wtorek, 20 grudnia 2011

Ex Libris.

Wróciłam do esejów Anne Fadiman. Są zachwycające, choć wolałabym, by wszystkie utrzymane były w klimacie trzech: Zaślubiny księgozbiorów, Zamki moich przodków i Proza z odzysku. To moje ulubione teksty.



Anne Fadiman wyrosła wśród książek i wśród ludzi, którzy z  literatury tkali swe życie. Nikt nie ograniczał jej pasji i nie uważał za dziwaka, który prędzej czy później zgłupieje od nadmiaru słów. Od bliskich otrzymywała książki, bo prezent miał sprawiać przyjemność obdarowywanemu, a nie obdarowującemu.

Moi bliscy nie kupowali mi książek twierdząc, że i tak mam ich sporo. Nie rozumieli, jak wielką przyjemnością jest lektura, bo sami nie czytali. Teraz otrzymuję pieniądze i wciąż zdarza się, że słyszę: kup sobie co chcesz, tylko nie książkę. Jednak z roku na rok dostrzegam pozytywne zmiany.
Poza tym mam P., od którego podarunkiem niemal zawsze jest książka.

Co jakiś czas pojawia się pytanie o prezent dla moich dzieci, szczególnie dla starszej córki. Dziwi mnie, że kupowanie kolejnych zabawek nikomu nie przeszkadza i nikt nie grzmi: o rety, kolejna zabawka! Natomiast: jejku, jeszcze jedna książka! słyszę dość często.

Maja czyta i znajduje w tym prawdziwą przyjemność. Jestem ostatnią osobą, która nie kupi jej książki wiedząc, że to dla niej najlepszy podarunek (obok gier planszowych). Z bólem serca wysyłam ją do łóżka i proszę, by zgasiła światło, gdy ona chce czytać, ale niestety, rano trzeba wstać i pójść do szkoły.
Lubię patrzeć, gdy czyta - coraz więcej i zachłanniej.

środa, 14 grudnia 2011

Mama Mu.


Uwielbiam Mamę Mu. Od pierwszego przeczytania.
Przygody rezolutnej, czarującej, ciekawej świata krowy oraz sceptycznego, nieco przemądrzałego Pana Wrony uczą i bawią. Tego oczekuję od literatury dla dzieci.

Zbiór "Mama Mu na rowerze i inne historie" zawiera dwanaście opowiadań o sympatycznych przyjaciołach, którzy prowadzą filozoficzne dyskusje na temat otaczającej ich rzeczywistości. Nawet najzwyklejsza, codzienna czynność okazuje się niesamowitym przeżyciem, gdy Mama Mu przygląda się światu. Sceptycyzm ptaka i otwartość krowy to zabawna i ciekawa mieszanka pomysłów na wytłumaczenie zdarzeń, nad którymi zastanawiają się dzieci. I to one najlepiej zrozumieją dylematy zwierząt, choć dorosłemu czytanie książki też sprawi przyjemność. Uśmiałam się, gdy Mama Mu odwiedzała bibliotekę.

Pojedyncze opowiadania, wydane przez Zakamarki, są bardzo ładnie i bogato ilustrowane. Tutaj tego zabrakło, kosztem tekstu - do każdej historii dołączona jest jedna ilustracja. Coś za coś. Mnie jednak takie rozwiązanie pasuje, tym bardziej, że dla starszej córki obrazki nie są tak ważne, jak tekst.

Sven Nordqvist, Mama Mu na rowerze i inne historie, Zakamarki 2011, s.128

wtorek, 13 grudnia 2011

Księżniczka z lodu.

Bardzo lubię skandynawskie kryminały, więc książka Camilii Lackberg musiała przypaść mi do gustu. Nie, tak naprawdę nie musiała:)
Założenie jest takie: fajnie, gdyby wszyscy autorzy ze Szwecji, z Finlandii, z Norwegii, z Danii pisali doskonałe kryminały, ale komuś w końcu się nie uda i tragedii nie będzie.
Na razie nazwiska, z którymi miałam przyjemność, nie zawiodły, a przeczytanie dobrego kryminału to fajna odskocznia od literatury, która wymaga nieco większego skupienia. Poza tym zawsze lubiłam dochodzić "kto i dlaczego" dopuścił się zbrodni, a najlepsza frajda z lektury jest wtedy, gdy długo odpowiedź na te pytania pozostaje zagadką.

Powieść Lackberg przenosi czytelnika do małego miasteczka, w którym miejscowa policja zajmuje się raczej papierkową robotą, a nie tajemniczymi morderstwami. Spokój tego miejsca zostaje zburzony, gdy jeden z mieszkańców znajduje zwłoki młodej kobiety. Alex leży w wannie, ma podcięte żyły, a w całym domu panuje przenikliwy chłód.


Podczas dochodzenia światło dzienne ujrzy wiele spraw, o których nikt nie podejrzewałby mieszkańców małego miasteczka.
Pojawi się też całkiem sympatyczny wątek miłosny, który wcale nie jest poboczny i mało istotny, ale ciekawy i ładnie przez autorkę prowadzony.

To pierwsza powieść Camilli Lackberg, którą przeczytałam i na pewno sięgnę po kolejne. Ten typ kryminału zdecydowanie lubię i polecam.

Camilla Lackberg, Księżniczka z lodu, Czarna Owca 2009, s.424

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Dom sióstr.

Charlotte Link, jakiej nie znałam.
Autorka kryminałów psychologicznych stworzyła powieść, która opisuje losy pewnej rodziny. Początek XX wieku, bunt sufrażystek, wojenna zawierucha, psychiczne i fizyczne okaleczenia bohaterów, rodzinne tajemnice, zbrodnia...
Pokaźnych rozmiarów tomiszcze, ale nie nudzi. Wszystko podane w odpowiednich proporcjach. I naprawdę ciekawie.
W tle problemy współczesnego małżeństwa, które ma nadzieję odnaleźć siebie na angielskiej prowincji i w zasypanym śniegiem domu sióstr próbują rozmawiać. Jednak Barbarę pochłaniają losy Frances Gray, o której opowiada znaleziona w domu książka.
Historia zbuntowanej i odważnej Frances oraz jej rodziny pochłonęła mnie do tego stopnia, że zapominałam o tym, że istnieje jeszcze małżeństwo, które spędza święta w rodzinnym domu panny Gray.




Charlotte Link, Dom sióstr, Świat Książki 2005, s.640

niedziela, 11 grudnia 2011

Współczesna rodzina.

Czasami warto dać drugą szansę.
Obejrzałam kilka pierwszych odcinków serialu Modern Family (2009). Skreśliłam.
Po kilku dniach wróciłam. Mam za sobą połowę drugiego sezonu.
Jest dobrze.


Uwielbiam Glorię:)

piątek, 9 grudnia 2011

Odważni.

Nicholas Evans nie traci formy.
Moją ukochaną powieścią autora pozostaje "W pętli", ale każdą jego książkę czytam na jednym wdechu.
"Odważnych" połknęłam, strawiłam i ciepło wspominam.


Nicholas Evans, Odważni, Albatros 2011, s.414

wtorek, 6 grudnia 2011

Czytelniczka znakomita.

Czysta przyjemność. Krótka, ale wyśmienita lektura. 
Opowieść o pasji, której poddaję się nieustannie i z ogromną przyjemnością.
Czyniąc coś tak pożytecznego, można czuć się samotnym i nierozumianym. 
Mam wrażenie, że większość czytelników rozumie królową.


Alan Benett, Czytelniczka znakomita, Media Rodzina 2009, s.112

wtorek, 15 listopada 2011

Trans.

Pisałam już o tym, że bardzo lubię styl Manueli Gretkowskiej. Mam jednak wrażenie, że im jesteśmy starsze (i ja, i pisarka), tym coraz częściej się mijamy. Rozczarowanie "Kobietą i mężczyznami" spotęgowane zostało przez niesmak, jaki pozostawiła lektura "Transu".
W najnowszej powieści Gretkowska przesadziła z wulgaryzmami. Naturalistyczne opisy wzbudzają obrzydzenie. Nie ma w tekście intymnych i bliskich relacji z drugim człowiekiem. Nawet opisy scen erotycznych wywołują odrazę.
Do tej pory nie oburzałam się na język Manueli, ale dziś nastała ta chwila, gdy muszę powiedzieć: dość.



