środa, 27 lutego 2013

Szalone wakacje z superszaloną babcią.

Elin Lindell
Superwakacje z szaloną babcią
Czarna Owieczka 2012

Iris spędza wakacje z babcią. Wydaje się, że będą to wyjątkowo nudne ciepłe miesiące, ale okazuje się, że babcia uległa dziwnej metamorfozie. Nie jest miłą starszą panią, nieco zagubioną po śmierci męża, ale ubraną w czarny kostium motocyklistką. Zabiera wnuczkę w podróż, której celem ma być poznanie mężczyzny, z którym babcia zaprzyjaźniła się w świecie wirtualnym.
Każdy dzień przynosi nowe przygody. Czasem jest śmiesznie, czasem niebezpiecznie. Babcia poczuła zew wolności, stała się przebojowa, a teraz próbuje rozsmakować wnuczkę w przygodzie, bo życie jest zbyt krótkie, by z niego nie korzystać. To, że babcia wybrała dość kontrowersyjny sposób na korzystanie z uciech życia, to już inna sprawa.

Powieść Lindell wpisuje się w nurt antypedagogiki. Babcia dziewczynki nie świeci przykładem i zdecydowanie nie jest wzorem do naśladowania. W "nowej" skórze czuje się wolnym duchem, którego nie obowiązują żadne zasady. Iris przygląda się poczynaniom babci mądrym dziewięcioletnim okiem i wysuwa własne wnioski z codziennych przygód. Nie jest zachwycona szalonym aspektem wakacji, choć wydawać by się mogło, że o takim lecie (i takiej babci) marzy każde dziecko.

Mam mieszane uczucia wobec książki Elin Lindell. Z jednej strony podoba mi się wartka i interesująca akcja powieści. Fajnie, że autorka pokazuje, że nigdy nie jest za późno na zmiany, a samotność nie oznacza zgorzknienia. Ciekawe są ilustracje i wtłoczony w treść album ze zdjęciami Iris.
Moje wątpliwości dotyczą zachowania babci - jej szaleństwo przekracza granice dobrego wychowania (kradzież). To wnuczka w tym duecie odznacza się rozwagą i ratuje siebie i opiekunkę z różnych tarapatów.
Może nie powinnam się przejmować tym, jak ekscesy babci odbiorą dzieci, bo Maja (dziewięciolatka) na bieżąco komentowała zachowanie babci, dziwiąc się jej wybrykom i nieco oburzając w pewnych sytuacjach.

Nie zachwyciła nas ta książka, ale przeczytałyśmy ją z przyjemnością. Na swój pokręcony sposób przekazuje kilka ponadczasowych prawd. Poza tym tchnie lekkością i wolnością. I wywołuje tęsknotę za podróżą. Za latem. Za wiatrem we włosach...


poniedziałek, 25 lutego 2013

Lackberg. Po raz piąty i szósty.

Lubię kryminalną sagę Camilii Lackberg. Słabsze "momenty" książek szwedzkiej pisarki nie odbierają przyjemności z lektury. Nie ma ich znowu tak wiele, a każda kolejna część cyklu zdaje się lepsza od poprzedniej.

Camilla Lackberg
Niemiecki bękart
Czarna Owca 2011

W Ofierze losu - czwartej części sagi - mamy zapowiedź czasu, do którego zostaniemy przeniesieni w retrospekcyjnych momentach piątej części. Erica znajduje na strychu swego domu zakrwawiony kaftanik, obok którego leży niemiecki medal i pamiętniki matki. Z wcześniejszych części wiemy, że bohaterka nie miała dobrych kontaktów z rodzicielką. Po znalezieniu przedmiotów, należących do tragicznie zmarłej mamy, jej ciekawość musi zostać zaspokojona i Erica nie spocznie, póki nie dowie się czegoś więcej na temat przeszłości Elzy.

Niemiecki bękart to udana, zgrabnie napisana, powieść kryminalna. Taka, jak lubię.
Na tym poprzestanę, ponieważ nie chcę psuć innym przyjemności poznawania losów czwórki przyjaciół, którym wojna odebrała młodość, a u schyłku życia nie radzą sobie ze wspomnieniami z przeszłości.

Nieco gorzej na tle piątej części wypada szósta - Syrenka.


Camilla Lackberg
Syrenka
Czarna Owca 2011

Sama historia jest ciekawa, ale mnie czytanie zepsuł fakt, że w pewnym momencie zaczęłam się domyślać pewnych rzeczy. Dla niektórych wcześniejsze rozwiązanie zagadki może być satysfakcjonujące. Nie dla mnie. Lubię nie wiedzieć, nie domyślać się, pod koniec lektury zaskoczyć...

