sobota, 29 września 2012

Anne-Cath. Vestly "8+2 i ciężarówka".

Anne-Cath. Vestly
8+2 i ciężarówka
Tom V kolekcji książkowej CAŁA POLSKA CZYTA DZIECIOM
Rok pierwszego wydania: 1957
Rodzinka nietypowa. 8+2. Dwoje rodziców, ośmioro dzieci. Niewielkie mieszkanko. Wydawałoby się, że na tak małej przestrzeni nie można żyć zgodnie i pogodnie, a jednak...

Sekretem jest wzajemna współpraca, cierpliwość, zrozumienie dla potrzeb innych, ale przede wszystkim radosne smakowanie każdego dnia. Wspólna zabawa i nauka. Dzielenie się domowymi obowiązkami. Empatia i sympatia. Domownicy po prostu się lubią, dużo ze sobą rozmawiają, wspierają się.
Nie ukrywajmy, życie w takich warunkach nie jest łatwe, więc czasami narzekają na brak miejsca, niemożność zaproszenia przyjaciół...Pewnie, że marzą o osobnych łóżkach, własnych pokojach, nowych spodniach. Jednak przeciwności losu i codzienne, mniejsze lub większe, niedogodności nie są w stanie naruszyć fundamentów rodziny. W nich jest siła wielka, zdolna pokonać mnóstwo przeszkód i zagrać na nosie złośliwej fortunie.

Mam wrażenie, że opowieść jest nieco utopijna. Mali bohaterowie nie buntują się, nie wrzeszczą, nie tupią nogami. Rodzeństwo jest nienaturalnie zgodne, a wiadomo, że nawet w najbardziej kochającej się rodzinie, konflikty są nieuniknione. Szczególnie, gdy ośmioro dzieci mieszka w jednym pokoju, na dodatek z rodzicami.

Jednak powieść norweskiej pisarki czyta się z przyjemnością. Perypetie rodziny są niekiedy zabawne, czasem całkiem poważne, ale niezależnie od tego, jak jest, ze wszystkich sytuacji można wybrnąć i nadal cieszyć się własnym towarzystwem. Miłość czuć na każdej stronie. I jakiś błogi spokój, w którym funkcjonują ci ludzie, mimo codziennego, nieuniknionego rozgardiaszu.

czwartek, 27 września 2012

Marcin Wicha "Klara. Proszę tego nie czytać!".

Marcin Wicha
Klara. Proszę tego nie czytać!
Czarna Owieczka 2011

Najlepszą rekomendacją dla powieści Marcina Wichy jest reakcja mojej córki po przeczytaniu pierwszych stron: mamo, ona ma prawie dziewięć lat, normalnych rodziców i młodszego brata...to tak jak ja, tylko ja mam siostrę! Później, w trakcie lektury, docierał do mnie partiami chichot dziewczynki, a zamykając książkę, Maja spytała: to gdzie mogę znaleźć drugą część?

Niedługo, bo w październiku, znajdzie w księgarni...już wiem, że ta książka pojawi się w naszym domu.

Były momenty śmieszne, były i takie, których nie ogarniałam - przyczyny doszukuję się w tym, że lat dziewięć miałam dawno temu, a poza tym były inne czasy. Maja natomiast świetnie Klarę rozumiała, a perypetie, rozterki i spostrzeżenia bohaterki okazały się bliskie sercu mej córki.

W swoim pamiętniku Klara opisuje dziewczęcą - szkolną i domową - codzienność. Dziewczynka jest spostrzegawcza, zabawna i po prostu fajna. Dziwi się absurdalnym (w jej mniemaniu) zachowaniom dorosłych i nie może zrozumieć, jakim cudem coś dla niej oczywistego, okazuje się dziwacznym i niezrozumiałym dla rodziców. Jak w życiu. Jedno pokolenie próbuje ogarnąć sposób myślenia drugiego pokolenia, z różnym skutkiem. Jedni starają się bardziej, inni mniej, czasami wszyscy starają się bardzo, ale przepaść istnieje. Dobrze, jeśli w dorosłym pozostaje dużo z dziecka...choć i tak codzienność i tzw. życie weryfikują pewne sprawy.

Fajnie, że dzieci są dziećmi i widzą świat przez pryzmat własnych potrzeb. Super, że działa wyobraźnia i kreatywne zachowania ubarwiają codzienność. Lubię, jak młodsi dziwią się zwykłym zachowaniom i tłumaczą je na swój pokręcony, ale często logiczny sposób. Marcin Wicha wykorzystał tę niezwykłą zdolność do dziwienia się światem. Napisał fajną książkę, czasami ironiczną, momentami śmieszną, ale też całkiem serio. Co najważniejsze, opowiadania, które stworzył, przemawiają do czytelnika, do którego są skierowane (czyli 9+), a i dorośli mają frajdę z lektury.

poniedziałek, 24 września 2012

Sharon Owens "Herbaciarnia pod Morwami".

Sharon Owens
Herbaciarnia pod Morwami
Książnica 2006

Dość banalna historia, ale ciepła, romantyczna, krzepiąca.

Herbaciarnia Penny i Daniela jest miejscem przyjaznym, choć jej właściciele zaczynają odczuwać znużenie monotonią dnia codziennego. Penny, coraz bardziej znudzona żona swego męża, przytłoczona rutyną czynności, powtarzanych od zmierzchu do świtu, pragnie zmian. Uczucie między małżonkami gaśnie. Daniel zdaje się nie zauważać, jak jego piękna żona powoli się oddala. Musi przecież upiec ciasta, przygotować ekspres do kawy, obsługiwać klientów...

Herbaciarnia z tradycjami. