piątek, 29 marca 2013

całkiem luźne przemyślenia i kadry.

Wiosna jest, a jakby jej nie było.
Rozpaczliwie wypatruję słońca.
By ciepłem się otulić, aparat w dłonie chwycić i wydmy fotografować.
Mieszkanie przewietrzyć i myśli.



środa, 27 marca 2013

O czytaniu. O wychowaniu. O wartościach.


Irena Koźmińska, Elżbieta Olszewska
Wychowanie przez czytanie
Świat Książki 2011

"Czyta na poziomie klasy piątej" - taka informacja widniała na kartce, którą Maja przyniosła do domu pod koniec stycznia. Było to podsumowanie pierwszego semestru trzeciej klasy. Niby fajnie i dobrze, ale skąd u nauczyciela taki wniosek? Otóż, opinia powstała na podstawie krótkiego testu, podczas którego uczeń czyta wypisane na kartce słowa. Ocena końcowa oparta jest na ILOŚCI przeczytanych w minutę słów.

Czytanie jest to odkodowanie - czyli zrozumienie - sensu zapisanego za pomocą znaków graficznych! 
Umiejętność czytania jest jak gmach, którego fundament i piętra tworzy dobra znajomość języka - duży zasób słów i zwrotów frazeologicznych, wyczucie składni i gramatyki. Litery, które pomagają w zapisaniu i odkodowaniu zapisanego tekstu, są jak dachówki. Ich nauczenie to ostatni, a nie pierwszy etap nauki czytania. I z pewnością nie da się zbudować domu z samych tylko dachówek! (s.70)

Szkoła na tym polu  kuleje. Nie dość, że skupia się na uczeniu liter przede wszystkim, a nie na rozumieniu tekstu (o czym świadczy wspomniany przeze mnie test), to preferuje głośne czytanie w celu sprawdzenia czy dziecko umie czytać. Wystarczyłoby jednak porozmawiać z dzieckiem na temat samodzielnie przeczytanego fragmentu tekstu, by przekonać się, czy rozumie to, co czyta, a co za tym idzie, czy potrafi czytać.

Irena Koźmińska - założycielka i prezes Fundacji "ABCXXI - Cała Polska Czyta Dzieciom" oraz Elżbieta Olszewska - dyrektor programowy tejże Fundacji w 2007 roku napisały książkę Z dzieckiem w świat wartości, którą uważam za bardzo wartościową i mądrą pozycję, traktującą o tym, co dzisiaj należy pielęgnować i cenić. W zagubionym świecie współczesności książka ta może stać się ważnym drogowskazem.
Wychowanie przez czytanie - druga książka ww. pań - to lektura obowiązkowa dla wszystkich. Powinni po nią sięgnąć zwłaszcza pedagodzy i rodzice, ale każdy odnajdzie w niej mnóstwo ważnych wskazówek nie tylko na temat czytania. Mnie nie trzeba przekonywać do tego, że literatura to niezbędny "element" życia, a dzieci karmione słowem wyrastają na mądrych, kreatywnych, ciekawych świata dorosłych. Dlatego, gdy przyniosłam do domu tę książkę, usłyszałam od P., że nie muszę jej czytać, a ci, co powinni, pewnie nie sięgną po Wychowanie przez czytanie. Obawiam się, że P. ma rację, a szkoda, ponieważ (moim skromnym zdaniem) książka jest genialna. Niby wiedziałam o wielu poruszanych w niej problemach, niby doskonale zdaję sobie sprawę z ważności pewnych rytuałów, a przede wszystkim nie trzeba mnie przekonywać (czy namawiać) do czytania sobie i dzieciom, ale...i tak książka ta jest dla mnie odkryciem wielkim i ważnym, i pokreśliłam ją bardzo, i wykrzyknikami udekorowałam. 

Mądrych książek nigdy za wiele!
Pamiętajmy: Czytanie to najskuteczniejszy - i najtańszy - sposób budowania zasobów wewnętrznych dziecka! (s.15) Szczególnie dziś, w kulturze zdominowanej przez technikę, gdy dzieci chętniej patrzą w migający kolorowymi obrazkami ekran, czytanie wydaje się istotne. To nie tylko sposób na wspólne spędzanie czasu, ale przede wszystkim czynność, która rozwija wyobraźnię, pamięć, wzbogaca język, uczy myślenia, ćwiczy koncentrację...zalet jest mnóstwo, wad nie dostrzegam:)

Na koniec przywołam słowa przywódcy jednego z kościołów amerykańskich, które zapadły mi w pamięć i na długo tam pozostaną:

Żaden sukces zawodowy nie zrównoważy porażki odniesionej w domu (s.90)



sobota, 23 marca 2013

Zosia - prawie detektyw.


