z krótkich wypowiedzi stażystek, które przebywały w redakcji Mademoiselle latem 1953 roku wyłania się obraz konsumpcjonizmu totalnego. Dziewczyny skupiają się na fatałaszkach, biorą udział w wystawnych kolacjach, wydają pieniądze. Niemal wszystkie pragną żyć w luksusie. Dla większości z nich staż w redakcji to ostatnia przygoda, zanim wkroczą w prawdziwe życie i staną się żonami, matkami, gospodyniami. Są takie, które frapuje kwestia pogodzenia życia domowego z zawodowym. Są i takie, które nie traktują tej kwestii problematycznie, bo pragną jedynie dobrze wyjść za mąż i kupować ubrania, błyskotki, czytać czasopisma, myśleć o nowej fryzurze, urodzić dzieci.
Sylvia nie odrzuca myśli o rodzinie, ale przede wszystkim chce pisać, chce być częścią świata literatury, poznawać pisarzy. Elizabeth Winder pokazuje, że Plath była "zwykłą" kobietą i interesowały ją babskie sprawy. Jednocześnie jednak, między wierszami, możemy dostrzec mroczną stronę Sylvii. Czytając książkę widzimy uśmiechniętą blondynkę, dziewczęcą i pełną życia, która cieszy się pobytem w Nowym Jorku. Dwa miesiące po powrocie z wymarzonego stażu ta piękna kobieta trafia do szpitala po nieudanej próbie samobójczej.

Autorka wtłacza w główny nurt opowieści epizody z życia Plath przed jej przyjazdem do Nowego Jorku. Szatkuje narrację relacjami świadków wydarzeń, dzięki czemu mamy nie tylko szerszy obraz sytuacji, ale zabieg ten sprawia, że książka Winder przypomina reportaż.
Sylvia Plath w Nowym Jorku. Lato 1953 to tytuł wart przekartkowania. To inne spojrzenie na autorkę Szklanego klosza. Dla czytelników, którzy podobnie jak ja, z wiadomych czy też niewiadomych przyczyn, są zafascynowani życiorysem Plath.

środa, 19 sierpnia 2015

"Motyl", powieść wyjątkowa.


Czytałam już powieści, w których opisano skazaną na niepowodzenie walkę z Alzheimerem. Jednak żadna z poprzednich lektur nie wywarła na mnie takiego wrażenia jak Motyl Lisy Genovy. "Zawieszałam się" przy tej książce wielokrotnie, zastanawiając się nad codziennością i nad tym, co tak naprawdę jest w życiu istotne. Podczas lektury napotykałam fragmenty, które strasznie mną potrząsały, choć pozornie nie było w nich niczego nadzwyczajnego, zwłaszcza biorąc pod uwagę spustoszenia jakie w mózgu chorego czyni Alzheimer. Jak próba przypomnienia sobie przez Alice nazwy przedmiotu widniejącego na skrawku papieru. Walka z zawodną pamięcią, która przechowuje obraz tego przedmiotu; miejsce, w którym się znajduje; zapach, z którym się kojarzy...nawet pierwszą literę wyrazu. Czytasz i czujesz, jak rozpaczliwą walkę prowadzi Alice i jak tę walkę przegrywa.

W lekturze powieści nie przeszkadzał mi fakt, że wcześniej oglądałam doskonały film Still Alice. Jedynym skutkiem zachwianej kolejności (bo zdecydowanie wolę najpierw przeczytać książkę) było to, że myśląc o Alice, widziałam Julianne Moore, choć bohaterka powieści Lisy Genovy ma inną urodę. I nie wiem dlaczego, ale przed lekturą powieści byłam przekonana, że to historia oparta na faktach.

Po przeczytaniu Motyla sięgnęłam po Kochając syna. Ta druga opowieść to po prostu dobre czytadło. Nie powala. W gąszczu czytadeł można znaleźć wiele podobnych. Tematyka autyzmu i zdradzonych żon nie jest im obca.
Natomiast Motyl to świetnie napisana powieść. Czytając, myślisz. Kupię tę książkę i będę do niej wracała za każdym razem, gdy zwątpię w sens życia. Bardzo rzadko można trafić na "czytadło", które tak człowiekiem potrząśnie i wywoła tyle refleksji.


czwartek, 7 maja 2015

Sunset Park.

Paul Auster
Sunset Park
Znak, 2012


Paul Auster jest mistrzem słowa, mistrzem opowiadania obyczajowych historii, które skupiają się na relacjach międzyludzkich. Jego bohaterowie, często intelektualiści lub pseudointelektualiści, są emocjonalnie rozchwiani, błądzą, szukają ratunku w samotności, uciekają przed samotnością. Przede wszystkim postaci powieści Austera to interesujący ludzie, o których chce się czytać.

