czwartek, 26 kwietnia 2012

Pa Pa...:)

Wyjeżdżam.
Dzieci trzeba dotlenić.
Sezon grillowy rozpocząć.
Zmęczyć się nic-nie-robieniem.
Wrócę w środę.
Najpóźniej w czwartek.
Może nawet coś przeczytam po drodze.



Dzień 10,11,12.

Pierwsza książka przeczytana przez Ciebie.
Książka, dzięki której zaraziłeś się czytaniem. 
Książka, która tak wycieńczyła Cię emocjonalnie, że musiałaś przerwać jej czytanie lub odłożyć na jakiś czas.

Wszystkie te pytania pozostaną bez odpowiedzi. Kompletnie nie pamiętam, jaka książka była tą pierwszą. Bardzo chciałabym pamiętać, dlaczego czytanie zaczęło mi sprawiać przyjemność i kto lub co za tym stoi. Niestety, wyrosłam w domu bez książek, w którym nikt nie czytał i nikt nikomu nie czytał. Na pewno przygoda z czytaniem ściśle łączy się z pójściem do szkoły i wizytami w szkolnej bibliotece. W podstawówce czytałam nie tylko lektury i faktycznie sama sięgałam po książki, ale było to w okolicach czwartej klasy, nie wcześniej. Wtedy rozpoczęły się lekcje języka polskiego i miałam szczęście poznać panią Jasińską, którą uwielbiałam i myślę, że Ona miała niezły wkład w moją edukację literacką. Pamiętam nawet, że zaprosiła grupkę dzieciaków, które przygotowywały się do konkursu recytatorskiego, do swojego domu, w którym popijaliśmy herbatę z filiżanek i czytaliśmy wiersze. Dziś poezji nie czytam, w konkursie miejsca żadnego nie zdobyłam, ale ten dzień pamiętam jako magiczny.

Nie czytałam książki, której czytanie musiałabym przerwać. Emocjonalnie odbieram książki, które dotykają tematu II wojny światowej, ale nie do tego stopnia, abym musiała je odkładać.
Pamiętam, że z pewną dozą obrzydzenia czytałam fragmenty Rytuału Mastertona.

środa, 25 kwietnia 2012

Dzień 8. Dzień 9.

Mało znana książka, która nie jest bestsellerem, a powinna nim być.

Nie wymyśliłam żadnego tytułu. Te książki, które lubię, zazwyczaj nie są mało znane albo dość szybko stały się bestsellerami.

Książka wielokrotnie przez Ciebie czytana.

Wielokrotnie, czyli dwa razy. Trzykrotnie przeczytanej książki jeszcze się nie dorobiłam i śmiem twierdzić, że takowej nie będzie.
Zdarzyło mi się wrócić do dwóch książek, których czytanie było nie tylko przyjemnością, ale i odkrywaniem siebie wśród słów.


26.04.2012
Przypomniałam sobie o jeszcze jednej, czytanej dwukrotnie, książce. Godziny Michaela Cunninghama najpierw czytałam z ciekawości, a później na potrzeby pracy magisterskiej. Bardzo dobra powieść. Mojej opinii nie zepsuło nawet dogłębne i wnikliwe czytanie. Mam wrażenie, że analiza Godzin przyniosła wiele ciekawych odkryć i sprawiła, że dostrzegłam w książce wszelkie możliwe dna, przez co stała się jeszcze bardziej interesująca.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Dzień 7.

Książka, przez którą trudno przebrnąć.


Zdecydowanie Pan Tadeusz Adama Mickiewicza. Mnie się nie udało jej przeczytać, a próbowałam wiele razy. Z racji wykształcenia powinnam, ale nie jestem w stanie przeczytać nawet połowy narodowej epopei. Otrzymałam nawet w prezencie ładnie wydany egzemplarz, aby było mi łatwiej obcować z dziełem wieszcza. Stoi na półce, dobrze wygląda, ale przyda się, być może, moim dzieciom. Jeśli będą w stanie czytać Mickiewicza...

niedziela, 22 kwietnia 2012

Dzień 6. I "Cud w Andach" Nando Parrado, Vince Rause.

Książka, przy której płaczesz.

Nie płaczę przy czytaniu książek. Naprawdę. Ryczę na filmach, często z powodów niewytłumaczalnych. Zdarzyło mi się kwilić w trakcie oglądania reklamy, co jest dość żenujące, ale tłumaczę sobie i światu, że byłam wtedy w ciąży, co wiele tłumaczy...
Generalnie łatwo się rozklejam, więc tym bardziej dziwi mnie, że nie nad książką.

