sobota, 26 stycznia 2013

Filmy #3

www.filmweb.pl
Witamy u Riley'ów (reż. Jake Scott, 2010) 6/10

Małżeństwo Riley'ów straciło nastoletnią córkę. Piękny dom pachnie smutkiem i rozpaczą. Ona kompletnie nie radzi sobie z codziennością, nie opuszcza domu. On próbuje normalnie funkcjonować, ale po cichu płacze. Pewnego dnia wyjeżdża w sprawach służbowych, a po konferencji trafia do podrzędnego baru i tam poznaje Mallory. Nastoletnia dziewczyna pracuje jako prostytutka, mieszka w zagrzybionej norze, nie dba o siebie. Dla Douga (bo tak ma na imię mąż) nastolatka staje się substytutem utraconej córki. Mężczyzna dzwoni do żony, by poinformować ją, że nie wraca, że nie może tak dłużej żyć...ten jeden telefon wybudza Lois z letargu.

Historia ciekawa, realizacja nudnawa. Mimo, iż postać Mallory jest odstręczająca, to plus dla Kristen Stewart, bo dobrze zagrała (nawet jeśli, patrząc na nią, cały czas myślę Zmierzch).

www.filmweb.pl
Bez wstydu (reż. Filip Marczewski, 2011) 3/10

To, jak dla mnie, tragedia. Flaki z olejem. Film o niczym.
Bez wstydu to tak naprawdę dwie historie, które reżyser na siłę połączył w całość. Może zrobił to, by uatrakcyjnić wątek przewodni (czyli wykraczające poza normę uczucie brata do siostry). Nie jestem miłośnikiem polskiego kina i wątpię, że kiedykolwiek będę.

www.filmweb.pl
Operacja Argo (reż. Ben Affleck, 2012) 8/10

Bardzo dobry film. Od pierwszych scen interesujący, do końca trzymający w napięciu.
Scenariusz Operacji Argo oparto na prawdziwej historii ratowania sześciu amerykańskich dyplomatów, którym udało się schronić w ambasadzie Kanady i dzięki temu uniknęli losu pozostałych dyplomatów, którzy stali się zakładnikami. Działo się to w 1979 roku w Teheranie. Akta operacji odtajnił Bill Clinton i dzięki temu możemy poznać tę fascynującą i niebezpieczną historię. Świetne kino. Historia wielowątkowa, bo ociera się nie tylko o terroryzm, stosunki amerykańsko - irańskie czy amerykańsko - kanadyjskie. Dla mnie największym atutem filmu, prócz świetnie prowadzonej kamery, jest to, że widz trwa i czeka, trwa i czeka, momentami nie mogąc wysiedzieć w miejscu.

Potęga miłości (reż. Arliss Howard, 2005) 5/10

Prawdziwa historia z cyklu tych rodzinnych, wzruszających i momentami mdłych. Dawn samotnie wychowuje czwórkę dorastających dzieci, borykając się z brakiem pracy. Rodzina jest cukierkowa, dzieci idealnie wychowane, ujmująco grzeczne. Na każdym kroku wspierają mamę, nie sprawiając żadnych problemów wychowawczych (jeśli nie liczyć faktu spotykania się córki z nieakceptowanym przez matkę chłopakiem). To podejrzane, wątpliwe, przesłodzone. Jestem w stanie zrozumieć, że dzieci "grzecznieją" w obliczu choroby matki (bo mama zachoruje), ale normalna codzienność niesie ze sobą konflikty, szczególnie w domu, w którym współistnieje obok siebie czwórka nastolatków. Gdzie młodzieńczy bunt, gdzie siostrzane niesnaski?
Nie znudził mnie ten film, ale drażnił mdłą fabułą.

www.filmweb.pl
Zakochani w Rzymie (reż. Woody Allen, 2012) 7/10

Film Woody'ego Allena powinien być perełką w tym zestawieniu, ale nie jest. Na miano najlepszego filmu zasługuje tutaj Operacja Argo. Jednak w Rzymie spędziłam czas tak jak lubię, bo nie wyobrażam sobie, by mnie rozdygotany i neurotyczny allenowski świat kiedykolwiek znudził.

