Trees van Rijsewijk przemierzyła na rowerze Indie, Nepal, Mongolię. Ta podróż zmieniła całe jej życie, kobieta bowiem spotkała na swej drodze malutką, zabiedzoną dziewczynkę, którą pokochała od pierwszego wejrzenia i zapragnęła zbudować dla niej dom.
Dziennik opisuje walkę Holenderki o to, by mogła zostać adopcyjną matką czteroletniej Kumari. Biurokratyczny spacer od ministra do ministra w tle. Na pierwszym planie przygniatająca bieda Nepalczyków.
To szczera opowieść o tym, jak faktycznie wygląda życie przeciętnego Nepalczyka (podejrzewam, że niewiele się zmieniło od czasu, gdy Trees przebywała u podnóża Himalajów). Relacja nie z perspektywy turysty, ale okiem i duszą kobiety, która mieszkała wśród tubylców kilkanaście miesięcy.
Piękna i budująca historia o przekraczaniu granic - tych wewnętrznych i, niestety, również zewnętrznych - po to, by zatriumfowała miłość.
Po powrocie z Nepalu Trees założyła w Holandii Fundację "Tamsarya", która sponsorowała kilkoro nepalskich dzieci. Jednak po kilku latach Holenderka sprzedała dom w Amsterdamie, by kupić ziemię w Nepalu. Na tej ziemi postawiła dom i szkołę dla sierot. To nie wszystko. Trees z czasem wybudowała kolejne szkoły i ośrodek zdrowia, z którego korzysta rocznie kilka tysięcy pacjentów.
Życie tej kobiety ma sens. Jestem o tym przekonana.
Trees van Rijsewijk, Kumari. Moja córka z Nepalu, Wydawnictwo Ruta 2002, s.271
Widziałam tą książkę gdzieś na wyprzedaży i wahałam się czy jej nie wziąć. Ale jednak zostawiłam, szkoda...
OdpowiedzUsuńJa kilkakrotnie "wpadałam" na nią w bibliotece i zawsze odkładałam na półkę, ale przyszedł taki moment, że wzięłam, wcale nie jakoś specjalnie zainteresowana, i nie żałuję.
OdpowiedzUsuń