Lena Dunham jednocześnie intryguje i odpycha. Nie można zaprzeczyć, że jest interesującą młodą kobietą, neurotyczną, wszechstronną, szczerą do bólu. Nie boi się prowokować, nie ubarwia rzeczywistości, co dobitnie przedstawia w serialu Girls. Ostatni sezon Dziewczyn uważam co prawda za dużo słabszy od poprzednich, ale i tak czekam na kolejne odcinki.
Lena Dunham napisała książkę, której zainteresowani niecierpliwie wyglądali, a jak pojawiła się w księgarniach, reakcje były skrajne. Albo zachwyt, albo zmieszanie z błotem. Bo szczera, bo sama chciałabym tak pisać, bo opowiada o tym, o czym większość milczy. Bo tylko o seksie oralnym (a fe!), o kolejnych nieudanych związkach z facetami, o zaglądaniu siostrze tam, gdzie słońce nie dociera. Zwariować można, przeczytać trzeba.
Czyta się świetnie. Naprawdę. Szybko i z przyjemnością "połknęłam" w jeden dzień. Proces dorastania czy też dojrzewania nie jest procesem łatwym, bywa mało przyjemny, ale kształtowanie się człowieka zawsze jest procesem interesującym. I dlatego te krótkie sprawozdania z życia są ciekawe i godne uwagi. Tutaj mamy do czynienia z osobą nietuzinkową, pełną sprzecznych emocji, która najbardziej na świecie chce być kochana i akceptowana przez rówieśników (jak większość). Metody, jakie obiera, to już zupełnie inna historia. Jej neurotyzm to też temat na osobną książkę.
Lena pisze o dwóch typach kobiet, którym zazdrości stylu bycia. Pierwszy typ to te piękne i w depresji, natomiast drugi typ opisuje tak: egzystencjalne pytania zdają się takiej kobiety nie trapić, potrafi ona również umyć piekarnik i ani razu nie pomyśleć: po co? Przecież wkrótce znów się ubrudzi, a zresztą i tak wszyscy umrzemy*.
Nie będę ani pierwszym, ani drugim typem, ale nigdy (w przeciwieństwie do Leny) im nie zazdrościłam. Powyższy fragment bardzo mi się podoba i pokazuje klimat, w jakim utrzymane są zapiski Dunham. Odnalazłam w nich kawałki siebie. Nic mnie w tej książce nie zbulwersowało, nie oburzyło i nie sprawiło, że zaczęłam mniej przychylnym okiem spoglądać na poczynania autorki. Lenę lubię nadal i polecam Nie taką dziewczynę.
P.S. Pisanie Manueli Gretkowskiej swego czasu było uznawane za niesmaczne, czego nie potrafiłam zrozumieć. Czy naprawdę znakomita większość narodu jest tak pruderyjna i nie zdarza im się wykrzyknąć "kurwa" czy chociażby szepnąć "cipka"?
* UWIELBIAM TEN FRAGMENT!
Ja zdecydowanie zazdroszczę pierwszemu rodzajowi kobiet. Chociaż w sumie drugiemu też, o ile prostsze byłoby życie.
OdpowiedzUsuńO, mam na liście, ale moja biblioteka nie ma w swoich zbiorach, chyba w końcu kupię. :-)
OdpowiedzUsuńMoja biblioteka nie od razu miała, ale dię doczekałam :-)
UsuńMam w planach. Sprzątanie to faktycznie syzyfowa praca. :)
OdpowiedzUsuńMnie niekiedy denerwują przekleństwa w książkach, ale zależy to w dużej mierze od tego o czym jest ta książka i co sobą reprezentują główni bohaterzy. Niekiedy wulgaryzmy są wręcz niezbędne, by uwiarygodnić historię.
Trzeciego sezonu nie zmogłam. Chyba jestem za stara:D Przeczytałam za to Habler, ale nie powaliła, choć zła nie jest.
OdpowiedzUsuńDałam radę, choć spadek formy Girls dotkliwy. Habler dla mnie ważna, upstrzona zakładkami indeksującymi, ale dla każdego coś innego :-) Ja na przykład męczę "Moją walkę" Knausgarda, tak przez większość chwaloną. Jak napisałaś "zła nie jest, ale nie powala".
UsuńTo była moja wakacyjno-ciążowa lektura:) Odprężająca! Szczera, dowcipna. Nie żałuję.
OdpowiedzUsuń