Motywem przewodnim Zakochanych w Rzymie nie jest, moim zdaniem, miłość, ale sława. W sumie, jak by nie patrzeć, też miłość, ale miłość własna. W każdej historii, nakreślonej przez Allena, przewija się chęć bycia celebrytą, bo chodzi tu właśnie o te najmniej trwałe, powierzchowne i puste poczucie, że jest się znanym. Z jakiego powodu, jak długo i czy słusznie, to już kwestie mniej istotne. W roli drugoplanowej występuje miłość i wątpliwa wierność zakochanych.

Kilka odrębnych historii. Jedno piękne miasto. Pytania, rozmowy, fascynacje. Jak dla mnie - Allen w bardzo dobrej formie. Czekam sobie na kolejny film...

piątek, 25 stycznia 2013

Jesper Juul "Uśmiechnij się! Siadamy do stołu".

Jesper Juul
Uśmiechnij się! Siadamy do stołu
Wydawnictwo MiND Dariusz Syska 2011

Najpierw przeczytałam artykuł w Zwierciadle. Wiedziałam, kim jest Jesper Juul, ale nie znałam jego książek. Przeczuwałam jedynie, że sposób patrzenia na relacje rodzinne duńskiego terapeuty pokryje się z moim. Po lekturze pierwszej książki Juula mogę stwierdzić, że się nie myliłam.

Uśmiechnij się! Siadamy do stołu nie jest poradnikiem w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Autor, terapeuta rodzinny i pedagog, nie poucza, nie daje konkretnych rad. Juul dzieli się z czytelnikiem wieloletnim doświadczeniem, wielokrotnie podkreślając, że nie ma złotych rad, które sprawdzą się w każdej sytuacji. Dziecko to myśląca istota, w której kłębi się mnóstwo emocji, a etap kształtowania własnej osobowości jest dla dziecka wyjątkowo trudnym okresem. Sytuacje konfliktowe nie powinny być traktowane jako anomalia, ale jako norma. Nie mogą przeradzać się w próbę sił. Nie tylko dlatego, że jest to nieprzyjemne i destrukcyjne, ale dlatego, że chodzi tu o odpowiedzialność, a nie o wyłonienie jednostki silniejszej: odpowiedzialność za dobrostan rodziny i panującą w niej atmosferę (s.93).

Najgorsze, co rodzice mogą zrobić dziecku to postawić je w centrum uwagi: ten, kto znajduje się w centrum, przestaje być częścią wspólnoty (s.27). Juul, pisząc o wychowaniu, skupia się na całej rodzinie. Dotyczy to nie tylko posiłków, choć właśnie przy stole rodzice bardzo często skupiają całą uwagę na potomstwie, bo dziecko musi zjeść, jak nie je - trzeba karmić (za mamusię, za tatusia...). Bywa i tak, że najpierw je (jest karmione) dziecko, a dopiero później do stołu siadają rodzice.

Juul przytacza różne sytuacje, z którymi spotkał się w swojej pracy i podaje możliwe rozwiązania. Pisze o krzywdzących słowach, które często "padają" przy stole (np. Jeśli nie zjesz, to nie pójdziesz się bawić. Pomyśl o dzieciach, które nie mają co jeść! Używaj buzi do jedzenia, nie do gadania. Kończ już, wszyscy na ciebie czekają). Wspólną cechą - szkodliwą cechą - tych wszystkich wypowiedzi jest to, że reprezentują język władzy i pouczania, język, który bez przerwy "czegoś chce". Bez przerwy chce zmieniać, naprawiać i poprawiać osobę, do której skierowane są wypowiedzi, wysyłając jej w ten sposób komunikat: nie jesteś wystarczająco dobry! (s.79)

Sposób, w jaki dzieci podchodzą do jedzenia, odzwierciedla często to, jak podchodzą do wielu innych rzeczy. Nikt nie rodzi się niejadkiem, nikt na złość rodzicom nie grymasi przy stole. Czym w ogóle jest grymaszenie? Czy wystarczy nie lubić dziesięciu potraw, czy trzeba nie lubić trzydziestu, by grymasić? Czy grymasi się, odmawiając zjedzenia potrawy, którą kiedyś się próbowało, czy grymaszenie dotyczy zjedzenia czegoś, czego nie chcemy spróbować, bo np. nie odpowiada nam wygląd albo zapach potrawy?

Zmuszanie kogoś do jedzenia jest odpowiednikiem zmuszania kogoś do seksu: nie tylko nie pozwala czerpać z tego przyjemności i doznań, ale sprawia, że człowiek w ogóle przestaje mieć na to ochotę (s.94).

