niedziela, 25 października 2009

Biblioteka bibliotece nierówna.

Sprawa jest trudna. Domowa biblioteczka ugina się od nieprzeczytanych książek, a ja zawsze mam ochotę na to, czego pod ręką brak. Nie kupuję ostatnio książek (kilka dni temu nabyłam Julie i Julię w Świecie Książki - nawet mi konto zablokowali, ponieważ od lutego nie dokonałam zakupu). Szperam więc w bibliotece i szukam tych nowości, na które mam ochotę, i nie znajduję. Biblioteka tutejsza zaopatruje się bowiem w leksykony, albumy o kwiatach, itp., beletrystykę mając w głębokim poważaniu. Na półkach klasyki pod dostatkiem, nowości jak na lekarstwo. Regał z nowościami zajmuje jednak główne miejsce, naprzeciw drzwi wejściowych, i kusi czytelników, spragnionych dobrej lektury. Jednak bliższy kontakt z tym regałem przynosi rozczarowanie.

Czasami tęsknię za moją starą biblioteką. Po pierwsze to miejsce mi znajome i przyjazne, po drugie - świetnie zaopatrzone. Panie są na bieżąco z nowościami i reagują na potrzeby czytelnika. Czasami, gdy wracam do rodzinnego miasta, wypożyczam książki i wiozę je pięć godzin do miasta, w którym teraz mieszkam. 

Tak sobie marudzę, bo niezmiennie zadziwia mnie fakt, że w "starej" bibliotece stoję przed dylematem, którą z tych wszystkich, nieczytanych, interesujących książek wybrać, a w bibliotece, z której teraz korzystam, zastanawiam się, czy znajdę cokolwiek, co z przyjemnością wyniosę do domu. 

Nie może być tak, że książki "domowe" zbierają kurz na półkach. Obrałam więc taką strategię, że czytam jedną książkę z biblioteki i jedną własną. Na razie mi się to udaje - od "Miasta Śniących Książek" (biblioteka) - fajnie, gdyby się ta reguła utrzymała dłużej. Moja w tym rola, jakby nie patrzeć:)

Teraz czytam moje "Pustkowie" Joyce Carol Oates.

sobota, 24 października 2009

Losy pewnego malarza (Marco Santagata "Mistrz Bladych Świętych")

Cinín, pasterz krów, pewnego dnia dowiaduje się, że w pobliskim kościele namalowano fresk z jasnowłosą Madonną. Postanawia go obejrzeć. Krowy, pozostawione na pastwę losu, zostają zabite, a rozgniewany właściciel szczuje winowajcę psami. Bohater trafia na zamek w Renno, gdzie staje się posłańcem pięknej, ale rozwiązłej Księżnej. Cinín, śmiertelnie zakochany w Księżnej, w której widzi uosobienie cudownej Madonny, odczuwa przemożną potrzebę malowania wszędzie jej wizerunku. Dzięki temu odkrywa w sobie talent.

Pierwszy raz spisuję tekst z okładki, ponieważ nie mam ochoty się rozpisywać. Temat książki - ciekawy, styl autora - nużący. Powieść jest wspomnieniem głównego bohatera, który w życiu doświadczył wielu przykrości, a później stał się świetnym malarzem. Sztuka stała się dla niego oparciem, sensem życia w świecie pełnym strachu i niepewności. Malarstwo wiele go nauczyło, ale przywiodło również na gałąź dębu. Na początku powieści dowiadujemy się, że Cinin z powrozem na szyi szykuje się do samobójczego skoku...i wspomnieniami wraca do przeszłości.
Wszystko fajnie, ale czytaniem się zmęczyłam i miałam wątpliwości, czy dotrwam do końca.
Mnie książka rozczarowała.

