czwartek, 25 listopada 2010

(Mirosław Salski "Między słowami")

Między słowami można wiele przemycić. Między słowami można wiele ukryć. Między słowami można się spotkać...

Ewa Sobczak i Piotr Skaziński. Ona - autorka jednej książki. On - właściciel księgarni w Białej Górze. Ona na fali sławy szuka tematu na drugą powieść, On wiedzie spokojny i samotny żywot człowieka bez skazy. Spotykają się na zjeździe absolwentów (banalnie, prawda?), gdzie Ona bryluje, a On zerka ukradkiem w stronę celebrytki i wspomina szkolne lata, zaprawione wielką nieodwzajemnioną miłością do tejże kobiety.

Oboje otrzymują zlecenie. Mają napisać książkę o Białej Górze, oskubać mieszkańców z małomiasteczkowych tajemnic. Wydawca przyszłej powieści jest ich wspólnym znajomym. Ona pisze otwarcie, dzieląc się z Nim zdobytymi informacjami, On "tworzy" schowany za drzwiami księgarni. W międzyczasie zdarza im się razem zamieszkać. Dla Niego jest to spełnienie marzeń, dla Niej zadośćuczynienie za pewien incydent, związany z sukcesem sprzedaży jej książki...

Ciekawie i zgrabnie napisana powieść. Fajna nawet. Najlepsze zakończenie. Naprawdę zaskakujące, biorąc pod uwagę usposobienie i dotychczasowe zachowanie bohatera płci męskiej.

4/6

sobota, 20 listopada 2010

Miłość z przeszkodami (Marlena de Blasi "Tysiąc dni w Wenecji")

Na kolana mnie Marlena de Blasi nie powaliła. Pociesza fakt, że podobno, jak głosi blogowa fama, "Tysiąc dni w Wenecji" to jej najsłabsza książka. Nastawiam się więc na ciekawsze spotkania. Nie zniechęciłam się bowiem pierwszym.

Przyjemna to lektura. Prosta i przyjemna. Romansowa, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, co mnie się podobało niesłychanie. Bohaterka zakochana, ale nie zaślepiona. Nieznajomy z mnóstwem wad, które ona dostrzega, co się chwali. Spięcia i napięcia obecne. Nadmiernej słodyczy brak.
Dzięki temu książka jest lekkostrawna.

Z przyjemnością przechadzałam się z bohaterką po miejscowym targu. Marszczyłam brwi z niedowierzania, gdy mężczyzna niechętnie kosztował dań, przygotowanych z miłością przez kobietę, która na gotowaniu się zna. Starałam się zrozumieć wątpliwości i rozterki Marleny, która próbuje odnaleźć swoje miejsce w pięknej Wenecji. Bohaterowie powoli uczą się siebie, docierają się i napotykają trudności, a ich miłość nie jest usłana różami - to największy atut tej książki.

4/6

czwartek, 4 listopada 2010

Listopadową porą...

...wracam na bloga. Będzie o książkach przeczytanych we wrześniu. Komputerowcem teraz nie jestem, zresztą nigdy nie byłam. Codzienność zapełniają inne sprawy. Poczytuję książki. Nie czytam. Można rzec - delektuję się lekturą - powolna degustacja spowodowana jest jednak przeskakiwaniem od jednej czynności do innej, a nie faktycznym i dobrowolnym smakowaniem liter.

Autor: Dorota Katende
Tytuł: Dom na Zanzibarze

Zachęcona (bardzo!) okładką, zaczęłam zgłębiać koleje losu Polki, zakochanej w Afryce. Łatwego życia pani Dorota nie miała - brakowało szczęścia w miłości, brakowało pieniędzy, ale nie brakowało marzeń. To najważniejsze miało się spełnić w niedalekiej przyszłości. Podróż na Czarny Ląd pociągnęła za sobą serię zdarzeń, których nawet sama autorka nie przewidziała. Na Zanzibarze stanął dom, jej dom, pełen słońca i miłości.

Czego dowiedziałam się z książki Doroty Katende? Zanzibarczycy są nieco leniwi i mają problemy z realizowaniem poleceń pracodawcy, pojawiają się znikąd i w dużych gromadach wszędzie tam, gdzie jest jedzenie, potrafią nieźle oszukiwać, ale przy okazji są serdeczni i ciepli. Czytałam o mieszkańcach tego kraju, o jego kulturze, o problemach, o zmaganiach autorki z, jakby nie było, innością z zainteresowaniem, ale nie porwała mnie ta książka. To nie pamiętnik pisany miłością, to raczej sucha relacja z życia kobiety, której los nie oszczędzał. Kobiety niezwykle odważnej i zdeterminowanej, co należy podkreślić i czego można nawet pozazdrościć.

Pięknie wydana książka (jaki papier - ciepły dla oczu!), ale nie porywa. Zawartość dobra.

4/6

"Cena wody w Finistere" Bodil Malmsten - według Kapuścińskiego "...piękna książka. Poetycka, wysmakowana, pełna ciepła". Cóż za epitety! Tylko, jak dla mnie, niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Książka szwedzkiej pisarki nie podobała mi się ani trochę. Nie wiem, gdzie reporter dostrzegł poetyckość, bo mnie doskwierała suchość i prostota języka. Ciepła nie odnalazłam - raczej złośliwość i gorycz. Dość miałam opisów walki z kretami i ślimakami. Czasami towarzyszyło mi uczucie, że autorka znalazła się w Finistere za karę (a przecież dobrowolnie uciekła z zimnej Szwecji, w której mieszkają sami nieczuli materialiści). Poza tym są miejsca w książce, których zwyczajnie nie zrozumiałam, nie nadążając za tokiem myślenia Malmsten. Całe zdania lub pojedyncze słowa wyrwane z kontekstu.

Zdecydowanie nie dla mnie, ale jakimś cudem przeczytałam w całości. Cuda się zdarzają:)

2/6
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...