Juul zwraca uwagę na bardzo istotną rzecz w wychowywaniu. Dla dzieci najważniejsze jest to, że są słyszane, widziane, że biorą udział w życiu rodziny, mogą współdecydować, ale dzieci nie chcą być liderami. Ważne są granice, dzięki którym dziecko czuje się bezpieczne. Poczucie, że ktoś stoi na straży rodzinnego ładu jest dla dziecka niezmiernie ważne. Równie ważne jest to, by dorośli dali sobie czas i stworzyli przestrzeń, w której życie będzie się mogło rozwijać spontanicznie, zamiast denerwować się, że rzeczywistość zupełnie odbiega od ich wyobrażeń o idealnej rodzinnej kolacji. (s.120)

Ciekawa i wartościowa książka, która, wbrew tytułowi, nie traktuje tylko o jedzeniu. Temat wspólnych posiłków jest pretekstem do rozmowy o rodzinie, o relacjach rodzinnych, o dorastaniu młodego człowieka.
 

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Michael Palmer "Ostatni chirurg".

Michael Palmer
Ostatni chirurg
Wydawnictwo Albatros 2012

Nie czytam thrillerów medycznych. Książka, o której dzisiaj wspomnę, to moje drugie spotkanie z tym gatunkiem literackim (pierwszą powieścią był Chirurg Tess Gerritsen).

Ostatni chirurg Palmera to wielowątkowa historia tajemniczych morderstw, między którymi nikt nie znalazłby związku, gdyby nie dociekliwa siostra jednej z ofiar. Jillian Coates nie wierzy, że jej urocza i pełna życia siostra, popełniła samobójstwo, a taka jest oficjalna wersja śmierci młodej pielęgniarki. Jillian zaczyna drążyć, szukać, pytać i okazuje się, że sprawa jest tajemnicza, a wnikanie w szczegóły z każdym dniem robi się coraz bardziej niebezpieczne. Na szczęście, Jillian nie działa w pojedynkę. Ma obok siebie przystojnego doktora, Nicka Garrity'ego, który cierpi na zespół stresu pourazowego po traumatycznym przeżyciu zamachu bombowego w Afganistanie, gdzie pracował jako lekarz wojskowy. Dziś Nick zajmuje się leczeniem osób, których nie stać na płatną opiekę medyczną. Tych dwoje od pierwszego spotkania znajdzie wspólny język, a Garrity bez mrugnięcia okiem zaangażuje się w pomoc (ten typ tak ma) ślicznej Jillian.

To jest całkiem sympatyczne czytadło. W miarę wartka akcja (choć zdarzają się niepotrzebne dłużyzny, kiedy czytelnik zaczyna zastanawiać się, czy to jeszcze thriller, czy już melodramat) nie pozwala na nudę, a historia, wystarczająco zawiła, wciąga. Nie zostanę fanką thrillerów medycznych i mam wrażenie, że na rynku wydawniczym można znaleźć ciekawsze historie tego typu, ale spotkanie z Ostatnim chirurgiem uważam za całkiem udane. Z mroków pamięci wydobywam wspomnienie lektury Gerritsen i wydaje mi się, że Chirurg był ciekawszy, ale zamglona upływającym czasem pamięć może płatać figle.




czwartek, 17 stycznia 2013

Kate Morton "Dom w Riverton".

Kate Morton
Dom w Riverton
Wydawnictwo Muza 2007

Jak dobrze zanurzyć się w historii, którą snuje Kate Morton. Ubolewam bardzo nad tym, że przeczytałam wszystkie książki pisarki i nie wiem, jak długo przyjdzie mi czekać na kolejną powieść - sagę.

W świecie pełnym konwenansów,  gdzie królują sztywne zasady, znajdzie się miejsce na tajemnicę, na zabawę, na sekretne romanse. Ba! Mam wrażenie, że im bardziej konserwatywne środowisko, tym większa pokusa, by spróbować zakazanego owocu.

Dom w Riverton to stara rezydencja, która najlepsze lata ma już za sobą. Historię tego miejsca przybliża nam, będąca u kresu życia, Grace, która, jako czternastolatka, została służącą w domu państwa Ashbury. Dla młodej dziewczyny praca w miejscu tak wytwornym i znanym była wyjątkowym przywilejem. Grace wspomina swe życie z rozrzewnieniem - nigdy nie traktowała służby jako zajęcia uwłaczającego ludzkiej godności. Była dumna z posady, lojalna i pracowita. Ciepło opisuje historię rodziny, którą traktowała jak własną.