Bohaterka mówi, że jest sprośną dziewczynką zostawioną samej sobie (s.75). Doświadcza szczęśliwego, ale nietrwałego małżeństwa, w którym bieda przeplata się ze sztuką. Wkrótce po rozpadzie dziesięcioletniego związku kobieta wiąże się z dużo starszym od siebie reżyserem, Laskim. Pierwsze spotkanie z uznanym twórcą to ogromne przeżycie. Nagle życie znowu nabiera sensu. Ona poddaje się całkowicie tej fascynacji, zatracając powoli siebie. On ją tworzy, lepi i formuje według własnych standardów. Do czasu...

Trans to historia wielce toksycznego związku, z którego przynajmniej jedna strona wychodzi obolała.

Nie interesuje mnie w jakim stopniu książka Gretkowskiej jest autobiografią, ile w niej prawdy, a ile zmyślenia. Oceniam powieść, a ta mnie rozczarowała, mimo iż jestem fanką pisarki.

Manuela Gretkowska, Trans, Świat Książki 2011, s.285

środa, 9 listopada 2011

Nakarmić wilki.

Pasją Katarzyny, absolwentki SGGW, są wilki. Dziewczyna wyjeżdża w Bieszczady, by obserwować zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Żyje w spartańskich warunkach, bez bieżącej wody, bez prądu, za to z dwójką mężczyzn, którzy trochę więcej przeżyli, trochę więcej wiedzą. W jednym z nich bohaterka się zakocha, co was nie zaskoczy, bo od początku wiadomo, który z nich okaże się dla Kasi interesujący.

Fajny temat na powieść, ale kiepsko zrealizowany.

Katarzyna nie jest pewna tego, co robi. Powtarza, że ma duszę wilka, nie boi się ciężkich warunków, a kilkugodzinne siedzenie na drzewie sprawia jej przyjemność. Jednak w jej sercu cały czas czai się niepewność, niezdecydowanie. Jest wybuchowa, impulsywna, czepialska. Nie mogłam jej polubić.

Najmniej interesujący w tej książce są ludzie. Niedokończeni, mało charakterni, płascy. Autorka skupiła się na Katarzynie, zaniedbała inne postaci, a w nich widzę potencjał. Myślę, że książka zyskałaby, gdyby niektóre wątki rozwinąć. Tymczasem otrzymujemy zarys pewnej historii, ciekawej historii, ale pełnej niedociągnięć, poszarpanej, niedokończonej.
Liczyłam na ciekawą lekturę, bo lubię takie klimaty (uwielbiam np. "W pętli" Evansa). Dostałam prostą i przewidywalną powieść, a przecież o pasji, która jest sensem życia, można pisać z polotem i energią. Tutaj tego zabrakło.

Maria Nurowska, Nakarmić wilki, WAB 2010, s.254

czwartek, 3 listopada 2011

O północy w Paryżu (reż.Woody Allen, 2011)

Allen to Allen. Na Allena zawsze mogę liczyć. Gdy odrzucam kolejne filmowe obrazy, załamana ilością banalnych, przygnębiających lub głupkowatych pomysłów na scenariusz, wiem, że Allen mnie nie zawiedzie. Kino Woody'ego to czysta przyjemność. Zawsze.

ww.filmweb.pl

Film przeniósł mnie w lata dwudzieste ubiegłego stulecia, w sam środek paryskiej bohemy. Moje ukochane czasy międzywojnia, kiedy kwitło życie artystyczne i romantyczne.

Główny bohater - Gil - to hollywoodzki scenarzysta i początkujący pisarz, który przybywa do Paryża z Ameryki, by szukać natchnienia. Towarzyszy mu narzeczona i jej rodzice - z żadnym z nich Gil nie znajduje wspólnego języka. Dobijają go również znajomi żony, z którymi ta uparła się zwiedzać miasto, niekoniecznie pytając o zdanie towarzysza podróży. W konsekwencji spędzają czas osobno, znajdując odpowiednie dla siebie przyjemności. Od początku wiadomo, że ten związek nie zaowocuje wspólną przyszłością.

Samotny Gil włóczy się po uliczkach Paryża, kontemplując nocną ciszę. Lekko upojony alkoholem przysiada na schodkach, przy których niedługo potem zatrzymuje się stylowy samochód, z wnętrza którego dobiegają głośne śmiechy i rozmowy. Pasażerowie auta zapraszają Amerykanina do środka i tak rozpoczyna się przygoda, od której Gilowi zakręci się w głowie...

Scott Fitzgerald, Ernest Hemingway, Gertruda Stein, Pablo Picasso, Luis Bunuel, Salvador Dali..mnie też zakręciłoby się w głowie.Wiem jednak, że nie wszystkim. Allen ukazuje lata 20-te XX wieku i trafia w mój gust, ale każdy ma własną ulubioną epokę, do której na chwilę (bądź na dłużej) by powrócił. 

Lekki film o magii Paryża międzywojennego, ale i tego współczesnego. 
Bardzo lubię takie kino.

wtorek, 1 listopada 2011

W imię miłości.

Czwarta książka Picoult, którą przeczytałam. Po kiepskiej "Zagubionej przeszłości", średnim "Świadectwie prawdy", bardzo dobrym "W naszym domu" - "W imię miłości" plasuje się na drugim miejscu.


To pierwsza powieść Picoult, w której tak wiele zwrotów akcji. Początkowo ulegamy złudzeniu, że autorka podejmuje temat seksualnego molestowania dzieci. Szybko jednak okazuje się, że nieszczęście, jakie dotyka pięcioletniego Nathaniela, jest pretekstem do innych, bardzo ważnych, zdarzeń. Nina Frost, matka chłopca i, jednocześnie, prokurator, przez wiele lat zajmowała się przypadkami pedofilstwa. Doskonale wie, jak odbywa się postępowanie sądowe w sprawie molestowania dzieci i jak traumatyczne jest to przeżycie dla ofiar tych przestępstw. Nina dostrzega wady systemu prawnego, ale, jako prokurator, ma dystans do swojej pracy. Jednak gdy jej syn zostaje skrzywdzony, postanawia ominąć pewne procedury i decyduje się na działanie, które wzbudzić może wiele kontrowersji.

Picoult, jak zwykle, daje do myślenia. Mam wrażenie, że w tej powieści, najmocniej. Czytelnik potyka się o moralne dylematy, gubiąc się w rozmyślaniach. Tak naprawdę ciężko stwierdzić, jak człowiek postąpi w tej czy innej sytuacji, póki nie stanie oko w oko z podobną tragedią.
Według Niny Frost najskuteczniejszą pokutą za rażąco karygodny postępek jest uczynienie czegoś nadzwyczaj słusznego (s.360). Zdanie to pięknie oddaje poczynania pani prokurator, które mimo, iż budzą wiele wątpliwości, nie skazują jej na bycie złym człowiekiem. Gdzie leży granica między dobrem a złem? Czy człowiek ma prawo decydować o życiu drugiego człowieka, kiedy najbliższa mu osoba została skrzywdzona? Jak dalece matka może posunąć się, by chronić własne dziecko?

Książka pełna pytań. Wielowątkowa. Nic tu nie jest pewne i proste. Każda decyzja ma drugie dno, które nie pozwala czytelnikowi przytakiwać kolejnym poczynaniom bohaterki.
Dobra książka. Po prostu.


Jodi Picoult, W imię miłości, Prószyński i S-ka 2008, s.392

poniedziałek, 31 października 2011

Wyspa tajemnic (reż.Martin Scorsese, 2010)


Pierwszy raz oglądałam ekranizację, przeczytanej kilka lat temu książki, nie pamiętając żadnego wątku. Jakbym nigdy nie zetknęła się z tą lekturą. Ma to swoje plusy, bo spędziłam dwie godziny na mrocznej wyspie, naprawdę nie wiedząc, co się wydarzy. Poddałam się iluzji głównego bohatera i zostałam zgrabnie oszukana, a przez to zaskoczona, innym niż się spodziewałam, zakończeniem tej historii. Taki był zapewne zamysł reżysera, ale ja wciąż nie mogę się nadziwić, że nie zaskoczyłam nawet wtedy, gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe. Książka była tak zła, że wyrzuciłam jej treść z pamięci czy, jak stwierdził towarzysz seansu domowego, zdecydowanie za dużo czytam?


Martin Scorsese zrobił świetny film. Tak uważam. Wyspa tajemnic to thriller tajemniczy, nieco (ale nie nazbyt) przerażający, intrygujący. Mnie wciągnęła historia szeryfa, który przybywa na odseparowaną od świata wyspę, by przeprowadzić śledztwo w sprawie zniknięcia jednej z pacjentek szpitala psychiatrycznego. Szybko jednak okazuje się, że wyspa kryje w sobie wiele mrocznych tajemnic, które sprawiają, że szeryf Teddy popada w lekki obłęd...

