Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki o książkach. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki o książkach. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 lutego 2016

O (nie) czytaniu.

Szwecja czyta. Polska czyta Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2015

Ważny i potrzebny zbiór wywiadów autorek z przedstawicielami szwedzkiego i polskiego środowiska kulturalnego. Katarzyna Tubylewicz i Agata Diduszko - Zyglewska rozmawiają z wydawcami, pisarzami, bibliotekarzami, animatorami kultury.

To książka o promocji czytelnictwa, która pokazuje nie tylko obecny rozdźwięk między tym, czym jest literatura dla przeciętnego Szweda a tym, jaką rolę odgrywa książka w życiu przeciętnego Polaka. Autorki wspominają również historię obu krajów, która niewątpliwie miała wpływ na wyrobienie w mieszkańcach nawyku czytania. Szwecja jako kraj protestancki stawiała na rozwój obywateli, na naukę pisania i czytania, nie było ostrego podziału na warstwy niższe i wyższe. Natomiast katolicka Polska kształciła tylko wybranych, biedotę spychając na margines społeczeństwa i uznając, że podziału na lepszych i gorszych nie można wyeliminować, istnieje od zawsze i jest normalny. W Polsce w wiekach XVII i XVIII czytało duchowieństwo i część szlachty.
Piszę o tym w dużym uproszczeniu, mając świadomość, że Szwecja ma zdecydowanie przyjemniejsze wspomnienia z przeszłości niż Polska, ale chciałam zwrócić uwagę na podejście do człowieka i jego potrzeb. Mam wrażenie, że do dzisiaj egalitaryzm panoszy się w naszym kraju.

W Szwecji czyta 80% społeczeństwa, biblioteki świetnie funkcjonują, pisarze są odpowiednio wynagradzani, w prasie na bieżąco ukazują się recenzje świeżo wydawanych tytułów. Dla wielu Szwedów książka nie jest towarem, czytanie to wartość sama w sobie, przeżycie kulturalne, coś, co porusza, dotyka, zmienia, co rozwija nas jako ludzi (...) Żeby zachęcić kogoś do czytania, ta osoba musi chcieć stać się czytelnikiem, a żeby chcieć się nim stać, musi kojarzyć czytanie z czymś pozytywnym. To nad tym trzeba pracować - mówi Nina Frid, odpowiedzialna za projekty związane z promocją czytelnictwa.

Beata Stasińska, redaktorka naczelna wydawnictwa W.A.B., mówi o tym, że w 16% polskich domów nie ma ani jednej książki, w 15% znaleźć można tylko podręczniki; polska szkoła nie jest w stanie wyrobić nawyków czytelniczych; mamy karuzelę bestsellerów, z których po roku pamiętamy może dwa, trzy tytuły albo żadnego.
Grzegorz Gauden, dyrektor Instytutu Książki, wierzy, że nawyk czytania kształtowany jest w dzieciństwie i u dorosłych ciężko go wyrobić, a obecny system edukacji to pod względem wyrabiania nawyku czytania katastrofa. Szkoła jest w stanie zniechęcić do czytania i każdą, nawet atrakcyjną lekturę, "zepsuć" archaicznym systemem, zgodnie z którym omawiana jest książka.

Naszym problemem jest niedostrzeganie, jak ważna dla rozwoju społeczeństwa jest kultura. Rząd nie inwestuje w biblioteki, które jako bezpłatne i ogólnodostępne, mogłyby stać się podstawowym źródłem kontaktu z książką. Dopóki jednak w szaroburych bibliotekach nie będą się pojawiały nowe tytuły, dopóki biblioteki "nie wyjdą" do ludzi, Polska pozostanie krajem obywateli, którzy nawet książki telefonicznej nie przeglądają, bo te już zniknęły z większości gospodarstw domowych. Tak, wiem, że Polska jest krajem na dorobku, a Szwecja to kraj dobrobytu, więc już na starcie jesteśmy na straconej pozycji, ale pomysły należy czerpać od tych, którym jest lepiej.

Na szczególną uwagę zasługuje stworzony w Szwecji projekt biblioteki Tio Tretton, stworzonej dla dzieci w wieku 10-13 lat, które wyrosły już z biblioteki dziecięcej, a są za małe na bibliotekę dla dorosłych. Do Tio Tretton dorośli nie mają wstępu, a dzieciaki mogą tu czytać, słuchać muzyki, uczestniczyć w zajęciach teatralnych. Cudne jest to, że ktoś w ogóle zainteresował się problemem i postarał się dotrzeć do nastolatków, by dowiedzieć się dlaczego większość dzieci w tym przedziale wiekowym (częściej chłopców) przestaje odwiedzać biblioteki, nawet jeśli wcześniej nie trzeba ich było do tego szczególnie zachęcać. Dano głos dzieciom i okazało się, że te nie mają ochoty przebywać w przestrzeni, wypełnionej kolorowymi poduchami i natykać się na pięciolatków, a do biblioteki dla dorosłych nie mogą się zapisać. I zaczęto szukać rozwiązania. Moja dwunastoletnia córka, która jest zagorzałą czytelniczką i regularnie korzysta z biblioteki zazdrości tego projektu szwedzkim rówieśnikom.

