Johanna Nilsson
Sztuka bycia Elą
Replika 2008
Ela jest młodą dziewczyną. Nie ma pomysłu na życie, na siebie. Nie godzi się na zastaną rzeczywistość. Na rodziców po rozwodzie, którzy nie są w stanie normalnie ze sobą porozmawiać. Na brata, jego żonę i dwójkę rozwrzeszczanych dzieci. Na hipokryzję współczesnego świata, który przymyka oko na biedę i niespełnienie.
Ela się buntuje. Czasami po cichu, czasami głośno wykrzykując swoje racje. Tyle tylko, że sama często wątpi we własne przekonania. I płacze, kuli się, zamyka. Ucieka przed światem, którego po chwili mocno potrzebuje. Prawda jest taka, że samotność nie jest najlepszą drogą. Ela pragnie bliskości drugiego człowieka. Pragnie kochać i być kochaną. Pragnie móc spędzać czas z rodziną, ale jednocześnie nie jest w stanie przymykać oczu na rodzinne relacje. Tęskni za czymś, czego nie potrafi zdefiniować. Wie, czego na pewno nie chce.
Nie tej zwykłej normalności. Mama - tata - dzieci - willa - pies - volvo - telewizor - kredyt studencki - kredyty - bingo w telewizji - praca od dziewiątej do siedemnastej - bezsens - tik-tak życie mija - gdzie mnie widzi wszechświat - gdzie ja widzę samą siebie?(s.32)
Ela jest neurotyczką, ale w gruncie rzeczy każdy z nas ma takie przemyślenia i momentami też się buntuje przeciw rutynie codzienności. Bohaterka powieści Nilsson to nadwrażliwa kobieta, która dobrze wie, że musi (jak sama mówi) postarać się o grubszą skórę na duszy.
Pewne spotkania odmienią spojrzenie Eli na świat. Sprawią, że stanie się silniejsza. Zmiany nie będą łatwe, ale potrzebne. Świat jest jaki jest, na pewne rzeczy nie mamy wpływu, inne są kwestią wyboru i determinacji, jeszcze inne można polubić, gdy już się człowiek do nich przekona, a przede wszystkim, gdy ich doświadczy. Bo Ela często krytykuje, ale nie zawsze wie, o czym mówi. Jak nastolatka, która w okresie buntu jest na przekór wszystkiemu, co symbolizuje poprzednie pokolenie. Czasami dla samego bycia na nie.
Zamglona, minimalistyczna okładka powieści przyciąga wzrok. W środku czeka nas zaskoczenie - potok myśli i słów.
Sztuka bycia Elą to bardzo dobra książka.
niedziela, 23 grudnia 2012
czwartek, 20 grudnia 2012
2 dni w Nowym Jorku (reż. Julie Delpy, 2012), 6/10
www.filmweb.pl |
Julie Delpy to kobieca wersja Woody'ego Allena. Zazwyczaj nie zgadzam się z tego typu opisami, ale w tym przypadku i mnie nasuwa się podobne skojarzenie. Filmy Delpy opierają się na dialogu z drugim człowiekiem, nieco neurotycznych i bardzo skomplikowanych relacjach międzyludzkich. Reżyserka penetruje psychikę bohaterów, pozostawiając miejsce dla niedopowiedzeń i zgrzytów. Skupia się na emocjach i na seksualności współczesnego człowieka.
Bohaterowie 2 dni w Nowym Jorku zbliżają się do czterdziestki, są aktywni zawodowo i, wydawałoby się, spełnieni. Marion jest fotografką, Mingus radiowcem. Oboje, poturbowani przez poprzednie związki, wyszli na prostą. Kochają się, wspólnie wychowują dzieci.
Problemy zaczynają się mnożyć, gdy spokój codzienności zakłócony zostaje przez najazd rodzinny. Ekscentryczny i pokręcony ojciec oraz siostra - nimfomanka wraz z przyjacielem, a właściwie pasażerem na gapę to członkowie rodziny Marion, dla których przyjazd do Nowego Jorku jest nie tylko spotkaniem z córką/siostrą, ale również niezwykle interesującą wycieczką krajoznawczą. Krewni doskonale odnajdują się w nowym miejscu, ale burzą psychiczną równowagę między Marion i Mingusem.