Filmowa fabuła jest przewrotna, zaskakująca i bardzo ciekawa. Finał wbija w fotel, ponieważ zaprzecza wszystkiemu, co do tej pory działo się na ekranie. Być może znajdą się widzowie, którzy po drodze dostrzegli drobiazgi, świadczące o niezwykłym zakończeniu. Mnie nic nie przygotowało na taki rozwój wydarzeń, dlatego doznałam totalnego zaskoczenia, za co bardzo panu Scorsese dziękuję. I jestem jeszcze wdzięczna, mimo wszystko, mej wybiórczej pamięci za umożliwienie mi obejrzenia dobrego filmu bez przebłysków z lektury.

sobota, 29 października 2011

Nepalska droga ku miłości.

 Trees van Rijsewijk przemierzyła na rowerze Indie, Nepal, Mongolię. Ta podróż zmieniła całe jej życie, kobieta bowiem spotkała na swej drodze malutką, zabiedzoną dziewczynkę, którą pokochała od pierwszego wejrzenia i zapragnęła zbudować dla niej dom.


Dziennik opisuje walkę Holenderki o to, by mogła zostać adopcyjną matką czteroletniej Kumari. Biurokratyczny spacer od ministra do ministra w tle. Na pierwszym planie przygniatająca bieda Nepalczyków.
To szczera opowieść o tym, jak faktycznie wygląda życie przeciętnego Nepalczyka (podejrzewam, że niewiele się zmieniło od czasu, gdy Trees przebywała u podnóża Himalajów). Relacja nie z perspektywy turysty, ale okiem i duszą kobiety, która mieszkała wśród tubylców kilkanaście miesięcy.
Piękna i budująca historia o przekraczaniu granic - tych wewnętrznych i, niestety, również zewnętrznych - po to, by zatriumfowała miłość.

Po powrocie z Nepalu Trees założyła w Holandii Fundację "Tamsarya", która sponsorowała kilkoro nepalskich dzieci. Jednak po kilku latach Holenderka sprzedała dom w Amsterdamie, by kupić ziemię w Nepalu. Na tej ziemi postawiła dom i szkołę dla sierot. To nie wszystko. Trees z czasem wybudowała kolejne szkoły i ośrodek zdrowia, z którego korzysta rocznie kilka tysięcy pacjentów.

Życie tej kobiety ma sens. Jestem o tym przekonana.

Trees van Rijsewijk, Kumari. Moja córka z Nepalu, Wydawnictwo Ruta 2002, s.271

czwartek, 27 października 2011

Drzewo życia (reż.Terrence Malick, 2011)

www.filmweb.pl

Nie oczekiwałam cudów, ponieważ nie znam twórczości Terrence'a Malicka, a podobno reżyser jest autorem świetnych filmów i ci, którzy zachwycają się jego obrazami, doznali głębokiego i przykrego rozczarowania.
Cóż, mnie nuda tego filmu i mnożące się niedomówienia, lekko przybiły, ale potrafię docenić wizualną stronę "Drzewa życia". Zdjęcia są cudne, ujęcia wyjątkowe, magia obrazu działa. Wszystko inne, niestety, kuleje.
Nie wiem, o czym jest ten film. Naprawdę. Przeczuwam głębię, jaką w sobie niesie, ale jej nie rozumiem. Reżyser przekombinował na całej linii, krążąc między sielsko - anielską wizją rodziny, w której ojciec niekoniecznie fajny jest, obijając się o fanatyzm religijny i surową dyscyplinę rodzica, w międzyczasie migoczą nam przed oczami ujęcia z dokumentalnego filmu o naszej planecie...a nad wszystkim wisi wszystkowiedzący i wszystkowidzący Bóg.
Bohaterem filmu jest Jack, jeden z trójki synów, który wątpi, pyta, szuka sensu istnienia i najbardziej cierpi. Jako dorosły mężczyzna wraca myślami do swego dzieciństwa, ukazując nam czasy, które powinny być beztroskie, a takimi nie były.
Drzewo życia przytłacza ciszą, a nie jest to film muzyki pozbawiony. Bohaterowie jednak nieustannie złowrogo na siebie zerkają, nie nawiązując dialogu, co wywołuje u widza dreszcz niepewności. Chłopcy biegają w ogrodzie, śmiejąc się i przewracając, a w ich oczach czai się strach.
Ten metafizyczny film przykuwa uwagę, bo jest oryginalny, mami pięknymi zdjęciami, ale mnie znudził okrutnie i właściwie chaos myśli nie pozwala mi stworzyć sensownej i spójnej notki na temat tego obrazu.
To film dla wybranych, do których raczej nie należę.

sobota, 22 października 2011

Gruzja to nie moja bajka.


Nie zapałałam miłością do Gruzji po przeczytaniu książki Mellerów. Bardzo ważny jest podtytuł tej historii - faktycznie są to opowieści o Gruzinach, ich życiu współczesnym i przeszłym. Trochę historii, trochę dzisiejszej codzienności mieszkańców niebanalnego (trzeba przyznać) kraju.

Z książki wyłania się Gruzja pijąca w dużych ilościach wino, biesiadująca, przyjazna, gościnna. Jednak jest w tym kraju coś, co mnie od niego odpycha. Nie jestem przekonana, czy umiałabym się z jego mieszkańcami porozumieć. Zbyt wiele nas różni.

Jeśli jednak jesteście ciekawi, kogo Gruzin zabierze na bezludną wyspę, jak ważna jest w Gruzji kwestia płci (dla mnie informacja zaskakująca), jakie jest narodowe hobby Gruzinów i czym poi się niemowlęta w tym kraju, przeczytajcie opowieści z Gruzji. Dla mnie w książce Mellerów jest tyle samo ciekawych fragmentów, co nudnych. Uwielbiam literaturę podróżniczą, chłonę ją z ogromną przyjemnością i fascynacją, ale do Gaumardżos... raczej nie wrócę. Gruzji w marzeniach podróżniczych na razie nie umieszczam, do ciągłego biesiadowania i pijaństwa się nie nadaję, więc gościnny Gruzin podziękowałby za moje towarzystwo.

Mellerowie jednak kochają Gruzję całym sercem, co owocuje bardzo fajnym, lekkim i zabawnym stylem, jakim napisana jest książka. Gruzja to ich drugi dom, do którego wciąż wracają, by słuchać kolejnych opowieści...

Anna Dziewit - Meller, Marcin Meller, Gaumardżos! Opowieści z Gruzji, Świat Książki 2011, s.420

piątek, 21 października 2011

Jak zostać królem (reż.Tom Hooper, 2011)

www.filmweb.pl 

Anglia. Rok 1934. Książę Jorku, syn króla Jerzego V, staje przed mikrofonem, by wygłosić mowę do swych poddanych. Napięcie rośnie, ludzie czekają, z niepokojem zerkając jeden na drugiego, a Albertowi słowa stają w gardle...
Pierwsze sceny filmu przykuwają uwagę i zapowiadają skromny, niespieszny, dopracowany w każdym szczególe, obraz w angielskim stylu.

Ludzie myślą, że książę rodzi się królem. Gdy dorasta, przechodzi kurs etykiety, ale to tylko formalność. W jego krwi buzuje bowiem pewność siebie i dystynkcja. Nieśmiałość i skromność nie leżą w królewskiej naturze.
Nic bardziej mylnego. Książę doświadcza podobnych pospólstwu uczuć, słabości i wątpliwości. Nie rodzi się królem retoryki, szczególnie wtedy, gdy życie zatruwa mu pewna przypadłość, nabyta w dzieciństwie. Księciu - jąkale może brakować wiary w siebie.
W takiej sytuacji dobrze mieć przy sobie mądrą, na każdym kroku wspierającą męża, żonę. Przydaje się również niezły, choć stosujący nieco kontrowersyjne metody leczenia, logopeda. Potrzeba też książęcej wytrwałości i zgody na, często niegodne króla, "wygłupy", które pomogą pozbyć się uciążliwego problemu.

Mglista, pozbawiona słońca Anglia. Bohaterowie szarzy, ale niezwykle sugestywni. Genialne kreacje aktorskie. Mam na myśli nie tylko Colina Firtha, ale również Geoffrey'a Rusha i Helenę Bonham Carter.
Film biograficzny, który pokazuje nie tylko walkę króla Jerzego VI z własnymi słabościami, ale również przyjaźń między dwojgiem mężczyzn, którzy w innych okolicznościach pewnie by się nie spotkali.

czwartek, 20 października 2011

Kuczok ospały i nijaki.