By w pełni zachwycić się książką amerykańskiego pisarza, trzeba znaleźć chwilę spokoju, rozsiąść się wygodnie na kanapie i zanurzyć w opowieść o grupie ludzi, którzy zamieszkali w nowojorskim squacie. Każdy z nich ma własną pogmatwaną życiową historię, każdego dręczą egzystencjalne rozterki. Sunset Park to właściwie potok słów. Świetnie skomponowanych, idealnych do czytania bez przystanku, bez chwili wytchnienia na filiżankę herbaty. Są takie książki, które potrzebują przerwy i takie, które czyta się jednym tchem. Sunset Park zdecydowanie należy do tej pierwszej kategorii.

Miles, Ellen, Alice i Bing - ich losy splatają się w powieści, oni żyją "na gapę", szukając siebie w wielkomiejskim szumie. Głównym bohaterem jest Miles, który porzucił studia, rodzinę i Nowy Jork, i błąkał się od miasta do miasta, podejmując się dorywczych prac i wchodząc w przypadkowe związki. Po kilku latach wrócił do Nowego Jorku i zamieszkał z trójką interesujących młodych ludzi w porzuconym domu przy Sunset Park. Oprócz czwórki bohaterów występują w książce Austera równie interesujące postaci poboczne.

Powieść amerykańskiego pisarza czytałam z ogromną przyjemnością. Jestem pod wrażeniem stylu autora i tego, jak Auster posługuje się słowami, jak tworzy monologi wewnętrzne postaci, jak mistrzowsko portretuje rzeczywistość, jak opisuje emocje. Na półce czeka na mnie Dziennik zimowy, ale sięgnę na pewno po inne powieści pisarza i na szczęście mam w czym wybierać.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Severina.

Rodrigo Rey Rosa
Severina
Wielka Litera, 2013



Niepozornych rozmiarów książka gwatemalskiego pisarza, pierwsza wydana w Polsce, przyciąga wzrok tęczową okładką. Pierwsze wersy powieści zapraszają czytelnika do księgarni Entretenida, której współwłaścicielem jest bibliofil i początkujący pisarz. Idealnie. Księgarza intryguje kobieta, która regularnie odwiedza księgarnię i kradnie książki. On jej na to pozwala, skrupulatnie notując każdy wyniesiony przez nią tytuł. Zakochuje się w tajemniczej złodziejce, która, nawet gdy zostaje zdemaskowana, nie rezygnuje z zajęcia, które sprawia jej tyle przyjemności. Ana Severina żyje z książkami i dla książek. Księgarz podąża śladem kobiety, a ich relacja jest pełna niedomówień.

Wiele w tej krótkiej opowieści niejasności, znaków zapytania, niuansów, które do końca pozostają niewyjaśnione. Severinę czyta się szybko i z przyjemnością, ale po lekturze pozostaje ogromny niedosyt, wrażenie, że to dopiero początek historii. Nagromadzenie niedomówień może być intrygujące i świadczyć na korzyść powieści, ale ich nadmiar męczy i sprawia, że czytelnik czuje się oszukany i nie do końca rozumie, co autor miał na myśli.

Niemniej jednak, jak wspomniałam wcześniej, czytałam książkę z przyjemnością i bardzo podobała mi się jej atmosfera, wątek bibliofilski, wszechobecne regały z książkami.
Za możliwość przeczytania powieści jeszcze raz dziękuję Uli, autorce bloga o książkach, kotach i bałaganie:)


poniedziałek, 2 lutego 2015

O książkach i ludziach. Z książkami w tle.

Wendy Welch
Księgarenka w Big Stone Gap
Black Publishing, 2014


Wendy Welch w lekkim i interesującym stylu opowiedziała o tym, jak marzenie przekuć w rzeczywistość, a z pasji uczynić sposób na życie. Napisała książkę dla buszujących w księgarniach, znoszących do domu kolejne tomy, żarliwych czytelników. Stworzyła opowieść, którą można się otulić w mroźny zimowy wieczór, popijając ciepłą herbatę i marząc o tym, że może kiedyś i mnie się uda, że może się odważę i stworzę podobne miejsce...