Agnieszka Tyszka
Zosia z ulicy Kociej na tropie
Nasza Księgarnia 2012

O pierwszej części przygód Zosi pisałam w lutym (KLIK). O czasie fajnie spędzonym na Kociej. O zabawnych sytuacjach, których w książce Tyszki nie brakuje.

W kolejnym tomie serii Zosia jest czwartoklasistką. Opowiada nam przede wszystkim o tym, czego doświadcza w szkole (w pierwszej części placówka edukacyjna zeszła na dalszy plan). Pojawia się więc nowa wychowawczyni, ochrzczona pięknym pseudonimem Mroczna Pampira (o genezie powstania ksywki dla matematyczki oczywiście nie wspomnę), są szkolne przyjaźnie (i spory również są)... Malina znowu wpada na pewien pomysł i realizuje go na Kociej, a pomysł ten dotyczy (to pewne) integracji międzyludzkiej. Rodzice Zosi i Mani przyglądają się wszystkiemu z lekkim niepokojem (tym razem do Londynu nie wyjechali), skupiając się bardziej na walce z pewną kuną i poważnych rozmowach na temat stresującej szkolnej atmosfery. Dziewczynki natomiast (Zosia, Iga i Zuzia) próbują wspólnymi siłami napisać opowiadanie kryminalne, zainspirowane pewnymi wydarzeniami w sąsiedztwie domu rodzinnego tytułowej bohaterki.

Lekka forma powieści przekazuje mądre treści. Pojawia się temat współpracy w grupie. Jest bohater negatywny, który nie wywołuje cienia sympatii, a jednak...Integracja okazuje się świetnym pomysłem na rozwiązanie kilku męczących spraw.
Agnieszka Tyszka, przy pomocy Mrocznej Pampiry, daje prosty przekaz - nie oceniaj pochopnie, daj szansę, spróbuj poznać, porozmawiaj, dowiedz się dlaczego ktoś jest taki, jaki jest... Malina, otwarta na świat, towarzyska, przedsiębiorcza, a przede wszystkim niesłychanie kreatywna jest w książkach pisarki postacią pełną blasku, pozytywną - taką, która w każdym widzi dobro i swoim przykładem pokazuje, że warto.

Jest pomysłowo, zabawnie, ciekawie. Nam się bardzo podoba i czekamy na więcej.

środa, 20 marca 2013

Feeria barw i emocji.

Tamtego roku, kiedy anioł przy wejściu do metra pożegnał się ze mną, traciłam wzrok, stopniowo, powoli.

Jimmy Liao
Dźwięki kolorów
Officyna 2012


Pierwsze, na co zwracam uwagę, to ogromne, kolorowe ilustracje. Widzę śpiącą na brzuchu dziewczynkę. Wzrok przykuwa cytat z wiersza Wisławy Szymborskiej. Później ta sama dziewczynka, w ciemnych okularach, przemierza stacje miasta, zadziwiając mnie filozoficznymi przemyśleniami na temat życia.

Idealnie byłoby swobodnie, bez celu, włóczyć się i błąkać... 
                       szeptem powierzać sekrety i w ciszy je przyjmować...

Nie bać się. Wątpić. Poznawać. Gubić się. Szukać.
Życiem się zachłysnąć. Jak łykiem dobrej mocnej herbaty.
Delektować się codziennością. Dostrzegać jej braki.
Pytać. Pytać. Pytać.

Z której stacji zazwyczaj wyruszasz?
Na której wysiadasz?
Czy wczorajsza stacja 
różni się czymkolwiek od dzisiejszej?


Zdania, które bolą. Słowa, przy których płaczę. Refleksja nad życiem. Ogrom emocji.

Czasem mam wrażenie, że świat nie ma granic.
Czasem mam wrażenie, że świat to labirynt pozbawiony wyjścia.
Czasem mam wrażenie, że doszłam na sam kraniec świata.
Często nie wiem, gdzie jestem, ani dokąd zmierzam.

Prostota, która urzeka. Prawda, która powala. 