Książka mocno średnia, drażniąca, choć doceniam słowotok pisarza i zgrabne namnażanie wyrazów, które znaczą to samo. Wojciech Kuczok umiejętnie operuje językiem i, poprzez stosowanie synonimów oraz tworzenie długich zdań, dociera do czytelnika, który czyta wstrzymując oddech i wypatrując kropki.
Jednak mnie z prozą laureata Paszportów Polityki (2003) i Nagrody Literackiej NIKE (2004) nie po drodze. Zarówno "Gnój", jak i "Senność" to powieści, które czytałam z pewną dozą zainteresowania, ale przy lekturze towarzyszyły mi różne myśli, w tym taka, by odłożyć książki na półkę i do nich nie wracać.

"Senność" to historia ludzi, uwikłanych w samotną codzienność, którą próbują niezdarnie oswoić. Niepewny lekarz - gej, pragnący miłości; szukający natchnienia pisarz, otoczony ludźmi, którzy przygniatają jego osobowość, zmuszając bohatera do ucieczki przed rozmową, dotykiem, spojrzeniem; sławna i piękna aktorka, cierpiąca na narkolepsję, zdradzana przez męża, nieszczęśliwa. Codzienność Adama, Roberta i Róży to pasmo rozczarowań, nudy, wygłaszanych z żalem pretensji wobec najbliższych i wobec świata. Każdego dnia szukają dla siebie miejsca i zasypiają z poczuciem niespełnienia. Za dużo w nich melancholii, rozmemłania, użalania się nad własnym losem.
Jeśli ta trójka jest obrazem całego społeczeństwa, to ja się w ten schemat nie wpisuję. Być może byłabym skłonna kontemplować stany neurotyczne bohaterów i współodczuwać ich duchowe rozterki, gdybym książkę Kuczoka przeczytała przed kilkoma laty. Dzisiaj daleko mi do neurotyzmu i wylewania gorzkich żali na otaczającą mnie rzeczywistość, dlatego tej powieści nie kupuję.

Wojciech Kuczok, Senność, WAB 2008, s.256

poniedziałek, 17 października 2011

Przejmujący minimalizm.

Nie czytałam "Drogi" Cormacka McCarthy'ego, tylko recenzje książki na blogach. W większości pozytywne opinie sprawiły, że bezskutecznie szukałam powieści na bibliotecznych półkach, powstrzymując własną ciekawość i odkładając seans filmowy na później. Chciałam być wierna zasadzie: najpierw lektura, potem ekranizacja czy adaptacja. Dwa dni temu skapitulowałam i obejrzałam Drogę (reż. John Hillcoat, 2009).

www.filmweb.pl   

Ojciec i syn walczą o przetrwanie w świecie zniszczonym przez bliżej nieokreśloną apokalipsę. Nie toczą bitew. Starają się być niewidzialnymi w codzienności, która straszy naturalistycznymi i przygnębiającymi obrazami zaniku człowieczeństwa. Strach się bać. Nieliczni ludzie, których bohaterowie spotykają na swej drodze to w większości brutalni i prymitywni kanibale. Mężczyzna i chłopiec są światłem, dobrem, niosą ogień. Ojciec ma wspomnienia, którymi ratuje się w chwilach zwątpienia, syn zna tylko pusty, pozbawiony kolorów, przerażający świat, któremu codziennie się przygląda. Mają tylko siebie, dlatego mężczyzna przygotowuje chłopca na samotność. Syn trzyma go przy życiu, daje siłę do walki z każdym kolejnym dniem. Tej wiary i miłości nie miała matka chłopca, która pewnego dnia odeszła z domu na niewypowiedzianą, ale zasugerowaną, śmierć.

Film pokazuje gatunek ludzki jako marny, brutalny, pozbawiony głębszych uczuć i głupi. Przykro na to patrzeć, ale tylko nieliczne jednostki, które łączy ze sobą więź uczuciowa, pozostają ludźmi, choć też starają się przetrwać i wielkiego współczucia nie okazywać. Jedynie chłopiec łaknie towarzystwa i ma potrzebę niesienia pomocy innym. Stanowczość i obojętność ojca niekiedy go przerażają.

Droga to obraz ascetyczny, szary, niemal pozbawiony dialogów. Mimo to przykuwa uwagę i daje do myślenia. Nie ma tu brutalnych, odrażających scen, ale wyobraźnia nasuwa przerażające obrazy.
Wizja świata po zagładzie, stworzona przez Cormacka McCarthy'ego, może straszyć po nocach. Niepokoi człowiek upadły, brzydki i okrutny.

piątek, 14 października 2011

Opowiadania z łóżkiem w tle.


Najpierw przeczytałam "Samotność w Sieci". Dziesięć lat temu. Zachwyciłam się do tego stopnia, że po dwóch tygodniach przeczytałam tę książkę po raz drugi. Uważam, że "Samotność..." była wówczas powieścią rewolucyjną na polskim rynku wydawniczym. Śmiała, nasączona emocjami, ciekawa książka o relacjach międzyludzkich, a bardziej "międzypłciowych". Inna.
W każdej kolejnej książce Wiśniewskiego szukam tego pierwiastka, który mnie zachwycił. Nie znajduję. Największą porażką w twórczości pisarza jest, według mnie, "Los powtórzony". Wtórna, nudna opowieść, która nieudolnie podrabia "Samotność w Sieci", stąd może jej tytuł. Zrozumiałabym, gdyby inny autor wzorował się na Wiśniewskim, ale...nie jestem w stanie ogarnąć sensu istnienia "Losu powtórzonego".

"Łóżko" to zbiór opowiadań, które wcześniej były publikowane, np. w "Arytmiach". Nudne są, przewidywalne, niemniej jednak miłośnicy całej twórczości pisarza (a takich jest sporo) będą zadowoleni. Tematyka opowiadań nie zaskakuje: miłość, zdrada, seks, wypalenie, niespełnienie...
Wiśniewski operuje pewnym schematem, od którego zaczyna mnie mdlić. Jednak czytam każdą kolejną książkę autora z nadzieją, że odnajdę w niej klimat "Samotności w Sieci". Niestety, chyba będę musiała sobie odpuścić, bo szkoda czasu na nieciekawe lektury, a taką jest "Łóżko", taką były "Arytmie", "Zespoły napięć" czy, wspomniany wcześniej, "Los powtórzony".

Janusz L. Wiśniewski, Łóżko, Świat Książki 2011, s.192

wtorek, 11 października 2011

Mankell bez Wallandera daje radę...

Komisarz Kurt Wallander nie prowadzi śledztwa. Tym razem Mankell głównym bohaterem kryminału uczynił Stefana Lindmana, policjanta na urlopie, którego tak naprawdę nie powinny interesować zbrodnie, popełnione na odludziu. Odludzie ma własny wydział śledczy, a Stefan miał się skupić na kontemplowaniu własnej choroby, którą traktuje jak wyrok śmierci. Jednak zamordowano kogoś, z kim policjant przed laty pracował, co wydaje się wystarczającym argumentem, przemawiającym za tym, żeby Stefan pozostał na odludziu.

www.filmweb.pl
Bardzo ciekawa, bardzo wciągająca i bardzo skandynawska książka. Czy pisarze, mieszkający w Szwecji, Norwegii czy Finlandii mają we krwi specyficzny klimat, który rzutuje na styl ich powieści? To niesamowite, że po przeczytaniu pierwszych stron książki, wyczuwa się skandynawskie podmuchy. Mnie to bardzo odpowiada, ale jednocześnie momentami zastanawiam się, na czym polega ten fenomen. Tym bardziej, że klimat północy wychodzi poza literaturę i wkracza do kina, czego doskonałym przykładem jest serial Dochodzenie (The Killing, 2011), którego trzynaście odcinków obejrzałam całkiem niedawno z niesłabnącym zainteresowaniem. Wiem, że istnieje duński pierwowzór (Forbrydelsen, 2007), ale jeszcze do niego nie dotarłam. Jednak amerykańska wersja jest świetna. Najważniejsze, że reżyser utrzymał skandynawski klimat, który tak bardzo lubię.

Mgła nie przesłania emocji, a ludzka dociekliwość pozwala rozwikłać okrutne zbrodnie. Jest ponuro, mało optymistycznie, ale fascynująco. Polecam i książkę, i film.

Henning Mankell, Powrót nauczyciela tańca, WAB 2011, s.560


sobota, 1 października 2011

Jamie rewolucjonista


To tylko pośrednio biografia Jamiego Olivera.
To książka o jedzeniu.
To historia młodego kucharza - rewolucjonisty.

