Åsne Seierstad
Księgarz z Kabulu
W.A.B., 2013
Norweska dziennikarka przez kilka miesięcy mieszkała w domu kabulskiej rodziny księgarza Sultana Khana (personalia bohaterów na użytek książki zostały zmienione). Był rok 2001. W Nowym Jorku dokonano zamachu na wieże World Trade Center. W Afganistanie zakończył się reżim talibów.
Zafascynowana księgarzem Seierstad mogła obserwować z bliska życie domowników, słuchać opowieści o kraju, którego kultura jest tak odmienna od tej, w której autorka się wychowała.
To jest książka, którą bardzo dobrze się czyta (ukłon w stronę Seierstad), ale jednocześnie historie w niej zamknięte wzbudzają tyle emocji (głównie negatywnych), że człowiek po lekturze czuje się zmaltretowany. Momentami miałam ochotę rzucić tą książką o ścianę ze złości, z bezradności, z nadmiaru cierpienia.
Człowiek żyje sobie z dnia na dzień. Jakby nie było, w dobrobycie. Niby ma świadomość, że gdzieś na świecie dzieje się źle, że jest tak, jak być nie powinno. Jednak wiedza większości jest ograniczona. Muzułmanki w swoim kraju (i nie tylko) są osobami drugiej kategorii, w Korei Północnej ludzie głodują i cierpią, w Ugandzie partyzanci sieją zniszczenie, tu i tam toczy się wojna... To jest wiedza powierzchowna, którą wzbogaca przeczytanie reportażu. Lektura dobrego reportażu otwiera oczy na świat, przynosi refleksje, zmusza do dyskusji.
Księgarz z Kabulu jest bardzo dobrym reportażem, napisanym z wnikliwością obserwatora zdarzeń, któremu udało się mocno zbliżyć do świata opisywanego. Jednocześnie autorka książki nie ocenia, nie obwinia, nie moralizuje. Pisze o tym, co widzi i o tym, co słyszy. Jest na tyle blisko kabulskiej rodziny, że jej członkowie sami opowiadają jej o życiu kobiet i mężczyzn w muzułmańskim kraju, o kulturze, o relacjach międzyludzkich, o małżeństwie. I to są historie często wstrząsające, bolesne, niesprawiedliwe. Celowo nie przywołam tu żadnej z nich. Ten reportaż trzeba przeczytać, a nie tylko czytać o nim. Te historie trzeba "przeżyć", przeklnąć albo się rozpłakać.
Plusem książki Åsne Seierstad jest, przy ciężkości tematu, lekki styl. Dzięki niemu, choć sponiewierana po lekturze, czuję się dobrze. Są reportaże, których się boję. Ze strachem czytałam Nocnych wędrowców Wojciecha Jagielskiego, nie wiedząc, co (czy też kogo) spotkam na kolejnych stronach.
to byłaby książka w sam raz dla mnie
OdpowiedzUsuńz jednej strony chciałabym przeczytać, z drugiej – boję się... :/
OdpowiedzUsuńMałgosiu, nie ma się czego bać, ponieważ styl Seierstad jest na tyle lekki, że książkę czyta się z przyjemnością. Tekst wywołuje emocje, ale to dobrze, na tym polega siła literatury:)
UsuńCoś dla mnie :)
OdpowiedzUsuń"Lektura dobrego reportażu otwiera oczy na świat, przynosi refleksje, zmusza do dyskusji" - podpisuję się pod Twoimi słowami!
OdpowiedzUsuńBardzo mi się ta książka podobała. Ale też złamała mi serce. Bardzo się cieszę, że moja córeczka nie urodziła się w Afganistanie. I tylko żal taki ogromny, że tyle innych dziewczynek ma takiego pecha...
OdpowiedzUsuńZanim zobaczyłam okładkę, tytuł skojarzył mi się z literaturą piękną - cieszę się, że to reportaż! Nawet jeśli tak negatywnie działa na emocje, jak piszesz, to mnie ciekawi!
OdpowiedzUsuńPS. Ja też ze strachem czytam Jagielskiego!
Usuń