Joanna Woźniczko - Czeczott
Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego
Czarne, 2012
Lubię książki Czarnego, wydawane w serii Bez Fikcji O... Gwarantują dobrą lekturę, lekkie pióro autora, ciekawy temat. W przystępny i przyjemny sposób "dotykają" ważnych tematów, z którymi każdy styka się w swej codzienności. Pisałam o Hotelu dla twoich rzeczy Joanny Jagiełło. Nie napisałam (może kiedyś to zrobię) o Po Rachel Cusk. Bardzo chciałabym przeczytać Pracę na całe życie Cusk (bo styl Cusk bardzo mi odpowiada). Na razie jednak jestem po lekturze książki Joanny Woźniczko - Czeczott, która pisze o tym, że w bólach rodzi się nie tylko dziecko, lecz także matka. Po przeczytaniu Macierzyństwa non-fiction mam wrażenie, że przede wszystkim matka.
Autorka odczarowuje macierzyństwo i pisze o mało fajnych aspektach codzienności z małym dzieckiem. Można się z panią Czeczott nie zgadzać w niektórych kwestiach, można przyklaskiwać trafnym spostrzeżeniom, można dumać nad sprawami, nad którymi wcześniej się nie dumało. Na pewno warto przeczytać. Nigdy nie sądziłam, że macierzyństwo ocieka lukrem, więc wynurzenia autorki nie są dla mnie ani odkrywcze, ani szokujące. Wszystkie mamy znają te doświadczenia z własnego podwórka. Dla mam lektura Macierzyństwa... będzie przyjemna, odprężająca, zabawna. Joanna Woźniczko opisuje nudne spacery ze śpiącym w wózku niemowlakiem, terror diet dla matek karmiących, ciotki - dobra rada, intelektualną zapaść, różne jedynie słuszne metody wychowawcze. Jej celem jest pokazanie, że dziecko w domu to rewolucja dla związku, to przewrócenie codziennej egzystencji do góry nogami, to szukanie cudownych sposobów na ujarzmienie tej trąby powietrznej, która pojawia się wraz z powiększeniem rodziny.
Jestem mamą. Wiem, jak jest. I jest różnie. W tej kwestii zgadzam się z Joanną Woźniczko - Czeczott. Wiele jednak zależy od podejścia mamy do życia, od tego, jaki egzemplarz dziecka trafi do naszego domu (a z tej samej matki i z tego samego ojca najczęściej rodzą się różne egzemplarze)... czynników wpływających na codzienność rodziców z dzieckiem jest wiele.
Nikomu nie trzeba macierzyństwa odczarowywać. Myśląca/y kobieta/mężczyzna zdaje sobie sprawę z faktu, że bycie mamą czy tatą to kalejdoskop wrażeń i emocji.
Lektura, dla mnie, mało odkrywcza, ale przyjemna.
A co jeszcze polecasz z tej serii?
OdpowiedzUsuńPolecam jeszcze dwie książki, których tytuły wymieniłam w poście, czyli Jagiełło i Cusk.
UsuńPrzepraszam, nieprecyzyjnie się wyraziłam, oprócz tego (miałam na myśli) .Co nagle, to po diable. Poszukam, może coś piszesz, na blogu.
UsuńSeria Bez Fikcji O... jest na razie skromniutka - to zaledwie sześć pozycji i nie czytałam wszystkich, ale po zapoznaniu się z niektórymi wiem, że to seria godna polecenia:-)
Usuń"[...] bycie mamą czy tatą to kalejdoskop wrażeń i emocji" - trafnie to podsumowałaś i tego się złapię. Okładka piękna, a lektura chyba jeszcze na mnie poczeka. Teraz cieszę się chwilami z Maluchem i lepiej za pomocą lektury nie dochodzić do rzeczy ( niefajnych), których sobie nie uzmysławiałam wcześniej;) Ale coś wiem o terrorze diet dla matek karmiących, a niemowlak śpiący w wózku to szansa, by poczytać książkę na ławce w parku - o ile pora roku sprzyjająca:)
OdpowiedzUsuńMyślę, że doskonale wiesz to, co powinnaś wiedzieć i wierzę w instynkt, w który wątpi autorka książki.
UsuńKsiążkę czytać można spacerując po lesie niezależnie od pory roku - sprawdziłam ze starszą córką, która przyszła na świat w listopadzie i spała w wózku po trzy godziny dziennie. Przeczytałam wówczas mnóstwo książek - wystarczy zadbać o ciepłe ubranie i uwolnić jedną rękę:-)
Książka nie zawsze musi być odkrywcza czy szokująca, wystarczy że potwierdza nasze przemyślenia, sprawia przyjemność albo wywołuje uśmiech na twarzy. Dla mnie na początku macierzystwa przyjemne było odkryć, że ktoś myśli podobnie, utwierdzić się, że robię instynktownie robię coś dobrze.
OdpowiedzUsuńPewnie, że nie musi:-) Chodziło mi o to, że książka Czeczott była "reklamowana" jako ta, która odsłania czarne strony bycia rodzicem i jest czymś niezwykłym na rynku wydawniczym, bo do tej pory tylko lukier. Pod tym kątem nie była dla mnie odkrywcza.
UsuńPrzychodzi mi myśl artykuł, który ostatnio czytałam. Dotyczył osób, które rzucają pracę i wyruszają w świat. Odczarowywał takie podróżowanie, które często jawi się niezorientowanym jako nieustająca sielanka. Czytając ten tekst poczułam się jak, za przeproszeniem, głupek. Jako człowiek myślący wiem, że pieniądze z nieba nie spadają, że podróżujący "łapią" dorywcze prace, że czasami jest nudno, a uwieczniane są chwile ekscytujące czy fajne.
Na zdjęciach w albumach rodzinnych też znajdziemy uśmiechnięte maluchy, rodzinne wycieczki, święta...
Po urodzeniu pierwszej - czytałam masę w temacie. Minęły lata. Inność drugiej dała mi tak popalić,że uznałam,że żadna książka nie pomoże.Ona jest poza mądrymi książkami.. Uściski
OdpowiedzUsuńU mnie odwrotnie. Gdy na świecie pojawiła się Maja, nie wiedziałam nic, nigdy nie miałam kontaktu z dziećmi i nie byłam zainteresowana żadnymi książkami, dotyczącymi rodzicielstwa. Działałam instynktownie. Po narodzinach Leny podobnie, ale w pewnym momencie miałam jakiś kryzys, wynikający (tak sobie tłumaczę) z tego, że nagle w jednym domu "pojawiła się" dwulatka i nastolatka. I sięgnęłam po Juula - od niego się zaczęło:-)
Usuń