wtorek, 2 października 2012

Elin Hilderbrand "Piasek w butach".

Elin Hilderbrand
Piasek w butach
Świat Książki 2008

Obiecuję sobie nie czytać książek mocno osadzonych w rzeczywistości. Lubię, gdy powieść przenosi mnie na chwilę gdzie indziej. Nawet gdy traktuje o codzienności zwykłych ludzi, może mieć coś z bajki, jak Herbaciarnia pod Morwami Sharon Owens. Nieuchwytny często, ale jak ważny, klimat, decyduje o tym, że czytając, zapominam o dzisiaj, teraz, za chwilę.

Powieść Elin Hilderbrand niczym nie zaskakuje. Jest przewidywalna, mdła, mało interesująca. Nic nie sprawia, że masz ochotę do tej książki wrócić, że jesteś ciekawa/y tego, co znajdziesz na kolejnych stronach. Dlaczego nie przerwałam lektury? Sama zadaję sobie to pytanie i odpowiedź kryje się w mojej niemożności odłożenia powieści, nawet jeśli mnie nie interesuje. Potrafię wyłączyć w połowie (albo wcześniej) nieciekawy film, a książkę "zmęczę" do końca. Pracuję (coraz lepiej mi idzie) nad zmianą podejścia do literatury, wszak szkoda czasu na słabe książki, kiedy jeszcze tyle potencjalnie wspaniałych nie przeczytałam.

Piasek w butach to sucha i bezbarwna powieść, a jej czytaniu nie towarzyszą żadne emocje.
Głównymi bohaterkami książki są trzy kobiety, które próbują współpracować w letnich i sielskich nadmorskich warunkach, ale każda widzi tylko czubek własnego nosa. Nie łączy ich nic, mimo iż mówią o sobie siostra, przyjaciółka. Ja, jako czytelnik, nie czuję między nimi więzi. Trwają, wyrzucając jedna drugiej niedoskonałości, zasłaniając się rakiem, ciążą, sprawą sądową. Są mało zaradne, chimeryczne, dziecinne. Wśród trzech postaci kobiecych nie ma żadnej charakternej, zdecydowanej, ciekawej.
Los nie jest dla nich łaskawy, ale one nie starają się naprawić czegokolwiek, spróbować na nowo. Rozpamiętują w kółko (dosłownie!), aż do znudzenia, przeszłe sprawy i liczą na to, że problemy same się rozwiążą, a w gratisie dostaną jeszcze rycerza na białym koniu. Między wierszami pojawiają się uczucia, ale i te są płaskie, pozbawione namiętności i romantyzmu.

Zmyliły mnie pozytywne recenzje tej książki, wysoka nota na BiblioNETce. Odzwyczaiłam się od tzw. literatury kobiecej i nie umiem się nią zachwycać.
Teraz czytam Linię życia Jodi Picoult. Mogłabym ją zaliczyć do tej samej kategorii, co Piasek w butach, ale tego nie zrobię, bo Picoult (mimo lepszych i gorszych momentów) trzyma pewien poziom, ma styl i pomysł na powieść. Potrafi zainteresować czytelnika historią, sprawić, że ten zadaje pytania, ma przemyślenia, wraca do książki. Pani Hilderbrand musi się jeszcze wiele nauczyć.

5 komentarzy:

  1. Wiec nie warto siegnac. Dziekuje za rade :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z literaturą kobiecą tak jest, że jak jest za bardzo zachwalana, to okazuje się, że jest nic niewarta (oczywiście są wyjątki).

    OdpowiedzUsuń
  3. A tyle dobrego się naczytałam o tej książce. Szkoda, że jest taka słaba...

    OdpowiedzUsuń
  4. Takich recenzji powinno być więcej w sieci! Dzięki temu można uniknąć gniotów;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Z pewnością nie sięgnę. Uważam, że powieści obyczajowe są od tego, ażeby wywoływać w czytelniku emocje (między innymi). Ta się nie sprawdzi.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...