Tego mi w Syrence zabrakło, choć fabuła świetna. Napiszę tylko, że główną postacią tej serii jest zaprzyjaźniony z Ericą bibliotekarz. W Niemieckim bękarcie Lackberg wspomina, że Christian pisze książkę pt: Syrenka, wywołując tym samym u czytelnika pewne skojarzenia. Szóstą część sagi charakteryzuje przede wszystkim najbardziej skomplikowana fabuła. Nie ukrywajmy -  książki Lackberg czyta się dobrze, nawet bardzo dobrze, ale nie jest to literatura wymagająca. Kryminały z założenia nie wymagają od czytelnika wyjątkowego skupienia, ale ta saga kryminalna to prosty język, dużo dialogów, niewiele opisów. Mknie się przez kolejne części.

Przywiązałam się do bohaterów, realizując w ten sposób założenia autorki. Od pewnego czasu nie czytam powieści Lackberg dla nowej zagadki kryminalnej. Bardziej interesuje mnie życie Eriki i Patrika, Anny i Dana, Martina, Anniki, a ostatnio również Mellberga i Pauli. Saga szwedzkiej pisarki staje się rozbudowaną obyczajową opowieścią z kryminalną historią w tle. 


czwartek, 21 lutego 2013

O mokrej tajemnicy i przyjaźni.


Zofia Stanecka
Tajemnica Namokniętej Gąbki
Egmont 2012 (Literacki Egmont)

Po pierwsze lubię styl Zofii Staneckiej. Po drugie uwielbiam Basie, które z przyjemnością czytam Młodszej, ale z których Starsza już wyrosła. Po trzecie coraz bardziej doceniam zjawisko pt: Literacki Egmont i książki z serii Księżycowy Kamień. Do tej pory Egmont był dla mnie wydawnictwem mało interesującym. Kojarzył się (być może niesłusznie) z Disneyem, Hello Kitty, itp. Jednak ostatnio zaskakuje znakomitymi seriami: Czytam sobie i Księżycowy Kamień. Pierwsza z nich ma pomóc najmłodszym w nauce samodzielnego czytania, stopniowo oswajać ze światem liter. Książki z drugiej serii skierowane są do dzieci czytających, pobudzają wyobraźnię, zabierając młodych czytelników w magiczny świat przygód i tajemnic. Mają sprawić, że dzieci zanurzą się w świecie literatury z ochotą i rozbudzić apetyt na więcej...

Tajemnica Namokniętej Gąbki Zofii Staneckiej od pierwszych stron zapowiada historię niezwykłą. Ziutek i Bratek to przyjaciele ze szkolnej ławy. Są ciekawi świata, nie przepadają za własnymi siostrami, czasami pakują się w kłopoty. Cała historia zaczyna się od podejrzeń, których nabierają chłopcy. W ich szkole gąbka i kreda śmierdzą glonami, a w łazience jest mokro. Trzeba przeprowadzić małe śledztwo i rozwikłać zagadkę, a któż nie zrobi tego lepiej niż Bratek i Ziutek. Szczególnie, jeśli zżera ich ciekawość i pragną przeżyć przygodę...

Ta powieść o współczesnej syrence to przede wszystkim historia przyjaźni, prawdziwego koleżeństwa, lojalności i, przy okazji, dobrej zabawy. Napisana wartko, bez zbędnych dłużyzn spodoba się i chłopcom, i dziewczętom. Ci pierwsi pokibicują Majce (tak ma na imię Syrenka) - miłośniczce piłki nożnej i docenią pomysłowość bohaterki. Dziewczęta natomiast będą dopingowały Majkę na gruncie domowo - szkolnym. Dla wszystkich spotkanie z niespodziewanym gościem będzie lekcją pokory i szczerej przyjaźni.
Zofia Stanecka w niemal niezauważalny sposób przemyca stare, ale nadal aktualne prawdy o życiu i warto się nad nimi pochylić w trakcie lektury. Czytanie tej książki to czysta przyjemność. Duża czcionka, krótkie rozdziały i wartka akcja to atuty powieści skierowanej do dzieci ośmioletnich. Myślę, że i nieco młodszego czytelnika pochłonie Tajemnica Namokniętej Gąbki.

środa, 13 lutego 2013

Kasia i Panjan, czyli oswajanie śmierci.


Subtelna. To pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl, gdy przeglądam książkę Jarosława Mikołajewskiego. Subtelna, mimo iż podejmuje trudny temat choroby i śmierci bliskiej osoby.
Dzisiejsza literatura dla dzieci przyzwyczaiła nas już do tego, że nie ma tematów tabu. Dzieci należy oswajać z tym, co nieuniknione, nawet jeśli mówienie o tym boli i wzrusza. Tak jak czytamy dzieciom stare baśnie, nie omijając okrutnych fragmentów, tak nie powinniśmy pomijać trudnych tematów w rozmowach z najmłodszymi. Życie nie jest czarno - białe i cukierkowe. Nie jest również pasmem cierpienia i nieszczęść i jak najbardziej polecam wiarę w pozytywną energię, ale na pewne "rzeczy" nie mamy wpływu.