Nakreślona piórem Gilly Smith biografia przedstawia sympatycznego, pełnego pasji i determinacji, chłopaka ze wsi, który od zawsze interesował się jedzeniem. Nie byle jakim jedzeniem. I właśnie o dobrym, zdrowym, ekologicznym jedzeniu jest ta książka. I o tym, że trzeba zatrute fast foodami społeczeństwo edukować. Jesteśmy tym, co jemy. Tak brzmi myśl przewodnia całej książki, która propaguje slow food (modne dziś hasło), przygotowywanie posiłków w domu i spożywanie ich w gronie rodzinnym. Zdecydowanie neguje wszelkie gotowce i bary szybkiej obsługi.
Dużo miejsca Smith poświęca rewolucji na szkolnych stołówkach, w którą Jamie zaangażował się całym sercem. Zresztą, wszystkiemu bardzo się poświęca, czasami kosztem własnej rodziny, czego nie omieszkają mu wygarnąć "życzliwi". Nie uniknie tego, jest przecież osobą medialną.
Nie wiedziałam, że Jamie cieszy się tak wielką popularnością. W Polsce znamy to nazwisko, kupujemy książki kucharskie Olivera, chwalimy chłopaka, ale są miejsca, gdzie popularność Jamiego jest ogromna, a on sam stał się kulinarnym guru.

Jamie Oliver ma w sobie dużo luzu, jest chłopakiem z sąsiedztwa, który świetnie gotuje i pomaga zaistnieć młodym ludziom, którzy nie mieli tyle szczęścia, co on.

Książka do pewnego momentu średnio mnie interesowała. Miałam podobne odczucia, jak podczas lektury biografii Nigelli Lawson tej samej autorki. Jednak rozdziały na temat stosunku ludzi do jedzenia okazały się całkiem ciekawe, mimo iż wiele w nich powtórzeń i pisania na różne sposoby o tym samym.
Nie podoba mi się styl Gilly Smith i jej podejście do bohaterów swoich biografii. Warto jednak poczytać o rewolucji kulinarnej, przeprowadzonej przez Jamiego Olivera, by zastanowić się nad tym, czym karmimy własne ciało i ciała naszych najbliższych.

Gilly Smith, Jamie Oliver. Człowiek - jedzenie - rewolucja, Vesper 2010, s.344

czwartek, 29 września 2011

W szponach strachu...


Ponura, ciemna, pełna gniewu i strachu książka o uzależnieniu.

Główna bohaterka, Zarza, pracuje w wydawnictwie, a jej dni mijają, prześlizgując się łagodnie po obrzeżach czasu, szczęśliwie opróżnione ze znaczenia. Żyje obok ludzi, stroniąc od towarzystwa.
To, co wydarzyło się w przeszłości, nie pozwala jej skupić się na byciu tu i teraz. Zarza boi się, choć wróg nie daje znaku życia. Jej obawy nie są bezpodstawne. Któregoś dnia przeszłość upomina się o swoje, a kobieta ucieka, potykając się o koleje swego dawnego losu.
Poznajemy historię życia Zarzy, dowiadujemy się, kto wróg, kto przyjaciel. Mroczne to wszystko, przygnębiające, straszne. O dziwo, jest w tej otchłani promyk nadziei, światło odnowy, jakaś pozytywna wibracja. I Zarza tego się trzyma. Kobieta wypełniona po brzegi pesymistycznymi, ciężkimi myślami, chce żyć i stara się nadać życiu sens.
Powieść napisana specyficznym, ciekawym językiem, niemal pozbawiona dialogów.
Intryguje od pierwszej strony.

Rosa Montero, Stąd do Tartaru, Muza 2003, s.260

poniedziałek, 26 września 2011

weekend nad morzem, ale bez morza, mimo iż sobie obiecałam spacer po plaży.
za mało czasu, za wiele "chcę".
nie nasyciłam się pobytem.

dzisiaj cieszyłam się latem, któremu przeczą spadające z drzew liście.



środa, 21 września 2011

Gretkowska tym razem nie dla mnie...


Drugie rozczarowanie Gretkowską. Pierwsze przyszło z "Podręcznikiem do ludzi". "Kobieta i mężczyźni" to książka odległa od moich doświadczeń z prozą pisarki. Za mało Gretkowskiej w Gretkowskiej. Dla niektórych to zaleta (tych, co oburzają się na dosadność słowa i mocne opinie), dla mnie zdecydowanie wada.
Przeczytałam bowiem powieść obyczajową, która niczym się nie różni od setek innych.
Bardzo cenię Manuelę Gretkowską jako człowieka. Jej sądy na temat otaczającej nas rzeczywistości są trafne i bardzo często wspólne z moimi.
Jako pisarka ma świetny styl i operuje językiem, który trafia w moje gusta. Według mnie styl Gretkowskiej nie jest ani skandaliczny, ani nadmiernie naszpikowany erotyzmem. Pisarka nie boi się żadnego tematu i to jest godne uznania.
Myślę, że to fajna babka, a do tego świetnie pisze. Jednak "Kobieta i mężczyźni" to książka, która mnie nie poruszyła, a nawet miejscami nudziła, co się jeszcze nie zdarzyło w przypadku prozy Gretkowskiej.

Manuela Gretkowska, Kobieta i mężczyźni, Świat Książki 2007, s.272

poniedziałek, 19 września 2011

Tokio się zdarzyło...

Poczucie humoru autora współgra z moim. Ta książka musiała mi się podobać. Perypetie gajdzina w Japonii, kraju tak różnym od Polski, są zabawne, ciekawe, fajne po prostu. Marcin Bruczkowski niewątpliwie ma dar opowiadania. Wielu rzeczy się dowiedziałam o mieszkańcach Japonii, o których nie miałam pojęcia, a nie wiem, czy znalazłabym te informacje w jakimkolwiek przewodniku.Czyta się błyskawicznie. Teraz szukam "Zagubionych w Tokio". Na półce stoi "Radio Yokohama", ale to już inna bajka.


Marcin Bruczkowski, Bezsenność w Tokio, W-wa 2004, s.394

niedziela, 18 września 2011

Czas Życia i czas Śmierci

Autor: Markus Zusak
Tytuł: Złodziejka książek
Data pierwszego wydania: 2005
Ocena: 6/6

Patrzę na ostatnie blogowe wpisy i dochodzę do wniosku, że przeczytałam ostatnio kilka świetnych książek. Jakiś czas temu narzekałam na słabe lektury i szukałam wartościowych pozycji, a teraz trwa dobra czytelnicza passa. Mam jeszcze dwie doskonałe książki do opisania, jedną ciekawą i dwie całkiem średnie. By nie przerywać ciągu pozytywnej lektury, opowiem o "Złodziejce książek".

Mam wrażenie, że wszystko już zostało napisane. Każdy wie, jaki świat ta książka opisuje. Jak trudnych tematów dotyka. Jak wpływa na czytelnika, pobudza do refleksji, potrząsa człowiekiem, który rzeczywistość okresu okupacji zna tylko z literatury.

"Złodziejka książek" to książka wyjątkowa. Pokazuje świat ludzi, którzy pozostają ludźmi mimo koszmaru wojny. Krok po kroku dojrzewamy razem z dziewięcioletnią Liesel - silną, ale wrażliwą dziewczynką, której w tych okrutnych czasach nie braknie miłości, wiary i nadziei.
Narratorem jest Śmierć. Nie kostucha bez emocji, złakniona ludzkich ciał, ale Śmierć, która czuje, przeżywa, próbuje zrozumieć. Patrzy na Holokaust, na zagładę, na ból i też cierpi. Liesel ją fascynuje. Mała dziewczynka, która się nie poddaje, ale przyjmuje codzienność, dekorując ją własnymi cudami.

Najpiękniejszym widokiem świata jest dla Liesel pokój pełen książek. Gdy żona burmistrza pokazuje dziewczynce swoją bibliotekę, Liesel zamiera, a uśmiech paraliżuje jej wargi. Książka w tych trudnych czasach stanowi zagrożenie, dlatego palą się stosy z papieru. Jednak nawet płomień i żar nie powstrzymają Liesel przed uratowaniem książki i przed narażeniem się na niebezpieczeństwo.

"Złodziejka książek" parzy i wgryza się w pamięć, dotykając w subtelny sposób okrutnego czasu.



niedziela, 11 września 2011

Kobieta o kobietach.

Autor: Martyna Wojciechowska
Tytuł: Kobieta na krańcu świata
Rok pierwszego wydania: 2009
Ocena: 6/6


Książka piękna. Niezwykle interesująca. Pouczająca. Wzruszająca. Mądra.

