(...)
Wolę siebie lubiącą ludzi
niż siebie kochającą ludzkość.
(...)
Wolę wyjątki.
Wolę wychodzić wcześniej.
(...)
Wolę w miłości rocznice nieokrągłe,
do obchodzenia co dzień.
(...)
Wolę ziemię w cywilu.
Wolę mieć zastrzeżenia.
Wolę piekło chaosu od piekła porządku.
Wolę bajki Grimma od pierwszych stron gazet.
(...)
Wolę brać pod uwagę nawet tę możliwość,
że byt ma swoją rację.
Szymborska, kawałki wyrwane z Możliwości
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wisława szymborska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wisława szymborska. Pokaż wszystkie posty
sobota, 10 maja 2014
czwartek, 11 lipca 2013
O zwierzętach, warzywach, pisarzach, malarzach i tapetowaniu mieszkań.
Wisława Szymborska
Lektury nadobowiązkowe. Część druga.
Wydawnictwo Literackie, 1981
Właściwie mogłabym skopiować tutaj swój poprzedni post na temat felietonów Szymborskiej (KLIK). Postaram się jednak napisać kilka słów, których tam nie znajdziecie, bo napisać coś muszę. O książce tak wspaniałej nie wypada nie wspomnieć.
Cóż, nadal jestem pod wrażeniem. Pod urokiem nawet. Lekkiego pióra, doskonałych spostrzeżeń, nietuzinkowych lektur i ogromnego dystansu do literatury (i szeroko pojętej kultury), które to cechy czy też talenty skumulowały się w filigranowej postaci pani Wisławy.
Lektury nadobowiązkowe rozpoczyna doskonały felieton, do napisania którego pretekstem była książka Vademecum turysty pieszego Stefana Sosnowskiego. Autorka zwraca uwagę na to, jak w dzisiejszych czasach (czyli jakieś 40 lat temu) postrzega się turystę, który wali na piechotę tam, gdzie można jako tako dojechać (s.5) i jak dziwacznym wydaje się on zjawiskiem. Kolejne lektury Szymborskiej to zbieranina tak różnorodna, że ciężko wywnioskować, jakie książki poetka darzyła największą sympatią. Mogę się pokusić o stwierdzenie, że pani Wisława z przyjemnością czytywała dzienniki, pamiętniki, wspomnienia i biografie. Jednak obok książek, opisujących życie bardziej lub mniej znanych osobistości, pojawiają się lektury innej treści: Tapetowanie mieszkań, Gdy zachoruje pies, Jak mieszkać wygodniej, Warzywa mało znane, Jak stać się silnym i zdrowym czy Olbrzymy i karły w świecie zwierząt.
W Lekturach... ważniejsze są rozważania przy okazji czytania, małe dygresje, przenoszenie informacji zdobytych dzięki książce na grunt codzienności. Ten komentarz na temat życia nowoczesnego. Krótki, dowcipny i bardzo interesujący.
Przywołam felieton o książce Heleny Michałowskiej Salony artystyczno - literackie w Warszawie 1832-1860 (PWN, 1974) - autorka tegoż zestawienia pisze o tym, jak kiedyś wyglądały spotkania towarzyskie. Skromnie, przy herbatce lub winku, zajadano się kanapkami z serem. Prowadzono przy tym ożywione rozmowy, słuchano muzyki, grano w gry. Po lekturze tej książki Szymborska dziwi się, dlaczego w epoce umysłowego awansu kobiety panie domu występują wobec gości w roli kucharek, czego dawniej się strzegły (...) Przycupnie nieboraczka na brzeżku krzesełka i za sekundę znów się zerwie, bo jeszcze grzybki nie podane, bo bułeczki trzeba dokrajać...(s.69) Pewnie, że w latach, o których pisze Michałowska, w wielu domach funkcjonowała służba, ale i tak spostrzeżenia poetki wydają się trafne. Dzisiejszy gość wychodzi syty na ciele, za to dusza jego skręca się z głodu (s.70).
Fenomenalne felietony. Niewiele z książek, o których Szymborska pisze, mogłoby mnie zainteresować. Jednak istotne nie jest to, o czym pisze, ale jak o tym pisze. Cudnie!
Lektury nadobowiązkowe. Część druga.
Wydawnictwo Literackie, 1981
Właściwie mogłabym skopiować tutaj swój poprzedni post na temat felietonów Szymborskiej (KLIK). Postaram się jednak napisać kilka słów, których tam nie znajdziecie, bo napisać coś muszę. O książce tak wspaniałej nie wypada nie wspomnieć.