Obawiam się, że ta niszowa książka dotrze do osób, których do czytania nie trzeba namawiać, a nie zainteresuje tych, którzy powinni bliżej przyjrzeć się problemowi i przestać traktować kulturę jako niekoniecznie niezbędny dodatek do codziennego życia.

piątek, 2 października 2015

Co czytali...


Nie mam wspomnień z wczesnego dzieciństwa, związanych z książkami. Nie znałam serii Poczytaj mi, mamo, nikt nie czytał mi wierszy Tuwima czy Brzechwy. W rodzinnym domu nie było książek, nikt nie sięgał po lektury, nie korzystał z biblioteki. Moja przygoda z książkami rozpoczęła się w momencie, gdy już sama czytałam, więc musiałam chodzić do szkoły. W szkole była biblioteka, a w bibliotece np. Karolcia Marii Kruger. Tę książkę pamiętam, że ją czytałam pamiętam, ale wrażeń z lektury nie jestem w stanie przywołać. Dopiero późniejsze lektury zapisały się we wspomnieniach: Siesicka, Musierowicz, Snopkiewicz, Montgomery, Baśnie braci Grimm, Niziurski...

Ewa Świerżewska i Jarosław Mikołajewski sprawili mi wiele przyjemności swoją książką. Myślałam, że będę sobie powoli czytała wywiad za wywiadem, ale plan się nie powiódł, ponieważ połknęłam ten zbiór krótkich wywiadów na raz. Co czytali sobie kiedy byli mali to sentymentalna podróż do krainy dzieciństwa i wczesnej młodości, do wspomnień związanych z czytaniem. To opowieść o miłości do książek, o ważności słowa pisanego, o budowaniu więzi, o przyjemności czytania.
Najczęściej pojawiające się nazwiska pisarzy to Julian Tuwim, Jan Brzechwa, Alfred Szklarski, Karol May, Edmund de Amicis, Astrid Lindgren, Hans Christian Andersen. W wywiadach znalazłam jednak wielu autorów i wiele tytułów, których nie kojarzę. Poza tym wspomnienia, związane z konkretnymi tytułami są różne. Wanda Chotomska nie była w stanie przeczytać Serca Amicisa, a Janusza Gajosa ta książka bardzo wzruszyła.

W życiu każdego z rozmówców Świerżewskiej i Mikołajewskiego książki odegrały ważną rolę. Czasami były czytane tylko dla przyjemności, innym razem stanowiły jedyne towarzystwo w chorobie, zawsze rozwijały i pokazywały inne życia, inne światy. Były odskocznią od codzienności. Motywowały do spełniania marzeń, do podróży. Literatura wywoływała ogrom emocji pozytywnych i negatywnych, czytany tekst mógł zachwycić bądź przestraszyć. Krystyna Janda cały czas uważa, że czytanie jest nie tylko przyjemnością, ale przede wszystkim ciężkim doświadczeniem. Jeśli człowiek jest wrażliwy, to każda przeczytana strona staje się częścią jego życia - wszystko, co przeczyta i co przeżyje, bo każdą książkę trzeba w jakimś sensie przeżyć.

Mnie nikt w dzieciństwie nie zaprosił do świata literatury, a jednak zaczęłam czytać i czytam dużo. W domu na półkach i regałach z radością ustawiam kolejne książki, korzystam z bibliotek.
Wraz z pojawieniem się na świecie pierwszej córki, zaczęłam kupować książki dla dzieci i, czytając dziecku, czytałam sobie, jakbym w ten sposób nadrabiała braki z dzieciństwa. Dziś dziewczyny mają własną biblioteczkę, chętnie sięgają po książki (młodsza jeszcze nie czyta, ale myślę, że już niedługo będzie czerpała radość z samodzielnej lektury), często odwiedzają bibliotekę. One będą mogły wspominać ulubione książki z dzieciństwa.

Myślę, że gdyby spisać za kilkanaście lat podobny zbiór wywiadów z młodszym pokoleniem rozmówców, książkę zapełniłyby inne tytuły, ale niektóre nazwiska, jak Brzechwa czy Tuwim, Lindgren czy Milne pojawiłyby się we wspomnieniach. Mało który dziewięciolatek przywołałby Krzyżaków Sienkiewicza, ale nic w tym dziwnego. Dobór lektur w czasach dzieciństwa bohaterów Co czytali... był często ograniczony i dzieci sięgały po książki dostępne. Głód czytania był ogromny, a emocje związane z lekturą do dzisiaj we wspomnieniach pytanych pozostają żywe.

Wspaniała, pięknie wydana, bardzo ciekawa książka o miłości do książek!

piątek, 5 września 2014

O przyjemnościach czytania i udrękach pisania.