Powieść Morton to historia kilkunastu lat życia mieszkańców Riverton. To lata wojny, która odcisnęła piętno cierpienia na młodych chłopcach i pochłonęła wiele istnień. To radość narodzin, smutek śmierci.
Grace, zafascynowana siostrami Hartford (szczególnie starszą siostrą, Hannah), nie żyła swoim życiem. Poświęciła się dla Hannah, wyjechała z nią do Londynu (gdy ta wyszła za mąż), odrzuciła oświadczyny mężczyzny, którego pragnęła, zaniedbała matkę. Nie ma jednak we wspomnieniach Grace żalu za utraconym, raczej ciepło wynikające z pogodzenia się z życiem. Staruszka snuje swą opowieść niespiesznie, szczegółowo opisując kolejne lata w Riverton, a później w Londynie. Wydaje się, że lata służby były najlepszym okresem jej życia. I, jak się okazuje, najbardziej tajemniczym. Grace ma sekret, którym teraz, u kresu życia, postanowiła podzielić się z wnukiem. Przy użyciu dyktafonu przekazuje kawał historii Marcusowi, a przy okazji nam, czytelnikom.

Grace nie potrafi żyć teraźniejszością. Jej myśli wciąż uciekają w bogatą, rozpalającą wyobraźnię przeszłość. W przeszłość pełną cichych dramatów, niespełnionych marzeń, ukrytych miłości, miejscami tylko radosną, rozbrzmiewającą echem wytwornych przyjęć i szczerych zalotów.
Opowieść o Riverton jest historią upadku domu i rodziny. Dni świetności mijają wraz z wybuchem wojny. Mieszkańcy, odmienieni trudnymi czasami i warunkami bytu, próbują utrzymać arystokratyczne zwyczaje, ale wiele z nich pokrywają cienie smutku, niedostatku i cierpienia. Tajemnicza tragedia, która ostatecznie kończy opowieść Grace, przyczynia się do upadku rodu Ashbury i rodziny Hartford. Grace kończy pracę i zaczyna funkcjonować poza Riverton, ale pamięć lat spędzonych w posiadłości nie zachodzi mgłą nawet na chwilę.

Bardzo lubię styl Kate Morton. Niespieszne, pełne retrospekcji opowiadanie. Dobrze mi w tamtych czasach, które dziś, pokryte kurzem, traktowane są z przymrużeniem oka. Pruderyjność i konserwatyzm poprzedniej epoki nie pasuje do dzisiejszych, asertywnych i nieskrępowanych, czasów, w których koedukacja to zjawisko powszechne, a spacer panny (bez towarzystwa przyzwoitki) nie wzbudza żadnych emocji.
Nie, nie tęsknię za tamtymi czasami. Lubię, kiedy pisarz umiejętnie i w dobrym stylu przenosi mnie do przeszłości. Kate Morton jest mistrzynią snucia opowieści. Stwierdzam to z pełnym przekonaniem po przeczytaniu trzech powieści autorki. Z niecierpliwością czekam na jej kolejne książki.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Filmy #2

www.filmweb.pl
Wszystko, co dobre (reż. Andrew Jarecki, 2010) 7/10

Historia zaginięcia Katie, żony Davida Marksa (mnie nazwisko nieznane przed seansem), spadkobiercy nowojorskich nieruchomości. Opowieść prawdziwa, do dziś niewyjaśniona.
Początek filmu przenosi nas w piękne i kolorowe lata 70-te. David jest młodym, zbuntowanym mężczyzną, którego nie interesuje rodzinna firma. Katie marzy o studiach medycznych i uosabia to, o czym David marzy: wolność, luz, życie w zgodzie z własnymi pragnieniami. Nie wisi nad nią surowa ręka ojca, jest kochana za to, że jest, akceptowana przez rodzinę, która nie uknuła dla niej planu na całe życie.
Tych dwoje połączy niezwykłe, szczere i piękne uczucie. Zamieszkają w małej mieścinie, otworzą sklep ze zdrową żywnością...
Nie, nie zdradzam fabuły. To, o czym piszę, to zaledwie pierwsze kadry tej ciekawej historii. W dalszej części filmu pojawią się nieprzemyślane decyzje, psychiczne niezrównoważenie, cierpienie...

