środa, 31 października 2012

Astrid Lindgren "Dzieci z ulicy Awanturników".

To nie tak, że mam słabość do Astrid Lindgren. Po prostu tę pisarkę lubię.
To nie tak, że jestem wobec jej twórczości całkowicie bezkrytyczna. Raczej wybiórczo.
Mam słabość do Pippi, do Lotty i do dzieci z Bullerbyn.
Nie przepadam za Emilem, a Karlssona jeszcze nie poznałam.
Jednak doceniam bardzo kobietę, która wyprowadziła literaturę dla dzieci na manowce.
Tak właśnie myślę o Astrid. W czasach, gdy dzieci głosu nie miały, stworzyła niebanalną, zawadiacką i absolutnie wywrotową Pippi, która zatrzęsła światem Tommy'ego i Anniki, a później opanowała grzeczne umysły, wychowanych zgodnie z ówczesną etykietą, dzieciaków.
Sukces jej opowieści opiera się na tym, że zawsze pamiętała, jak to jest być dzieckiem.

Astrid Lindgren
Dzieci z ulicy Awanturników
Nasza Księgarnia 1994

W Dzieciach z ulicy Awanturników (ulica tak naprawdę nazywa się inaczej, ale tatuś Jonasa, Mia Marii i Lotty stwierdził, że ta nazwa bardziej oddaje charakter jej mieszkańców) zebranych zostało kilka opowiadań. Mali bohaterowie tych historii są ciekawi świata i fajni, ale na pierwszy plan (jak dla mnie) wysuwa się postać najmłodszego dziecka - Lotty. To dziewczynka rezolutna, odważna, pełna pomysłów, wciąż goniąca za starszym rodzeństwem. Uroczy łobuziak, który rozśmieszy i pocieszy. Lotta ma swoje powiedzonka, a gdy próbuje innym tłumaczyć świat, często kończy zdanie poważnym: chyba to rozumiesz...
Jej pokręcone często i, co oczywiste, dziecinne rozumienie świata brata, siostry i rodziców jest rozbrajające. Na sugestię mamy, która twierdzi, że Lotta jest zmęczona, dziewczynka zgrabnie zaprzecza: Mam nogi pełne biegania (s.86)...Nie sposób się nie uśmiechnąć.

W świecie Astrid Lindgren dzieci nie oglądają telewizji, nie grają na komputerze...Raczej, niezależnie od pogody, szaleją na świeżym powietrzu, wymyślając coraz nowsze zabawy. Projektują swój dziecięcy świat według starych zasad. Ja z dzieciństwa nie pamiętam czasu przed telewizorem, mimo iż takowy w domu był (aż tak stara nie jestem), komputer poznałam dopiero w szkole (na pierwszych lekcjach informatyki) i długo nie zagościł w naszym pokoju, telefonu nigdy nie miałam (pojawił się w moim życiu, gdy skończyłam 23 lata). Pamiętam za to długie godziny gry w gumę, w palanta, w sznura, pikniki na trawie...budowanie w domu namiotów, zabawę w sklep...Tak, wiem, i dziś dzieci bawią się na podwórku i w domu, ale mam wrażenie, że z roku na rok te zabawy są wypierane przez coraz to nowsze wynalazki współczesnego świata. Nie chodzi o to, że każda nowość przynosi szkodę naszym dzieciom, a wszelkie elektroniczne gadżety są be, ale bardzo zależy mi na połączeniu "starego" i "nowego", by osiągnąć arystotelesowski złoty środek.

poniedziałek, 29 października 2012

Kate Morton "Zapomniany ogród".

Kate Morton
Zapomniany ogród
Albatros 2009

Kate Morton pięknie snuje swe historie. Opowieści, którymi nas karmi, uszyte są ze skrawków magii i świata realnego. To patchwork rodzinnych tajemnic, przetykany niepewnością i potrzebą zgłębiania przeszłości. To, co było jest równie ważne jak to, co jest. 