Justyna Sobolewska
Książka o czytaniu, czyli resztę dopisz sam
Biblioteka Polityki, 2012



Każdy czytelnik jest, kiedy czyta, czytelnikiem samego siebie.
(Marcel Proust)

Autorka nie ukrywa, że inspiracją do napisania Książki o czytaniu... było spotkanie z esejami Anne Fadiman Ex Libris. Wyznania czytelnika. Sobolewska wielokrotnie w swoich tekstach przywołuje fragmenty mojej ulubionej książki o książkach. Uwielbiam eseje Fadiman i często do nich zaglądam (śmiem twierdzić, że nie ma drugiej książki na moim regale, po którą sięgałabym z taką częstotliwością). Pani Justyna, krytyk literacki, posiłkuje się również Moją historią czytania Manguela, tekstami Borgesa i Millera, wspomina Łopieńską, przywołuje wypowiedzi polskich pisarzy na temat sztuki pisania i przyjemności czytania. Pisze o czytaniu w toalecie, o czytaniu na głos, o znaczeniu pierwszych zdań w książkach, o pozycjach, w jakich lubimy czytać. Jeden z tekstów, zatytułowany Tego się nie robi książce jest niemal kopią eseju Fadiman Tak nie wolno obchodzić się z książką. Widać, że angielska eseistka miała ogromny wpływ na kształt książki Justyny Sobolewskiej. Dla czytelnika, który nie jest zaznajomiony z tego typu literaturą, Książka o czytaniu... może być odkrywcza i bardzo ciekawa. Dla kogoś, kto uwielbia książki o książkach i przeczytał większość z tych, które ukazały się na polskim rynku wydawniczym, teksty Sobolewskiej są wtórne. Zawsze przyjemnie jest poczytać o pasjonatach literatury, zagłębić się w czyjeś wspomnienia, związane z książkami i "spotkać" kolejnego mola książkowego - dlatego, mimo wszystko, fajnie mi się czytało Książkę o czytaniu.... Jednak myślę, że eseje Anne Fadiman długo pozostaną moim numerem jeden, jeśli chodzi o osobiste wspomnienia z życia pełnego książek.

Zainteresowanym polecam blog Justyny Sobolewskiej Oczytany.

piątek, 30 maja 2014

Dehnel o książkach i czytaniu.

Jacek Dehnel
Młodszy księgowy. O książkach, czytaniu i pisaniu
W.A.B., 2013


Być może największą czytelniczą frajdę sprawiają właśnie te momenty, kiedy jakiś urywek robi na mnie takie wrażenie, że czuję się, jakby - proszę wybaczyć nieudolną metaforę - ktoś wrzucił mi do głowy kamyk; przerywam lekturę i nie mogę do niej wrócić, dopóki koncentryczne kręgi rozmaitych, wzbudzonych przez kamyk myśli, zastanowień i fantazji nie uspokoją się, nie wygładzą (...) Można zaryzykować nawet stwierdzenie, że miarą jakości literatury jest częstotliwość występowania takich urywków, które zmuszają nas do porzucenia na chwilę lektury.

Dehnel jako felietonista wypada bardzo dobrze. Nie czytałam tekstów na stronie Wirtualnej Polski, więc nie znałam pisarza od strony krótkiego, lekkim piórem pisanego, komentarza na temat książek czytanych, mniej lub bardziej lubianych, na temat przyzwyczajeń czytelniczych, na temat pisarzy, itp.
Autor Młodszego księgowego... nie pretenduje do roli krytyka literackiego. Postrzega siebie przede wszystkim jako zachłannego czytelnika, który lubi o literaturze gadać i dzielić się wrażeniami z lektur z ludźmi, dla których ta sfera życia również jest istotna. Nie wątpiłam, że spotkanie z tekstami człowieka oczytanego, posługującego się piękną polszczyzną, będzie wielce interesujące. Co najważniejsze, są to teksty o książkach i o tym, co książek dotyczy, więc Młodszy księgowy... nie miał prawa mnie się nie podobać.

Dehnel wyrósł wśród książek. Czytanie kojarzyło mu się z przyjemnością i było jak zaraźliwa choroba, przed którą nikt się nie bronił. Autor wspomina: spędzanie czasu w towarzystwie naprawdę bliskich osób zawsze wiązało się w mojej wyobraźni z czytaniem sobie nawzajem urywków z gazet i książek. Czy można sobie wyobrazić doskonalszy obraz rodzinnego, związkowego czy przyjacielskiego życia niż półleżenie w dwóch sąsiednich fotelach (z obowiązkową herbatą) w kojącym milczeniu, przerywanym z rzadka cytatami zabawnymi lub pożytecznymi?

Zbyt wiele felietonów w tej książce, by je tu opisywać, ale naprawdę warto poczytać Dehnela. Teksty świetne. Autor pisze krótko i interesująco. Czasami z humorem, czasami na poważnie. Na pewno w dobrym stylu. 


niedziela, 2 marca 2014

Komedia książki.

Istvan Rath - Vegh
Komedia książki
Ossolineum, 1994


Wyjątkowo zabawna i przerażająca lektura, pełna ciekawostek na temat życia książki i jej wyznawców. Kolejne rozdziały traktują o tytułach książek, o miłośnikach książek, o dziwactwach książkowej cenzury, o księgarzach, o literaturze jarmarcznej, grubiańskiej i religijnej. Okazuje się, że człowiek, który książki kocha, niekoniecznie je czyta. W dziejach kultury istnieli namiętni zbieracze, gromadzący książki dla samego gromadzenia. Autor Komedii książki wskazuje na różnice między bibliofilem i bibliomanem.