Mnie podobał się cały film, ale przyznam, że z większą przyjemnością oglądałam pierwszą połowę. Kirsten Dunst i Ryan Gosling grają tak, że nie sposób oderwać od nich oczy. Lubię tych aktorów.

www.filmweb.pl
Tacy byliśmy (reż. Sydney Pollack, 1973) 7/10

Hubbell (Robert Redford) i Katie (Barbra Streisand) pochodzą z dwóch różnych światów. Inaczej postrzegają rzeczywistość. Ona to zaangażowana polityczne działaczka, dziewczyna pracowita, poważnie podchodząca do życia, pilna studentka. On to przystojny lekkoduch z talentem pisarskim.
Nie wydają się dla siebie stworzeni, ale połączy ich uczucie. Nie będzie łatwo, ale czasami pięknie. Każde z nich w tym związku stanie się pełniejsze. Ona da z siebie więcej, ale czy to ważne...
Historia miłości Hubella i Katie to historia bliskiej codzienności. Zaangażowanej. Podglądamy kilkanaście lat życia dwojga ludzi, którzy w pewnym momencie stają się nam bliscy. To jest sztuka! Chylę czoła przed Pollackiem.
Tacy byliśmy to film spokojny, wyważony, ale pełen wyrazu. Na pierwszy plan wysuwa się uczucie i relacje międzyludzkie, ale w tle obserwujemy bardzo ważne polityczne wydarzenia.

www.filmweb.pl
Siostry (reż. Curtis Hanson, 2005) 6/10

To zdecydowanie najsłabszy z filmów ostatniego tygodnia, ale obejrzałam Siostry z zainteresowaniem. Niczym szczególnym się ten film nie wyróżnia, fabuła jest prosta i przewidywalna. Historia opiera się na skrajnie różnych charakterach dwóch sióstr. Jedna odkrywa, że życie nie jest wieczną balangą, a druga robi sobie urlop od poważnej i zapiętej pod szyję codzienności. Obie skorzystają na przemianie. Dynamiczny, całkiem sympatyczny film na wieczór. Kino, które nie wymaga od widza zaangażowania. Czasami wystarcza.


www.filmweb.pl

Niemożliwe (reż. Juan Antonio Bayona, 2012) 8/10

To nie jest film katastroficzny, choć wielki kataklizm (tsunami w Tajlandii pochłonęło ponad dwieście tysięcy ofiar) przyczynia się do tragedii bohaterów. To kino, które pokazuje siłę determinacji, wiary, miłości w obliczu ogromnego cierpienia. Przyprószone to wszystko łutem szczęścia. 
Nie jest to kino wyjątkowe, ale wyjątkowo wzruszające. Przyznam, że się nieco odwodniłam podczas seansu. 

Fabuła filmu, oparta na prawdziwej historii, jest prosta. Pięcioosobowa rodzina Bennetów spędza świąteczny urlop na rajskiej wyspie. Sielankę burzy fala tsunami, która rozdziela rodzinę. W dalszej części filmu rozdzieleni próbują się odnaleźć, a to zadanie wydaje się niemożliwe w miejscu, w którym zapanował totalny chaos.

Kino bardzo uczuciowe. Nie tylko chwile bólu i cierpienia wzruszają (zapas chusteczek wskazany), momenty szczęścia i rodzinnej bliskości również wywołują emocje.
Obraz katastrofy przeraża nawet na ekranie, zdjęcia bywają naturalistyczne. W ogólnym rozrachunku Niemożliwe to bardzo dobry dramat.




sobota, 12 stycznia 2013

Susan Sontag "O fotografii".

Historia fotografii w esejach wybitnej intelektualistki. Czym jest fotografia? Do czego zmierza? Jak się zmienia jej funkcja we współczesnym świecie? Czy między fotografią i malarstwem istnieje związek? Dlaczego gromadzimy zdjęcia?
Wiele zagadnień, którymi zajmuje się Sontag, zostało rozstrzygniętych. Magia, o której mowa w esejach, naturalność i niedoskonałość fotografii, te nieupozowane fragmenty życia, to dziś często pojęcia względne.
Ciekawy rozdział o Diane Arbus, sportretowanej w filmie Futro: portret wyobrażony Diane Arbus (reż. Steven Shainberg, 2006).
Książka ponadczasowa - napisana w 1973 roku, w Polsce wydana w 1986, w 2009 roku doczekała się wznowienia (wyd. Karakter).