3/6

wtorek, 20 października 2009

Miłość usłana podtekstami (Eric Emmanuel Schmitt "Tektonika uczuć")

To trzecia książka Schmitta, po którą sięgnęłam. "Oskar i pani Róża" oraz "Pan Ibrahim i kwiaty Koranu" przeczytałam jakiś czas temu i pamiętam, że pierwsza powieść poruszała problem choroby i śmierci dziecka, a druga - no, właśnie...o czym była druga? Twórczość francuskiego pisarza nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Na razie.
Eric Emmanuel Schmitt jest autorem krótkich historii o życiu. "Tektonika uczuć" (świetny tytuł!) ma formę dramatu, który "połknąć" można za jednym czytaniem. Bohaterowie powieści, Diane i Richard, są w sobie zakochani. Planują się pobrać, ale kobieta wyraża swoją opinię na temat zachowania partnera i jego słabnących wobec niej uczuć. On jest zdziwiony, ale kontynuuje rozmowę i ostatecznie przyznaje jej rację. Rozstają się. Tak po prostu. Nie dają sobie czasu, nie próbują głębiej się nad tym zastanowić. W moim mniemaniu odchodzą od siebie wbrew sobie.
Rozstanie prowokuje szereg nieprzyjemnych zdarzeń, których inicjatorką jest Diane. Sama wciąga Richarda w pewną grę (z zazdrości, z pychy, z głupoty) i sama najwięcej na tej zabawie ludzkimi uczuciami traci.
Dramat Schmitta pokazuje zgubne skutki manipulacji i kłamstwa. Nie można budować szczęśliwego związku w oparciu o intrygę. W "Tektonice uczuć" wszyscy bohaterowie (a jest ich pięcioro) noszą maski, kluczą, coś ukrywają. Tu nie ma miejsca na szczerość.
To dobrze napisany dramat, który porusza ważny temat i świetnie go obrazuje. Między bohaterami wyczuwa się nieustanne napięcie (walkę bez użycia siły), ale nie do końca rozumiem motywy działania Diane. Nie wiem, do czego miała doprowadzić ta gra. Na pewno jednak bohaterka dostała niezłą nauczkę na przyszłość.

Po przeczytaniu trzech książek Schmitta stwierdzam, że jego utwory czyta się szybko i dobrze, ale nadal pozostaje on dla mnie autorem letnim.

4/6

poniedziałek, 19 października 2009

takie tam.

Oglądam Dom nad rozlewiskiem. Trzeci odcinek za mną. Wciągnęło mnie. Zaczynam być ciekawa książki, którą do tej pory omijałam.

Ostatni weekend upłynął pod znakiem trzech części Bibliotekarza - widzę wszystkie niedociągnięcia, ale nic nie poradzę na to, że lubię takie familijne filmy przygodowe. Oczywiście, pierwsza część historii najbardziej mi się podobała, ale tak zwykle bywa.

Moja sześcioletnia córa grywa na konsoli w Viva Pinata i uwielbia parować poszczególne zwierzątka, a przy okazji uświadamia mnie: "w nocy się dobrze robi romanse". Jakby mama nie wiedziała:)

piątek, 16 października 2009

Granice prawdy (Jodi Picoult "Świadectwo prawdy")

Zmobilizowałam się i sięgnęłam po osławioną Jodi Picoult - autorkę, której każda książka zbiera dobre recenzje. Na pewno moja znajomość z tą panią nie zakończy się na jednej powieści, tym bardziej, że na półce czeka jeszcze "Zagubiona przeszłość".

Myślę, że sekret Picoult tkwi w tym, że pisze ona o problemach zwykłych ludzi - o ich wyborach i stratach, o ich sile i możliwościach - w sposób przystępny, a jednocześnie dość szczegółowy. W pozornie prostych opowieściach przemyca prawne zawirowania, moralne wewnętrzne konflikty, codzienne życie - ta mieszanka jest o tyle ciekawa, że dostarcza czytelnikowi informacji, które jest on w stanie przyswoić i dzięki którym jego wiedza zostanie poszerzona.
Picoult wie, że lubimy poszerzać horyzonty, a nie zawsze mamy ochotę na popularnonaukowe publikacje. Dlatego serwuje nam historię problematyczną, w której różne punkty widzenia zmuszają czytelnika do refleksji i do tego, by zmierzył się z własnym kodeksem etycznym.