Czytam już inne książki, ale cały czas jestem w Zapomnianym ogrodzie, opanowanym przez radość, ale i nieszczęście. Miejscu, w którym drzemią tajemnice przeszłości. Ogród czeka na przybysza, którego oczy dostrzegą niewyjaśnione, a chatka w nim ukryta stanie się dla gościa schronieniem.

Nie sposób opisać powieści Morton. Nie chcę tego robić. Jakiekolwiek słowa zepsują ewentualnym czytelnikom lekturę. Nadgryzą tajemnicę, którą pachnie i smakuje ta książka.
Zapomniany ogród to historia trochę mroczna, trochę słoneczna. Baśniowa. 
Na trzech planach czasowych rozgrywają się niezwykłe koleje losu kobiet. Tajemnice sprzed lat odkrywa współcześnie Cassandra, która zaskoczona spadkiem po zmarłej babci, wyrusza do Anglii, by zobaczyć swój nowy dom. Jej babcia, Nell, przed laty też odbyła podobną podróż, by poznać siebie. Wszystkie drogi prowadzą do dworu Blackhurst, gdzie na początku XX wieku, mieszkały Rose i Eliza...

Piękna powieść. Przeplatana baśniami. Historia, w której duchy przeszłości tworzą teraźniejszość.

Przeczytałam dwie książki Kate Morton i obie uwielbiam. Autorka wspaniale pisze. Jestem zauroczona stylem, w którym odkrywam charakterystyczne dla jej pióra rysy.


piątek, 26 października 2012

Nad życie (reż. Anna Plutecka - Mesjasz, 2012)

www.filmweb.pl 

Zryczałam się. Tylko tyle.
Nie sposób się nad historią życia Agaty nie pochylić ze wzruszeniem.
To nie jest bardzo dobry film. Raczej średni, ale człowieka, który ogląda go z sercem, dotknie refleksja nad znaczeniem małych gestów, nad życiem właśnie.

Zawiesiłam się na chwilę. Pomyślałam. Łez wiele uroniłam.
Przeczuwałam własne reakcje przed seansem. Trochę siebie znam.


środa, 17 października 2012

Szymon Hołownia "Ludzie na walizkach".

Szymon Hołownia
Ludzie na walizkach
Znak 2008

Zapis rozmów Szymona Hołowni z ludźmi, którzy codziennie obcują z cierpieniem, są blisko śmierci, przeżywali ból i chorobę najbliższych. Portrety ludzi silnych i mądrych.

Trudno pisać o tej książce. Nie spodziewałam się, że spotkanie z książką Hołowni wzbudzi we mnie tyle emocji: płacz, wzruszenie, niedowierzanie, ale i uśmiech, nadzieja...Bohaterowie wywiadów opowiadają o rzeczach trudnych, o wielkich nieszczęściach, o stracie, ale nie są ludźmi, którzy zapadli się w cierpieniu. Mają w sobie ogromną siłę, dyskretną wiarę. Nie znają odpowiedzi i nie próbują umoralniać, ale mądrze opisują realia, nie tłumiąc emocji.
Tematy, poruszone w książce, wywołują wiele etycznych dylematów. Nie ma jednej prawdy. Nie ma prostych dróg. Człowiek pokornieje wobec takich opowieści.

Zachodnia cywilizacja nie ceni już życia jako wartości samej w sobie. Ludzie nie radzą sobie z cierpieniem, bólem, starością, śmiercią. Interesująca jest opowieść jednego z rozmówców, który opisuje to zjawisko (syndrom naszych czasów) na przykładzie Szwajcarii i Kalkuty. W Europie istnieje luksusowy dom opieki, w którym połowa mieszkańców nie umiera z powodu choroby, ale popełnia samobójstwa. Dlaczego? Pomimo wspaniałych standardów życia, ludzie ci czują się niepełnowartościowi. Tymczasem w biednej Kalkucie ceni się życie jako życie i nawet ludzie okaleczeni, schorowani, trędowaci walczą do końca. Człowiek Zachodu pyta: po co? co to za życie? Dla nas wartościowa egzystencja to taka, w której obraz życia nie odbiega od przyjętych standardów. Odchylenia od normy (?) wzbudzają strach, są nieprzewidywalne. Jak człowiek np. niepełnosprawny ma się czuć w społeczeństwie niepewnym?