Czy to książka dla dziewięciolatki? Maja nie zrozumiała treści, nie dostrzegła przesłania. Słowa wydały jej się oderwane od codzienności. Zdania wyrwane z kontekstu okazały się niezrozumiałe. Samodzielna lektura Dźwięków kolorów nie sprawiła córce przyjemności, ale wspólne czytanie stało się pretekstem do ważnej rozmowy. O poezji, o słownej i obrazkowej abstrakcji, o ukrytych prawdach i znaczeniach. O różnorakiej interpretacji. Po tej rozmowie to, co niezrozumiałe zostało trochę oswojone. Jestem pewna, że nie wszystko wyjaśniłam, a niektóre tematy, które poruszyłyśmy, zostały potraktowane powierzchownie. Jednak nie było moim celem atakowanie dziewięciolatki stosem definicji. Chcę, aby wkraczała do świata metafor stopniowo, bawiąc się znaczeniami i delektując elastycznością tekstu. Wyławianie tego, co ukryte to ogromna przyjemność, która rozbudza wyobraźnię i kreatywność. Rozbudza miłość do słów. Pozwala wkraczać do innych, głębszych, bogatszych światów.
Książka Liao to wspaniały wstęp do poznawania poezji. Dla dzieci.
Dla dorosłych to podróż w krainę prawd ważnych. Odkrywanie niezwykłości w codzienności.

Piękna, ważna i niezwykła książka. Inna. Wzruszająca.

Czy jest ktoś, kto chciałby przeczytać mi wiersz
przy oknie, o zmierzchu?

Przeczuwałam, że będzie to wyjątkowe spotkanie. Nie spodziewałam się, że aż tak niezwykłe.

wtorek, 19 marca 2013

Dziedzictwo sióstr.


Katherine Webb
Dziedzictwo
Insignis 2012

Powieść Katherine Webb nie od razu mnie zainteresowała. Po licznych, przeczytanych przed lekturą, recenzjach, miałam nadzieję na historię w stylu uwielbianych przeze mnie książek Kate Morton. Tymczasem pierwsze kilkadziesiąt stron wydało mi się banalne, mało zajmujące, choć ładnym językiem napisane.

Cieszę się, że nie zrezygnowałam z lektury, ponieważ niespiesznie rozwijająca się fabuła z czasem okazała się bardzo ciekawa - do tego stopnia, że nie miałam ochoty odkładać książki nawet na kilka minut i spacerowałam z Dziedzictwem po całym mieszkaniu.

Pokuszę się o stwierdzenie, że Webb i Morton łączy sposób budowania fabuły, obfitujący w retrospekcje. Obie pisarki często zaglądają w przeszłość, by lepiej poznać i zrozumieć teraźniejszość. Obie osadzają fabułę swych książek na tajemnicy, do której dotrzeć można poprzez dokładne i śmiałe odkrywanie czasów minionych. Kate Morton jest bardziej szczegółowa, sięga głębiej i od pierwszych stron wciąga czytelnika w świat, przepełniony sekretami, kłamstwami, zbrodniami. Katherine Webb nie jest tak drobiazgowa, a jej opowieść "rozkręca się" powoli, potrzebuje czasu i cierpliwego odbiorcy.

Dziedzictwo to dwie historie, które dzieli kilkadziesiąt lat, ale obie w odpowiednim momencie łączą się ze sobą, tworząc spójną i ciekawą historię. Debiutancka powieść Webb jest zgrabnie skonstruowaną, choć przewidywalną powieścią o pewnym miejscu i ludziach, których Storton Manor gościło lub odrzucało przez wiele lat. Siostry, Erica i Beth, przybywają do starego domu, by uporządkować rzeczy po zmarłej ciotce. Erica, zafascynowana historią rodu, grzebie w przeszłości swej rodziny. Beth natomiast woli pozostawić przeszłość za sobą i nie chce dzielić się z siostrą tym, co (wg Eriki) ukrywa. Historia tajemniczego zniknięcia kuzyna Henry'go zaczyna się wyjaśniać, choć pewnych faktów Erica nigdy nie odkryje (w przeciwieństwie do czytelnika).

Czytałam z przyjemnością, z zainteresowaniem i chętnie sięgnę po kolejną powieść Katherine Webb. Nie ukrywam jednak, że bardziej niecierpliwie czekam na najnowszą książkę Kate Morton, której polskie wydanie ukaże się we wrześniu.

czwartek, 14 marca 2013

Tom VII, czyli "Latarnik" Camilli Lackberg.