W "Świadectwie prawdy" Picoult portretuje środowisko amiszów. Na farmie prostych ludzi znaleziono martwego noworodka, co jest wydarzeniem niesłychanym, jeśli weźmie się pod uwagę mentalność tamtejszej społeczności. Rozpoczyna się śledztwo, a oskarżoną staje się osiemnastoletnia Katie - córka amiszów.
Powieść nie jest jednak kryminałem ani książką sensacyjną. To historia nieszczęścia owianego tajemnicą. Autorka skupia się na opisie środowiska amiszów - ich postaw, sposobu życia, stosunku do przemocy. Nikogo nie osądza. Stawia pytania.

Konfrontuje świat "normalnych" ludzi ze światem amiszów i pokazuje, że mimo odmiennego stylu życia dotykają nas podobne problemy i targają nami takie same wątpliwości.

4.5/6

środa, 14 października 2009

Literackie amoki i przerażenia (Walter Moers "Miasto Śniących Książek")

Poza tym, że niektóre fragmenty bym skróciła, nie mam żadnych zastrzeżeń. Książka mnie się podobała bardzo, niebezpiecznie wciągnęła w mroczne katakumby Księgogrodu i wywołała tęsknotę za miejscem tak przepełnionym literaturą, że aż strach...

Hildegunst Rzeźbiarz Mitów przybywa do Księgogrodu z pewnym rękopisem, który przekazał mu na łożu śmierci ojciec poetycki, Dancelot. Bohater pochodzi z Twierdzy Smoków, mekki świetnych poetów, sam jednak niczego jeszcze nie opublikował. Rękopis, który dzierży w dłoni, jest tekstem doskonałym. Hildegunst zamierza odnaleźć twórcę tak znakomitego dzieła...

Zaczyna się fantastyczna i pełna dziwów podróż. Bohater przeżywa wiele przygód, jest świadkiem niesamowitych wydarzeń, wielokrotnie zagląda w oczy śmierci. Dobro walczy ze złem (jak to w baśniach bywa, a myślę, że powieść Moersa jest baśnią dla dużych dzieci), a książki mogą być naprawdę niebezpieczne...
Po koncercie trąbuzonowym można wpaść w amok książkowy i biegać po antykwariatach z okrzykiem: Książki, nareszcie! Które wziąć? Obojętnie! Najważniejsze są książki! Kupować! Kupować! (s.131), a z małymi buchlingami, których reputacja temu zaprzecza, da się zaprzyjaźnić. Nawet straszny Król Cieni, którego nikt nie widział, ale wszyscy są przerażeni jego istnieniem...e, sami przeczytajcie:)

Walters Moers zręcznie skonstruował swą powieść. Czyta się jednym tchem.
Autor bawi się z czytelnikiem - nazwiska camońskich pisarzy to anagramy znanych i mniej znanych twórców rzeczywistych. Nie zdradzam tu żadnych tajemnic. Każdy czytelnik, obeznany choć trochę z klasyką literatury, zauważy to bez trudu.

5/6

poniedziałek, 12 października 2009

Kafka i Orwell u Saramago (Jose Saramago "Wszystkie imiona")

Laureat Nagrody Nobla za rok 1998.

Nie znałam twórczości Saramago i nie miałam pojęcia, jakiego typu to twórczość. Sięgnęłam po "Wszystkie imiona", ponieważ tylko tą książką dysponowała biblioteka. Czuję się usatysfakcjonowana lekturą, choć była nieco klaustrofobiczna.

Pan Jose, pracownik Archiwum Głównego Akt Stanu Cywilnego, to pięćdziesięcioletni samotny i zamknięty w sobie mężczyzna. Prowadzi nudne życie, a jego jedyną rozrywką w codziennej rutynie jest zbieranie wycinków z prasy z artykułami i zdjęciami sławnych ludzi. Większość czasu skromny kancelista spędza w pracy - miejscu surowym, mrocznym, w którym absurdalny regulamin zakazuje odwracania wzroku w trakcie rozmowy z kustoszem. Pan Jose jest pracownikiem idealnym. Do czasu...
Pewnego dnia trafia na kartę nieznajomej kobiety i, mimo braku racjonalnego wytłumaczenia, zaczyna się nią przesadnie interesować. Poszukiwanie informacji na temat 36 - letniej rozwódki sprawia, że z sumiennego i kompetentnego urzędnika pan Jose przeobraża się w roztargnionego, niewyspanego kancelistę, któremu zdarza się pomylić.

