wtorek, 15 marca 2016

Miriam Collee "W Chinach jedzą księżyc".



Miriam Collee 
W Chinach jedzą księżyc
Pascal, 2014

Okładka mnie urzekła, przyznaję. Książka okazała się sympatyczną opowieścią o Szanghaju z punktu widzenia Niemki, która wylądowała w tym kraju z mężem i trzyletnią córeczką. Autorka próbuje polubić to miejsce, ale nie jest łatwo. Po czasie przyzwyczaja się do otaczającej rzeczywistości i zdarza jej się zachwycić Chinami, ale i tak czuć w trakcie lektury, że bardziej męczy się niż cieszy inną kulturą.

Myślę, że podobnie jak Miriam, nie mogłabym się odnaleźć w azjatyckiej betonowej dżungli, w której wszystko (dosłownie wszystko) funkcjonuje inaczej niż w dżungli europejskiej. Ludzie wyrzucają śmieci przez okno i wychodzą z domu w piżamach (znak luksusu); dorosłe kobiety spacerują po ulicach miasta z torebkami, na których widnieje Hello Kitty; zanieczyszczenie powietrza przekracza wszelkie normy; z kranu leci żółta woda; w parkach próżno szukać zieleni, a na nielicznych placach zabaw nie ma huśtawek. Jak żyć? Miriam nie zna języka chińskiego, a mieszkańcy Szanghaju, z którymi się styka, nie znają języka angielskiego. Każdy dzień przynosi nowe niespodzianki, niekoniecznie miłe, co z jednej strony bywa ekscytujące, ale częściej męczy i wywołuje frustracje. W tym otoczeniu najlepiej czuje się trzyletnia córeczka Niemców - dom jest tam, gdzie są rodzice.

Zaletą książki jest na pewno styl autorki, która lekko i z humorem opisuje perypetie Europejki w Azji. Relacja z pobytu w Szanghaju może momentami zniechęcić do podróży w ten rejon świata, ale wzbogaca wiedzę na temat codzienności mieszkańców wielkiego miasta. Fajna opowieść, z którą przyjemnie spędziłam dwa popołudnia.

piątek, 11 marca 2016

Dominique Loreau "Sztuka umiaru".




Dominique Loreau 
Sztuka umiaru
Czarna Owca, 2014

Żyjemy w tak "zrobotyzowanym" świecie stale rozwijającej się technologii, że jesteśmy coraz bardziej spragnieni rzeczy, które zbliżają nas do innych ludzi, karmią naszą duszę, pozwalają docenić uroki życia, nie spieszyć się, choć przez chwilę nie zajmować się sprawami świata zewnętrznego, pobyć w ciszy i spokojnie porozmyślać.

W Sztuce prostoty autorka skupiła się przede wszystkim na umyśle, ciele i aspekcie materializmu. W Sztuce umiaru pisze głównie o jedzeniu, o podejściu do codziennych posiłków, o minimalizmie w kuchni. Na końcu książki podaje proste, sprawdzone przepisy na potrawy, które ucieszą zmysły. 

Warto przeczytać, ale zdecydowanie polecam rozpocząć spotkanie z Dominique Loreau od Sztuki prostoty. Dla mnie ten tytuł jest ciekawszy i bardziej inspiruje do zmiany. Poza tym to, o czym przeczytałam w Sztuce umiaru, wiem od dawna. Należę do osób, które wierzą w dobroczynne działanie pożywienia, którym karmimy nie tylko ciało, ale i duszę. Podpisuję się pod hasłem "jesteś tym, co jesz". Nie odmawiam sobie tego, co lubię, nie głodzę się, nie umartwiam. Wiem, że wystarczy zrezygnować ze śmieciowego jedzenia, mądrze wybierać produkty wrzucane do sklepowego koszyka, nie kupować gotowych dań i częściej samodzielnie (lub z pomocą bliskich) przyrządzać potrawy, by nie musieć martwić się kaloriami i kilogramami. Do tego przekonuje Loreau w swojej książce.

Udowodniono, że organizm ludzki potrafi bardzo szybko odzwyczaić się od produktów, których człowiek nadużywa. Sama doświadczyłam tego, będąc w pierwszej ciąży, kiedy przez kilka miesięcy nie jadłam słodyczy. Moment, w którym po przerwie poczęstowałam się wafelkiem, był straszny; niemal zwymiotowałam to, co zjadłam i uznałam, że jest to obrzydliwe, choć wcześniej tego samego kokosowego wafelka bardzo lubiłam. Podobnie jest z przyzwyczajeniem do soli, którą zjadamy w nadmiarze i z wieloma innymi produktami. Staram się wprowadzać zmiany w obrębie własnej rodziny i nie wyłuszczam nikomu z zewnątrz zasad zdrowego podejścia do życia, ponieważ w większości przypadków spotykam się z niezrozumieniem. Jak pisałam wcześniej, ludzie wolą iść do lekarza, wziąć tabletkę i ponarzekać na samopoczucie niż wprowadzić zmiany w codziennej diecie. Nie wiem, czy nie wierzą w holistyczne spojrzenie na życie (ja bardzo wierzę) czy są leniwi. Teksty typu "na coś trzeba umrzeć", "nie jestem królikiem, nie będę jadł zielonego", "to, co zdrowe, jest niedobre" utwierdzają mnie tylko w przekonaniu, że ludzie, którzy je wypowiadają, nie mają pojęcia, o czym mówią.