Camilla Lackberg
Latarnik
Czarna Owca 2011

Niewielka wyspa Graskar to miejsce magiczne. Oddalone od miasta, urokliwe, pachnące morzem. Czasami targane sztormem, innym razem spokojne i ciche. Na Graskar codzienność spotyka magię, a momentami za plecami czuć obecność poprzednich mieszkańców domu na wyspie. Drogę na Graskar wskazuje latarnia, która od wielu lat wpisana jest w krajobraz Wyspy Duchów. 
Annie Wester jest właścicielką tego uroczego miejsca, ale nie bywa tu często. Nic dziwnego, że Signe i Gunnar - opiekunowie domu - są zaskoczeni nagłym pojawieniem się Annie i jej syna na Graskar. My wiemy, że kobieta nie zatęskniła za wyspą, nie spędza tu wymarzonych wakacji, ciesząc się słońcem i powietrzem, przesyconym zapachem soli. Annie ucieka...przed kim? przed czym? dlaczego?

Lackberg po raz siódmy przedstawia nam ciekawą i tajemniczą historię, której korzenie sięgają końca XIX wieku. Lubię ten dwutorowy bieg wydarzeń, któremu autorka pozostaje wierna. W tym przypadku z wypiekami na twarzy czytałam o losie Emelie, która młodziutko wyszła za mąż za latarnika i zamieszkała na Graskar. Jej życie nie było usłane różami, ale dzielnie znosiła trudy codzienności. Ponad sto lat później w tym samym miejscu pojawia się Annie...

W międzyczasie ktoś ginie (wszak morderstwo musi być), ktoś został skrzywdzony...
Jak zwykle, najbardziej zainteresowana historią Wyspy Duchów wydaje się Erica - szpera, pyta, kombinuje. Dzięki Patrickowi jest na bieżąco ze śledztwem i momentami aktywnie w nim uczestniczy. Jej myśli zajmuje również siostra, która ma za sobą ciężkie chwile i nie może się odnaleźć w nowej sytuacji. Kto pamięta zakończenie "Syrenki", ten wie, co mam na myśli, pisząc o trudnych, a nawet traumatycznych przeżyciach Anny.

Mnie została lektura "Fabrykantki aniołków" i cieszę się, że jeszcze raz spotkam dobrze znanych bohaterów, do których zdążyłam się przyzwyczaić, ale od których pora trochę odpocząć. Tak czuję.

piątek, 8 marca 2013

Baśniobór. Część III i IV.

Brandon Mull
Baśniobór. Plaga cieni, WAB 2012
Baśniobór. Tajemnice smoczego azylu, WAB 2012

Nie wiem, ile przyjdzie mi czekać na piątą część cyklu Baśniobór, ale z chęcią zatopiłabym się w opowieści Brandona Mulla ponownie. Z pełnym przekonaniem polecam tę serię nie tylko dziewięciolatkom. Dorosły czytelnik też z zainteresowaniem śledzi losy Kendry i Setha, zapominając o zabieganej codzienności. Fajnie na chwilę poczuć się dzieckiem, przeżywać ciekawe przygody, radzić sobie z niepowodzeniami i uciekać przed niebezpieczeństwami.

Wszystkie części cyklu czytałam równie zachłannie. Wyobraźnia Mulla nie zna granic, a każdą kolejną część Baśnioboru cechuje coraz bardziej skomplikowana i niebezpieczna fabuła. W Tajemnicach Smoczego Azylu bohaterowie trafiają do Gadziej Opoki, azylu smoków - zwierząt nieobliczalnych, z którymi trudno się dogadać, a tym bardziej zaprzyjaźnić. Czwarty tom serii jest najbardziej mroczny, krwawy i pełen niespodziewanych zdarzeń - brzmi okrutnie, ale mam wrażenie, że autor zdaje sobie sprawę, kim są odbiorcy jego książek i odpowiednio tę grozę dawkuje. Szkoda tylko, że bohaterowie nie pochylają się nad śmiercią towarzyszy wędrówki. Zazwyczaj giną "ci źli" (Mull zachowuje baśniowy podział na dobro i zło), ale ofiarami bywają również przyjaciele.