Czasami się wzruszam i jestem bliska płaczu, ale łzy nie lecą, więc się nie liczy. Ostatnio bardzo poruszyła mnie historia opowiedziana przez Nando Parrado. Cud w Andach to książka, która opowiada o tragedii z 1972 roku, kiedy to samolot lecący z Urugwaju do Chile rozbił się w górach. Wielu pasażerów nie przeżyło tej katastrofy.
Rozbitkowie przez niemal trzy miesiące czekali na ratunek, choć wiedzieli, że ekipy ratownicze już dawno zrezygnowały z poszukiwań, a oni zostali uznani za martwych. Walczyli o przetrwanie w nieprzyjaznym, mroźnym i dzikim miejscu.

Zwątpienie przeplata się z nadzieją, siła przechodzi w słabość lub odwrotnie, ciężkie warunki wymagają podejmowania dramatycznych decyzji. Jednak człowiek się nie poddaje. Chce żyć. Rusza w drogę, choć brakuje mu sił, sprzętu, mapy, odpowiedniego ubrania. Dociera do celu i dzięki temu szesnaście osób wraca do domu.

To dramatyczne doświadczenie uczy pokory wobec życia. Pokazuje, że człowiek może pokonać każdą przeszkodę, jaka stanie na jego drodze. Wystarczy, że mimo przeciwności losu, zachowa w sercu miłość i nadzieję.
Cud w Andach zmusza do przemyśleń i wzrusza.


 

piątek, 20 kwietnia 2012

Dzień 5.

Książka non-fiction, której czytanie sprawiło Ci niekłamaną przyjemność.

Tutaj wiele książek podróżniczych, ale żeby nie być monotematyczną istotą, przywołam trzy doskonałe tytuły.


To książki, które informują o pewnym kawałku świata, o kulturze danego narodu czy o życiu z ekscentrycznym człowiekiem, ale czyta się je jak bardzo dobrą powieść. W tym tkwi siła literatury non - fiction: umożliwia poznanie, ale odchodzi od naukowego i szkolnego spojrzenia na świat. Czytając "Lolitę" w Teheranie i Heban to lekko i przystępnie napisane książki, które traktują o ważnych i poważnych sprawach. Żyć z Picassem to wspomnienia francuskiej malarki, która spędziła z artystą kawał czasu i opowiada o tym okresie tak, że trudno przerwać czytanie.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Dzień 4. I Rzeź.

 Książka, która przypomina ci o domu.

Zaczynam myśleć, że podjęłam się wyzwania, w którym na większość zagadnień będę odpowiadała: nie mam, nie znam, nie czytałam. Trochę mnie to przytłacza, ale naprawdę żadnej książki nie kojarzę z domem.

Obejrzałam Rzeź Romana Polańskiego (2011). Bardzo dobry film. Bardzo.
To ekranizacja sztuki Bóg mordu Yasminy Reza, której oczywiście nie widziałam, a bardzo bym chciała.

Film pokazuje, jak człowiek stara się być człowiekiem, jak nakłada kolejne maski, a jakakolwiek konfrontacja sprawia, że wyłażą z niego pierwotne instynkty. Żółć sączy się coraz obficiej z każdym wypowiedzianym przez bohaterów słowem.
Minimalistyczna scenografia, jeden pokój, czworo ludzi, setki emocji. Temat, gra aktorska, zdjęcia - wszystko świetne. Głównym aktorem tego przedstawienia jest dialog i to on buduje obraz, który pozostaje w pamięci.
Myślę, że Rzeź mógłby nakręcić Woody Allen.

środa, 18 kwietnia 2012

wtorek, 17 kwietnia 2012

Książka, którą lubisz najmniej.

30 dni z książkami. Dzień 2, czyli książka, którą lubisz najmniej.

Myślałam, myślałam i mało wymyśliłam. Jedyne tytuły, które przychodzą mi do głowy, to "Dziennik Bridget Jones" Helen Fielding i "Cena wody w Finistere" Bodil Malmsten. Obie książki są nudne.
Pierwsza uwłacza kobiecie, choć podobno wiele kobiet identyfikuje się z książkową Bridget i, podobno, jej perypetie są zabawne. Mnie nie śmieszyły, ale mam specyficzne poczucie humoru i kabarety też rzadko mnie śmieszą, więc się nie znam. Czytanie o tym, ile kalorii można zjeść na śniadanie, a ile się, niestety, zjadło, to strata cennego czasu. Wiem, że upraszczam i powieść ma głębsze dno, ale mnie nie przekonuje i nie dała mi szansy na to, bym zapałała chęcią odnalezienia tych ukrytych prawd.

O "Cenie wody w Finistere" pisałam tutaj, więc nie będę się powtarzała. Bodil Malmsten napisała suchą i pełną goryczy relację z miejsca, które podobno ukochała. Beznadziejne.