Dominique Loreau nie wygłasza prawd objawionych. To, o czym pisze, to proste, znane od pokoleń zasady zdrowego żywienia, które zatarły się w obliczu nadmiaru towarów dostępnych w sklepach. Autorka zaznacza, że pierwszym etapem sztuki umiaru w jedzeniu jest zrozumienie różnicy między głodem i sytością; rozpoznawanie potrzeb organizmu. Wystarczy proste jedzenie i przyjazna atmosfera przy stole. Pamiętajmy, że mniej znaczy więcej i to, czym karmimy nasze ciało, ma ogromne znaczenie dla ogólnego samopoczucia.

niedziela, 6 marca 2016

Linda Green "Mamifest".

Linda Green Mamifest Świat Książki, 2015

Od niedawna całkiem nieźle radzę sobie z porzucaniem książek, które mnie nie zainteresowały. W porównaniu do lat poprzednich, kiedy to nie potrafiłam odłożyć kiepskiej lektury w przeświadczeniu, że jak już zaczęłam czytać, muszę skończyć, by mieć swoje zdanie na temat danego tytułu czy twórczości autora. Na szczęście teraz ważniejszym jest dla mnie spędzenie czasu z wartościową książką i dlatego dokonuję ostrej selekcji, wybierając kolejną lekturę. Zmieniłam również podejście do kupowania książek z "pod wpływem promocji/okładki/widzimisię/itp." na "czy na pewno potrzebuję/chcę/wzbogacę się, nabywając ten tytuł". Dlatego obecnie kupuję mniej (posiadanie czytnika zdecydowanie pomaga w tym, aby ograniczać nabywanie tradycyjnych książek), a te tytuły, które już mam, jeśli nie zachwycają, trafiają do biblioteki.

Tam właśnie powędrowała powieść Lindy Green. Zmęczyłam Mamifest i stwierdzam, że naprawdę nie lubię tego typu literatury. Podczas lektury czułam, że autorka nie szanuje czytelnika i uważa, że wystarczy zagrać na emocjach i będzie ok. To tak nie działa, przynajmniej na mnie nie działa.
Dobiła mnie rozpisana na czynniki pierwsze "scena z tamponem", kiedy to jedna z bohaterek miesiączkuje, tamponów do torebki nie wrzuciła, a zaraz bierze udział w telewizyjnej debacie. Co robić? Automatów z tamponami w zasięgu wzroku brak, a najbliżej siedzą dwie kobiety z przeciwnej partii, z którymi się przecież bratać nie będzie. Ale jednak kobiety, więc...inteligentnie podchodzi do pierwszej, na oko osiemdziesięcioletniej i szeptem pyta o produkt pierwszej potrzeby. Ta patrzy na nią z politowaniem i mówi, że w jej wieku o tamponach się już nie myśli. Podchodzi więc do drugiej, która, na szczęście, dysponuje odpowiednim środkiem higieny, więc super, sytuacja uratowana, ale...tampon jest przecież innej firmy niż te, których używa zainteresowana; poza tym przyjęła pomoc z ręki "wroga" (te dylematy!). No nic, nie ma wyjścia. Puenta po użyciu tamponu? Na szczęście w środku wszystkie jesteśmy takie same. Amen.

Dlaczego przeczytałam tę powieść do końca, choć kilkakrotnie miałam ochotę porzucić lekturę? Dobre pytanie, na które nie znajduję odpowiedzi. Nie polecam. Szkoda czasu i energii.


czwartek, 3 marca 2016

Dominique Loreau "Sztuka prostoty"

Książka Dominique Loreau pięknie wpisała się w mój aktualny stan ducha. Autorka jest bardziej radykalna w sądach niż czytana przeze mnie wcześniej Anna Mularczyk - Meyer (Minimalizm po polsku), w paru kwestiach mam nieco inne spojrzenie na świat niż Loreau, ale Sztuka prostoty okazała się ważną książką i poczyniłam wiele notatek podczas lektury.

Dominique Loreau Sztuka prostoty,
Czarna Owca 2013
Minimalizm, którym ostatnio bardzo się interesuję, to punkt wyjścia opowieści Dominique Loreau. Autorka inspiruje do zmiany, garściami czerpiąc z filozofii Japonii, w której od ponad dwudziestu lat mieszka. Sztukę prostoty podzieliła na trzy części: Materializm i minimalizm, Ciało oraz Umysł. Łatwo się domyślić, że w pierwszej części Loreau zajmuje się głównie krytyką materializmu. Pisze o społeczeństwach nadmiaru: dóbr materialnych, wyborów, pragnień i pokarmu.