Najbardziej poruszyła mnie historia dr Kazimierza Szałaty. Jak wiele nieszczęść może spaść na jednego człowieka? I skąd czerpie on siłę, by nadal codziennie funkcjonować?

Ważna, mądra, skłaniająca do wielu refleksji i wywołująca ogrom emocji książka.

poniedziałek, 15 października 2012

Arkadiusz Niemirski "Testament bibliofila".

Arkadiusz Niemirski
Testament bibliofila
Ossolineum 2005

Kryminał to czy powieść przygodowa? Historia, zgrabnie opowiedziana przez Arkadiusza Niemirskiego, nie trzyma w napięciu, ale ciekawi. Przywykłam ostatnio do kryminałów w stylu skandynawskim i nasz rodzimy mocno od nich odbiega. Skłaniam się ku temu, by Testament bibliofila zaliczyć do powieści przygodowych, wszak zbrodni nie ma, choć jest detektyw. Fabuła książki opiera się na tajemnicy i próbach jej rozwikłania, na poszukiwaniu skarbu, na penetrowaniu kórnickiej biblioteki i okolic. Akcja powieści toczy się w Wielkopolsce, a dokładnie w okolicach Poznania - odwiedzamy zamek w Kórniku, zdarza się nam bywać w stolicy Wielkopolski i we Wrześni. Wycieczki krajoznawcze stanowią tylko tło do poczynań pewnej rodziny, która wszelkimi sposobami stara się uzyskać prawa do spadku po zmarłym seniorze rodu. Emanuel Karski - bibliofil, architekt, ekscentryk - zadbał o to, by jego dzieci "pobawiły się" trochę w szpiegów, pogłówkowały, zanim dobiorą się do spuścizny po tatusiu.
Żywo zainteresowani skarbem potomkowie imają się różnych sposobów, by przedmiot pożądany zdobyć. Nie wiedzą, czego szukają, ale nie przeszkadza im to rywalizować między sobą. Wciąga ich ta gra, która momentami robi się niebezpieczna, ale straszna na miarę powieści detektywistycznej dla młodzieży.

Moją uwagę przykuł przede wszystkim tytuł książki, ale po kilkunastu stronach zostałam "wciągnięta" w akcję poszukiwawczą, przetykaną historycznymi ciekawostkami na temat zamku w Kórniku.
Lekka, przewidywalna, ale całkiem interesująca lektura. Powieść przygodowa w starym stylu. Momentami Niziurski, chwilami Chmielewska - takie miałam skojarzenia.

niedziela, 14 października 2012

Teresa Monika Rudzka "Bibliotekarki".

Teresa Monika Rudzka
Bibliotekarki
Skrzat 2010

To nie jest dobra literatura, ale przeczytałam tę książkę w dwa wieczory.

Na okładce czytam: bibliotekarski dramat w aktach niezliczonych. To zdanie najlepiej oddaje charakter lektury, która łączy w sobie wątki dramatyczne i komediowe, ale czytelnik śmieje się przez łzy, przerażony realiami pracy bibliotecznej.
Układy, układziki, zawiść, złośliwość, nieprzygotowanie do zawodu...to tylko niektóre dramaty filii blibliotecznych w dużym mieście. Kobiety, bo to one stanowią większość w tym zawodzie, są w książce opisane jako istoty okrutne, bezwzględne, zdewociałe i krótkowzroczne. Wśród wielu postaci płci żeńskiej nie znalazłam żadnej, którą choć trochę bym polubiła. Obłudne charaktery bibliotekarek wzbudzają niesmak, a często odrazę. Kobiety czekają na potknięcia drugiej, kluczą, kombinują. W takim środowisku nie ma miejsca na dobrą znajomość, nie wspominając o przyjaźni. Tu liczy się przetrwanie i na tym codziennie skupiają się bibliotekarki. Koszmar jakiś.