Kiedy ciężko nam oswoić dzieci z bolesną częścią życia, kiedy nie mamy pomysłu na rozmowę, możemy zajrzeć do mądrej książki, w której trudny temat został odpowiednio zarysowany i subtelnie opisany.

Kiedy kiedyś czyli Kasia, Panjan i Pangór przyciąga wzrok samym tytułem. W dalszej kolejności oczarowuje ilustracjami i przykuwa uwagę treścią. To bardzo ładna (tak, ładna) opowieść o odchodzeniu, o pogodzeniu się z chorobą i śmiercią. Mikołajewski pisze o śmierci jako naturalnej części życia, podejmując przy okazji temat niesamowitej przyjaźni, która nawiązała się między dziewczynką i starszym panem. To Panjan zostawia list, w którym wyjaśnia Kasi przyczynę nagłego zniknięcia...Nie bezpośrednio, ale delikatnie, poetycko. W bajkowy sposób pomaga rodzicom odpowiedzieć na pytania dręczące dziewczynkę.


Książka, przepięknie zilustrowana przez Dorotę Łoskot - Cichocką, na długo pozostanie w mojej pamięci.

Jarosław Mikołajewski
Kiedy kiedyś czyli Kasia, Panjan i Pangór
Egmont 2011 (Literacki Egmont)

niedziela, 10 lutego 2013

Opowieść ojca..., czyli siła miłości.

Rupert Isaacson
Opowieść ojca. Przez mongolskie stepy w poszukiwaniu cudu
Nasza Księgarnia 2010

Czekając na narodziny dziecka, często słyszymy: najważniejsze, by było zdrowe. I choć czasem kołacze nam w myślach marzenie o córeczce czy synku, to na plan pierwszy wysuwa się to zdanie, wypowiadane przy każdej okazji, nawet przez nieznanych nam ludzi. Nie bez powodu.

Rupert i Kristin przywitali na świecie zdrowego chłopca. Dali mu na imię Rowan. Przez trzy lata cieszyli się wspólną codziennością, od czasu do czasu narzekając na zmęczenie, brak czasu, monotonię zdarzeń. Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy u trzyletniego Rowana zdiagnozowano autyzm. Rodzice wcześniej dostrzegali u syna objawy, które ich niepokoiły, ale odsuwali od siebie negatywne myśli, tłumacząc sobie i innym, że dzieci są różne, a fakt, że ich syn nie lgnie do ludzi, nie lubi dotyku i często zamyka się we własnym świecie nie świadczy o tym, że jest chory. W końcu jednak musieli skupić się na tym, co ich niepokoi.
Lekarska diagnoza przewróciła świat rodziny do góry nogami. Wszystko zaczęło się kręcić wokół autyzmu dziecka. Pielgrzymki od lekarza do lekarza, co rusz zmieniane metody leczenia, które nie przynosiły pozytywnych wyników, totalne wyczerpanie...to stało się codziennością Ruperta i Kristin. Tak wielkie skupienie na dziecku sprawiło, że rodzice zaczęli się od siebie oddalać. Rupert, podróżnik, obrońca praw zagrożonych plemion (m.in. Kalahari), koniarz, a przede wszystkim człowiek otwarty na to, co niewyjaśnione, związane z ludzką duchowością, postanowił wyruszyć do Mongolii w poszukiwaniu Szamanów. Wiedząc, jak wielka więź łączy Rowana z końmi, jak się przy nich wycisza i jak się z nimi porozumiewa, Rupert stwierdził, że podróż do miejsca, z którego konie pochodzą, a moc uzdrowicieli jest wielka może uleczyć sześcioletniego chłopca. Pełni obaw rodzice rozpoczęli trudną, piękną i ważną wędrówkę w nieznane...

Ciężko oceniać historie, które pisze życie. Lekturze towarzyszy mnóstwo emocji. Rupert nie słodzi. Bardzo często i szczerze wspomina o trudach podróży. Złości się na los, na syna, na niepogodę. Jednak miłość rodziców jest tak wielka, że są w stanie przezwyciężyć wszelkie granice. Brzmi cukierkowo i banalnie, ale taka jest prawda i nic tego nie zmieni.
Mongolia odkrywa przed podróżnikami wiele tajemnic, przyciąga gościnnością i wiarą w świat duchów. Szamańskie praktyki wielokrotnie dziwią, ale jeśli mają okazać się skuteczne...Jeden krok naprzód oznacza dwa kroki w tył, ale nikt nie obiecywał, że będzie lekko...

