poniedziałek, 21 października 2013

Zanim nadejdzie ciemność.

Susan Wiggs
Zanim nadejdzie ciemność
Harlequin Enterprises, 2012


Mam problem z pisaniem o książkach przeciętnych, z którymi spędziłam kilka przyjemnych chwil, ale po przeczytaniu ostatnich stron, dochodzę do wniosku, że powieść była nijaka. Przez swą prostotę, banalność, "harlequinowatość" (pt. wszyscy są pociągający, mężczyźni niezwykle przystojni, kobiety oszałamiająco piękne) książka pozostawiła we mnie niesmak, choć, jak wspomniałam, przeczytałam ją bez grymaszenia, bo to lekka i niewymagająca lektura na dwa wieczory, a nawet na jeden dłuższy wieczór.

Zanim nadejdzie ciemność to powieść, która trafiła do mnie przypadkiem (razem z Dotknąć prawdy Antoinette van Heugten - tej książki jeszcze nie czytałam i mam wobec niej większe oczekiwania) - za sprawą promocji na Grouponie. W księgarni nie miałaby szans zostać zauważoną - od dawna nie wydaję pieniędzy na powieści obyczajowe.
Mam wrażenie, że jestem osamotniona w mojej ocenie książki. Wystarczy zajrzeć na lubimyczytac.pl i na niektóre blogi, by zanurzyć się w zachwytach nad powieścią, co utwierdza mnie w przekonaniu, że nie warto kupować pod wpływem pozytywnych opinii innych czytelników (wyjątek stanowi recenzja osoby, którą dobrze znam i od lat nasze gusta czytelnicze się pokrywają). Zdarzyło mi się wydać pieniądze na książkę polecaną przez blogowiczów, ale nigdy nie było to czytadło; raczej biografia, reportaż, felieton.

Susan Wiggs napisała powieść dla wszystkich osób, które chcą przy lekturze odpocząć. I nie ma w tym nic złego, bo czasami nas, czytelników, tylko taka książka jest w stanie przyciągnąć. Zanim nadejdzie ciemność to prosta, utrzymana w amerykańskim stylu, historia o tym, co w życiu ważne. Uniwersalność podejmowanych przez autorkę tematów nieco mnie przytłoczyła, ponieważ próżno szukać w powieści choćby jednego zaskakującego, ciekawego czy pełnego napięcia wątku. Z każdej strony wypływa banał, który nakręca kolejny banał i w rezultacie otrzymujemy zwykłe romansidło. Niech będzie, że nieco bardziej ambitne niż pierwszy z brzegu harlequin, ale jednak łzawe i przewidywalne. Ciężko nawet wykrzesać z siebie współczucie dla głównej bohaterki, która traci wzrok, a z zawodu (i z zamiłowania) jest fotografem.
Powieść nie wzbudza żadnych emocji, prześlizgując się po wielu tematach. Dla wielbicieli romansów - doskonała, dla wszystkich innych...

5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Jeśli się weźmie pod uwagę opinie innych czytelników, może warto spróbować. Jeśli jednak zdecydowane "nie" mówisz romansom i obyczajówkom, rezygnacja z lektury wydaje się dobrym pomysłem:)

      Usuń
  2. Wielbicielką romansów jakoś chyba nie jestem, więc raczej sobie podaruję...

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja czasem lubię poczytać romanse,zwłaszcza jeżeli przyciągają mnie piękną okładką :)

    OdpowiedzUsuń
  4. znalazłam cię jakoś przypadkiem i przyjemnością zostanę. ten post jest dobrym miejscem na przywitanie się, ponieważ jakkolwiek mam problem z wyborem książek, tak intuicyjnie wyczuwam, czy ktoś ma gust literacki zbliżony do mojego. poza tym trafiasz słowami w sedno
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...