Bibliofil rozchodzi się z bibliomanem podczas czytania. Docenia rzadkość tej czy innej książki, ale przede wszystkim przyciąga go ich zawartość. Biblioman z krwi i kości, jak to jeszcze zobaczymy, nawet nie zagląda do książek. Dla niego ważne jest samo zbieranie, sama domagająca się zaspokojenia namiętność kolekcjonerska. Właściwie wszystko mu jedno, co gromadzi...(s.59)

Książka pełna jest bibliofilskich anegdot, które autor przytacza z uśmiechem. Wyłuskuje z czeluści historii, obfitującej w miłośników literatury, absurdalne przykłady ludzi, pragnących np. pochówku z ulubionymi książkami, mężczyzn kupujących kolejne domy, by pomieścić miliony tomów czy osoby, które umarły z głodu, ponieważ ostatnie pieniądze wydały na książki. Opisane przez Istvana Rath - Vegha przypadki uzależnienia śmieszą, ale jednocześnie czytelnik czuje się zaniepokojony takim maniactwem. Fajnie się o tym czyta i opowiada, ale niektórzy bohaterowie wspomniani w Komedii książki zdrowi na umyśle nie byli.

Z książki dowiadujemy się, że tego, który książki pożycza od tego, który je kradnie, dzieli w zasadzie tylko jeden krok (s.95), że znamy dwa rodzaje złodzieja książek. Są tacy, których sprowadza na manowce miłość do książek (...) i ci, którzy kradną ze względu na wartość książki (s.96,97). Wspaniały jest rozdział "Zakochani w książkach" - traktuje nie tylko o bibliofilach i bibliomanach, ale również o relacji między molem książkowym i kobietą (krótka to notatka i tragikomiczna).

Komedia książki to kolejna książka o książkach, której warto poszukać na bibliotecznych półkach.

piątek, 10 stycznia 2014

Historia czytania Alberto Manguela.

Alberto Manguel
Moja historia czytania
Muza, 2003


A History of Reading to zbiór esejów o czytaniu. Nie mogłam nie przeczytać i nie mogłam się nie zachwycić. Jedne eseje podobały mi się bardziej, inne mniej, ale ogólnie oceniam tę książkę wysoko i uważam, że każdemu, kto książki kocha i interesuje się ich historią, Moja historia czytania przypadnie do gustu. Przyznam, że spodziewałam się bardziej intymnych tekstów. Tymczasem Manguel rozpoczyna każdy esej anegdotą z własnego życia (związaną, oczywiście, z książkami), ale większą część tekstu stanowi "powrót do przeszłości". Autor często cofa się do czasów starożytnych, średniowiecznych i późniejszych, by na przykładzie konkretnych postaci pokazać, jak wielką siłę miało i ma słowo pisane. Manguel pisze o czytaniu w łóżku, o czytaniu przed snem, o czytaniu nocą, o cenzurze, o złodziejach książek, o czytaniu na głos i po cichu...Autor, kiedyś lektor samego Borgesa, wspaniale przygotował się do napisania tych esejów. Widać, że są dopracowane, ale nie na tyle, by znużyć czytelnika, który nie ma ochoty na książkę historyczną, a jedynie żywi nadzieję na spotkanie z człowiekiem, który kocha książki i wie na ich temat trochę więcej niż przeciętny zjadacz liter. Manguel jest bibliofilem, wielkim miłośnikiem literatury, co udowadnia na każdej stronie Mojej historii czytania. Choć często gubiłam się w nawale nazwisk, które autor w swych esejach przywoływał, to nie złościła mnie własna niewiedza i cieszyłam się, że mogę, dzięki lekturze, stać się bogatsza. Według Manguela każda książka odciska na czytelniku swe piętno, żadna nie pozostawia go obojętnym. Jednak czytanie wciąż postrzegane jest jako zajęcie specyficzne, a widok osobnika zaszytego w kącie z książką w ręku, najwyraźniej obojętnego na zgiełk tego świata, kojarzy się z nieprzenikalną prywatnością (...) i tajemną czynnością uprawianą w pojedynkę*. Co więcej, człowiek czytający postrzegany jest jako człowiek, który nic nie robi. Nigdzie nie wychodzi, mieszkania nie odkurza, telewizora nie włącza...czyta, czyli nic nie robi.

Nikt dziś chyba nie zaprzeczy, że w toalecie czyta się świetnie, bo nikt nie przeszkadza, ale czy wiecie, że ta tajemna wiedza odkryta została już w XII wieku? Alberto Manguel przytacza wiele podobnych informacji, często zabawnych czy niesłychanych. Mnie spodobał się zwyczaj czytania na głos robotnikom, którzy produkowali kubańskie cygara - jaki wspaniały sposób na rozwój czytelnictwa i niecodzienne połączenie pracy z przyjemnością.