Wszystkie postaci i sytuacje, opisane w Bibliotekarkach są fikcyjne, ale tak, podobno, wygląda praca w bibliotece. Nie wierzę. Jestem rozczarowana, zniesmaczona, wstrząśnięta. Nie chcę, aby to była prawda, bo burzy mi to obraz miejsca, które uwielbiam. Okazuje się, że w bibliotece lepiej nie dyskutować z ludźmi o literaturze (s.220), a czytelnicy potrafią skarżyć się na to, że pracownice wdają się w takowe rozmowy, przez co efektywność ich pracy spada, a biblioteka nie jest przecież salonem kulturalnym.

Książka napisana słabo, ale jej wielkim atutem jest humor sytuacyjny. Mnie rozśmieszyła, choć często był to śmiech przetykany niedowierzaniem i przerażeniem.
Mam wrażenie, że wiele zdarzeń zostało przerysowanych na potrzeby książki. Zaskoczona jestem tym, jakie skargi i listy napływają do dyrektora biblioteki, na co ludzie zwracają uwagę, czego się "czepiają". Absurdalne to, a przez to jeszcze bardziej zabawne.

Bibliotekarki to książka, którą dobrze się czyta. Nie chcę jednak zapamiętać obrazu biblioteki, jakim "karmi" czytelnika. Wolę żyć w błogiej nieświadomości, może wyidealizowanej, ale już nadpsutej lekturą Rudzkiej.

piątek, 12 października 2012

Zupełnie inny weekend (reż. Andrew Haigh, 2011).

www.filmweb.pl 
Nareszcie. Nareszcie film, który w dużym stopniu spełnił moje oczekiwania na obraz ciekawy, niebanalny, skłaniający do rozmyślań. Zupełnie inny weekend na chwilę mnie zatrzymał.
Historia dwóch mężczyzn, którzy poznali się w klubie i jednorazową przygodę zamienili w ważne spotkanie. Opowieść o miłości, niespełnieniu, niezrozumieniu...Film, który łamie pewne stereotypy i obnaża uczucia mężczyzn szczerze i ładnie. Rozmowa, bliskość, setki pytań. Jak wiele może się wydarzyć w ciągu dwóch dni...
Bohaterowie, których od razu polubiłam. Spotkania, w których chciałabym uczestniczyć. Wrażliwość, której szukam. Intymność, która nie odpycha.
Film pokazuje i przypomina, jak ważne są w życiu momenty, chwile, spotkania, wspólne bycie. Zawiesza widza w przestrzeni, w której dominuje bliskość i ciepło splecionych dłoni. To jest przestrzeń romantyczna,choć nie brakuje w niej momentów dosadnych. Jak w życiu: piękno i brzydota, ładne słowa przetykane nicią przekleństw, subtelne uniesienia i szybkie niezobowiązujące numerki.

Po prostu dobry film. Nareszcie.

czwartek, 11 października 2012

Jodi Picoult "Linia życia".

Jodi Picoult
Linia życia
Prószyński i S-ka 2011

Jak bardzo przeszłość kształtuje teraźniejszość? Czy nie sposób wyzwolić się z pajęczyny wspomnień i żyć chwilą obecną? Jak długo winą za swe czyny można obarczać drugą osobę? Czy życie zatacza koło? A jeśli nawet, to jaki mamy wpływ na wyrwanie się ze schematu i pójście własną drogą?

Picoult, jak zwykle, mnoży pytania. Bohaterka Linii życia to kobieta niespełniona, zagubiona, pełna sprzeczności. Interesująca, ale jednocześnie drażniąca. Paige nieustannie rozpamiętuje dzieciństwo, a właściwie moment, gdy jako pięcioletnia dziewczynka została z tatą, bo mama z niewyjaśnionych przyczyn odeszła od rodziny. Ta tajemnica, powód zniknięcia matki staje się balastem na resztę życia. Co więcej, okazuje się, w mniemaniu Paige, przyczyną wszelkich niepowodzeń, złych wyborów, nieszczęśliwych momentów w codziennej egzystencji kobiety.