Wendy i Jack nie są już młodzi, ale odwagi i pasji życia mógłby im pozazdrościć niejeden trzydziestolatek. Pewnego dnia postanawiają spełnić marzenie, które tliło się w nich od dawna. Kupują stary, edwardiański dom w Wirginii, w którym będą nie tylko mieszkać, ale i prowadzić księgarnię z używanymi książkami. Początki są trudne i kosztowne, niewielu znajomych wierzy w powodzenie projektu, ale "przedsiębiorcy" nie poddają się. W wyniku małych przeszkód nie zrezygnują ze spełniania pragnień. Oboje kochają książki, lubią otaczać się zakurzonymi tomami, które mają własną historię i uwielbiają otaczać się ludźmi, którzy, podobnie jak oni, nie wyobrażają sobie życia bez książek i bez czytania. Mieszkańcy niewielkiego miasteczka są sceptycznie nastawieni do nowych sąsiadów, ale z czasem, jak to zwykle bywa, Wendy i Jack stają się ważną częścią społeczności, a ich księgarnia centrum życia towarzyskiego i kulturalnego Big Stone Gap. Autorka przedstawia blaski i cienie prowadzenia księgarskiego interesu. Wielokrotnie podkreśla, jak ważna, obok miłości do książek, jest miłość do ludzi. Czasami przydaje się empatia, innym razem umiejętność trzymania się na dystans.

W epoce e-booków i audiobooków oraz zatrważających statystyk, dotyczących czytelnictwa dwojgu ludziom udaje się prowadzić księgarnię z używanymi książkami. Wendy i Jack zarażają entuzjazmem. I kochają, naprawdę kochają to, co robią. Nie oceniają swoich klientów, a w ich księgarni można znaleźć zarówno harlequiny, jak i poważne tytuły naukowe. Odgadują zainteresowania przybyszy, choć zdarza się, że upodobania co niektórych potrafią ich zaskoczyć. Często jednak sprawdza się "teoria półkowa":

Antropologia półkowa jest prosta: jeśli chcesz się dowiedzieć, kim jest dana osoba, zbadaj jej biblioteczkę.

Księgarenka w Big Stone Gap. O przyjaźni, wspólnocie i nadzwyczajnej przyjemności z dobrej książki to ciepła opowieść o spełnionym życiu dla wszystkich, którzy w księgarni czują się jak w domu.


sobota, 17 stycznia 2015

Lekcje życia według Reginy Brett.

Regina Brett
Bóg nigdy nie mruga. 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu
Insignis, 2012

"Przyjrzyj się temu, co nazywasz problemem, katastrofą albo kryzysem, i zadaj sobie następujące pytanie: Czy za pięć lat będzie to miało jakieś znaczenie?"

Jestem sceptycznie nastawiona do tego typu książek. Zazwyczaj nawet nie spoglądam w ich kierunku. Nie wiem, co skłoniło mnie do tego, by zacząć czytać książkę Reginy Brett. Faktem jest, że natykałam się na nazwisko autorki bardzo często i, chcąc nie chcąc, wryły mi się w pamięć tytuły jej książek.

Prezentowana tutaj pozycja składa się z pięćdziesięciu rozdziałów - lekcji. To krótkie opowieści z życia wzięte. Każda niesie ze sobą ważne przesłanie, o którym czytelnik powinien pamiętać, by cieszyć się każdym dniem, nie przejmować codziennymi i niecodziennymi niepowodzeniami. Autorka wykorzystuje historie z własnego życia i z życia ludzi, których spotkała na swej drodze.

Regina Brett to dziennikarka, felietonistka, której teksty, podobno, docenili czytelnicy na całym świecie. To kobieta doświadczona przez los. Regina pochodzi z wielodzietnej rodziny, w dzieciństwie była molestowana seksualnie, wcześnie została samotną matką, zmagała się z uzależnieniem od alkoholu, a gdy nieco wyprostowała swoje życie zachorowała na raka piersi. Trudne chwile nie odebrały kobiecie pogody ducha i pozytywnej energii, którą dziś Regina Brett dzieli się z innymi, pokazując, jak ważne jest samo życie i jak nieistotne, z perspektywy czasu, są negatywne przeżycia. Wielką rolę w codzienności pisarki odgrywa religia i tu się z panią Reginą mijamy, ale na szczęście autorka nie umoralnia, nie nawraca, nie próbuje wiary w Boga wciskać w każde zagadnienie. Gdyby tak było, na pewno nie dałabym rady przeczytać tej książki.