Tytuł książki, a raczej tłumaczenie tytułu, jest nieco mylące. Spodziewałam się osobistych zwierzeń bibliofila, a otrzymałam historię czytania, niekoniecznie tylko Manguela. W tym wypadku dosłowne tłumaczenie tytułu byłoby stosowniejsze i nie wprowadzało w błąd czytelnika, dla którego magiczne słowo "moja" znaczy więcej niż wydawca mógłby przypuszczać. Moją historię czytania z czystym sumieniem można nazwać dziełem popularnonaukowym.

czwartek, 5 grudnia 2013

...cudownie zatłoczona samotność czytelnika... (Pennac)

Daniel Pennac
Jak powieść
Muza, 2007

Całkowita bezinteresowność. Tego właśnie oczekiwało od nas nasze dziecko. Prezentu. Daru chwili wyrwanej z szeregu innych chwil. Wbrew wszystkiemu. Dzięki tym nocnym opowieściom dziecko pozbywało się balastu dnia. Luzowaliśmy cumy. Dziecko ulatywało z wiatrem, lekkie jak piórko, a ten wiatr to był nasz głos. W zamian za tę podróż nie wymagaliśmy od niego absolutnie nic, ani grosza, nie spodziewaliśmy się żadnego rewanżu. To nie była nawet nagroda. (Ach, te nagrody... potem trzeba się wykazywać w nieskończoność, że istotnie były zasłużone!). Tutaj wszystko odbywało się w krainie bezinteresowności. Bezinteresowność, która stanowi jedyną walutę sztuki.


Esej francuskiego pisarza to nie tylko pochwała czytania. To przede wszystkim próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie nie czytają, dlaczego nastolatkowie tak niechętnie biorą do rąk książki? Bez zastanowienia my, dorośli, zrzucamy winę na telewizor, komputer (jako bardziej atrakcyjne umilacze czasu) na nudne szkolne lektury, które skutecznie zniechęcają młodych ludzi do literatury. Pennaca jednak takie tłumaczenie nie zadowala. Cóż się zdarzyło pomiędzy intymnością lektury lat dziecięcych a zawziętą alienacją nastolatka, którego czytanie męczy? Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie i właściwie nie uzyskujemy jednoznacznej odpowiedzi. Myślę, że takowa nie istnieje.

Dlaczego przestajemy czytać dziecku w momencie, gdy młody człowiek nabywa umiejętność samodzielnego czytania? Dlaczego pozbawiamy się tej chwili intymności, kiedy wszystko jest możliwe, a my jesteśmy razem, odprężeni, bliscy sobie, złaknieni opowieści? Dlaczego przestajemy odkrywać z dzieckiem paradoksalną właściwość lektury, która polega na tym, że odrywa nas od świata, by nadać mu sens?
Nie tylko Pennac zwraca uwagę na to, jak ważne jest czytanie dziecku bez względu na to, ile ma lat. Pisała o tym Irena Koźmińska, założycielka Fundacji ABCXXI - Cała Polska Czyta Dzieciom, w swojej książce Wychowanie przez czytanie. To nic, że dziecko czyta samo; niech czyta, niech odkrywa magiczny i wartościowy świat literatury, niech kształtuje swój czytelniczy gust. Jednak każdy, sześciolatek, piętnastolatek i osiemdziesięciolatek, lubi słuchać opowieści, które wzbogacają codzienność, odprężają...

Czytanie nie podlega systemowi czasu społecznego, ono jest, podobnie jak miłość, sposobem bycia.

(Zdania, pisane kursywą, są cytatami z książki Daniela Pennaca)

poniedziałek, 2 września 2013

Każdy czyta, jak chce...

Agnieszka Osiecka
Czytadła. Gawędy o lekturach
Prószyński i S-ka, 2010


Nie jest żadną tajemnicą, że uwielbiam książki o książkach. Wciąż mi mało ciekawych felietonów, esejów, komentarzy na temat przeczytanych lektur, bibliofilskich pragnień i czasu, którego i tak zabraknie na poznanie wszystkich książek z osobistych list każdego czytelnika.

Agnieszkę Osiecką lubię bardzo za jej pisanie na tematy różne, za fotografie. Nie jestem fanką tekstów piosenek, nie wrócę pewnie do opowiadań jej autorstwa, ale felietony i luźne przemyślenia, i rozmowy są ciekawe, skrzą się humorem, pokazują Agnieszkę otwartą, ciekawą ludzi, spostrzegawczą.

We wstępie książki, napisanym przez Agatę Passent, czytam, że teksty zebrane w Czytadłach... trudno zaszufladkować. Nie są to bowiem typowe, profesjonalne recenzje z książek, nie są to również literackie eseje. Mam wrażenie, że słowa Osieckiej to, podobnie jak wypowiedzi Szymborskiej, komentarze na temat przeczytanych lektur, w których odnaleźć można mnóstwo osobistych przemyśleń czy wspomnień. Teksty obu autorek były wcześniej publikowane: Wisława Szymborska pisała m.in dla Gazety Wyborczej, Agnieszka Osiecka dla Życia Warszawy. To, co łączy obie panie, to lekkie pióro, interesujący dobór lektur (choć przyznać trzeba, że nasza noblistka była w tym temacie bardziej nieprzewidywalna) i luźne bardzo podejście do opisywania książek - mnóstwo dygresji, raczej pozytywny stosunek do każdej przeczytanej pozycji, nieustawianie się w pozycji wielce krytykującego krytyka. To nie tak, że im się wszystkie czytane książki podobają, ale autorki unikają ostrych i kategorycznych opinii w myśl zasady, że gusta są różne i po co kogoś negatywnie nastawiać do książki, która może stać się ulubioną nawet, choć mnie się wydaje co najwyżej przeciętnym czytadłem. Jak słusznie zauważa autorka Czytadeł...: Oczywiście każdy pisze, jak chce. Ale każdy też czyta, jak chce (s.183).

