czwartek, 27 października 2011

Drzewo życia (reż.Terrence Malick, 2011)

www.filmweb.pl

Nie oczekiwałam cudów, ponieważ nie znam twórczości Terrence'a Malicka, a podobno reżyser jest autorem świetnych filmów i ci, którzy zachwycają się jego obrazami, doznali głębokiego i przykrego rozczarowania.
Cóż, mnie nuda tego filmu i mnożące się niedomówienia, lekko przybiły, ale potrafię docenić wizualną stronę "Drzewa życia". Zdjęcia są cudne, ujęcia wyjątkowe, magia obrazu działa. Wszystko inne, niestety, kuleje.
Nie wiem, o czym jest ten film. Naprawdę. Przeczuwam głębię, jaką w sobie niesie, ale jej nie rozumiem. Reżyser przekombinował na całej linii, krążąc między sielsko - anielską wizją rodziny, w której ojciec niekoniecznie fajny jest, obijając się o fanatyzm religijny i surową dyscyplinę rodzica, w międzyczasie migoczą nam przed oczami ujęcia z dokumentalnego filmu o naszej planecie...a nad wszystkim wisi wszystkowiedzący i wszystkowidzący Bóg.
Bohaterem filmu jest Jack, jeden z trójki synów, który wątpi, pyta, szuka sensu istnienia i najbardziej cierpi. Jako dorosły mężczyzna wraca myślami do swego dzieciństwa, ukazując nam czasy, które powinny być beztroskie, a takimi nie były.
Drzewo życia przytłacza ciszą, a nie jest to film muzyki pozbawiony. Bohaterowie jednak nieustannie złowrogo na siebie zerkają, nie nawiązując dialogu, co wywołuje u widza dreszcz niepewności. Chłopcy biegają w ogrodzie, śmiejąc się i przewracając, a w ich oczach czai się strach.
Ten metafizyczny film przykuwa uwagę, bo jest oryginalny, mami pięknymi zdjęciami, ale mnie znudził okrutnie i właściwie chaos myśli nie pozwala mi stworzyć sensownej i spójnej notki na temat tego obrazu.
To film dla wybranych, do których raczej nie należę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...