Tymczasem przeczytałam teksty z zainteresowaniem, mając jednak poczucie, że autorka nie odkrywa Ameryki, że w gruncie rzeczy pisze o tym, o czym już wielokrotnie pisano. Przypomina ważne kwestie, co niektórych może obudzić z letargu, wskazać właściwą drogę. Dla mnie najważniejszym zdaniem w książce jest to, które zacytowałam na początku posta. Bardzo trafne i do zapamiętania.





wtorek, 6 stycznia 2015

Intryga małżeńska.

Jeffrey Eugenides
Intryga małżeńska
Znak, 2013


Nie pytajcie mnie dlaczego lektura Intrygi małżeńskiej sprawiła, że przypomniałam sobie pisanie Cortazara. Może to zasługa młodych bohaterów, którzy lawirują w codzienności jak zagubione i kruche stworzonka. Madeleine, Leonard i Mitchell tworzą intrygujący trójkąt. Ich wzajemne relacje są skomplikowane. Każde z nich szuka swojego miejsca w życiu, każde tworzy siebie i to okazuje się niezwykle trudnym zadaniem. W tym osobliwym trójkącie kobieta jest obiektem pożądania dwóch mężczyzn, choć nic nie jest oczywiste i takie, jakie mogłoby się wydawać.

Powieść rozpoczyna się pysznie. Naprawdę. Madeleine budzi się po słabo przespanej nocy, w kiepskim humorze. Czytelnika po pokoju bohaterki oprowadza trzecioosobowy narrator, przybliżając jednocześnie sylwetkę dziewczyny. Madeleine kocha czytać i już na pierwszych stronach powieści dowiadujemy się, jakie lektury wybiera, co ją zachwyca, a co odpycha. Pysznie.
Później nieco senną atmosferę zakłóca dzwonek do drzwi, oznajmiający przybycie rodziców dziewczyny. Okazuje się, że Madeleine tego dnia kończy studia, nie ma ochoty na spotkanie z rodzicami, głupio zarwała noc i najchętniej nie ruszałaby się z domu. Eugenides na pierwszych stronach powieści serwuje nam typowo studencki obrazek. Niby banalnie, ale z każdą przewracaną w czytelniczym amoku kartką jest ciekawiej. Trzeba się w tę książkę wgryźć, by mieć prawdziwą przyjemność z poznawania losów trójki bohaterów, zawieszonych między byciem nastolatkiem a byciem dorosłym.

Lubię powieści społeczno - obyczajowe, które zmuszają czytelnika do refleksji. Intryga małżeńska mogłaby być zwykłą, nieprzyjaźnie "grubą" książką o młodych ludziach, wchodzących w dorosłość. Tylko tyle. Na szczęście Jeffrey Eugenides, ceniony pisarz amerykański, sięga głębiej, pokazując skomplikowane relacje międzyludzkie, rozterki i błędy młodości, totalną i piękną nieodpowiedzialność. Dorosłość bywa przerażająca. Bohaterowie powoli uczą się, że wkroczenie na ścieżkę dorosłości nie jest tak fajne jak myśleli. Młodość pragnie dorosłości, a później nieudolnie stara się z niej wypisać. Najczęściej jest już za późno na zrobienie kroku w tył.

środa, 26 listopada 2014

Sieroce pociągi.

Zaniedbałam to miejsce i, choć mogłabym już kilka dni temu skrobnąć tu parę słów, to ciężko wrócić na bloga, nadrobić zaległości. Piętrzy się stos przeczytanych książek, w czytaniu są kolejne. Mam trochę mniej czasu na lekturę, ale czytam. Dziś na przykład Wnuczkę do orzechów Małgorzaty Musierowicz. I Wołanie grobu Simona Becketta, czyli czwarty tom cyklu z Davidem Hunterem i chyba ostatni; jeśli się mylę, niech mnie ktoś oświeci. Powieści przeczytane w październiku czekają na to, by je opisać i wiem, że z każdym dniem będzie mi trudniej o nich wspomnieć, ale wierzę, że się uda.

Christina Baker Kline
Sieroce pociągi
Czarna Owca, 2014


To jest powieść, którą się świetnie czyta. Idealna lektura na podróż pociągiem - nie dlatego, że tytuł kojarzy się z tym środkiem lokomocji, ale dlatego, że autorka książki zgrabnie i interesująco opowiada o pewnych wydarzeniach. Sieroce pociągi, choć podejmują temat trudny, miejscami smutny, a nawet wstrząsający, pozostają czytadłem. Dobrym czytadłem, od którego nie sposób się oderwać.