Rozpoczynając lekturę zastanawiałam się, czy książka nie będzie nużąca. Ile można pisać o tym, że się jedzie po pustkowiu i czasami spotyka Szamana? Ile można czytać o powtarzających się zachowaniach dziecka, o zmęczeniu rodziców? Okazuje się, że można długo pisać i czytać, i nawet przez chwilę nie poczuć się znużonym.

Opowieść ojca... to ważna i piękna książka, która pokazuje, jak wielkimi siłami dysponuje człowiek Nie tylko ojciec. Najważniejszą z tych sił jest miłość...
Nie byłoby jednak tej opowieści, gdyby nie wiara w duchy, w niewyjaśnione moce, w cuda...Jestem przekonana, że znalazłoby się wielu czytelników, którzy z politowaniem pokiwaliby głowami nad szamanami, buddystami, bajeczkami...

wtorek, 5 lutego 2013

Agnieszka Tyszka "Zosia z ulicy Kociej".

Agnieszka Tyszka
Zosia z ulicy Kociej 
Nasza Księgarnia 2012

Pilnie poszukujemy części drugiej - Zosia z ulicy Kociej na tropie - co już świadczy o tym, jakie wrażenie zrobił na nas pierwszy tom sympatycznej i zabawnej opowieści Agnieszki Tyszki. O ile nazwisko autorki kojarzyłam, o tyle nie mogłam się pochwalić "znajomością" jej twórczości. Do teraz, choć przeczytanie jednej książki danego autora nie pretenduje mnie do miana kogoś, kto się o talencie pisarskim przedstawianej tu pani Tyszki może wypowiadać. Jednak dobry początek znajomości to już coś:)

Zdecydowanie nam się rodzinka Zosi spodobała. Nam, czyli mnie i dziewięcioletniej Mai.
Tytułowa bohaterka opowiada o codziennych perypetiach własnej familii z humorem, z dystansem, z nutką ironii. Wszystko zaczyna się od przeprowadzki, do której zmusiły mamę Zosi wszędobylskie psie kupy. Tak, na warszawskich trawnikach ciężko byłoby urządzić piknik i rozkoszować się słońcem, leżąc na kocyku. Mama Zosi, wyjątkowo wrażliwa na punkcie odzwierzęcych nieczystości, postanawia zamieszkać (wraz z rodziną, oczywiście) w podwarszawskich Łomiankach, gdzie, jej zdaniem, nie dopadną ich żadne trawnikowe kupy. Mama Zosi jeszcze nie wie, że w nowym miejscu spotka ją wiele niespodzianek, przy których warszawski problem zblednie.

Najfajniejszy czas Zosia i jej młodsza siostra, Mania, spędzą jednak nie z własnymi rodzicami (bo ci wyjadą do Londynu), ale z siostrą mamy, Maliną i jej dwoma synami, Krzysiem i Misiem. Dla tych ostatnich pobyt w domu kuzynek stanie się nieco traumatyczny ze względu na niespodziewanych (i obrzydliwych) nieproszonych gości. Gdzie ogród, tam i ogrodowi mieszkańcy, którzy lubią zapuszczać się w rejony dla nich zakazane, a jeden z chłopców wszelkich pajączków, motylków, myszek itp. strasznie się boi.

Przez powieść Agnieszki Tyszki przewija się korowód ciekawych postaci. Dzieciaki są fajne, niezmanierowane (choć pojawiają się wylansowane przez supermodną mamusię Penelopki), zabawne. Świetna jest Malina - przeciwieństwo swej wrażliwej na psie kupy siostry - artystyczna dusza, która do codzienności podchodzi na luzie i łatwo nawiązuje przyjaźnie. Dzięki niej mieszkańcy ulicy Kociej będą mogli bliżej się poznać. Jest jeszcze babcia Zelmer, rezolutna i energiczna starsza pani, która ratuje rodzinę w trudnych sytuacjach. Mało jest szkolnych perypetii Zosi, bo na czas wyjazdu rodziców, ciocia Malina rezygnuje z nudnego obowiązku odwożenia dzieci do placówek edukacyjnych (korki mają spory udział w podjęciu tej decyzji, ale wydaje mi się, że i bez korków dzieci nie dotarłyby do szkoły).

Świetna książka, pełna śmiesznych sytuacji, czarno - białych ilustracji (wspaniałe uzupełnienie tekstu), napisana z dystansem do współczesności i związanej z nią komercji. Agnieszka Tyszka delikatnie wytyka minusy dzisiejszej codzienności, śmiejąc się po cichu ( i wykorzystując do tego wspomniane Penelopki) z ludzkich wad.

poniedziałek, 4 lutego 2013

...

Książki czytam i niedługo o nich napiszę. Na razie masa innych spraw zalewa myśli. Stąd blogowe zaniedbania. Ale jestem.

Dziewczyny trochę chorują i osładzają sobie domowy czas czytaniem...
Uwielbiam ten widok.




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...