Poznajemy życie młodej dziewczyny, czytamy o pierwszej miłości, a później drugiej, bardziej dojrzałej. Paige staje się żoną kardiochirurga, następnie matką Maxa i udręczoną codziennością kobietą. Z niespełnienia rodzi się trudna decyzja, której skutki odbiją się na całej rodzinie. Paige nie stanie się silniejsza, ale nieco oswoi to, co niewiadome. Poczuje się lepiej w roli matki, zrozumie uczucia męża.
Jednak, jako kobieta, pozostanie niepewna, smutna i pełna wątpliwości.

Linia życia to powieść ciekawa, ale w trakcie lektury często zadawałam sobie pytanie: o czym autorka chciała napisać, co przekazać? Książka bazuje na uczuciach. Jest pełna emocji, przedstawionych nie tylko z perspektywy Paige, ale i jej męża, Nicholasa. Można odnieść wrażenie, że tych dwoje różni wszystko, ale w rzeczywistości wiele ich łączy. Szkoda, że przeszłość jednej osoby może zepsuć ciepłe uczucia i wspólne plany. Paige postępuje impulsywnie, skupiając się na własnym niespełnieniu, szukając odpowiedzi na mnożące się w jej głowie pytania. Zapomina przy tym o najbliższych, tłumacząc swoje postępowanie obciążeniem rodzinnym. W moim mniemaniu to pójście na łatwiznę. Nie lubiłam Paige za jej rozmemłanie, za to, że krąży wokół własnej osoby, nie dostrzegając pięknych i ważnych momentów.

Przeczytałam tę powieść z zainteresowaniem, ale w dorobku pisarskim Jodi Picoult znajduję ciekawsze książki.

poniedziałek, 8 października 2012

Martyna Wojciechowska "Zapiski (pod)różne".

Martyna Wojciechowska
Zapiski (pod)różne
National Geographic 2011

 Lubię styl pisania Martyny Wojciechowskiej. Podróżniczka fajnie patrzy na świat i ciekawie go opisuje.
Nie przepadam natomiast za krótką formą, szczególnie jeśli to fikcja literacka (opowiadania mnie drażnią). Historiom z życia wziętym wybaczam, ale i tak po przeczytaniu takiej lektury mam niedosyt. To nieładnie zainteresować kogoś opowieścią i urwać w pół zdania.

Zapiski (pod)różne to książka, którą się podczytuje. Te krótkie spostrzeżenia na temat świata są efektem wielu podróży autorki. Martyna ma dystans do siebie i świata, ma poczucie humoru, jest wrażliwa na ludzką (i zwierzęcą) krzywdę. Potrafi śmiać się z siebie. Jest spostrzegawcza, odważna, wszystkiego ciekawa, wnikliwa. Takie też są jej zapiski, wzbogacone ładnymi zdjęciami.

To niezobowiązująca lektura, która na chwilę przenosi nas poza granice naszej kultury. Mimo swej lekkości uczy i potrafi zmusić do refleksji.
Lubię książki o podróżach, nawet w takiej formie, choć niedosyt w trakcie lektury odczuwałam wielokrotnie. Myślę, że autorka każdą opowieść mogłaby rozwinąć. Widocznie taki miała pomysł na książkę, bo nie wierzę, że brakowało jej słów, przeżyć, wrażeń.

piątek, 5 października 2012

plany.

Muszę kupić McDusię.
I od razu przeczytam. Wiem, że ta książka nie będzie musiała czekać na swój czas.
I jeszcze muszę obejrzeć Dwa dni w Nowym Jorku, Zakochanych w Rzymie, W drodze...
A tak naprawdę niczego nie muszę. Ale chcę...

Czekam na dwie przesyłki z nowymi książkami. Dla mnie.
Wczoraj odebrałam jedną z lekturkami dla Lenki.
Trafiły do kartonu na szafie, w którym przechowuję książki na prezent albo bez okazji.
Wcześniej jednak przewracałam strony, zachwycałam się ilustracjami i podobieństwem pewnego autora do Janoscha...P. stwierdził, że mam z tego większą radochę niż dzieci.
No cóż, taka karma...