Christina Baker Kline opowiada o dość ponurym projekcie, mającym na celu stworzenie bezdomnym dzieciom czegoś na kształt rodzin zastępczych. Autorka zabiera czytelnika do 1929 roku i przedstawia mu rodzinę dziewięcioletniej Niamh Galway, która właśnie przybyła do Ameryki z Irlandii. W poszukiwaniu pracy i lepszej przyszłości. Jako imigranci od początku zmagają się z problemami, a Nowy Jork nie jest wymarzonym miejscem do życia. Na losy dziewczynki wpływa pożar, który wybucha w wynajmowanym przez rodzinę mieszkaniu. Niamh jako sierota zostaje przekazana stowarzyszeniu Children's Aid Society, które w latach 1854 - 1929 zajmowało się szukaniem dla bezdomnych dzieci opiekunów. To szukanie polegało na tym, że członkowie organizacji podróżowali z podopiecznymi "sierocymi pociągami". Na poszczególnych stacjach dzieci wysiadały z pociągu i były poddawane szczegółowym oględzinom przez okolicznych mieszkańców. Jak zwierzęta na targu. Nieletni nie mieli nic do powiedzenia, decydowali dorośli. Dzieci często trafiały pod opiekę brutali, ludzi, którym zależało jedynie na taniej sile roboczej.

Równoległe z trudną i wzruszającą historią Niamh poznajemy życie błąkającej się po rodzinach zastępczych siedemnastoletniej Molly. Choć opowieści staruszki i nastolatki dotyczą różnych czasów, w subtelny sposób są do siebie podobne. Obie kobiety zostały doświadczone przez los i ciężkie przeżycia zbliżają je do siebie.

Sieroce pociągi warto przeczytać choćby po to, by zapoznać się z epizodem w historii Stanów Zjednoczonych, o którym nigdy nie było głośno. Pamiętajmy tylko o tym, że książka Baker Kline to powieść, więc traktuje temat powierzchownie. Nie przeszkadza to jednak w czerpaniu przyjemności z lektury. Swoją wiedzę zawsze można poszerzyć, sięgając do innych źródeł.


poniedziałek, 27 października 2014

Czego nie przeczytałam.

Nie wiem, dlaczego przyniosłam do domu czwartą część sagi Dollangangerów. Obiecałam sobie, po przeczytaniu trzeciego tomu, że nie ruszę więcej, bo tego nie da się czytać. A jednak...bo tak głupio mam, że jak wsiąknę w sagę, jak już zacznę, to muszę skończyć. Przeczytałam sto stron (!) i skapitulowałam, nie dam rady dłużej obcować z tym bełkotem. Jak trafiam na tego typu akapity, słabnę:

Spojrzenie mu złagodniało, gdy spojrzał na mnie, a ja ciągnęłam:
- Tak pięknie wyglądasz, Chris. Twoi synowie mogliby ci pozazdrościć.
- Pięknie? Czyż nie jest to słowo stosowane do opisywania kobiet?
- Nie. Jest różnica pomiędzy "przystojny" a "piękny". Niektórzy mężczyźni mogą być przystojni, ale nie promienieją wewnętrznym pięknem tak jak ty. Ty, mój kochany, jesteś piękny. W środku i na zewnątrz.
 Jego błękitne oczy znowu pojaśniały.
- Bardzo ci dziękuję. Jeśli mogę coś powiedzieć, to ty jesteś dla mnie dziesięć razy piękniejsza, niż ja ci się wydaję.
- Moi synowi będą zazdrośni, kiedy ujrzą piękno Christophera Dolla*.
 

W tym momencie poddałam się i odłożyłam książkę Kto wiatr sieje Virginii C. Andrews. Bez żalu, z mocnym postanowieniem, że tym razem definitywnie żegnam się z Dollangangerami.

*V.C.Andrews, Kto wiatr sieje, Świat Książki 2013, s.100

poniedziałek, 15 września 2014

Miłość z książkami w tle. Albo odwrotnie.

Gabrielle Zevin
Między książkami
W.A.B., 2014


Nie jesteśmy tym, co zbieramy, kupujemy, czytamy. Jesteśmy tak długo, jak żyjemy, miłością. Tym, co kochaliśmy. Ludźmi, których kochaliśmy. Oni żyją w nas zawsze.