 Obfitość nie uczy wdzięku ani elegancji. Niszczy duszę i pozbawia wolności. Prostota zaś rozwiązuje wiele problemów. Miej mało rzeczy - będziesz mogła poświęcić więcej czasu swojemu ciału. A gdy poczujesz się dobrze w swojej skórze, będziesz mogła zapomnieć o sprawach ciała i zająć się kwestiami duchowymi.

Autorka wspomina o tym, że nasza kultura nie toleruje tych, którzy wybierają skromne życie, ponieważ minimaliści mogą stanowić zagrożenie dla konsumpcyjnej gospodarki. Zazwyczaj ci, którzy funkcjonują w rytmie slow i rezygnują z wielu "dóbr" współczesnej cywilizacji są postrzegani jako dziwacy i muszą się mierzyć z krytyką (nawet najbliższych), więc przejście na stronę (jasną stronę!) minimalizmu wymaga determinacji. 

Zmieniać się to znaczy żyć. Jesteśmy naczyniem, a nie jego zawartością. 
Pozbycie się własności może człowiekowi pomóc w staniu się tym, kim chciałby być.
Wzbogacaj raczej swoje ciało we wrażenia, serce w uczucia, 
a umysł w wiedzę niż swoje życie w przedmioty.

W drugiej części Sztuki prostoty Loreau zajmuje się ciałem. Podaje sprawdzone rady, jak zadbać o ciało, nie korzystając z powszechnie dostępnych kosmetyków, zawierających mnóstwo niepotrzebnych składników, które nie są dla nas ani dobre, ani zdrowe. Często zapominamy, że to, co rozsmarowujemy na twarzy, wnika w skórę i może być dla organizmu szkodliwe. Niektóre z jej rad mnie nie przekonały, ale najważniejsze w tej części jest zwrócenie uwagi na to, że warto troszczyć się o siebie i celebrować codzienne czynności pielęgnacyjne.

Dominique Loreau pisze o tym, jak żyć skromniej, uważniej, piękniej. Jak cieszyć się małymi przyjemnościami. W codzienności jest wiele piękna, którego często nie dostrzegamy, goniąc za tym, co głośne, spektakularne, krzykliwe.

Każdy kolejny dzień jest jedyną rzeczą, którą naprawdę mamy. Nasze życie to dziś; nie wczoraj, nie jutro. Czas jest świętym teraz. Jeżeli nie potrafimy korzystać z chwili obecnej, nie uczynimy tego także w hipotetycznej przyszłości. Ważny jest jednak nie tylko fakt, że mamy czas. Ważna jest także jakość chwil.

Cudownie autorka w kilku zdaniach zamknęła to, co najważniejsze w modzie.

Styl jest tym, co ubiera myśl. Indywidualny styl potrafi powiedzieć "nie" wybrykom mody. Łączy to, co nosisz z tym, kim jesteś. Moda się zmienia. Styl pozostaje. Moda jest spektaklem. Styl jest ostoją prostoty, piękna, elegancji. Modę się kupuje. Styl się ma. Styl jest darem.

Mogłabym zasypać Was cytatami, które uznałam za ważne i inspirujące. Dodam jeszcze dwa - jeden to właściwie bardzo trafne pytanie, które powinien zadać sobie każdy, bo wiele w nim prawdy. W minimalizmie najważniejszy jest umiar w każdej dziedzinie życia, uważne bycie tu i teraz, profilaktyka.

Dlaczego akceptujemy wysoki poziom cholesterolu, nadmiar kilogramów, wysokie ciśnienie, pozbawioną blasku, pokrytą plamami skórę, zniekształcone stawy, wizyty u lekarza jako nieuniknioną konsekwencję wieku, a odrzucamy zmianę trybu życia, przyzwyczajeń i sposobu odżywiania?

W tym jednym pytaniu jest tak wiele prawdy. Codziennie stykam się z ludźmi, którzy wolą zjeść tabletkę, ponarzekać na stan zdrowia, a jakakolwiek propozycja zmiany (np. diety) witana jest z niesmakiem. Łatwiej połknąć tabletkę.

Naszym celem byłoby nie "mieć", ale "być". Oczywiście, niemożliwe jest nieposiadanie niczego, bo sprowadzałoby się ono do uzależnienia od innych. Jak tłumaczy słusznie filozof i psychoanalityk austriacki, Erich Fromm, patrzeć na kwiat to żyć w stylu "być". 
Zerwać kwiat to żyć w stylu "mieć".

*Zdania pisane kursywą to cytaty z książki Sztuka prostoty Dominique Loreau.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...