środa, 3 października 2012

Filmy ostatnich dni...

www.filmweb.pl
People Like Us (reż.Alex Kurtzman, 2012)

Film całkiem udany, choć historia niczym nie zaskakuje. Jednak opowieści o tym, że ktoś pod wpływem kogoś/czegoś uświadamia sobie parę rzeczy i inwentaryzację w duszy przeprowadza, przemawiają do mnie. Krzepią.

Facet przyjeżdża na pogrzeb ojca jako dupek i na naszych oczach się przeobraża. Okazuje się, że niekoniecznie fajny tatuś miał tajemnicę, a ta tajemnica stała się głównym motorem działań i wzruszeń faceta. To tak w skrócie. Ogląda się z przyjemnością. Aktorzy dobrze grają. Trochę mało Michelle Pfeiffer, a ma bardzo ciekawą rolę i jakby ją rozbudować, mogłoby być jeszcze lepiej.

www.filmweb.pl 
Grace odeszła (reż.James C. Strouse,2007)

Obraz wyciszony, napięty, pełen emocji.
Mąż traci żonę, zostaje z dwójką dzieci i stara się odnaleźć w nowej sytuacji. Nie mówi córkom, że straciły matkę. Postanawia je uszczęśliwić, spełnić ich marzenia, odsunąć trudny moment powiedzenia prawdy. W tym momencie rozpoczyna się film drogi. Bohaterowie jadą na Florydę, do Zaczarowanych Ogrodów, a w drodze mają wiele przemyśleń, ważnych rozmów...Ojciec i córki zbliżają się do siebie, poznają, mimo iż dziewczynki nie są malutkie.

Obejrzałam ten z film z przyjemnością, ze wzruszeniem. Porusza ważne tematy, ale dla mnie jest przede wszystkim obrazem miłości, przyjaźni, zaufania, tęsknoty. Walka ojca z własną rozpaczą po śmierci bliskiej osoby; jego "wojskowe" niespełnienie, a co za tym idzie, wyrzuty sumienia, związane z odejściem żony - żołnierza; ogarnięcie dwóch dorastających panienek, z których jedna jest nad wiek dojrzała, a druga całkiem jeszcze dziecinna...Film zmusza do refleksji, nie jest ckliwy, ale wzrusza.

www.filmweb.pl
Ella zaklęta (reż.Tommy O'Haver, 2004)

Lubię bajki, baśnie, opowieści magiczne. Ich przewidywalność działa na mnie kojąco. Opowieść o Elli, takim trochę Kopciuszku, jest ładną i fajną (po prostu) filmową bajką nie tylko dla dzieci. Anne Hathaway dobrze gra, pięknie wygląda. Książę jest skromnym młodzieńcem, którego krępują fanki, a ma ich mnóstwo (w tej roli aktor, którego polubiłam za rolę w Histerii. Romantycznej historii wibratora). Od początku wiadomo, że mimo licznych przeciwności, On i Ona pokochają się nad życie. Najpierw jednak Ella musi zostać odczarowana, bo ciąży nad nią zaklęcie posłuszeństwa, rzucone przez wróżkę jako prezent dla nowego bobasa w rodzinie. Takie zaklęcie nieźle uprzykrza życie młodej dziewczynie, wszak nikt nie miałby ochoty być nieustannie posłusznym, zgadzać się na wszystko...Poza tym, kiedy ktoś nieodpowiedni dowie się o "przekleństwie" Elli, postanowi to wykorzystać i...zrobi się umiarkowanie niebezpiecznie.
Bardzo ciepła bajka.

www.filmweb.pl 
Jej droga (reż.Jasmila Zbanić, 2010)