Powieść Zevin to gotowy scenariusz filmowy, dlatego tej książki się nie czyta, ale się ją "połyka". Muszę przyznać, że mimo wielu wad, z przyjemnością. Molowi książkowemu trudno przejść obojętnie obok tytułu i okładki Między książkami. Jednak zawartość jest ckliwa, do bólu płaska i przewidywalna, cukierkowa i mdła. Gdyby nie otoczka, w której rozgrywa się fabuła powieści, rzuciłabym tę książkę w kąt po kilkunastu stronach. Nie umiałam, bo pewien urok miała ta księgarnia i te rozmowy o książkach, i nagromadzenie znajomych tytułów i nazwisk. Poza tym to harleqiun, mocno przeciętne czytadło, z którego być może powstanie film i, o zgrozo, będę chciała go obejrzeć.
Tak, jestem zaskoczona własnym odbiorem powieści Zevin. Z jednej strony Między książkami reprezentuje to, czego w literaturze nie lubię i od czego uciekam; z drugiej strony - poddałam się tej opowieści i, choć fabularnie książka jest słaba, "połknęłam" ją w jeden dzień i nie mam kaca. Jestem widocznie podatna na przestrzenie, w których z każdego kąta wyzierają książki, na rozmowy o książkach, które obytemu czytelnikowi od razu kojarzą się z konkretnymi emocjami.

Bardzo chciałam, aby powieść Gabrielle Zevin była przynajmniej dobra, ale niestety nie mogę jej pochwalić, tym bardziej polecić. Nie mogę mieć do nikogo pretensji, sięgnęłam po ten tytuł dobrowolnie i właściwie wiedziałam, czego się spodziewać po lekturze. Może dlatego nie mam kaca i niewielką (ale jednak) przyjemność z czytania miałam.

czwartek, 11 września 2014

"Brudna robota...", czyli cienie i blaski wiejskiego życia.

Kristin Kimball
Brudna robota. Zapiski o życiu na wsi, jedzeniu i miłości
Czarne, 2012


Nieznane przerasta znane, a to, co trzeba zrobić, zawsze jest większe niż to, co już zostało zrobione. Ta ziemia to cały świat. Jakie odpowiedzi nam dała? Tylko przekonanie, że odpowiedzi istnieją. Pod warstwą gleby znajduje się opoka i jeśli będziesz kopać wystarczająco głęboko, to na nią trafisz. To jedyna rzecz, co do której mam pewność, i to mi wystarczy.

Kristin, kobieta wykształcona, mieszkająca w mieście i z uroków tego miasta korzystająca spotyka Marka, farmera, który żyje w oderwaniu od dóbr konsumpcyjnych, a jego największym marzeniem jest życiowa samowystarczalność. Można odnieść wrażenie, że tych dwoje więcej dzieli niż łączy, ale od pierwszego spotkania są sobą zainteresowani. Kristin fascynuje farmerskie życie, choć, jak się wkrótce przekona, wygląda ono zupełnie inaczej niż sobie wyobrażała. Mark stroni od miasta i nie zamierza się tam wyprowadzać, od początku wiadomo, że jeśli mają być razem, to tylko na wsi. Mark życie na farmie ma we krwi, jest typem wagabundy i niewiele potrzebuje do szczęścia. Dla Kristin przeprowadzka na amerykańską prowincję to wielka rewolucja. Kobieta po studiach, która prowadziła barwne życie towarzyskie, nagle trafia do miejsca, gdzie, oprócz ukochanego, spotyka wyłącznie świnie, krowy, konie i szczury. Farma jest znacznie ciemniejsza, cichsza, piękniejsza i bardziej brutalna niż wszystkie moje wcześniejsze wyobrażenia o wsi... Życie na farmie to ciężka praca od świtu do nocy, to brud, zmęczenie, strach, ale i satysfakcja, radość z odniesionych sukcesów i spełnionych pragnień. 

Ambicją Marka było stworzenie farmy, produkującej żywność dla okolicznych odbiorców. Ten szalony i ryzykowny plan udało mu się zrealizować, choć na drodze do celu pojawiały się przeszkody - brakowało pieniędzy, chorowały zwierzęta. Jednak przez cały czas Kristin i Mark trzymali się razem. Często ze zmęczenia padali na twarz, nie mając w ciągu dnia czasu na rozmowę, ale trwali, pracowali i odnieśli sukces. I o tym opowiada Kristin Kimball - o życiu na wsi, o miłości, o prawdziwym jedzeniu. To nie jest kolejna historia o kobiecie, która zrezygnowała z życia w mieście, kupiła zapuszczony dom na wsi, odrestaurowała go i czerpie radość z pielęgnowania ogródka. Może takie były początkowe wyobrażenia autorki Brudnej roboty..., ale jej przewidywania szybko zderzyły się z brutalną rzeczywistością i trudną, ciężką pracą na farmie. 