Momentami jest zabawnie, choć to humor niedosłowny, podszyty sarkazmem, dyskretny. Bywa absurdalnie i wybuchowo, gdy rodzinne rozmowy polegają na przekrzykiwaniu myśli współrozmówców. Przez chwilę robi się metafizycznie, bo Marion, jako niepokorna i oryginalna artystka, sprzedaje własną duszę. Nie wierzy w jej istnienie, ale po podpisaniu cyrografu czuje się pusta.
2 dni w Nowym Jorku to prztyczek w nos dla Francuzów. Film śmiało i złośliwie wytyka mieszkańcom tego uroczego państwa ich wady. Dla Mingusa, który, jako jedyny z całej gromady, Francuzem nie jest, spotkanie z rodziną Marion to totalna katastrofa. Nie rozumie ich mentalności, krzywi się na zwyczaje, często jest zniesmaczony codziennością, do której nie przywykł.
Spotkanie kilku osób w Nowym Jorku, mimo nieporozumień, jest żywe, rozgadane, zabawne. Film Julie Delpy pokazuje, że zmiany są naturalną częścią ludzkiej egzystencji. Nic nie jest na zawsze. Czasami wystarczy mały impuls, by w miarę równo poukładane klocki codzienności zaczęły się rozsypywać, tworząc chaos...
wtorek, 18 grudnia 2012
Brandon Mull "Baśniobór. Gwiazda wieczorna wschodzi".
Brandon Mull
Baśniobór. Gwiazda wieczorna wschodzi
W.A.B. 2011
Drugi tom cyklu Baśniobór - Gwiazda wieczorna wschodzi - to bardzo dobrze napisana kontynuacja pierwszej części, o której pisałam tutaj.
Nastoletni bohaterowie nie zapomnieli o nietypowym pobycie u dziadków, ale ich wspomnienia musiały ustąpić miejsca zwykłej codzienności, w której czas kradnie szkoła, a nad głowami nie fruwają wróżki. Kendra zdobyła magiczne zdolności dzięki temu, że została owróżkowiona, ale wydają się one niepotrzebne poza Baśnioborem. Do czasu... Pewnego dnia w klasie dziewczynki pojawia się nowy uczeń, do którego od razu zaczynają wzdychać wszystkie dziewczęta. Jest przystojny, czarujący, uroczo się
uśmiecha. Jednak Kendra, patrząc na kolegę, widzi obślinionego, wątpliwej urody goblina. Magiczne stworzenie nie pojawiło się w szkole bez powodu...
Zaczyna się przygoda. Po niezwykłym wieczornym incydencie, w którym główną rolę odegrał Seth, dzieci jadą do Baśnioboru, by spędzić czas z dziadkami. Nad rezerwatem zawisło ogromne niebezpieczeństwo. Stowarzyszenie Gwiazdy Wieczornej jest coraz bardziej aktywne i stara się wykraść wszystkie artefakty. Jeden z magicznych skarbów znajduje się w Baśnioborze i trzeba go ochronić za wszelką cenę.
Dzieci odegrają wielką rolę w walce o bezpieczeństwo rezerwatu, a przy okazji dowiedzą się wielu ciekawych informacji o miejscu, w którym przebywają.
Druga część Baśnioboru to historia wielowątkowa, pełna strachów i tajemnic. To opowieść o przyjaźni i zdradzie. W porównaniu z pierwszym tomem, Gwiazda wieczorna wschodzi jest bardziej mroczna, ciemna, brutalna. Podejrzewam, że z tomu na tom będzie coraz ciekawiej, a tomów ma być pięć.
Baśniobór. Gwiazda wieczorna wschodzi
W.A.B. 2011
Drugi tom cyklu Baśniobór - Gwiazda wieczorna wschodzi - to bardzo dobrze napisana kontynuacja pierwszej części, o której pisałam tutaj.