Dlaczego bohater tak bardzo interesuje się życiem tej kobiety? Dlaczego właśnie karta tej nieznajomej wzbudziła w nim ciekawość? Może nie ma znaczenia, że to ta kobieta? Może chodzi tylko (albo aż) o to, że w tym pustym życiu najwyższy czas zrobić coś absurdalnego, co wykracza poza logiczny schemat? Może na pana Jose spłynęła tego świadomość, gdy trzymał w dłoniach kartę tej kobiety? Może to przypadek?

Dziwna jest ta książka, ale wciągająca.
Skojarzenia z Orwellem i Kafką nasuwają się mimowolnie, ale głębiej tego nie analizowałam.

4/6

wtorek, 6 października 2009

Mira Lobe "Babcia na jabłoni". Barbara Kosmowska "Pozłacana rybka"

Dwie świetne książki. Pierwsza dla dzieci młodszych (czytałam sześciolatce), druga - dla nastoletnich przedstawicieli obu płci, choć wydawać się może, że głównie dla dziewcząt.

"Babcia na jabłoni" Miry Lobe to ciepła opowieść o chłopcu, któremu brakowało babci. Rówieśnicy tę kochającą i czułą osobę zawsze mieli blisko, a jemu los poskąpił radości z "posiadania" tak ważnej w życiu młodego człowieka istoty. Bohater wymyśla więc Babcię - nieco staroświecką z wyglądu, ale jakże nowoczesną, jeśli chodzi o pomysły na zabawę i sposób życia.
Fajna historia, pełna przygód i miłych gestów. Autorka przekazuje wiele mądrości nie tylko z pomocą babci wymyślonej, ale przede wszystkim dzięki starszej pani, która pojawia się w połowie powieści jako nowa sąsiadka rodzinki. Przyjaźń, która zrodzi się między chłopcem i staruszką oboje wielu rzeczy nauczy...

Z "Pozłacaną rybką" Barbary Kosmowskiej na początku miałam problem, ponieważ odzwyczaiłam się od literatury dla młodzieży. Ostatnio sięgam tylko po kolejne części Jeżycjady, a wszyscy wiedzą, jak często te książki pojawiają się w księgarniach.
Zaczęłam lekturę zaciekawiona - powieść obsypano nagrodami, a z autorką obcowałam przez rok z racji wykładów z literatury (pozytywizm!). Kobieta jest cudna i nie mam żadnego interesu w słodzeniu tej pani, bo egzamin dawno zdałam, a i studia też już zakończyłam. Barbara Kosmowska jest ciepłą, uśmiechniętą, nieco roztrzepaną osóbką, która ma świetny kontakt ze studentami i na moim roku to była opinia powszechna.
No, ale pisać miałam o książce, którą przeczytałam i o tym, jak sceptycyzm zamienia się w uznanie, a wszystko zależy od właściwego nastawienia. Czytając "Pozłacaną rybkę" zapomniałam, do kogo skierowana jest ta lektura. Z perspektywy dorosłego czytelnika wydaje się ona banalna i naiwna, a wcale taka nie jest.
Alicja ma naście lat, ciężko przeżyła rozwód rodziców (właściwie cały czas to bolesny temat), dobrze się uczy, pasjonuje ją fotografia. Każdą wolną chwilę spędza na wsi - najchętniej by tam zamieszkała, ale mądra babcia delikatnie wybija jej takie pomysły z głowy. Na wsi jest również Robert...
Książka porusza typowe dla wieku nastoletniego problemy - pierwsza miłość, wystawiona na próbę przyjaźń, narkotyki. Żaden z tych tematów nie został zbanalizowany, choć mogłoby się tak stać. Czym bowiem są problemy miłosne przy trudnym, bolesnym i bardzo poważnym spotkaniu ze śmiercią? Nagła choroba przyrodniego brata Alicji okaże się dla młodej dziewczyny szkołą życia nieporównywalną z niczym, co do tej pory zaprzątało jej głowę.
Mądra powieść dla młodzieży. Pewnie jest takich więcej, ale nie jestem na bieżąco z tego typu literaturą. Na półce mam jeszcze kilka książek - powoli będę się z nimi zapoznawała. Muszę tylko pamiętać o odpowiednim nastawieniu.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...