Osiecka przyznaje, że jej pisanina polega (...) na błąkaniu się, prześlizgiwaniu po temacie, domyślaniu się i nieustannym czytaniu źródeł (s.179). Dzięki temu jest interesująco, świeżo, tak "po koleżeńsku".
Bez zbędnych słów, bez przydługich opisów, bez nadęcia.
Przyznam szczerze, że Lektury nadobowiązkowe czytałam z odrobinę większą przyjemnością, ale lektura tekstów Osieckiej to czysta przyjemność i obowiązkowa pozycja na liście każdego bibliofila (i miłośnika książek o książkach).

Na koniec cytat do zapamiętania. Wyrwany z kontekstu.

Nie lubię ażurowych ludzi, wolę, żeby ktoś mnie zwymyślał albo sprowadził na manowce, lub wręcz narzucił mi swój punkt widzenia (s.153).


czwartek, 11 lipca 2013

O zwierzętach, warzywach, pisarzach, malarzach i tapetowaniu mieszkań.

Wisława Szymborska
Lektury nadobowiązkowe. Część druga.
Wydawnictwo Literackie, 1981


Właściwie mogłabym skopiować tutaj swój poprzedni post na temat felietonów Szymborskiej (KLIK). Postaram się jednak napisać kilka słów, których tam nie znajdziecie, bo napisać coś muszę. O książce tak wspaniałej nie wypada nie wspomnieć.

Cóż, nadal jestem pod wrażeniem. Pod urokiem nawet. Lekkiego pióra, doskonałych spostrzeżeń, nietuzinkowych lektur i ogromnego dystansu do literatury (i szeroko pojętej kultury), które to cechy czy też talenty skumulowały się w filigranowej postaci pani Wisławy.

Lektury nadobowiązkowe rozpoczyna doskonały felieton, do napisania którego pretekstem była książka Vademecum turysty pieszego Stefana Sosnowskiego. Autorka zwraca uwagę na to, jak w dzisiejszych czasach (czyli jakieś 40 lat temu) postrzega się turystę, który wali na piechotę tam, gdzie można jako tako dojechać (s.5) i jak dziwacznym wydaje się on zjawiskiem. Kolejne lektury Szymborskiej to zbieranina tak różnorodna, że ciężko wywnioskować, jakie książki poetka darzyła największą sympatią. Mogę się pokusić o stwierdzenie, że pani Wisława z przyjemnością czytywała dzienniki, pamiętniki, wspomnienia i biografie. Jednak obok książek, opisujących życie bardziej lub mniej znanych osobistości, pojawiają się lektury innej treści: Tapetowanie mieszkań, Gdy zachoruje pies, Jak mieszkać wygodniej, Warzywa mało znane, Jak stać się silnym i zdrowym czy Olbrzymy i karły w świecie zwierząt.

W Lekturach... ważniejsze są rozważania przy okazji czytania, małe dygresje, przenoszenie informacji zdobytych dzięki książce na grunt codzienności. Ten komentarz na temat życia nowoczesnego. Krótki, dowcipny i bardzo interesujący.
Przywołam felieton o książce Heleny Michałowskiej Salony artystyczno - literackie w Warszawie 1832-1860 (PWN, 1974) - autorka tegoż zestawienia pisze o tym, jak kiedyś wyglądały spotkania towarzyskie. Skromnie, przy herbatce lub winku, zajadano się kanapkami z serem. Prowadzono przy tym ożywione rozmowy, słuchano muzyki, grano w gry. Po lekturze tej książki Szymborska dziwi się, dlaczego w epoce umysłowego awansu kobiety panie domu występują wobec gości w roli kucharek, czego dawniej się strzegły (...) Przycupnie nieboraczka na brzeżku krzesełka i za sekundę znów się zerwie, bo jeszcze grzybki nie podane, bo bułeczki trzeba dokrajać...(s.69) Pewnie, że w latach, o których pisze Michałowska, w wielu domach funkcjonowała służba, ale i tak spostrzeżenia poetki wydają się trafne. Dzisiejszy gość wychodzi syty na ciele, za to dusza jego skręca się z głodu (s.70).

Fenomenalne felietony. Niewiele z książek, o których Szymborska pisze, mogłoby mnie zainteresować. Jednak istotne nie jest to, o czym pisze, ale jak o tym pisze. Cudnie!

piątek, 28 czerwca 2013

Kulturalnie, dobitnie, z ironią.

Dubravka Ugresić
Czytanie wzbronione
Świat Literacki, 2004



Eseje z lat 1996 - 2000, w których autorka, często bezlitośnie, odkrywa mechanizmy rządzące zachodnim rynkiem wydawniczym. Ugresić patrzy na świat literacki z perspektywy wschodnioeuropejskiego autora, nie oszczędzając redaktorów, pisarzy i czytelników. Momentami śmieszne, innym razem przytłaczające spostrzeżenia mądrej kobiety pokazują absurdy literackiego kręgu. W pełnych ironii esejach autorka zwraca uwagę na zmiany, jakim poddał się rynek literacki, pytając przy okazji o to, czy współczesny pisarz jest twórcą wolnym i co dzisiaj znaczy czytać (pyta o istotę czytania).