Nastoletni bohaterowie nie zapomnieli o nietypowym pobycie u dziadków, ale ich wspomnienia musiały ustąpić miejsca zwykłej codzienności, w której czas kradnie szkoła, a nad głowami nie fruwają wróżki. Kendra zdobyła magiczne zdolności dzięki temu, że została owróżkowiona, ale wydają się one niepotrzebne poza Baśnioborem. Do czasu... Pewnego dnia w klasie dziewczynki pojawia się nowy uczeń, do którego od razu zaczynają wzdychać wszystkie dziewczęta. Jest przystojny, czarujący, uroczo się
uśmiecha. Jednak Kendra, patrząc na kolegę, widzi obślinionego, wątpliwej urody goblina. Magiczne stworzenie nie pojawiło się w szkole bez powodu...
Zaczyna się przygoda. Po niezwykłym wieczornym incydencie, w którym główną rolę odegrał Seth, dzieci jadą do Baśnioboru, by spędzić czas z dziadkami. Nad rezerwatem zawisło ogromne niebezpieczeństwo. Stowarzyszenie Gwiazdy Wieczornej jest coraz bardziej aktywne i stara się wykraść wszystkie artefakty. Jeden z magicznych skarbów znajduje się w Baśnioborze i trzeba go ochronić za wszelką cenę.
Dzieci odegrają wielką rolę w walce o bezpieczeństwo rezerwatu, a przy okazji dowiedzą się wielu ciekawych informacji o miejscu, w którym przebywają.
Druga część Baśnioboru to historia wielowątkowa, pełna strachów i tajemnic. To opowieść o przyjaźni i zdradzie. W porównaniu z pierwszym tomem, Gwiazda wieczorna wschodzi jest bardziej mroczna, ciemna, brutalna. Podejrzewam, że z tomu na tom będzie coraz ciekawiej, a tomów ma być pięć.
czwartek, 13 grudnia 2012
J.Patterson, L.Marklund "Pocztówkowi zabójcy".
Liza Marklund, James Patterson
Pocztówkowi zabójcy
Wydawnictwo Albatros A.Kuryłowicz 2011
To jest kiepski kryminał.
Z rodzaju tych pisanych na kolanie.
Mimo wielu wad, wciąga. Czyta się tę książkę błyskawicznie, bo akcja przelatuje przed oczami i czytelnik nie jest w stanie pochylić się choćby nad jednym akapitem. Mało opisów, dużo dialogów, bardzo krótkie rozdziały i nieskomplikowana historia znajdą odbiorców, bo nie każdy potrzebuje zgłębiać tajniki myślenia psychopatycznych zabójców albo angażować się w śledztwo, prowadzone przez rozchwianego emocjonalnie policjanta.
Pocztówkowi zabójcy to gotowy scenariusz na film. Trup ściele się gęsto, a mordercy bawią się z policją w ciuciubabkę. Od początku wiemy, kim są tytułowi bohaterowie i obserwujemy tylko, jak władza wpada na ich trop, jak ten trop gubi, jak się miota i wkurza. Zbrodnie, popełniane przez pocztówkowych zabójców są wyjątkowo okrutne, a ofiary policja odnajduje w całej Europie. To sprawia, że schwytanie morderców jest niezwykle trudne.
Przyznam, że nie lubię wiedzieć, kto zabija. Wolę powoli docierać do prawdy, a nie być jedynie biernym obserwatorem zdarzeń. Podoba mi się niespieszny, wnikliwy, analityczny, nieco depresyjny klimat skandynawskich kryminałów, a tutaj go nie odnalazłam.
Do przeczytania. I zapomnienia. Nie jest źle, ale powierzchownie.
Nie znam twórczości Marklund i Pattersona, ale nie zraziłam się. Wierzę, że osobno "wypadają" lepiej.
Pocztówkowi zabójcy
Wydawnictwo Albatros A.Kuryłowicz 2011
To jest kiepski kryminał.
Z rodzaju tych pisanych na kolanie.
Mimo wielu wad, wciąga. Czyta się tę książkę błyskawicznie, bo akcja przelatuje przed oczami i czytelnik nie jest w stanie pochylić się choćby nad jednym akapitem. Mało opisów, dużo dialogów, bardzo krótkie rozdziały i nieskomplikowana historia znajdą odbiorców, bo nie każdy potrzebuje zgłębiać tajniki myślenia psychopatycznych zabójców albo angażować się w śledztwo, prowadzone przez rozchwianego emocjonalnie policjanta.