Cóż, nadal jestem pod wrażeniem. Pod urokiem nawet. Lekkiego pióra, doskonałych spostrzeżeń, nietuzinkowych lektur i ogromnego dystansu do literatury (i szeroko pojętej kultury), które to cechy czy też talenty skumulowały się w filigranowej postaci pani Wisławy.
Lektury nadobowiązkowe rozpoczyna doskonały felieton, do napisania którego pretekstem była książka Vademecum turysty pieszego Stefana Sosnowskiego. Autorka zwraca uwagę na to, jak w dzisiejszych czasach (czyli jakieś 40 lat temu) postrzega się turystę, który wali na piechotę tam, gdzie można jako tako dojechać (s.5) i jak dziwacznym wydaje się on zjawiskiem. Kolejne lektury Szymborskiej to zbieranina tak różnorodna, że ciężko wywnioskować, jakie książki poetka darzyła największą sympatią. Mogę się pokusić o stwierdzenie, że pani Wisława z przyjemnością czytywała dzienniki, pamiętniki, wspomnienia i biografie. Jednak obok książek, opisujących życie bardziej lub mniej znanych osobistości, pojawiają się lektury innej treści: Tapetowanie mieszkań, Gdy zachoruje pies, Jak mieszkać wygodniej, Warzywa mało znane, Jak stać się silnym i zdrowym czy Olbrzymy i karły w świecie zwierząt.
W Lekturach... ważniejsze są rozważania przy okazji czytania, małe dygresje, przenoszenie informacji zdobytych dzięki książce na grunt codzienności. Ten komentarz na temat życia nowoczesnego. Krótki, dowcipny i bardzo interesujący.
Przywołam felieton o książce Heleny Michałowskiej Salony artystyczno - literackie w Warszawie 1832-1860 (PWN, 1974) - autorka tegoż zestawienia pisze o tym, jak kiedyś wyglądały spotkania towarzyskie. Skromnie, przy herbatce lub winku, zajadano się kanapkami z serem. Prowadzono przy tym ożywione rozmowy, słuchano muzyki, grano w gry. Po lekturze tej książki Szymborska dziwi się, dlaczego w epoce umysłowego awansu kobiety panie domu występują wobec gości w roli kucharek, czego dawniej się strzegły (...) Przycupnie nieboraczka na brzeżku krzesełka i za sekundę znów się zerwie, bo jeszcze grzybki nie podane, bo bułeczki trzeba dokrajać...(s.69) Pewnie, że w latach, o których pisze Michałowska, w wielu domach funkcjonowała służba, ale i tak spostrzeżenia poetki wydają się trafne. Dzisiejszy gość wychodzi syty na ciele, za to dusza jego skręca się z głodu (s.70).
Fenomenalne felietony. Niewiele z książek, o których Szymborska pisze, mogłoby mnie zainteresować. Jednak istotne nie jest to, o czym pisze, ale jak o tym pisze. Cudnie!
czwartek, 6 czerwca 2013
Wyjątkowe spotkanie z Szymborską.
Wisława Szymborska
Nowe lektury nadobowiązkowe 1997 - 2002
Axel Springer Polska, 2007 (seria Dziennika: Dzieła Najwybitniejszych Noblistów)
Czemu wcześniej do ręki tej książki nie wzięłam, choć wiedziałam o jej istnieniu?
Nie pamiętam, kiedy ostatnio przeczytałam książkę jednym tchem.
Cudne są te krótkie felietony, słusznie nazywane komentarzem na temat przeczytanych przez autorkę lektur.
Lubię Szymborską. Jako poetkę lubię, a to nie takie oczywiste. Po pierwsze, nie ma przymusu lubienia noblistów. Po drugie, nie przepadam (od zawsze) za poezją. Panią Wisławę lubię bardzo i jako poetkę, i jako człowieka, który miał ogromny dystans do życia i bycia wielowymiarowo pojętego.
Nowe lektury nadobowiązkowe (zaczynam więc od końca) to obowiązkowa lektura dla wszystkich, którzy uwielbiają czytać książki i znajdują niebywałą przyjemność w czytaniu o książkach. Ten zbiór felietonów z lat 1997 - 2002, które ukazywały się na łamach Gazety Wyborczej, to spotkanie z Szymborską lapidarną, zabawną, spostrzegawczą. Dobór lektur, trzeba przyznać, dość oryginalny, ale z drugiej strony świadczący o tym, że poetkę interesowało wszystko (dosłownie) i żaden temat nie był jej straszny. Na większość z wybranych przez noblistkę książek nie zwróciłabym uwagi, ale autorka pisze o Dynastiach świata Morby'ego czy o Gadach Trepki tak interesująco, że, czytając, nie można złapać tchu.