Film o głębokim uczuciu, które zostaje poddane niejednej próbie. Ona, stewardessa, mądra i ciekawa kobieta. On, kontroler lotów, z problemami alkoholowymi. Mieszkają w Sarajewie. On traci pracę z powodu swego pijaństwa, Ona próbuje go wspierać i odnaleźć się w nowej sytuacji. Od dwóch lat starają się o dziecko. Bezskutecznie. On w końcu zaczyna nową pracę, na którą Ona od początku się nie zgadza. On ma pracować jako informatyk w obozie islamskich fundamentalistów. Jej obawy potwierdzają się, gdy odwiedza go w obozie. Jej partner stał się maniakiem religijnym, który nie chce już żyć bez ślubu, obwinia ją o niepłodność (straszy karą boską za ateizm, a przecież to jego plemniki są mało ruchliwe), odmawia współżycia...
Ona musi dokonać wyboru. Wybrać własną drogę.
Film spokojny, ale pełen pytań. W tle namiastka historii i kultury Bośni i Sarajewa.
Historia ciekawa, ale nie porywająca. Mnie zainteresowała umiarkowanie, ale czasu spędzonego z filmem Jej droga nie uważam za stracony.

Nadal nie obejrzałam filmu, na który czekam...

wtorek, 2 października 2012

Elin Hilderbrand "Piasek w butach".

Elin Hilderbrand
Piasek w butach
Świat Książki 2008

Obiecuję sobie nie czytać książek mocno osadzonych w rzeczywistości. Lubię, gdy powieść przenosi mnie na chwilę gdzie indziej. Nawet gdy traktuje o codzienności zwykłych ludzi, może mieć coś z bajki, jak Herbaciarnia pod Morwami Sharon Owens. Nieuchwytny często, ale jak ważny, klimat, decyduje o tym, że czytając, zapominam o dzisiaj, teraz, za chwilę.

Powieść Elin Hilderbrand niczym nie zaskakuje. Jest przewidywalna, mdła, mało interesująca. Nic nie sprawia, że masz ochotę do tej książki wrócić, że jesteś ciekawa/y tego, co znajdziesz na kolejnych stronach. Dlaczego nie przerwałam lektury? Sama zadaję sobie to pytanie i odpowiedź kryje się w mojej niemożności odłożenia powieści, nawet jeśli mnie nie interesuje. Potrafię wyłączyć w połowie (albo wcześniej) nieciekawy film, a książkę "zmęczę" do końca. Pracuję (coraz lepiej mi idzie) nad zmianą podejścia do literatury, wszak szkoda czasu na słabe książki, kiedy jeszcze tyle potencjalnie wspaniałych nie przeczytałam.

Piasek w butach to sucha i bezbarwna powieść, a jej czytaniu nie towarzyszą żadne emocje.
Głównymi bohaterkami książki są trzy kobiety, które próbują współpracować w letnich i sielskich nadmorskich warunkach, ale każda widzi tylko czubek własnego nosa. Nie łączy ich nic, mimo iż mówią o sobie siostra, przyjaciółka. Ja, jako czytelnik, nie czuję między nimi więzi. Trwają, wyrzucając jedna drugiej niedoskonałości, zasłaniając się rakiem, ciążą, sprawą sądową. Są mało zaradne, chimeryczne, dziecinne. Wśród trzech postaci kobiecych nie ma żadnej charakternej, zdecydowanej, ciekawej.
Los nie jest dla nich łaskawy, ale one nie starają się naprawić czegokolwiek, spróbować na nowo. Rozpamiętują w kółko (dosłownie!), aż do znudzenia, przeszłe sprawy i liczą na to, że problemy same się rozwiążą, a w gratisie dostaną jeszcze rycerza na białym koniu. Między wierszami pojawiają się uczucia, ale i te są płaskie, pozbawione namiętności i romantyzmu.

Zmyliły mnie pozytywne recenzje tej książki, wysoka nota na BiblioNETce. Odzwyczaiłam się od tzw. literatury kobiecej i nie umiem się nią zachwycać.
Teraz czytam Linię życia Jodi Picoult. Mogłabym ją zaliczyć do tej samej kategorii, co Piasek w butach, ale tego nie zrobię, bo Picoult (mimo lepszych i gorszych momentów) trzyma pewien poziom, ma styl i pomysł na powieść. Potrafi zainteresować czytelnika historią, sprawić, że ten zadaje pytania, ma przemyślenia, wraca do książki. Pani Hilderbrand musi się jeszcze wiele nauczyć.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...