Pocztówkowi zabójcy to gotowy scenariusz na film. Trup ściele się gęsto, a mordercy bawią się z policją w ciuciubabkę. Od początku wiemy, kim są tytułowi bohaterowie i obserwujemy tylko, jak władza wpada na ich trop, jak ten trop gubi, jak się miota i wkurza. Zbrodnie, popełniane przez pocztówkowych zabójców są wyjątkowo okrutne, a ofiary policja odnajduje w całej Europie. To sprawia, że schwytanie morderców jest niezwykle trudne.
Przyznam, że nie lubię wiedzieć, kto zabija. Wolę powoli docierać do prawdy, a nie być jedynie biernym obserwatorem zdarzeń. Podoba mi się niespieszny, wnikliwy, analityczny, nieco depresyjny klimat skandynawskich kryminałów, a tutaj go nie odnalazłam.
Do przeczytania. I zapomnienia. Nie jest źle, ale powierzchownie.
Nie znam twórczości Marklund i Pattersona, ale nie zraziłam się. Wierzę, że osobno "wypadają" lepiej.
niedziela, 9 grudnia 2012
Mary E. Pearson "Przebudzenie Jenny Fox".
Mary E. Pearson
Przebudzenie Jenny Fox
Nasza Księgarnia 2009
Ciekawa książka, która zmusza czytelnika do refleksji nad etyką pracy lekarzy i naukowców.
Akcja powieści rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Medycyna znacząco się rozwinęła i, choć wiele zabiegów nadal jest nielegalnych, są skutecznie przeprowadzane. Tytułowa bohaterka budzi się ze śpiączki, w której trwała przez rok i nie pamięta kim jest, nie poznaje członków rodziny, nie zna podstawowych słów, a potrafi przytoczyć z pamięci tekst książki Thoreau Walden, czyli życie w lesie. Jenna ma siedemnaście lat i czuje, że życie, które odzyskała, nie należy już do niej. Wyobcowana we własnym domu, nie potrafi się odnaleźć.
Próbuje wrócić do dawnej siebie, oglądając podsunięte przez rodziców szesnaście płyt, na których utrwalone zostały dotychczasowe przyjęcia urodzinowe Jenny. Stara się rozpoznać w kobiecie, na którą patrzy codziennie rano, swoją matkę. Rozpaczliwie poszukuje zgubionej tożsamości. Musiała mieć przyjaciół, zainteresowania, ulubiony kolor i znienawidzony zapach. Nie pamięta, choć coraz częściej doświadcza przebłysków z przeszłości, w jej pamięci pojawiają się okruchy życia dawnej Jenny Fox. Z fragmentów układanki zaczyna powstawać niepokojąca wizja obecnego życia. Dziewczyna mnoży pytania, a jednocześnie boi się odpowiedzi. Ciekawość jest silniejsza niż najgorsza prawda, do której siedemnastolatka zmierza...
Przebudzenie Jenny Fox to powieść obyczajowa. Wydawca sugeruje, że książka jest thrillerem medycznym (nie odnalazłam cech charakterystycznych dla tego gatunku), przeplatanym wątkami science - fiction (jedyne, co mnie się z s-f skojarzyło to czas trwania akcji, poza tym wszystko wydaje się prawdopodobne).
To dobrze napisane czytadło, które wnika głęboko w naturę człowieczeństwa i pyta o granice naszego istnienia. W którym momencie człowiek przestaje być człowiekiem? Czy warto dążyć do podtrzymania ludzkiego życia za wszelką cenę? Świat zmierza w kierunku, o którym czytamy w książce i warto, przy okazji lektury, odpowiedzieć sobie na kilka pytań.
piątek, 7 grudnia 2012
Dorota Głuska "Burza depcze mi po piętach".
Dorota Głuska
Burza depcze mi po piętach
PWN 2012
Podróż po Ameryce Południowej była marzeniem Doroty Głuskiej. Niespieszne, leniwe, spontaniczne włóczenie się po słabo uczęszczanych szlakach okazało się możliwe. Autorka wzięła długi urlop, spakowała się w jeden czerwony plecak i wyruszyła w nieznane.