Nie mogę pochwalić się znajomością komentowanych przez Szymborską książek (czytałam jedną - Wszystko, co minęło Mii Farrow), ale nie przeszkadzało mi to wcale w delektowaniu się tekstem. No dobrze, nie delektowałam się, pochłonęłam w jeden wieczór tę niewielką, ale cudowną, pełną treści, miejscami zabawną książkę. I chcę więcej, więc Lektury nadobowiązkowe przeczytam już, zaraz...i pozostanie niedosyt i żal, że kolejnych felietonów nie będzie.
Widać, że Szymborska beletrystyki wiele nie czytywała. Sięgała raczej po biografie i literaturę popularnonaukową. I wspaniale potrafiła swe lektury opisać. Nie streszczała, nie krytykowała (wychodziła z założenia, że każdy lubi co innego, a skoro książka pojawiła się w obiegu - to znaczy, że komuś przypadła do gustu), nie analizowała zanadto. Czytając felietony, ma się wrażenie, jakby poetka siedziała obok i po prostu opowiadała o lekturze, stosując przy tym dygresje i przywołując zabawne anegdoty z życia własnego oraz przyjaciół. Wspaniale się tego "słucha"...
Nowe lektury nadobowiązkowe 1997 - 2002
Axel Springer Polska, 2007 (seria Dziennika: Dzieła Najwybitniejszych Noblistów)
Czemu wcześniej do ręki tej książki nie wzięłam, choć wiedziałam o jej istnieniu?
Nie pamiętam, kiedy ostatnio przeczytałam książkę jednym tchem.
Cudne są te krótkie felietony, słusznie nazywane komentarzem na temat przeczytanych przez autorkę lektur.
Lubię Szymborską. Jako poetkę lubię, a to nie takie oczywiste. Po pierwsze, nie ma przymusu lubienia noblistów. Po drugie, nie przepadam (od zawsze) za poezją. Panią Wisławę lubię bardzo i jako poetkę, i jako człowieka, który miał ogromny dystans do życia i bycia wielowymiarowo pojętego.
Nowe lektury nadobowiązkowe (zaczynam więc od końca) to obowiązkowa lektura dla wszystkich, którzy uwielbiają czytać książki i znajdują niebywałą przyjemność w czytaniu o książkach. Ten zbiór felietonów z lat 1997 - 2002, które ukazywały się na łamach Gazety Wyborczej, to spotkanie z Szymborską lapidarną, zabawną, spostrzegawczą. Dobór lektur, trzeba przyznać, dość oryginalny, ale z drugiej strony świadczący o tym, że poetkę interesowało wszystko (dosłownie) i żaden temat nie był jej straszny. Na większość z wybranych przez noblistkę książek nie zwróciłabym uwagi, ale autorka pisze o Dynastiach świata Morby'ego czy o Gadach Trepki tak interesująco, że, czytając, nie można złapać tchu.
Nie mogę pochwalić się znajomością komentowanych przez Szymborską książek (czytałam jedną - Wszystko, co minęło Mii Farrow), ale nie przeszkadzało mi to wcale w delektowaniu się tekstem. No dobrze, nie delektowałam się, pochłonęłam w jeden wieczór tę niewielką, ale cudowną, pełną treści, miejscami zabawną książkę. I chcę więcej, więc Lektury nadobowiązkowe przeczytam już, zaraz...i pozostanie niedosyt i żal, że kolejnych felietonów nie będzie.
Widać, że Szymborska beletrystyki wiele nie czytywała. Sięgała raczej po biografie i literaturę popularnonaukową. I wspaniale potrafiła swe lektury opisać. Nie streszczała, nie krytykowała (wychodziła z założenia, że każdy lubi co innego, a skoro książka pojawiła się w obiegu - to znaczy, że komuś przypadła do gustu), nie analizowała zanadto. Czytając felietony, ma się wrażenie, jakby poetka siedziała obok i po prostu opowiadała o lekturze, stosując przy tym dygresje i przywołując zabawne anegdoty z życia własnego oraz przyjaciół. Wspaniale się tego "słucha"...
Subskrybuj:
Posty (Atom)