Późno poznałyśmy Basię. Za późno. Siedmioletnia Majka zakochała się w mądrej i ciekawej świata dziewczynce z zamiłowaniem do ubrań w paseczki, ale tak samo pokochałaby ją w wieku lat czterech czy pięciu. Książeczki o Basi jakoś nam umknęły w gąszczu literatury dla dzieci. Historie Zofii Staneckiej i Marianny Oklejak poznajemy w trybie przyspieszonym od kilku tygodni i każda z książeczek jest świetna.
Na stronie wydawnictwa Lektorklett (http://www.lektorklett.com.pl) czytam:
Seria BASIA jest: -
swojska, ale nie zaściankowa
-
dowcipna, ale nie prześmiewcza
-
mądra, ale nie przemądrzała
-
kształcąca, ale nie na siłę
Nic dodać, nic ująć. Książki trafiły w gust dziecka, spodobały się mamie, a nie wszystkie opowieści dla małych ludzi mama czyta z prawdziwą przyjemnością. Nie mogę na przykład przebrnąć przez "Mary Poppins" Travers. Uwielbiam serię o Pippi Pończoszance, "Lottę z ulicy Awanturników" i "Dzieci z Bullerbyn" Astrid Lindgren, ale nie jestem bezkrytyczna wobec tej autorki i zamykanie dziecka w stolarni jakoś mnie nie bawi (choć wiem, że nie jest to przejaw surowych metod wychowawczych), a "Emila i ciasto na kluski" czytałam z niesmakiem. Podobnie "Mio, mój Mio" szwedzkiej pisarki męczę i męczę, i zmęczyć nie mogę.
Nie narzucam Majce lektur, sama buszuje w bibliotece, ale wśród książek dla dzieci jest tyle samo nieciekawych i po prostu niefajnych historii, co bardzo wartościowych pozycji. Reszta to "przeciętniacy". Zupełnie jak w literaturze dla dorosłych.
Serię o Basi polecam z czystym sumieniem.
Mój syn też leci w półki i wybiera to na co ma ochotę , choć czasem mocno jestem zaskoczona :o)
OdpowiedzUsuńspacer_biedronki pisze:
OdpowiedzUsuńja też przeoczyłam. Szkoda.