Sonia Raduńska
Kartki z białego zeszytu
W.A.B, 2008
Z pisaniem Sonii Raduńskiej jest tak, że albo się jej słowa smakuje, albo wypluwa. Był taki czas, że lekturę nowego numeru Zwierciadła zaczynałam od przeczytania felietonu Sonii, czekałam na słowa, które z siebie wylewała, często doznając uczucia, że to moje myśli, moje odczucia, że ja i autorka doskonale się rozumiemy...
Kilka lat temu przeczytałam Białe zeszyty - egzemplarz biblioteczny, czysty, pozbawiony moich zapisków. Później tę książkę zdobyłam i do tej pory nie wróciłam do lektury, więc moje Białe zeszyty też dziewicze. Jednak Kartki z białego zeszytu kupiłam i nie omieszkałam naznaczyć tekstu własnym istnieniem.
Kartki... uważam za słabsze od Białych zeszytów, a może to ja jestem starsza i inaczej patrzę na świat. Nadal czuję, że autorka to moja bratnia dusza, ale pewne drogi prowadzą nas w różne strony.
Sonia to kobieta myśląca, nadwrażliwa, uzbrojona w tęsknoty, których nie potrafi nazwać. Pisze z potrzeby serca, ale również po to, by trenować mózg. Nie chce poddać się rozleniwieniu, choć lubi być sama i nigdy się ze sobą nie nudzi. Wymaga od siebie i od innych. Dużo czyta, celebruje codzienność. Życiowa mądrość (i doświadczenia różnorakie) nauczyły tę dojrzałą kobietę tego, że nie na wszystko jest czas w jednym życiu. Z czegoś trzeba zrezygnować. Autorka zapisków powtarza za Marianne Williamson (Wartość kobiety): Nasze dusze nie poddają się wpływowi czasu; pozostają niezmienione, gdy mamy lat pięć, dwadzieścia, sześćdziesiąt czy sto. Na kartach tej książki Raduńska udowadnia, że tak jest. To młoda, wciąż młoda, kobieta, nadal idealistka, która pyta, wątpi, błądzi. Przywołuje tytuły książek, które również cenię i takie, które są najważniejszymi lekturami mojego życia: Lapidarium Kapuścińskiego, O sztuce Winterson. Jej zapiski, dotyczące przeczytanych książek to nie recenzje (momentami żałuję), ale krótkie i trafne odczucia, towarzyszące lekturze.
Rzadko w obecnym życiu doświadczam przyjemności przeczytania całej książki w ciągu półtora dnia. Bez rozpraszania się na inne treści, imiona, klimaty. Bez rozwadniania kontaktu. Amos Oz "To samo morze". Proza poetycka. Zredukowana liczba słów. Smak poezji. Bliskość z ludźmi, o których czytam.
Tak pisze Sonia. Takie są Kartki.... Mnie bliskie bardzo.
Zdaję sobie sprawę, że Kartki... mogą się podobać ludziom nieco rozchwianym, którzy nie ścigają się z czasem i mają nadwrażliwą tkankę życia. Wierzę jednocześnie, że człowiek zaplątany w nadmierny realizm, też odnajdzie w tych zapiskach fragment siebie, na chwilę się zatrzyma i zamyśli nad życiem.
Ja także czytałam "Białe zeszyty",podczas lektury mocno utożsamiając się pod pewnymi względami z autorką.By po zakończeniu książki stwierdzić,że byłybyśmy dobrymi przyjaciółkami i szkoda,że to już koniec.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ja również odczuwam powinowactwo dusz z pisarką i chętnie czytałabym więcej tekstów jej autorstwa.
UsuńA o ten tytuł ( w sumie to oboma nie pogardzę ;) poproszę dla siebie Święty Mikołaju :)
OdpowiedzUsuńObydwoma! Matko kochana! Cała żem ze wstydu spąsowiała ;D
UsuńI ja mam takie tytuły, o których Mikołajowi wspomnę:)
UsuńA pisanie Sonii powinno przypaść Tobie do gustu...
Zgadzam się z Autorką - "Kartki" nieco słabsze od "Białych zeszytów". Nasunęło mi się - w pewnym sensie lekkie zużycie materiału. Białe zeszyty czytałam jak traktat metafizyczny, sięgający do krańców duszy. Bardzo mnie otworzyły, uduchowiły i rozbudziły we mnie liryzm życia. Lata temu. Po "Kartkach" nie czułam się już taka "rozbujana". Tak, tak pisze Sonia, ale i Sonią można się nieco przejeść.
OdpowiedzUsuńZa to... "Solo"! Czytałaś już "Solo"? Cudowny powrót do początku. Czuję się jak dobrych kilka lat temu, gdy pierwszy raz czytałam Jej słowa. Nie pokona "Białych zeszytów", a raczej efektu, jaki wywołują. Wraca jednak na dobre tory.
Pozdrawiam :)
A o "Solo" niedługo na moim blogu http://przestrzenie-tekstu.blogspot.com/
Usuń"Solo" wciąż przede mną. Nie "przejadłam się" Sonią; pewnie dlatego, że długie przerwy mam między jej tekstami.
Usuń"Białe zeszyty" są pełniejsze, bardziej uduchowione. Cieszę się, że "Solo" to, jak piszesz, powrót do początku.
Po Twojej recenzji zaintrygowała mnie ta książka....
OdpowiedzUsuńczytałam obie. Świetnie smakują z herbatą. Zamiast herbatników. Gryz - 2 akapity i spojrzeć w okno.
OdpowiedzUsuńtak. jeszcze tylko "solo" zostało. intryguje, ale zostawiam na później, bo na razie parapet przy łóżku ugina się od książek nieprzeczytanych, z terminem ważności.
Usuń