Wspomnienia Kimball czyta się z przyjemnością, choć wydarzenia, o których się czyta, nie zawsze są przyjemne. Autorka nie ukrywa przed czytelnikiem ciemnych stron życia na wsi, nie rozpływa się w zachwytach nad urokami sielskiego krajobrazu. Otwarcie i prosto pisze o ciężkiej harówie, o zabijaniu zwierząt, o przenikliwym zimnie. W tych realiach potrafi dostrzec piękno i podziękować za to, że spotkała na swojej drodze Marka. Będąc mieszczuchem nawet nie przypuszczała, że jej domem jest wieś. Teraz wie i za nic nie wróciłaby do lekkiego (tak, lekkiego) życia w mieście. Nie od razu była o tym przekonana - poczytajcie o syndromie odstawienia, o nieustającym przepływie pieniędzy, kiedy mieszka się w mieście. Przy okazji lektury, można wiele rzeczy przemyśleć. Warto przemyśleć.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Morelowy sad.

Amanda Coplin
Morelowy sad
Black Publishing, 2014


Morelowa, słoneczna okładka sugeruje lekkie wnętrze. Tak też potraktowałam tę książkę, gdy pierwszy raz zauważyłam ją na jednym z blogów. Nie jestem zainteresowana, stwierdziłam, to pewnie czytadło, jakich wiele - słodkie, przewidywalne, napisane na kolanie. Jednak Morelowy sad wciąż do mnie wracał i zaczęłam podczytywać recenzje, coraz bardziej zaskoczona, że nie dość, że powieść chwalą, to jeszcze twierdzą, że podejmuje trudny temat i zdecydowanie lekkim czytadłem nie jest. Poczułam zainteresowanie i wtedy Marpil zorganizowała konkurs, w którym udało mi się wygrać powieść Amandy Coplin.

Teraz mogę potwierdzić, że Morelowy sad nie jest książką lekką i przyjemną, choć czytało mi się ją świetnie i szybko pochłaniałam kolejne rozdziały. Historia wciąga od pierwszych stron.
William Talmadge mieszka samotnie w odosobnionym miejscu, wiodąc spokojny żywot wśród drzew. Ma piękny sad, którym opiekuje się z miłością i z pasją. Ta monotonna codzienność zostaje zakłócona, gdy w cieniu drzew pojawiają się dwie dziewczyny. Są wystraszone, stronią od ludzi, obie noszą pod sercem dzieci. Talmadge dyskretnie obserwuje nastolatki, karmi je, a one powoli zaczynają zbliżać się do domu Williama. W międzyczasie Talmadge dowiaduje się, że dziewczyny uciekły pewnemu mężczyźnie, pod "opieką" którego znajduje się więcej nieletnich dziewczynek.
Informacja ta utwierdza Talmadge'a w tym, że dobrze robi, pomagając uciekinierkom. Postanawia, że nie pozwoli, by dziewczętom stała się krzywda. Jednak przeszłości nie można tak po prostu wymazać...

Niespodziewanie dla samego siebie samotny mężczyzna, przyjmując pod swój dach dwie ciężarne dziewczyny, odkrywa w sobie wielki ładunek uczuć. Talmadge przywiązuje się do Jane i Delli, otacza je opieką, odnajduje sens w byciu z innymi ludźmi.

Morelowy sad to naprawdę udany debiut literacki Amandy Coplin. Jestem bardzo ciekawa, jaką opowieść autorka podaruje czytelnikom w przyszłości.
Zgadzam się z opinią The New York Timesa, widniejącą na tylnej stronie okładki:
Wielu współczesnych pisarzy próbowało odpowiedzieć na pytanie, czym właściwie jest rodzina, jednak niewielu się to udało w tak mądry, niemal poetycki sposób.

niedziela, 15 czerwca 2014

Inferno, czyli wokół Dantego.

Dan Brown
Inferno
Sonia Draga, 2013


Należę do tej grupy czytelników, którzy Dana Browna lubią za Kod Leonarda da Vinci i za Anioły i demony. Mnie się dwie części cyklu z Robertem Langdonem w roli głównej naprawdę podobały i czytałam te książki z wielkim zainteresowaniem. Nic dziwnego, że sięgnęłam po trzeci tom przygód pana profesora. Zaginiony symbol okazał się jednak lekturą kiepską, fabularnie nieprawdopodobną, z rodzaju "zabili go i uciekł". Jedno rozczarowanie nie zniechęciło mnie do tego, by przeczytać Inferno. Stwierdziłam, że jeśli okaże się równie słabe jak trzecia część cyklu, obrażę się na pana Browna i zerwę znajomość z amerykańskim pisarzem.