Książka jest opowieścią o podróży nastawionej na przygodę. Pani Dorota nie obawia się nieznanego, jest osobą otwartą na nowe doświadczenia i nowe znajomości. Podczas podróży po Peru, Boliwii czy Chile napotyka wiele niespodzianek, nie zawsze przyjemnych, ale traktuje przeszkody jako ciekawy i wart poznania element krajobrazu innej kultury. Cieszy ją poznawanie ludzi: z niektórymi rozstaje się tego samego dnia, z innymi wędruje dalej. Podróżniczki nie ograniczają zakupione wcześniej bilety autobusowe czy kolejowe, nie ma umówionych spotkań, nie zależy jej na zwiedzaniu atrakcyjnych turystycznie miejsc. Wybiera trasy mało popularne, a bardzo ciekawe. Nie zachwyca się wszystkim i wszystkimi. Szczerze krytykuje kulturę macho, która w niektórych regionach Ameryki Południowej zdominowała ulice i mężczyźni macho uprzykrzają (wg europejskich standardów) życie kobietom swymi niewybrednymi komentarzami i nadmiernym (a nawet nachalnym) zainteresowaniem. Zastanawia się, dlaczego to czy inne miejsce zostało okrzyknięte wyjątkowym, skoro ona nic pięknego, wartościowego czy interesującego w nim nie widzi. I nie poleca.
To, co najbardziej ujmuje w podróżniczej opowieści Doroty Głuskiej to, prócz wspaniałego, gawędziarskiego stylu, prostota i szczerość autorki. Czytelnik ma wrażenie, że podróżniczka siedzi obok i wspomina kilkanaście tygodni swego życia, które okazały się pełne wrażeń i pouczające...Fajnie zrobić sobie taki urlop od codzienności. Fajnie też o tym poczytać.
Burza depcze mi po piętach
PWN 2012
Podróż po Ameryce Południowej była marzeniem Doroty Głuskiej. Niespieszne, leniwe, spontaniczne włóczenie się po słabo uczęszczanych szlakach okazało się możliwe. Autorka wzięła długi urlop, spakowała się w jeden czerwony plecak i wyruszyła w nieznane.
Książka jest opowieścią o podróży nastawionej na przygodę. Pani Dorota nie obawia się nieznanego, jest osobą otwartą na nowe doświadczenia i nowe znajomości. Podczas podróży po Peru, Boliwii czy Chile napotyka wiele niespodzianek, nie zawsze przyjemnych, ale traktuje przeszkody jako ciekawy i wart poznania element krajobrazu innej kultury. Cieszy ją poznawanie ludzi: z niektórymi rozstaje się tego samego dnia, z innymi wędruje dalej. Podróżniczki nie ograniczają zakupione wcześniej bilety autobusowe czy kolejowe, nie ma umówionych spotkań, nie zależy jej na zwiedzaniu atrakcyjnych turystycznie miejsc. Wybiera trasy mało popularne, a bardzo ciekawe. Nie zachwyca się wszystkim i wszystkimi. Szczerze krytykuje kulturę macho, która w niektórych regionach Ameryki Południowej zdominowała ulice i mężczyźni macho uprzykrzają (wg europejskich standardów) życie kobietom swymi niewybrednymi komentarzami i nadmiernym (a nawet nachalnym) zainteresowaniem. Zastanawia się, dlaczego to czy inne miejsce zostało okrzyknięte wyjątkowym, skoro ona nic pięknego, wartościowego czy interesującego w nim nie widzi. I nie poleca.
To, co najbardziej ujmuje w podróżniczej opowieści Doroty Głuskiej to, prócz wspaniałego, gawędziarskiego stylu, prostota i szczerość autorki. Czytelnik ma wrażenie, że podróżniczka siedzi obok i wspomina kilkanaście tygodni swego życia, które okazały się pełne wrażeń i pouczające...Fajnie zrobić sobie taki urlop od codzienności. Fajnie też o tym poczytać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)