Dziennik Mai
Muza, 2013
Szczęście jest mydlane, wyślizguje się z rąk,
za to problemy mają uchwyt, są chropowate, twarde, można się ich kurczowo trzymać.
Maya Vidal ma dziewiętnaście lat, gdy trafia na wyspę Chiloe. Musi przyzwyczaić się do spokojnej, momentami bezczynnej, codzienności, tak różnej od tej, do której przywykła. Między szesnastym a dziewiętnastym rokiem życia dziewczyna funkcjonowała na krawędzi, pogrążając się w alkoholowym lub narkotykowym śnie, kradnąc, wyłudzając pieniądze, sprzedając własne ciało. Maya usprawiedliwia swe błędy traumą po śmierci ukochanego dziadka, Popo, który kochał ją zachłannie i rozpieszczał do granic możliwości. Ta ciepła i mocna więź sprawiała, że wnuczka czuła się bezpieczna, rozumiana, potrzebna. Kiedy Popo odszedł, Mai rozpadł się świat. Pogubiła się, choć miała przy sobie babcię Nini, która kochała dziewczynę równie mocno jak dziadek, ale potrafiła spojrzeć na nastolatkę trzeźwym okiem i od czasu do czasu nazwać Maję "pieprzoną dziewuchą".
Maya trafia pod opiekuńcze skrzydła Manuela Ariasa, pisarza zbierającego materiały do napisania książki o magii na Chiloe. Manuel ma siedemdziesiąt dwa lata i przywykł do samotności. Łatwo się domyślić, że nowa lokatorka odmieni jego codzienność. Maya, początkowo negatywnie nastawiona do wyspy i przytłoczona panującym wokół spokojem, zaczyna ciepło myśleć o mieszkańcach Chiloe, co nie znaczy, że zapomina o przeszłości. Dziennik Mai to nie tylko opis pobytu dziewczyny na wyspie, ale przede wszystkim próba zrozumienia złych wyborów, przez które Maya musi się teraz ukrywać.
Wspaniała jest ta historia. Cudownie zanurzyć się w magiczną i pełną wierzeń rzeczywistość, opisywaną przez Isabel Allende. Kto zna twórczość pisarki, ten wie, co mam na myśli. Niezwykłym i malowniczym językiem autorka czaruje czytelnika, zaprasza do siebie. Bardzo lubię powieści Allende.
...życie jest kobiercem tkanym codziennie z różnokolorowych nici,
jedne są ciężkie i ciemne, inne cienkie i jasne, przydają się wszystkie.
Zdania pisane kursywą to cytaty z książki.
Uwielbiam malowniczy język, a historia bohaterki mnie zaciekawiła. Zapamiętam tę książkę.
OdpowiedzUsuńI słusznie, bo to wspaniała opowieść. Polecam zresztą wszystkie książki Allende:)
UsuńA mnie się kompletnie nie podobała ta książka :( Uwielbiam Allende, ale tym razem mnie nie uwiodła ani historią, ani językiem...
OdpowiedzUsuńCzasami tak bywa. Miałam sporą przerwę w czytaniu książek Allende i "Dziennik Mai" mnie oczarował. Na półce czeka "Córka fortuny"; pewnie niedługo sięgnę po tę książkę.
UsuńBardzo jestem tej książki ciekawa, bo styl autorki i jej sposób ukazywania rzeczywistości oczarowały mnie, gdy czytałam "Podmorską wyspę". Allende pisze tak magicznie:)
OdpowiedzUsuńMnie również styl Allende kojarzy się z magią. "Podmorskiej wyspy" jeszcze nie czytałam, ale na pewno to zrobię:)
UsuńPokochałam "Dom Dusz" i za realizm magiczny i za język właśnie, a i uwielbiam czytać jak piszesz o książkach - robisz to tak, że od razu chce się po nie sięgnąć.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa:)
UsuńMnie się Allende (szczególnie "Dom dusz") kojarzy z Marquezem, choć nie postawiłabym obojga obok siebie. Bardzo lubię powieści "Miłość i cienie" i "Niezgłębiony zamysł".
Ujmujący cytat, który przytoczyłaś na początku.. Jeszcze i dla mnie nadejdzie czas (nastrój) na takie książki :)
OdpowiedzUsuńNarobiłaś mi ogromnego apetytu na tę książkę. Uwielbiam takie magiczne lektury:)
OdpowiedzUsuń,,Dziennik Mai"(notabene mojej imienniczki) już od jakiegoś czasu czeka na mnie na mojej półce, więc cieszę się, że spodobała Ci się ta powieść. Być może dzięki temu szybciej zdecyduję się po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńzachęciłaś. Niestety nic jej nie czytałam. Może to będzie pierwsza książka ? Pozdrowienia i Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńPo "Podmorskiej wyspie" bardzo miałam ochotę na więcej i właśnie zdobyłam "Dziennik Mai". Niebywały sposób prowadzenia narracji i budowania napięcia. Kocham jej styl :)
OdpowiedzUsuń