Inferno sytuuje się gdzieś pośrodku - jest zdecydowanie mniej interesujące niż np. Anioły i demony, ale zdecydowanie ciekawsze niż Zaginiony symbol. Są momenty bardzo ciekawe i takie, kiedy ma się ochotę przeskoczyć kilka stron i przyspieszyć akcję powieści. Nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. Udało się autorowi mnie zaskoczyć i nie wszystko okazało się przewidywalne, ale jak czytam dla rozrywki, chcę żeby lektura była porywająca, smaczna, pełna niedomówień. Na tym polu Inferno kuleje. Robert Langdon myśli wolno i jakiś mało przekonywujący jest. Jego atrakcyjna i bystra towarzyszka też wypada nijako. Złe charaktery są, ale nie sposób się ich przestraszyć. Jak zwykle w powietrzu wisi totalna katastrofa i wokół tego, by ją powstrzymać, kręci się cała akcja, ale nawet ten potencjalny kataklizm nie wzbudza w czytelniku wielkich emocji. Zakończenie rozczarowuje na całej linii, jakby autorowi zabrakło pomysłu na zamknięcie historii.

Czyta się szybko i sprawnie, bo to lekkie i niewymagające wysiłku umysłowego czytadło, ale jak komuś nie przypadło do gustu spotkanie z Kodem Leonarda da Vinci, może sobie darować czytanie Inferno. Wszyscy pozostali mają wolny wybór.
Ja pewnie sięgnę po piąty tom cyklu. Z przyzwyczajenia i z nadzieją na historię, w której Dan Brown pokaże, że wrócił do stylu pierwszych powieści i znowu potrafi porwać czytelników świetną opowieścią.

wtorek, 20 maja 2014

Taft.

Zauroczona okładką i skuszona nazwiskiem autorki przeczytałam Taft (Znak, 2013).
Właściwie nic się nie dzieje, ale zaskakująco dobrze czyta się tę książkę. Nasycona myślami wczesna powieść pisarki jest ciekawą historią z życia pewnego mężczyzny. Jasne, że Taft nie dorównuje Stanowi zdumienia, ale ma w sobie coś, co sprawia, że jednak czytasz i nie możesz się oderwać.




czwartek, 8 maja 2014

Czekolada Czekolada

Frances i Ginger Park
Życie jest słodkie
Nasza Księgarnia, 2013


To jest opowieść o spełnianiu marzeń i o przeszkodach, jakie muszą pokonać dwie siostry, by ich pragnienia stały się rzeczywistością.

Życie jest słodkie to lekkie czytadło, którego głównym i wszechobecnym bohaterem jest czekolada. Wykwintny, niewyobrażalnie pyszny smakołyk, podawany w wielu wariantach, zależnie od upodobań i nastroju. Frances i Ginger są uzależnione od smaku i zapachu czekolady, objadają się nią w chwilach wielkiego smutku i wielkiej radości. Pragną dzielić się ulubionymi słodyczami z innymi. Chcą pokazać, że świat czekolady nie ogranicza się do gorzkich, mlecznych i białych tabliczek.
Kobiety postanawiają otworzyć sklep z czekoladowymi wyrobami, ale na ich drodze staje mnóstwo przeszkód. Frances i Ginger są jednak zdeterminowane i prą do celu, nie poddając się przejściowym trudnościom. Sklep "Czekolada Czekolada" (marna, moim zdaniem, nazwa) staje się faktem i powoli zyskuje klientów, zwabionych oryginalnymi smakołykami.
Życie sióstr nie ogranicza się tylko do sprzedawania i kosztowania czekoladek, choć stanowi to ich główne zajęcie. Frances i Ginger przeżywają również wzloty i upadki w prywatnym życiu, ale zawsze są razem i wzajemnie się wspierają. Obok siebie mają mamę i przyjaciół, nad ich losem czuwa zmarły ojciec.

Powieść o Koreankach, wychowanych w Ameryce, to słodka historia, od której momentami mdli. Panie Park powinny pozostać przy prowadzeniu sklepu, a potem w gronie rodzinnym wspominać ulubionych klientów. Niekoniecznie mają talent pisarski, choć na łamach powieści dowiadujemy się, że są autorkami kilku książek dla dzieci. Jednak Życie jest słodkie to dzieło słabe, dotykające powierzchni życia, do bólu banalne i przewidywalne. Lektura tej książki nie nastręcza żadnych trudności, nie zmusza do myślenia, ale i niewiele daje czytelnikowi. To tylko kolejna prosta opowieść, która nie wyróżnia się niczym szczególnym i szybko zostanie zapomniana.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...