Lubię Martynę, jej pasję i ciekawość świata. Zdobywa szczyty, przemierza kontynenty, wydaje National Geographic Polska i Traveler...To kobieta wielozadaniowa, kobieta zdobywca, kobieta odkrywca. Podróżuje po świecie, słuchając kobiet i spisując ich historie. Świetnie o tym pisze.
"Kobieta na krańcu świata" to książka doskonała. Czytałam jednym tchem. Każda opowieść pokazuje, jak tradycje danego miejsca wpływają na los kobiet. Jednocześnie, pragnienia kobiet są podobne, mimo iż nasza codzienność wygląda różnie. Martyna Wojciechowska nie ocenia wyborów swoich bohaterek. Słucha, próbuje zrozumieć, stara się nie ingerować w życie tych kobiet, ciesząc się z tego, że wpuściły ją do swego domu i zaufały na tyle, by opowiedzieć własne historie.

Wzruszałam się, czytając o sierocińcu dla słoni czy poznając losy kobiet, zajmujących się rozminowywaniem niebezpiecznych obszarów Kambodży. Z pewną dozą niezrozumienia czytałam o kulcie piękna w Wenezueli. Każdy rozdział to pasjonująca podróż, która wymaga od czytelnika otwartości i tolerancji dla innej kultury.

sobota, 10 września 2011

Zmarzłam...


Jednak wolę, gdy jest ciepło. 
Codziennie. 
Niezmiennie.
Zdecydowanie nadchodzi jesień.
Drzewa gubią liście.
Budzi mnie poranna mgła.
Marzną dłonie, gdy próbuję czytać na ławce w parku. 
Czas na spacerowe audiobooki.









środa, 7 września 2011


Autor: Olga i Piotr Morawscy
Tytuł: Od początku do końca
Rok pierwszego wydania: 2011
Ocena: 5/6

Góry są piękne.
Góry są niebezpieczne.
Góry pochłaniają ludzkie istnienia, ale co jakiś czas człowiek mierzy się z wysokościami, by stanąć na szczycie i poczuć nieuchwytną, ale obezwładniającą siłę wolności.


Parę dni temu obejrzałam Ciszę - telewizyjną produkcję z serii Prawdziwe Historie. Film przedstawia historię licealistów - amatorów wspinaczki, którzy zimą 2003 roku wyruszyli zdobywać Rysy. Ośmioro z nich nie przeżyło przygody w górach, a nauczyciel, który zorganizował tę wyprawę, został obarczony winą za tragedię. Film to rekonstrukcja wydarzeń sprzed kilku lat. Fabuła skupia się na ukazaniu przeżyć rodziców nastolatków, ich codzienności po śmierci dzieciaków. Nie jest to kino wybitne, ale całkiem dobre jak na produkcję telewizyjną. Wzruszające, refleksyjne, ciekawe.


Olga Morawska nie od razu wiedziała, jak bardzo góry pochłoną jej męża. Piotr złapał bakcyla i z człowieka, który lubi pochodzić po górach, stał się człowiekiem gór, himalaistą. Każda kolejna wyprawa potęgowała tę miłość, a przygniatała nieco domową codzienność.


"Od początku do końca" to książka o trudnej miłości, rozrywanej tygodniami nieobecności drugiego człowieka. To historia samotności i zwyczajnego wkurzania się o to, że go nie ma, a powinien być. To dziennik Olgi, która tęskni i czeka na męża i dziennik Piotra, który też tęskni, ale, bardziej niż na powrót do domu, czeka na dobry wiatr, przyjazną temperaturę, mniejsze opady. W pewnym momencie góry stają się ważniejsze i to jest dla Olgi wyjątkowo trudne, bo jak pisze: kochali się, nie mieli do siebie siły po to, by kochać się jeszcze bardziej.


Dużo w dziennikach Piotra powtórzeń, wszak każda kolejna wyprawa przypomina wcześniejszą. Czytelnik może poczuć się znużony tymi opisami, ale dla mnie oczywiste jest, że gdy wyprawa trwa tygodniami, a czasami kilka dni czeka się w bazie na dobrą aurę, to bywa nudno. Mnie to nie zniechęca. Czytałam wcześniej "Moje bieguny" Marka Kamińskiego (szczerze polecam), gdzie wyprawy były jednoosobowe i autor czasami narzekał, że nie ma do kogo gęby otworzyć, ale pasjonująca to była lektura.


Książka Olgi i Piotra Morawskich, wydana po śmierci himalaisty, ukazuje mądrego, ciekawego, skromnego człowieka, który żył krótko, ale z pasją. Niestety, oddał jej życie.
Piotr Morawski zginął w 2009 roku podczas wejścia na Dhaulagiri. Zdobył sześć ośmiotysięczników. Miał 32 lata.

wtorek, 6 września 2011

Namibia znana i nieznana

Autor: Anna Olej - Kobus, Krzysztof Kobus
Tytuł: Namibia. 9000 km afrykańskiej przygody
Rok pierwszego wydania: 2011
Ocena: 6/6

Kobusowie wydali kilkanaście albumów, z których żadnego nie miałam w dłoni, mimo iż tę rodzinkę uwielbiam i czytam wszystko, o czym piszą na Małym Podróżniku. Nad zakupem książki "Namibia. 9000 km afrykańskiej przygody" nie zastanawiałam się nawet przez chwilę. Nie dość, że to książka o podróży, to jeszcze wyprawa z dziećmi.

"Namibia..." to pierwsza książka Kobusów, wydana przez National Geographic. Poproszę więcej! Cudna jest. Pisze Ania i jak pisze. Jakby siedziała obok mnie i barwnie opowiadała o kolejnych dniach, spędzonych w Afryce. Autorzy przemycają sporo praktycznych informacji na temat tej części świata, zwracają uwagę nie tylko na mieszkańców Afryki, ale również na zabytki Namibii. Mnie Afryka nie kojarzy się z zabytkami, a jednak...

Świetne są zdjęcia.

Słodzę, wiem, że słodzę i jestem bezkrytyczna wobec tej książki, ale piszę prawdę, samą prawdę i tylko prawdę, naznaczoną moimi emocjami:)

czwartek, 1 września 2011

Wracam...

Dzisiaj skończyło się lato. Tak, wiem, z kalendarzowym pożegnamy się za trzy tygodnie, ale to beztroskie, słoneczne, bez budzika i bycia na czas tu i tam pomachało zza chmur promykami słońca i wymusiło narzucenie na siebie cieplejszej bluzy.

Byliśmy w górach, byliśmy nad morzem, siedzieliśmy przy ognisku, jedliśmy obiad w Krainie Westernu, bawiliśmy się na weselu, wysłaliśmy Starszą na pierwszą kolonię...Nigdy lato tak szybko nie zleciało.

Cały rok nie wiem gdzie się podział. Wczoraj Młodsza pojawiła się w naszym życiu, a pojutrze świętować będziemy roczek...

Nie było mnie tu. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Nie po drodze mi było z komputerem, pięć minut dziennie przed monitorem to za mało, by napisać o przeczytanej książce (a czytałam sporo), obejrzanym filmie (a oglądałam niewiele)...

Nadrobię.
Wróciłam z wakacji.



poniedziałek, 25 lipca 2011

Marta Fox

Gdy słyszę Marta Fox, myślę "Wielkie ciężarówki wyjeżdżają z morza". To pierwsza powieść dla dorosłych tej autorki, to również pierwsza książka pisarki, którą czytałam. Dawno temu zresztą. Co ważne, czytałam ją kilka razy, a powieści, które dostępują tego zaszczytu jest naprawdę niewiele. Staram się czytać nowe książki, mając na uwadze znikomość czasu wobec ilości literatury, rzadko więc wracam do lektur przeczytanych. Ostatnie przemyślenia na ten temat doprowadziły mnie do działań radykalnych i stopniowo odkurzam półki, "pozbywając" się książek, które przeczytałam, a teraz tylko stoją i się kurzą. Dorosłam do tego, by nie gromadzić dla samego posiadania i jestem z siebie dumna. Żeby nie było super idealnie, kupuję jeszcze literaturę podróżniczą, z nałogu wszak wychodzi się stopniowo:)

Autor: Marta Fox
Tytuł: Kobieta zaklęta w kamień
Ocena: 5/6

Nie będę streszczać fabuły, przybliżać postaci bohaterów, oceniać ich postępowania. Napiszę, za co lubię powieści i opowiadania Marty Fox. Za styl. Za słowa, z których autorka buduje piękne i mądre zdania. Za postawę pani Marty wobec świata i ludzi, która jest mi bardzo bliska. Książki pisarki czuję i pamiętam jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony.
Marta Fox projektuje fabułę powieści z emocji bohaterów - wrażliwców, którzy nie przyjmują zastanej rzeczywistości tylko dlatego, że taka jest. Nieco neurotyczni, uduchowieni, pełni wątpliwości próbują zmieniać świat wokół siebie, by nie ciążyło sumienie i złe emocje.
Żyj w zgodzie z samym sobą - to przesłanie Marty Fox, które pojawia się w całej twórczości pisarki. W "Kobiecie zaklętej w kamień" spotkamy też, tak ważną dla autorki, Anne Sexton, której twórczość pani Marta pielęgnuje. Poza tym częścią powieści są bardzo ciekawe wpisy z bloga Emilii, głównej bohaterki, która przybliża sylwetki kobiet ze świata literatury i filmu, pokazując ich indywidualność i pasjonującą osobowość.

niedziela, 24 lipca 2011

Przed snem...

