Szwecja czyta. Polska czyta Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2015 |
Ważny i potrzebny zbiór wywiadów autorek z przedstawicielami szwedzkiego i polskiego środowiska kulturalnego. Katarzyna Tubylewicz i Agata Diduszko - Zyglewska rozmawiają z wydawcami, pisarzami, bibliotekarzami, animatorami kultury.
To książka o promocji czytelnictwa, która pokazuje nie tylko obecny rozdźwięk między tym, czym jest literatura dla przeciętnego Szweda a tym, jaką rolę odgrywa książka w życiu przeciętnego Polaka. Autorki wspominają również historię obu krajów, która niewątpliwie miała wpływ na wyrobienie w mieszkańcach nawyku czytania. Szwecja jako kraj protestancki stawiała na rozwój obywateli, na naukę pisania i czytania, nie było ostrego podziału na warstwy niższe i wyższe. Natomiast katolicka Polska kształciła tylko wybranych, biedotę spychając na margines społeczeństwa i uznając, że podziału na lepszych i gorszych nie można wyeliminować, istnieje od zawsze i jest normalny. W Polsce w wiekach XVII i XVIII czytało duchowieństwo i część szlachty.
Piszę o tym w dużym uproszczeniu, mając świadomość, że Szwecja ma zdecydowanie przyjemniejsze wspomnienia z przeszłości niż Polska, ale chciałam zwrócić uwagę na podejście do człowieka i jego potrzeb. Mam wrażenie, że do dzisiaj egalitaryzm panoszy się w naszym kraju.
W Szwecji czyta 80% społeczeństwa, biblioteki świetnie funkcjonują, pisarze są odpowiednio wynagradzani, w prasie na bieżąco ukazują się recenzje świeżo wydawanych tytułów. Dla wielu Szwedów książka nie jest towarem, czytanie to wartość sama w sobie, przeżycie kulturalne, coś, co porusza, dotyka, zmienia, co rozwija nas jako ludzi (...) Żeby zachęcić kogoś do czytania, ta osoba musi chcieć stać się czytelnikiem, a żeby chcieć się nim stać, musi kojarzyć czytanie z czymś pozytywnym. To nad tym trzeba pracować - mówi Nina Frid, odpowiedzialna za projekty związane z promocją czytelnictwa.
Beata Stasińska, redaktorka naczelna wydawnictwa W.A.B., mówi o tym, że w 16% polskich domów nie ma ani jednej książki, w 15% znaleźć można tylko podręczniki; polska szkoła nie jest w stanie wyrobić nawyków czytelniczych; mamy karuzelę bestsellerów, z których po roku pamiętamy może dwa, trzy tytuły albo żadnego.
Grzegorz Gauden, dyrektor Instytutu Książki, wierzy, że nawyk czytania kształtowany jest w dzieciństwie i u dorosłych ciężko go wyrobić, a obecny system edukacji to pod względem wyrabiania nawyku czytania katastrofa. Szkoła jest w stanie zniechęcić do czytania i każdą, nawet atrakcyjną lekturę, "zepsuć" archaicznym systemem, zgodnie z którym omawiana jest książka.
Naszym problemem jest niedostrzeganie, jak ważna dla rozwoju społeczeństwa jest kultura. Rząd nie inwestuje w biblioteki, które jako bezpłatne i ogólnodostępne, mogłyby stać się podstawowym źródłem kontaktu z książką. Dopóki jednak w szaroburych bibliotekach nie będą się pojawiały nowe tytuły, dopóki biblioteki "nie wyjdą" do ludzi, Polska pozostanie krajem obywateli, którzy nawet książki telefonicznej nie przeglądają, bo te już zniknęły z większości gospodarstw domowych. Tak, wiem, że Polska jest krajem na dorobku, a Szwecja to kraj dobrobytu, więc już na starcie jesteśmy na straconej pozycji, ale pomysły należy czerpać od tych, którym jest lepiej.
Na szczególną uwagę zasługuje stworzony w Szwecji projekt biblioteki Tio Tretton, stworzonej dla dzieci w wieku 10-13 lat, które wyrosły już z biblioteki dziecięcej, a są za małe na bibliotekę dla dorosłych. Do Tio Tretton dorośli nie mają wstępu, a dzieciaki mogą tu czytać, słuchać muzyki, uczestniczyć w zajęciach teatralnych. Cudne jest to, że ktoś w ogóle zainteresował się problemem i postarał się dotrzeć do nastolatków, by dowiedzieć się dlaczego większość dzieci w tym przedziale wiekowym (częściej chłopców) przestaje odwiedzać biblioteki, nawet jeśli wcześniej nie trzeba ich było do tego szczególnie zachęcać. Dano głos dzieciom i okazało się, że te nie mają ochoty przebywać w przestrzeni, wypełnionej kolorowymi poduchami i natykać się na pięciolatków, a do biblioteki dla dorosłych nie mogą się zapisać. I zaczęto szukać rozwiązania. Moja dwunastoletnia córka, która jest zagorzałą czytelniczką i regularnie korzysta z biblioteki zazdrości tego projektu szwedzkim rówieśnikom.
Obawiam się, że ta niszowa książka dotrze do osób, których do czytania nie trzeba namawiać, a nie zainteresuje tych, którzy powinni bliżej przyjrzeć się problemowi i przestać traktować kulturę jako niekoniecznie niezbędny dodatek do codziennego życia.
Jestem właśnie po lekturze tej książki i przyznam, że poczułam się załamana. Jedyny pozytyw to to, że przynajmniej ktoś dostrzega problem.
OdpowiedzUsuńWidać, że w Polsce ktoś zaczyna myśleć o kulturze poważniej, że zmieniają się biblioteki, ale przed nami długa droga.
UsuńTio Tretton ;) literówka w nazwie biblioteki. Co do samej książki, mnie akurat rozczarowała. To znaczy, część szwedzka przygotowana została ciekawie, wywiady były z ludźmi z wielu branży, przez co spojrzenie na czytelnictwo i miejsce książki - szersze. Po stronie polskiej wywiady pokierowano tak, by pokazać, jak tragicznie jest na naszym rynku. A to nie do końca prawda. O wielu fantastycznych literackich inicjatywach nawet nie wspomniano, zaś rolę tłumacza i jego sytuację kompletnie pominięto.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że Szwecji poświęcono więcej uwagi i staranniejsze są te rozmowy, ale mnie książka nie rozczarowała. Czytałam z zainteresowaniem; wzbogaciłam wiedzę na pewne tematy.
Usuń80% społeczeństwa czyta? oczy przecieram ze zdumienia. wciąż mam do nadrobienia tę drugą książkę "Szwedzi. Ciepło na Północy".
OdpowiedzUsuńTo nadrabiaj, bo to naprawdę fajna książka!
Usuń