środa, 18 grudnia 2013

W Paryżu dzieci nie grymaszą.

Pamela Druckerman
W Paryżu dzieci nie grymaszą
Wydawnictwo Literackie, 2013



Wielkim atutem tej książki jest to, że świetnie się czyta. Sama się czyta. Autorka ma dystans do siebie, poczucie humoru i lekkie pióro.
Nie wiem, dlaczego sięgnęłam po książkę Druckerman, ale cieszę się, że to zrobiłam. Po pierwsze, W Paryżu dzieci... nie przypomina typowego poradnika. Autorka z autoironią opisuje codzienność Amerykanki w stolicy Francji, wiele uwagi poświęcając wychowywaniu dzieci, a właściwie różnicom między wychowywaniem francuskim i amerykańskim. Na marginesie, w tej kwestii bliżej nam do Amerykanów:)

Pamela jest przede wszystkim mamą, zafascynowaną podejściem Francuzów do dzieci. Jej książka to zapis bardzo ciekawych spostrzeżeń, wynikających z codziennej obserwacji mieszkańców Paryża i ich relacji z dziećmi. Okazuje się, że wspomniane dzieci są jakby lepiej wychowane i, jak sugeruje tytuł książki, nie grymaszą. Co autorka ukryła pod niewiele mówiącym słowem "grymaszenie"? Według Pameli Druckerman najmłodsi przedstawiciele francuskiego społeczeństwa potrafią czekać, od maleńkości smacznie przesypiają noce, nie domagają się przekąsek w ciągu dnia, grzecznie mówią "dzień dobry", nie angażują rodziców w zabawy na placu zabaw...Amerykańscy rodzice biegają za swoim potomstwem po parku, nieustannie podkarmiając według nich niedożywione dzieci (również na polskich placach zabaw ten obrazek jest popularny; dziecko karmione bułką czy bananem w piaskownicy to norma, tłumaczona tym, że w czasie zabawy maluch zje; nawet nie zauważy, co je, ale to nieistotne), podczas spotkań ze znajomymi nie są w stanie wypić kawy, o wyjściu z dzieckiem do restauracji nawet nie marzą i są, oczywiście, wiecznie niewyspani. Tymczasem Francuzki oszałamiają elegancją trzy miesiące po porodzie, mają czas na spotkania towarzyskie, podczas których wypiją w spokoju kawę i nawiążą ciekawą konwersację, jadają obiad w restauracji, nie biegając i nie uciszając brzdąca, zaglądającego innym do talerzy. Na czym polega sekret francuskiego wychowania? 

Książkę czytałam z przymrużeniem oka, ale przyznam szczerze, że niektóre spostrzeżenia autorki wydają się trafne i coś szczególnego w tej francuskiej codzienności z dziećmi jednak jest. 
W Paryżu dzieci nie grymaszą to świetna, odprężająca lektura, która daje do myślenia.

Na koniec wiele mówiące słowa jednej z bohaterek książki:

Związek jest najważniejszy. To jedyna rzecz, jaką w życiu wybierasz. Nie wybierasz sobie dzieci, wybierasz męża. Dlatego powinnaś sobie z nim ułożyć życie i powinno ci zależeć na tym, żeby wszystko poszło dobrze. Chcesz dobrze z nim żyć, szczególnie wtedy, kiedy dzieci opuszczą dom. Dla mnie to prioritaire. 

Amerykańskiej matce, dla której dziecko jest pępkiem świata i w chwili jego narodzin nikt nie jest ważniejszy od małego członka rodziny, takie słowa nie przeszłyby przez gardło.

11 komentarzy:

  1. Też mi się ta książka podobała.
    O tak! Bliżej nam w wychowaniu do Amerykanów, zdecydowanie. Zaczynamy być straszliwym przykładem "me, me me society" i widać to, naprawdę widać to w szkole, na placu zabaw. Pomiędzy amerykańskim dzieckiem- królem a japońskim uczniem zunifomizownaym na każdym froncie jest szeroki wachlarz metod wychowawczych.
    Pamiętam, jak byłam na wymianie w Monachium i tam w ogromnej szkole, która byłą połączeniem gimnazjum i liceum nikt nie biegał. Nie było z impetem otwieranych drzwi i hordy dzikusów, która nagle z wrzaskiem wylewała się z sali. To było szokujące.
    A historie z placów zabaw to już w ogóle temat rzeka. :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę się skrzywiłam, gdy sobie uświadomiłam, że bliżej nam do Amerykanów, ale tak jest. Dla kontrastu powinnam teraz przeczytać "Bojową pieśń tygrysicy":)
      Podczas lektury Druckerman momentami miałam wrażenie, że jest zbyt pięknie, by było prawdziwie, ale autorka książki świetnie opisuje różne zjawiska i w wielu kwestiach cholernie mnie przekonuje to francuskie wychowanie.
      Z drugiej strony, ile kultur, tyle metod wychowawczych. Najważniejsze to nie dać się zwariować:)

      Usuń
  2. ciekawa jestem tej ksiazki:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chciałam egzemplarza recenzenckiego, a teraz żałuję ;) Ale pewnie znajdzie się w bibliotece. Babcie ganiające po placu z bananem i herbatnikiem są stałym elementem wystroju :D Moje dziecko mówi grzecznie "Dzień dobry" i potrafi się ładnie sam bawić, ale z przekąskami jest dramat, cały dzień tylko powtarza "mniam mniam, chcesz mniam mniam"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie żałuj, przeczytasz z biblioteki. Książka fajnie napisana i ciekawa, ale nie z tych, do których się wraca; możesz więc spokojnie zarezerwować miejsce na półce dla innej, być może ulubionej, pozycji:)

      Usuń
  4. kurcze, wiem o tej ksiażce od dawna ( jeszcze za nim ją w Polsce wydali to przymierzałam sie do angielskiego wydania) ale do teraz jej nie przeczytałam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że do niej dotrzesz; naprawdę warto - to lekka, ale interesująca i pełna wartych uwagi spostrzeżeń, lektura.

      Usuń
  5. słyszałam o niej i myślę, że całkiem fajnie byłoby ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że czytanie tej książki to przyjemność, niezależnie od tego, czy jest się rodzicem, czy nie...To nie tylko amerykańskie spojrzenie na francuskie wychowywanie dzieci, ale również ciekawa analiza dorosłych Paryżan.

      Usuń
  6. Zazdroszczę lektury, uwielbiam książki opisujące francuski styl życia (np. "Lekcje Madame Chic" - świetne były ;)).

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...