Przeglądam sobie blogi książkowe, przeglądam, znajduję tytuły, o których nie słyszałam, a przyciągają...dużo tego, zdecydowanie za dużo. Ech, idę sobie poczytać o wędrówce po Namibii. Pasjonująca. Tym bardziej, że dotyczy podróżowania z dziećmi, a poza tym to Kobusowie, a do tej rodzinki mam słabość. Teraz biwakują w Szwecji, już czekam na relację na ich stronce.

Aniołek na dobranoc. Przyjechał z gór. Moja mała słabość:)

Granice ludzkiej wytrzymałości

Trzy filmy, dla których punktem stycznym jest walka o przetrwanie, pokonywanie własnych słabości, współgranie z naturą, by przeżyć.

Czekając na Joe (reż. Kevin Macdonald, 2003) to dokument, opowiadający historię, która wydarzyła się w 1985 roku, gdy Joe Simpson i Simon Yates wyruszyli w góry, by zdobyć szczyt Siula Grande w peruwiańskich Andach. Udało im się zdobyć szczyt, ale w drodze powrotnej (jak wiadomo większość tragedii górskich ma miejsce przy zejściu) Joe złamał nogę. Simon pomagał koledze, spuszczając go powoli na linie, ale w pewnym momencie Simpson zawisł nad głęboką lodową szczeliną. Yates podjął bardzo trudną decyzję i odciął kolegę, tym samym skazując go na pewną śmierć. Jednak wola życia człowieka gór była ogromna. Przeraźliwe zimno, ból nogi, trudne warunki pogodowe, głód...Joe przetrwał wszystko, by dotrzeć do bazy i zaskoczyć towarzysza, który powoli oswajał się ze śmiercią przyjaciela.


To dokument, ale czasami o tym zapominałam, bo odtwórcy głównych ról są tak autentyczni w przeżywaniu tej historii, że ma się wrażenie, że to oni uczestniczyli w zmaganiach z Siula Grande. Joe Simpson i Simon Yates relacjonują wydarzenia, przerywając co jakiś czas filmową fabułę.
Tragedia w Andach nie przysłania wizualnej strony obrazu - piękno góry poraża, krajobrazy zachwycają, natura po raz kolejny nie ma sobie równych, bo wśród wytworów ludzkich rąk nie znajdę niczego tak cudnego i niepowtarzalnego.


Sanctum (reż. Alister Grierson, 2011) to historia grupy płetwonurków czy grotołazów, którzy badają nieodkryte miejsca w największym na świecie systemie jaskiń. Film powstał w oparciu o prawdziwe wydarzenia i pokazuje, jak niebezpieczne może być eksplorowanie głębin. Klimaty zdecydowanie nie dla mnie. Ciemno, mokro, klaustrofobicznie. 
W głębi jaskini rozgrywa się tragedia. Płetwonurkowie zostają uwięzieni pod powierzchnią w wyniku tropikalnej burzy, która nawiedziła dżunglę. Woda w jaskini szybko się podnosi, a grotołazi szukają wyjścia z podziemnego labiryntu. 
Fabuła Sanctum opiera się nie tylko na zmaganiu z groźną naturą i własnym strachem, ale również pokazuje mechanizmy rządzące ludźmi w obliczu walki o przetrwanie. Dość istotny jest konflikt między wszystkowiedzącym i despotycznym ojcem a nieco zakompleksionym i zbuntowanym synem. Nie jest to nowy temat i dlatego sama opowieść nie robi specjalnego wrażenia. Jednak warto obejrzeć, bo to w sumie kawałek dobrego kina.


Niepokonani (reż. Peter Weir, 2010).
Do Petera Weira mam słabość. Rok niebezpiecznego życia, Wybrzeże Moskitów, Stowarzyszenie umarłych poetów to filmy doskonałe. Wiele się spodziewałam po Niepokonanych. Nie zawiodłam się. 


Grupa więźniów ucieka z sowieckiego gułagu. Prowadzi ich Polak, Janusz, którego pęd ku wolności przekracza granice strachu. Wyruszają zimą, pokonują Syberię, Mongolię, pustynię Gobi, docierają do Tybetu, a na końcu do Indii. Trudna i żmudna to tułaczka. Siarczyste mrozy, nieznośne wiatry, ogłupiający upał - natura im nie sprzyja, choć jednocześnie w ogromnych lasach łatwo się ukryć. Nie wszyscy przetrwają wędrówkę, ale zakończą życie jako wolni ludzie. To w ówczesnych czasach wydawało się równie wartościowe jak przeżycie.
Film pokazuje trudy i monotonię drogi, ale najważniejsza w tej historii jest niezłomność ludzkich marzeń i potrzeba ucieczki z zamkniętych i okrutnych bram gułagu. Solidarność kompanów wobec przeciwności losu, przezwyciężanie własnych słabości, walka z bólem, zimnem, głodem, upałem, pragnieniem - o tym wszystkim opowiada film Weira. Bardzo dobry film.

czwartek, 21 lipca 2011

W poszukiwaniu własnej tożsamości...

Autor: John Green
Tytuł: Szukając Alaski
Ocena: 5/6

Książka dla młodzieży. Bardzo dobra książka dla młodzieży. Mądra. Intrygująca.

Okres młodzieńczego buntu mam już za sobą, ale pamiętam, jakie to uczucie, gdy się "spiskuje", gdy się próbuje różnych mniej lub bardziej zakazanych owoców, gdy przyjaciele są całym światem, a rodzinka idzie w odstawkę. Wierzę, że nie będę miała nagłych zaników pamięci, kiedy moje córki staną się nastolatkami i wywrócą rodzicielski świat do góry nogami, a nas dopadnie bezradność wobec siły przyciągania kolegów i koleżanek. Nie łudzę się, że wygram z atrakcyjnością rówieśników. Zresztą, czy chciałabym? Okres buntu jest nieodłącznym etapem dojrzewania i kształtuje osobowość, jeśli tylko nie przeradza się w niebezpieczną grę z życiem. Wiadomo, żadna skrajność nie jest fajna. Warto słuchać mądrych ludzi, na przykład Horacego, który pisał w Odzie II:
Kto złoty sobie upodobał umiar,
ten się uchroni przed nikczemną nędzą...

Mądrze facet prawił.

"Szukając Alaski" to książka o przyjaźni - mocnej, ważnej, serdecznej. To również powieść o śmierci, o radzeniu sobie z odejściem bliskiej osoby. To historia młodzieńczej miłości. To opowieść o niespełnieniu.
John Green pokazuje mądrych nastolatków, myślące pokolenie chłopców i dziewcząt, którzy w szkole z internatem szukają własnych pomysłów na życie. W przerwach między nauką spotykają się, rozmawiają, wymyślają kawały, piją, palą, kochają się. Fajni są.


Nie chodzi o to, że są wyjątkowo inteligentni i planują własne kariery. Nic z tych rzeczy. Raczej korzystają z życia tu i teraz, nie zawracając sobie głowy odległą jeszcze przyszłością. Docierają się, poznają, ale mają jakiś pomysł na siebie. Czerpią z przyjaźni pełnymi garściami, wszak miłość i przyjaźń oswajają codzienność.

wtorek, 19 lipca 2011

Cejrowski (nie)odkryty.

Autor: Grzegorz Brzozowicz
Tytuł: Cejrowski. Biografia
Rok pierwszego wydania: 2010
Ocena: +3/6

Trochę Cejrowskiego lubię, trochę nie, choć pan Wojciech nie wybaczyłby mi letnich uczuć. Mądrości mu nie brakuje, pewności siebie również, ale radykalność poglądów, które wszem i wobec rozgłasza niekiedy drażni.