Plaga cieni to opowieść o ciemności, w której rządzą wrogowie rezerwatów. Ich jedynym celem jest obezwładnienie opiekunów i dotarcie do artefaktów. Tutaj snują się zjawy, a przyjaciele w niedostrzegalny sposób stają się wrogami. Wszystko przesłania mgła, którą należy obezwładnić. W trzeciej części ktoś się pojawia (choć śmierć wydaje się ostateczna), ktoś wraca...

Jestem pod wrażeniem cyklu Baśniobór - nie przepadam za fantasy w wersji dla dorosłych, ale tę przeznaczoną dla młodego czytelnika bardzo lubię (faworytem jest tu Atramentowa Trylogia Cornelii Funke). Barwny i magiczny świat powieści Brandona Mulla niezmiennie fascynuje, mimo iż obawiałam się spadku formy pisarskiej w miarę rozszerzania historii. Na szczęście autor utrzymuje bardzo dobry poziom i nie przewiduję, aby piąta (ostatnia) część cyklu mnie rozczarowała. Rozczarowana mogę być jedynie faktem, że to już koniec...

Pod koniec lutego miała premierę nowa książka Mulla - Świat bez bohaterów, która rozpoczyna cykl Pozaświatowcy. Już czekam na spotkanie z tą powieścią:)

wtorek, 5 marca 2013

O McDusi słów kilka...


Małgorzata Musierowicz
McDusia
Akapit Press 2012

Z życiem jak ze sztuką w teatrze: ważne nie, jak długo trwa, ale jak jest zagrana.
(Seneka)

Jak dobrze zanurzyć się w dobrze znanym, ciepłym, ludnym świecie bohaterów Jeżycjady.
Córki Mili i Ignacego od dawna są matkami. Gabrysia jest babcią. Naturalną koleją rzeczy dzieci dorastają, zakochują się, zakładają rodziny...

Tytułowa McDusia to prawnuczka profesora Dmuchawca, która przyjeżdża do Poznania uporządkować mieszkanie zmarłego pradziadka. Razem z Ignacym Grzegorzem i Łusią pakuje do kartonów książki, wchłaniając tę nieszczęsną atmosferę osierocenia, powstającą w pokoju zawsze, gdy usuwa się z niego książki (s.132). Mądry, kochany, wrażliwy profesor Dmuchawiec pozostawił w sercach wielu Poznaniaków pustkę. Niektórzy, zaglądając do ogołoconego mieszkania, nie mogą powstrzymać łez. Innym na myśl przychodzi refleksja nad przemijaniem:

Mgnienie następuje po mgnieniu, chwila odmienia się po chwili, sekunda zbiega po sekundzie - i nawet nie widać, jak przemija epoka (s.252).

W McDusi jest więcej gniewu i kłótni (syndrom młodego pokolenia?), ale nawet najgorsze emocje nie są w stanie przyćmić rodzinnej i ciepłej atmosfery, którą ogrzewam się, będąc na Roosvelta. Tytułowa bohaterka nie wysuwa się na plan pierwszy, co mnie cieszy, bo jakoś nie zapałałam do niej wielką sympatią. Wystarczy, że wiernego adoratora zyskała w miłośniku sonetów - wrażliwym Ignacym Grzegorzu.
Nie rozczarował mnie tom dziewiętnasty, mimo iż dostrzegam tę słabo wyczuwalną (ale jednak) różnicę między "starymi" i "nowymi" częściami Jeżycjady. Mnie jest w domu Borejków dobrze. Bardzo dobrze. Rozsiadam się w obszernej i gościnnej kuchni, popijam herbatkę i słucham międzypokoleniowych opowieści...


piątek, 1 marca 2013

Inne miejsce...

Od miesiąca mieszkamy tu.
Jeszcze nie na swoim, ale już bliżej niż dalej.
Tydzień temu, po miesięcznej "feriowej" labie, Maja rozpoczęła naukę w nowej szkole.
Mam wrażenie, że bezboleśnie.

Po siedmiu latach bycia tam (ponad 300km stąd), wróciliśmy nad morze.
Niby stare i znajome, a jednak całkiem nowe...

Kształtujemy, lepimy, wymyślamy swoje miejsce do życia.
Na dłużej. Nasze własne. Tak naprawdę pierwsze.
Czeka nas dużo zmian. Trochę się boimy.

Będzie dobrze. Musi być...




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...