Najciekawszą z tych ośmiu książek okazała się autobiograficzna opowieść Jeanette Winterson. Cenię autorkę od czasów nauki w liceum, kiedy to zaczytywałam się w powieściach Zapisane na ciele, Płeć wiśni i Nie tylko pomarańcze....Jako studentka odkryłam O sztuce. Eseje o ekstazie i zuchwalstwie i do dziś uważam tę książkę za genialną - szczerą, odważną, zmuszającą do myślenia. Od niedawna mogę do niej wracać, kiedy chcę, ponieważ była jednym z moich zeszłorocznych prezentów urodzinowych. W księgarniach jej nie znajdziecie, trzeba "polować" na allegro.
Po co ci szczęście, jeśli możesz być normalna? intryguje tytułem i, na szczęście, nie tylko tytuł jest interesujący. Całość przeczytałam jednym tchem. Jeanette Winterson szczerze opowiada o trudnym dzieciństwie adoptowanego dziecka, o potrzebie bezpieczeństwa, o poszukiwaniu korzeni, o miłości do książek. Nadawcą tytułowego pytania była bardzo nieszczęśliwa kobieta - adopcyjna matka pisarki, adresatem - szesnastoletnia Jeanette, która postanowiła wyprowadzić się z domu i poszukać szczęścia gdzie indziej. Winterson dorastała w niezdrowej atmosferze, przepełnionej religijnym fanatyzmem, brakiem miłości, dotyku drugiej osoby, szczerej rozmowy. Życie u boku toksycznego rodzica nie należy do przyjemnych. Wrażliwa i inteligentna istota szuka drogi ucieczki, choćby w lektury, które w rodzinnym domu Wintersonów były zakazane (Biblia stanowiła wyjątek). Jeanette godzinami przesiaduje więc w bibliotece, odkrywając i budując swój gust czytelniczy. Odskocznią od domu okazują się również związki z dziewczynami, później kobietami, co, jak można przypuszczać, jest dla starszej pani Winterson totalnym bluźnierstwem.
Proza i poezja to dawki lekarstw.Uzdrawiają to pęknięcie, któremu ulega wyobraźnia z winy rzeczywistości.
Po co ci szczęście... to książka świetnie napisana, pełna refleksji autorki - refleksji, które zmuszają czytelnika do przemyślenia wielu spraw. Tytuł jest, moim skromnym zdaniem, obłędny.
Bywają chwile, kiedy wszystko tak się psuje, że ledwie uchodzisz z życiem, i bywają chwile, kiedy do ciebie dociera, że bycie ledwie żywym, ale na twoich własnych warunkach, jest lepsze niż życie rozdętym półżyciem na warunkach cudzych.