O książkach, których nie doczytałam, nie wspominam. Chodzi chyba o to, by napisać o takich, które się nie podobały, a mimo wszystko dotrwałam do końca. Jakimś cudem...

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Twoja ulubiona książka.

Łatwiej o mobilizację, gdy się człowiek w coś zaangażuje. Postanowiłam zatem wrócić na, pozostawione odłogiem, blogowe łono i zająć się wyzwaniem pt: 30 dni z książkami, na które ostatnio tu i ówdzie trafiam. Będę musiała myśleć nad odpowiedziami, formułować sensowne zdania i regularnie klikać. Tego potrzebuje mój rozleniwiony umysł. Przynajmniej tak mi się wydaje...

Dzień 1, czyli moja ulubiona książka. 

Nie mam zbyt wielu ulubionych książek. Wbrew pozorom, większość literatury, o którą się potykam, to dobre, przyjemne w odbiorze historie, do których na pewno nie wrócę.
Ta "ulubioność" zmienną jest - z wiekiem pewne historie przestają tak bardzo poruszać i właściwie ciężko stwierdzić, dlaczego w pewnym okresie życia stały się dziełem niemal kultowym.
Dawno nie czytałam "Wielkich ciężarówek..." Marty Fox i kiedyś znajdę czas, by do nich wrócić. Zakupiony przez licealistkę egzemplarz zamazany jest czerwonym flamastrem, ozdobiony wpisami i notatkami, wykrzyknikami i znakami zapytania. Dziś patrzę na to ze zgrozą, bo wyrosłam z pisania po książkach, ale te wszystkie słowa i podkreślone zdania o czymś świadczą, coś znaczyły. Podobnie zresztą wygląda "Lolita" Nabokova i "Tego lata, w Zawrociu" Kowalewskiej.
Arturo Perez - Reverte jako pierwszy wprowadził mnie w fascynujący świat bibliofilii i tego mu nie zapomnę. "Klub Dumas" czytałam z wypiekami na twarzy i wciąż uważam za jedną z najlepszych powieści, z którymi dane mi było obcować.
Atramentowa trylogia Cornelii Funke to cykl świetnych, pełnych przygód i niebezpieczeństw, książek dla młodzieży, w które wpadłam i z żalem zamykałam trzeci tom. Lepsze to niż perypetie Harry'ego Pottera, choć i te lubię.
Literatura podróżnicza to temat na osobny rozdział i tu bardzo ciężko wybrać ulubioną pozycję. Kobusowie, Kinga Choszcz, Martyna Wojciechowska to tylko nieliczne nazwiska ludzi z pasją, którzy przemierzają świat, a potem swoje wędrówki opisują tak, że w moim sercu rodzi się bardzo brzydkie uczucie - zazdrość.
Jeszcze "Egzamin" Cortazara i "O sztuce. Eseje o ekstazie i zuchwalstwie" Jeanette Winterson. Cortazar to Cortazar - albo się lubi jego niespieszny opis codzienności i długie człeków gadanie, i doszukiwanie się istoty opowieści między wierszami, albo się jego twórczości nie ogarnia. Mnie pisarstwo Cortazara wytrąca z równowagi, ale zdania, które znajduję na kolejnych stronach jego powieści i opowiadań trafiają w moje widzenie świata.
Jeanette Winterson jest przede wszystkim autorką niezłych powieści, ale mnie najlepiej czytało się jej eseje. Trochę w stylu Anne Fadiman, więc jeśli ktoś lubi "Ex Libris", polecam.

Jak widać, nie potrafię wybrać jednej ulubionej książki. Uważam, że to sztuka i gratuluję każdemu, komu się udała. Patrzę na obrazek poniżej i tak sobie myślę, że najczęściej wracam do książek o podróżach, przeglądam fotografie, podczytuję fragmentami. Łatwiej zatem byłoby mi wybrać ulubiony typ literatury, a nie tę jedną, jedyną, najlepszą z najlepszych...



piątek, 13 kwietnia 2012

Kwiecień.

Czasami mam ochotę tu wrócić.
Wspomnieć o przeczytanych książkach, obejrzanych filmach, nieprzemyślanych decyzjach, dojrzewających dzieciach i wyśnionych podróżach.
Trochę się wypaliłam, ale brakuje mi pisania.
Na stoliku zeszyt czeka na zapisanie.
Tutaj przyciąga niewidzialna siła i namawia do powrotu na znane i lubiane przecież śmieci.
Nie wyłgam się brakiem czasu. Nie przestałam czytać, myśleć, widzieć i czuć.
Jestem. 
Na chwilę wysiadłam. Może wrócę. Z wiosną, na którą czekałam całą zimę.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...