Wszystko i tak sprowadza się do tego, że fotografia jest sztuką kapryśną, a ocena zdjęcia to efekt subiektywnego spojrzenia patrzącego.

Garść cytatów. Do zapamiętania...

W gruncie rzeczy fotografia zamienia każdego w turystę wędrującego po rzeczywistości innych ludzi, a czasami także po własnej.

(...) ikonografia tajemnicy, śmiertelności i przemijalności.

Fotografie działając wedle zasad surrealistycznej wrażliwości sugerują, że daremne jest nawet silenie się na zrozumienie świata i zamiast tego proponują, byśmy świat kolekcjonowali.

Na  świecie panuje osobliwy heroizm od chwili wynalezienia aparatu fotograficznego: heroizm widzenia. Fotografia otworzyła nową swobodną dziedzinę - pozwalając wszystkim na wykazanie się niepowtarzalną, żarłoczną wrażliwością. Fotografowie wyruszyli na swoje kulturalne, klasowe i naukowe safari, szukając uderzających obrazów. Chwytali świat w pułapki bez względu na koszty płacone zniecierpliwieniem i niewygodami, w pułapki tego czynnego, zaborczego, oceniającego, dowolnego sposobu widzenia.

Fotograf pragnie przede wszystkim apoteozy codziennego życia...



wtorek, 8 stycznia 2013

Dorota Gellner "Gryzmoł".

Dorota Gellner
Gryzmoł
Wydawnictwo Bajka 2009

Nazwisko Doroty Gellner kojarzyłam do tej pory z literaturą dla dzieci. Od niedawna myślę o pisarce, gdy młodsza córka śpiewa piosenkę Zuzia - lalka nieduża. Najczęściej w samochodzie rozbrzmiewa ta popularna i wszystkim znana melodia, a autorką tekstu jest właśnie pani Dorota. Ale ja nie o Zuzi chciałam, tylko o Gryzmole...

Gryzmoł to bohater świetnej, napisanej rymowaną prozą, książki dla dzieci. Siedemnaście wierszowanych opowieści o nieco psotnym i zabawnym chłopcu, który nie pozwala rodzince się nudzić. Maluje farbami, kredkami, na ścianie, na płótnie...wołając: gdy pędzel w łapie czuję, to nie patrzę, gdzie maluję! Rodzina Gryzmołów biadoli nad swym losem (tak, tak, nie są zadowoleni z bazgrołów, opętanego twórczą pasją, malarza). W mieście brakuje już pędzli i farb, w domu nie ma nawet centymetra czystej ściany...


Książka napisana z dowcipem. Do czytania na okrągło. Dla wielu grup wiekowych. Słucha dwulatka, śmieje się dziewięciolatka. Bohater ma temperament, niespożytą energię i łobuzerską facjatę, nakreśloną przez Ewę Poklewską - Koziełło, której ilustracje wspaniale komponują się z tekstem książki. Są dynamiczne i nieco rozczochrane. Jak Gryzmoł.




poniedziałek, 7 stycznia 2013

Filmy #1

Obiecuję sobie pisać o obejrzanych filmach na bieżąco i średnio mi to wychodzi. Może takie powinnam mieć postanowienie noworoczne. Zazwyczaj takowych nie popełniam, ale to wydaje się nieszkodliwe, więc spróbuję.
Wyjątkowo napiszę o bardzo dobrych, w mojej opinii, filmach.

www.filmweb.pl
Zacznę od najświeższego, choć już przetrawionego obrazu, Hobbit: Niezwykła podróż (reż.Peter Jackson, 2012) 8/10.

Na seans do kina wybrałam się wieczorową porą drugiego dnia świąt. Najpierw obejrzałam tuzin zwiastunów, które generalnie wkurzają, ale z drugiej strony, dzięki tym reklamom nabrałam ochoty na bliższe spotkanie z filmem Niemożliwe, o którego istnieniu wcześniej nie wiedziałam.

Jeśli chodzi o film Jacksona to otrzymałam to, czego oczekiwałam i jestem w pełni usatysfakcjonowana. Hobbit zrobiłby na mnie jeszcze większe wrażenie, gdybym nie znała Władcy pierścieni. Wszystko byłoby wówczas nowe, świeże, niezwykłe. Jednak znajomość pewnych motywów i efektów nie przeszkadza zachwycać się baśniową opowieścią - adaptacją książki Tolkiena, która stanowiła preludium do trzytomowej historii o Śródziemiu.

