piątek, 13 września 2013

Pisane "na kolanie".

Jonathan Carroll
Kobieta, która wyszła za chmurę
Rebis, 2012


Lubiłam Carrolla bardzo. Lubiłam czytać jego powieści, w których rzeczywistość mieszała się z fantazją i snem. Były to czasy wielkiej popularności dwóch pisarzy: Williama Whartona i Jonathana Carrolla. Pochłaniałam książki tego drugiego, pierwszy nigdy nie zdołał mnie do siebie przekonać (jako autor, bo biografia pana Williama totalnie mnie wciągnęła i książka Joanny Podolskiej Kim jest William Wharton jest do dziś jedną z moich ulubionych).

Nie lubię opowiadań. Nigdy za nimi nie przepadałam. Krótka forma sprawia, że nie potrafię wczuć się w fabułę, zżyć z bohaterami i zakończenie okazuje się zazwyczaj wielkim rozczarowaniem. Już? Ale przecież ta historia może mieć ciąg dalszy...
Czytałam poprzednie zbiory opowiadań Carrolla i nie wspominam ich dobrze (w przeciwieństwie do "pełnometrażowych" książek). Wiedziałam, że najnowszy zbiór nie zrobi na mnie wrażenia, ale ze względu na nazwisko autora, przeczytałam. Ostatnio Carroll jest mniej płodny literacko, a przede wszystkim słabszy. To moja opinia, wynikająca z tego, że czytałam wszystko, co napisał. Pierwsze kilka powieści to książki, od których nie sposób się oderwać. Później amerykański pisarz zarzucił czytelników lekturami tylko dobrymi, potem było coraz słabiej.

Tytułowe opowiadanie rozpoczyna cały zbiór. Sama fabuła, mówiąca o miłości niespełnionej, magicznej i o tym, czy miłość na zamówienie spełnić może nasze oczekiwania, wciąga, ale jak tylko poczujemy się zainteresowani, opowiadanie się kończy. Podobnie jest z kolejnymi opowieściami - Carroll naszkicował w sumie dwanaście historii, z których każda kończy się, zanim na dobre się zacznie. Szkoda, bo pisarz jest naprawdę dobry w tworzeniu światów niezwykłych, przepełnionych magią. Bohaterowie jego książek są charakterni, interesujący, przytrafiają im się rzeczy niezwykłe.

To, co charakterystyczne dla Carrolla i co odnajdziemy również w Kobiecie, która wyszła za chmurę to apoteoza miłości i codziennego życia. Pisarz, choć bazuje na irracjonalizmie i nieobca mu fantastyka, bardzo często pisze o tym, że najważniejsze są uczucia, że dopiero w przypadku straty, zaczynamy doceniać drugiego człowieka, a powinniśmy celebrować każdą chwilę z bliskimi. To przesłanie każdej książki Jonathana Carrolla - pisarza, do którego będę miała zawsze sentyment i sięgnę po jego kolejne powieści, choć już nie zachwycają.

Pamiętam pierwsze (i jednocześnie tytułowe) opowiadanie. Po pozostałych nie pozostał nawet ślad w pamięci. Nie opuszcza mnie wrażenie, że autor pisał te historie od niechcenia. Tylko po to, by o sobie przypomnieć.

4 komentarze:

  1. Mi też najbardziej podobało się pierwsze, kocham Carrolla, a to jego najsłabsza książka, chociaż otrzymała jakaś tam nagrodę... Dało się czytać, ale wolę jego inne dzieła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię opowiadań Carrolla i jego dziennika "Oko dnia" - tym książkom mówię zdecydowane NIE. Jednak do kilku pierwszych powieści mam ogromny sentyment, dlatego na nazwisko autora wciąż żywo reaguję i cieszy mnie kolejna wydana książka.

      Usuń
  2. Wykażę się dużą ignorancją, bo nie czytałam żadnego utworu Carolla. Po samej okładce jednak uciekłbym na drugi koniec księgarni, od razu myślę, że to jakaś pokręcona forma Zmierzchu albo innej szmiry dla nastolatków. Amor z epoki disco-polo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, okładka jest wyjątkowo kiczowata i odpychająca. Zapewniam, że okładki poprzednich książek Carrolla mniej straszą - w większości są minimalistyczne, a na żadnej z nich nie zobaczysz "amora z epoki disco polo":)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...