Ugresić jako pisarka i jako literaturoznawca analizuje fenomen bestsellera, przybliża nieobytemu w świecie wydawniczym czytelnikowi takie terminy, jak: book proposal (konspekt książki, ważniejszy niż sama książka - ma przekonać redaktora, że książka będzie udana, że temat chwytliwy), blurb (potocznie mówiąc: "opis z okładki" - dziś mało istotna wydaje się informacja na temat pochodzenia, wykształcenia i zainteresowań pisarza, ale nie można zapomnieć o poinformowaniu potencjalnego czytelnika o tym, że autor ma żonę i trójkę dzieci).

Na rynku literackim nieustannie toczy się walka o przetrwanie. Redaktorzy to półbogowie, którzy niekoniecznie czytają, niekoniecznie znają się na profesji, którą obrali, ale mają władzę - obie strony są świadome tego, że pisarz bez redaktora daleko nie zajdzie.
Kultura literacka to dzisiaj glamour - twórca musi błyszczeć, pięknym być, pojawiać się na okładkach poczytnych magazynów, udzielać wywiadów.

Wiele w esejach Ugresić gorzkich spostrzeżeń. Nie można jej jednak zarzucić, że nie wie, o czym pisze. Jako pisarz obserwuje machinę wydawniczą od środka i próbuje znaleźć miejsce dla siebie w tym kołowrocie dziwnych zdarzeń.
Eseje czyta się lekko i przyjemnie. Autorka patrzy na siebie i na to, co się dzieje wokół niej, z dystansem. Jej bronią jest sarkazm i bezlitosny śmiech, choć wie, że - jako pisarz - przed krwiopijcami nie ucieknie.




czwartek, 6 czerwca 2013

Wyjątkowe spotkanie z Szymborską.

Wisława Szymborska
Nowe lektury nadobowiązkowe 1997 - 2002
Axel Springer Polska, 2007 (seria Dziennika: Dzieła Najwybitniejszych Noblistów)


Czemu wcześniej do ręki tej książki nie wzięłam, choć wiedziałam o jej istnieniu?
Nie pamiętam, kiedy ostatnio przeczytałam książkę jednym tchem.
Cudne są te krótkie felietony, słusznie nazywane komentarzem na temat przeczytanych przez autorkę lektur.

Lubię Szymborską. Jako poetkę lubię, a to nie takie oczywiste. Po pierwsze, nie ma przymusu lubienia noblistów. Po drugie, nie przepadam (od zawsze) za poezją. Panią Wisławę lubię bardzo i jako poetkę, i jako człowieka, który miał ogromny dystans do życia i bycia wielowymiarowo pojętego.

Nowe lektury nadobowiązkowe (zaczynam więc od końca) to obowiązkowa lektura dla wszystkich, którzy uwielbiają czytać książki i znajdują niebywałą przyjemność w czytaniu o książkach. Ten zbiór felietonów z lat 1997 - 2002, które ukazywały się na łamach Gazety Wyborczej, to spotkanie z Szymborską lapidarną, zabawną, spostrzegawczą. Dobór lektur, trzeba przyznać, dość oryginalny, ale z drugiej strony świadczący o tym, że poetkę interesowało wszystko (dosłownie) i żaden temat nie był jej straszny. Na większość z wybranych przez noblistkę książek nie zwróciłabym uwagi, ale autorka pisze o Dynastiach świata Morby'ego czy o Gadach Trepki tak interesująco, że, czytając, nie można złapać tchu.

Nie mogę pochwalić się znajomością komentowanych przez Szymborską książek (czytałam jedną - Wszystko, co minęło Mii Farrow), ale nie przeszkadzało mi to wcale w delektowaniu się tekstem. No dobrze, nie delektowałam się, pochłonęłam w jeden wieczór tę niewielką, ale cudowną, pełną treści, miejscami zabawną książkę. I chcę więcej, więc Lektury nadobowiązkowe przeczytam już, zaraz...i pozostanie niedosyt i żal, że kolejnych felietonów nie będzie.

Widać, że Szymborska beletrystyki wiele nie czytywała. Sięgała raczej po biografie i literaturę popularnonaukową. I wspaniale potrafiła swe lektury opisać. Nie streszczała, nie krytykowała (wychodziła z założenia, że każdy lubi co innego, a skoro książka pojawiła się w obiegu - to znaczy, że komuś przypadła do gustu), nie analizowała zanadto. Czytając felietony, ma się wrażenie, jakby poetka siedziała obok i po prostu opowiadała o lekturze, stosując przy tym dygresje i przywołując zabawne anegdoty z życia własnego oraz przyjaciół. Wspaniale się tego "słucha"...

środa, 6 maja 2009

Jan Tomkowski "Zamieszkać w Bibliotece"

Jan Tomkowski - eseista, prozaik, historyk literatury - szczerze opowiada o swojej miłości do literatury i o tym, jak czytanie powinno wyglądać. Tytuł zbioru esejów jest znaczący. W Bibliotece Tomkowskiego znajdują się nie tylko książki już poznane i pokochane, ale również nasze marzenia o książkach, które dopiero przeczytamy (...), dzieła zaginione i zachowane w postaci fragmentarycznej. Biblioteka to nie konkretne miejsce. To wytwór naszej wyobraźni.
W swoich esejach autor zastanawia się nad tym, czy możliwy jest świat bez książek. Oddalamy się przecież coraz bardziej od literatury.