Fabuła Hobbita opiera się na wyprawie Bilbo Bagginsa, czarodzieja Gandalfa i kilkunastu krasnoludów do Samotnej Góry, w której bezprawnie stacjonuje smok Smaug, wielbiciel złota. Niegdyś góra ta była domem krasnoludów, a celem niebezpiecznej misji jest wypędzenie aktualnego lokatora, by prawowici mieszkańcy mogli zakończyć życie nomadów i wrócić do domu.
Ta nieskomplikowana historia została pięknie opowiedziana. Widz zapada się w fotelu, delektując się obrazami, muzyką, niesamowitą (choć krótką) walką Kamiennych Olbrzymów. Widz pyka fajeczkę, wzdryga się na widok trolli i goblinów, sympatyzuje z eterycznymi elfami i wykrzywia twarz w grymasie wstrętu na widok okrutnych orków.
Mnie ta baśniowa opowieść totalnie urzekła.

www.filmweb.pl
Hugo i jego wynalazek (reż. Martin Scorsese, 2011) 9/10

Magia kina wciąż działa. Każda minuta tego filmu udowadnia, że pasja jest motorem życia.
Dwie historie, które w pewnym momencie splatają się w jedną. Osierocony, biedny Hugo, który próbuje przetrwać niezauważenie na dworcu kolejowym i Georges Melies, zapomniany magik kina, twórca niezwykłych obrazów, który w swoim kantorku na dworcu, zatraca własne istnienie. Chłopiec i mężczyzna nie polubią się, długo nie odnajdą wspólnego języka, ale ich historie zachwycają i gwarantują widzowi niezwykłe doznania.
Hugo i jego wynalazek to podróż do początków kinematografii, kiedy ruchome obrazy wzbudzały lęk i fascynację, kiedy tajniki kina nie były znane i ludzie dosłownie przeżywali to, co działo się na ekranie.
Film Scorsese zrobił na mnie ogromne wrażenie. Oczarował, zachwycił, wzruszył. To wspaniała, powolna narracja (co dla niektórych może stanowić wadę filmu), magiczna, baśniowa, nieco smutna, ale w konsekwencji krzepiąca.

www.filmweb.pl
Dwoje do poprawki (reż. David Frankel, 2012) 8/10

To zwykła opowieść, w której dwoje ludzi próbuje wrócić do siebie. Niby mieszkają pod jednym dachem, niby normalnie ze sobą rozmawiają, wspólnie jadają posiłki, spotykają się z dorosłymi dziećmi, ale...Ona (Meryl Streep) nie czuje się usatysfakcjonowana taką codziennością. Kiedyś łączyła ich miłość, ale po latach to uczucie obumarło, czego On (Tommy Lee Jones) zdaje się nie zauważać. Ona wpada na pomysł intensywnej terapii małżeńskiej. On jest do tego pomysłu sceptycznie nastawiony i nie zgadza się na podróż, dzięki której ich życie ulegnie cudownej przemianie. Wyruszają jednak...

Dwoje do poprawki to film mądry, wzruszający, prawdziwy i zabawny. Świetne kreacje aktorskie są wisienką na torcie.
Myślę, że wśród nas jest mnóstwo par, które borykają się z podobną codziennością. Wydaje się, że małżeństwa z długoletnim stażem skazane się na nudę i oziębłość, ale film Frankela pokazuje, że warto postarać się i wybrnąć z zamkniętego koła obojętności. Potrzebna jest nie tylko nadzieja na zmianę. Najważniejsze znaczenie ma działanie. Kiedy Oni zaczynają działać, nie od razu jest dobrze, ale małymi kroczkami można zbudować nowe (choć stare) uczucie. Wiele prawdy w tym filmie, i wiele mądrości.

niedziela, 6 stycznia 2013

Jodi Picoult "Tam gdzie ty".

Jodi Picoult
Tam gdzie ty
Prószyński i S-ka 2011

Lubię powieści Jodi Picoult, ale nie jestem ich fanką. Nie nazwałabym autorki ulubioną. Jednak książki pisarki przyciągają moją uwagę tematyką i, jak już zacznę czytać, wsiąkam w opowieść całkowicie. Picoult o rzeczach bolesnych pisze lekko. Czytelnika nie przytłacza ciężka sytuacja bohaterów, ale ich cierpienie i rozterki zmuszają do refleksji nad poruszanymi tematami czy nad własnym życiem.