Lubię, gdy Cejrowski staje się gringo wśród dzikich plemion, gdy opowiada o dżungli, zachwyca się prostotą życia mieszkańców Amazonii, przeciwstawiając jej zbytki cywilizacji białego człowieka. Ten Cejrowski jest zabawny, spostrzegawczy, otwarty.
Czasami jednak podróżnik przemienia się w fanatycznego kaznodzieję, który odpycha brakiem tolerancji wobec inności. Wówczas doznaję schizofrenicznego wrażenia, że jeden człowiek hoduje w sobie dwie osobowości. Nie wiem, jak traktować tego pana.

Bohater biografii Brzozowicza nie życzył sobie tej książki. Podobno... Dlaczego jednak tak często miałam wrażenie, że Cejrowski "maczał w niej palce"?
Jeśli ktoś liczy na ekscytujące fakty z życia WC, to się przeliczy. Cejrowski był, jaki jest, od czasów szkolnych. Świetnie sobie radził w każdym momencie życia. Był przedsiębiorczy, wyszczekany, myślący. Przodków miał ciekawych i też zaradnych.
To jest bardzo poprawna biografia. Momentami nudnawa.
Nieszczególnie mnie się podobała, ale może spodziewałam się przeczytać biografię podróżnika, a nie kombinatora (w dobrym znaczeniu tego słowa), który od maleńkości niemal wiedział, jak zarabiać pieniądze, a materialna strona życia nigdy nie była mu obca. Dopiero jak przeczytałam książkę Brzozowicza, uświadomiłam sobie, jak często Wojciech Cejrowski w swoich programach z cyklu "Boso..." porusza kwestię pieniędzy. A przecież w dżungli amazońskiej papierki i monety nie wydają się istotne...

Cejrowski strzeże swej prywatności jak lew, co się chwali, ale, niestety, traci na tym biografia Brzozowicza.

czwartek, 14 lipca 2011

Home (reż. Yann Arthus - Bertrand, 2009)

www.filmweb.pl
Ten pro - ekologiczny film to efekt współpracy dwojga ludzi - Luca Bessona i fotografa Yanna Arthusa - Bertranda. Powala, dosłownie powala. Zdjęcia są niesamowite, zapierają dech, a ilość ochów i achów, które z siebie wydawałam w trakcie oglądania przekraczała wszelkie normy.

Ziemia jest piękna. Niewyobrażalnie i niewyrażalnie. Są miejsca tak cudne, że aż nierealne. Nie jestem w stanie opisać tych obrazów. To TRZEBA zobaczyć!

Reżyser prowadzi widza przez wszystkie kontynenty, pokazując najpiękniejsze miejsca na świecie. Atakuje pięknem po to, by za chwilę podkreślić, jak człowiek to piękno łatwo i bezmyślnie niszczy. Przesłanie filmu nie jest odkrywcze, ale dobitne. Jesteśmy psujami na potężną skalę i nie zdajemy sobie sprawy, w jak niebezpiecznym kierunku zdążamy. Nie myślimy perspektywicznie. Liczy się tylko tu i teraz. Przyszłość nas nie dotyczy, więc nie staramy się, by była godna. A przecież przyszłość to nasze dzieci. Nasza ignorancja każdego dnia przyczynia się do zanieczyszczania planety, do rozrastania się epidemii głodu, do globalnego ocieplenia i obumierania fauny i flory. Świadomie lub nieświadomie dodajemy cegiełki bezmyślności, budując mur odpadów i braków.

Ziemia woła o ratunek, póki nie jest za późno. Ta wykrzyczana prośba skierowana jest do nas, Homo Sapiens, bo to nasz gatunek eksploatuje zasoby naturalne na niewyobrażalną skalę i to my stanowimy dla naszej planety największe zagrożenie.

czwartek, 7 lipca 2011

...bom wędrowcem się urodził.

Autor: Kinga Choszcz
Tytuł: Pierwsza wyprawa. Nepal
Rok pierwszego wydania: 2011
Ocena: 6/6

Pięć lat po śmierci Kingi Choszcz trzymam w dłoniach jej kolejną książkę. Ostatnią, choć tak naprawdę pierwszą, bo Nepal Kinga zjechała jeszcze przed wyprawą dookoła świata i przed Afryką.

W 1995 roku Kinga wyruszyła w swą pierwszą tak długą, bo ośmiomiesięczną, podróż. Miała dwadzieścia trzy lata, mało pieniędzy, jeszcze mniej doświadczenia w wyprawach "na gapę", ale plecak pełen marzeń i wiary w powodzenie wędrówki.
Kinga na bieżąco notowała wrażenia z kolejnych etapów podróży, dlatego te zapiski są szczere, pełne emocji, czasami poszarpane.

Podróżniczka omija stolice, szukając miejsc kameralnych, klimatycznych, gdzie można zbliżyć się do ludzi, podpatrzeć, jak żyją, przytulić inną kulturę, zasmakować Orientu. Zdziwiona rolą kobiet w społeczeństwach Bliskiego Wschodu, zniesmaczona obleśnymi i wąsatymi (co często podkreśla) Hindusami, urzeczona prostotą życia chłonie Nepal i Indie. Zbyt krótka wiza nie pozwala jej pozostać w Nepalu tak długo, jak by chciała, ale jej wyobrażenia o tym zakątku świata pokrywają się z rzeczywistością, a pobyt tam owocuje jeszcze większą miłością do ludzi i do przyrody. Jak to często bywa, najbardziej gościnna okazuje się biedota.

Kinga zatrzymuje się w niewielkich hostelach i odwiedza servasowych gospodarzy, którymi często są pracownicy społeczni. Dużo czasu spędza w podróży autobusami, pociągami, zatłoczonymi do granic możliwości. Uczestniczy w kilku weselach i utwierdza się w przekonaniu, że taka ceremonia nie współgra z jej wizją życia. Podziwia himalajskie szczyty.

W trakcie ośmiomiesięcznej wędrówki czas się rozciąga, człowiek nigdzie się nie spieszy, leniwie przechadza po wiosce czy mieście, zagląda do chat miejscowej ludności. Nie ma biletu na konkretny autobus, nie ma terminów i zobowiązań. Sielankę zakłóca jedynie wszechobecna biurokracja, która skutecznie uprzykrza życie niejednemu podróżnikowi.

czwartek, 30 czerwca 2011

Libri di Luca.

Autor: Mikkel Birkegaard
Tytuł: Biblioteka cieni
Rok pierwszego wydania: 2007
Ocena: 5/6

Debiut duńskiego pisarza. Doskonały, muszę przyznać. Zwarty, pozbawiony nużących momentów, thriller. Podobno, bo, jak dla mnie, mało "thrillerowaty". To raczej powieść z morderstwem w tle. Czar starych ksiąg, którymi przepełniony jest antykwariat uśmierconego na wstępie Luki Campellego, tworzy ciekawą otoczkę. Do tego tajemniczy Lektorzy, a wśród nich nadawcy i odbiorcy, którzy nieszczególnie chcą ze sobą współpracować.

Jon, młody prawnik, otrzymuje w spadku antykwariat Libri di Luca. Mężczyzna przez wiele lat nie utrzymywał kontaktów z ojcem i odsunął na bok literaturę, ograniczając się jedynie do fachowych ksiąg, związanych z wykonywaną przez siebie profesją. Teraz musi zmierzyć się z przeszłością i podjąć ważną decyzję. Nie czuje ducha antykwariatu, choć wie, jak wiele cennych woluminów znajduje się w miejscu, które pozostawił mu ojciec.

Stopniowo poznaje historię Stowarzyszenia Lektorów. Jest zaintrygowany. Nie sprzeda Libri di Luca. Być może przyczyną śmierci ojca nie był atak serca...

Kolejna powieść, w której książki mogą okazać się śmiercionośną bronią. Wszystko zależy od Lektora - użytkownika. Trzeba przeciwdziałać złu, by zrobić miejsce dla dobra.

Nie pierwsza i nie ostatnia zapewne to książka o podobnej tematyce. Są świetne, są gorsze, niektóre totalnie nieudane, ale sięgam po nie, bo lubię, gdy książki są bohaterami powieści, a ludzie pasjonują się literaturą i poświęcają jej swe życie. Bibliofilstwo w powieściach działa na mnie jak magnes.

Mikkel Birkegaard pracował nad swą pierwszą książką przez pięć lat. Myślę, że nie był to czas stracony, bo "Biblioteka cieni" to bardzo dobra powieść jest:)

Weekendowo w Górach Stołowych.

Kudowa Zdrój

Świat z perspektywy nosidła turystycznego spodobał się Najmłodszej, a mieliśmy wątpliwości:)

Muzeum Górnictwa w Nowej Rudzie

Szczeliniec Wielki
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...