Autor przywołuje własne doświadczenia z pracy ze studentami. Zwraca uwagę na to, że zamiast wnikliwie czytać, uczniowie składają literki, a po zamknięciu książki mają czyste sumienie, bo "zaliczyli" kolejną nudną lekturę. Efektem tego są absurdalne sytuacje, w których student na pytanie o to, gdzie rozgrywa się akcja "Lalki" Prusa, odpowiada, że w Związku Radzieckim.

Tomkowski "prosi" o delektowanie się literaturą. Nie narzuca, nie podaje listy książek obowiązkowych. Boleje tylko nad tym, że w dzisiejszym świecie za dziwaka uznaje się miłośnika dawnej literatury angielskiej, a za człowieka oczytanego - amatora książek Whartona.

W siedemnastu esejach pisze m. in. o tym, że literatura XIXw. kształtowała gusta (na dowód przywołuje zjawiska werteromanii czy bajronizmu), wspomina o magicznych miastach pisarzy. Zastanawia się nad tym, czy jakiekolwiek miasto europejskie może stanowić konkurencję dla Paryża.

"Zamieszkać w Bibliotece" to wielka pochwała literatury. To hołd jej złożony. Sto dziewięćdziesiąt stron to zdecydowanie za mało. Tym bardziej, że rzadko na rynku wydawniczym pojawiają się tego typu pozycje. Mądre, pełne pytań, zmuszające do myślenia, pozbawione wartkiej akcji, ale wciągające jak powieść.

5/6

niedziela, 29 marca 2009

Barbara N. Łopieńska "Książki i ludzie"

To bardzo ciekawa książka jest. O ludzkiej, mniejszej lub większej, miłości do literatury.

Rozmowy Barbary N. Łopieńskiej to przepytywanie ludzi o zawartość ich domowych biblioteczek. Rozmowy z ludźmi, zawodowo związanymi z nauką, niekoniecznie humanistyką. Zbiór otwiera opis mieszkania, które stało się ogromnych rozmiarów biblioteką - to dom prof.Marii Janion, w którym książki zamieszkują nie tylko pokoje, ale również kuchnię i łazienkę.

Niektórzy z rozmówców deklarują, że czytają mało (Gustaw Holoubek); inni mówią, że nie lubią czytać (Magdalena Tulli); tylko jeden z nich przyznaje się do bibliofilstwa i wielkiej miłości do książek o książkach, o oszalałych zbieraczach, o antykwariuszach i księgarzach (i ja się do tego uczucia przyznaję).

To biblioteki, wypełnione klasyką i książkami warsztatowymi. Niewiele w nich miejsca na beletrystykę. Pewniakiem bibliotecznym zdaje się być Proust, którego różne wydania znaleźć można niemal w każdym domu.

Jerzy Turowicz opowiada: Wchodzę do księgarni po jakąś książkę i nawet jeśli jej nie znajduję, wychodzę z trzema innymi. Nasz przyrost naturalny to co najmniej jedna książka dziennie.

Dla książkolubnych człeków pozycja obowiązkowa.

5/6

sobota, 7 lutego 2009

Jeanette Winterson "O sztuce. Eseje o ekstazie i zuchwalstwie"

Seria Konstelacje. Wydawana przez Rebis. Moje pierwsze z nią spotkanie zaowocowało uczuciem. Pozytywnym.
Jeanette Winterson napisała kilka książek. Czytałam "Płeć wiśni", "Nie tylko pomarańcze..." i "Zapisane na ciele". Ta ostatnia zrobiła na mnie największe wrażenia. Nieporównywalne jednak z przyjemnością, jaka towarzyszyła czytaniu książki "O sztuce. Eseje o ekstazie i zuchwalstwie". Bardzo dobra to książka. Napisana z uczuciem, pełna osobistych odniesień.
Autorka krytykuje wszystko, co wiąże się z techniką. Zachwyca ją to, co niedzisiejsze. Cisza, spokój, własny pokój. Klasyka literatury, zbieranie pierwodruków, przyroda.

Mnie najbardziej podobał się rozdział Psychometria książek, w którym Winterson pisze o miłości do literatury, o domu rodzinnym pozbawionym książek (te fragmenty to jakiś horror). Pisze:

Gromadzenie książek jest obsesją, zajęciem, chorobą, nałogiem, fascynacją, absurdem, fatum.

Czym w rezultacie?

Zaciągnij zasłony i zapal lampę. Pokój wypełniają głosy. Kim są ci, którzy lśnią złotym blaskiem jak apostołowie z witraży w południe? Trzymam w ręce coś więcej niż książkę. Sięgasz po nią, a ruch na ulicach zamiera i dokoła robi się cicho. Ruch odbywa się już tylko w wyobraźni, tajemne przepływy pomiędzy ciałem i książką, pasaże wiadome tylko tobie. Intymne objawienia, kiedy i czytający, i lektura niepomne są upływu czasu, ruchu wskazówek zegara.

Bliskie? Bardzo.

6/6
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...