W powieści Tam gdzie ty autorka podejmuje kilka tematów. Mamy problemy małżeńskie, związane z niepłodnością, ocieramy się o homoseksualizm, a do sądu trafiamy z powodu dzieci nienarodzonych. W całość wkomponowane zostało jeszcze in vitro, alkoholizm, głęboka (momentami fanatyczna) wiara.
Max i Zoe Baxter po wielu latach małżeństwa postanawiają się rozstać. Nie doczekali się upragnionego potomka i mężczyzna nie ma już siły (i ochoty) na kolejne próby in vitro. Zoe znajduje szczęście u boku Vanessy, a Max trafia pod opiekuńcze i wybaczające skrzydła kościoła. Wydaje się, że każde z nich odnalazło swoje miejsce w świecie, ale Zoe nadal pragnie mieć dziecko. Jej partnerka też o tym myśli, więc kobiety postanawiają spróbować. W klinice, z usług której korzystali wcześniej Max i Zoe, znajdują się zamrożone zarodki, które dają Zoe i Vanessie nadzieję. Okazuje się, że prawo do nienarodzonych dzieci ma również Max, a jego obecne przekonania nie pozwalają oddać zarodków małżeństwu lesbijek...

Więcej nie napiszę, by nie odzierać opowieści z tajemnic. Czyta się tę książkę ekspresowo i z przyjemnością. Nie ma dłużyzn, nie ma analizowania postępowania bohaterów.
Jest interesująca historia. Po prostu. 

czwartek, 3 stycznia 2013

M.Kalicińska, B.Grabowska "Irena".

Małgorzata Kalicińska, Basia Grabowska
Irena
W.A.B. 2012

Moje pierwsze spotkanie z Małgorzatą Kalicińską. Nie mówię, że ostatnie, ale na pewno o kolejne nie będę specjalnie zabiegała.

Irena to babskie czytadło. Czytadła się spodziewałam. Powieść ukazuje trzy kobiety, ale dwie z nich, Dorota i Jagoda, wysuwają się na pierwszy plan. Tytułowa Irena stanowi nić łączącą - jest sojusznikiem, psychologiem, rozjemcą. To najstarsza z trójki, doświadczona, mądra kobieta, bez której dwie pozostałe bohaterki nie wyobrażają sobie życia. 

Dorota jest kobietą po pięćdziesiątce, właśnie doświadcza menopauzy, męża podejrzewa o romans, a jej relacje z córką z każdym dniem stają się coraz trudniejsze. Córka, Jagoda, to młoda, energiczna, pewna siebie dziewczyna, którą pochłania praca w korporacji. Żadna z nich nie jest kobietą spełnioną, choć obie uważają, że życie tej drugiej to wegetacja. Dorota ubolewa nad tym, że Jagoda nie jest szczęśliwą mężatką i matką jej wnuków. Córka natomiast nie godzi się na bylejakość i nie chce zostać na siłę wtłoczona w ramy rodzinnego 2+2. Gdzieś obok, niezauważenie, istnieje mąż i ojciec, ale nie wydaje się szczególnie istotny w tej historii. 

Najważniejsza w książce jest relacja na linii matka - córka. Konflikt, jaki towarzyszy ich rozmowom, spotkaniom, a nawet myślom, dominuje nad całą historią. Przyznam, że momentami przemyślenia bohaterek zasługują na uwagę, ale częściej śmieszą lub irytują. To jest banalna i prosta historia, która (wbrew temu, co sugeruje wydawca) nie porusza. Powieść, którą dobrze i szybko się czyta, ale pewnie równie szybko się o niej zapomina. Nie nudziłam się podczas lektury, ale żadnej z bohaterek nie polubiłam. Nie zżyłam się z Jagodą, choć to kobieta najbliższa mi wiekiem. Rozmemłana Dorota drażniła mnie najbardziej z całej trójki, a moje uczucia wobec Ireny do końca książki pozostały ambiwalentne.

Na uwagę zasługuje spójna opowieść, którą stworzyły dwie autorki Ireny. Fakt, że każda z nich ma inny styl, a mimo to oba wspaniale się uzupełniają, świadczy o świetnej współpracy między pisarkami. 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...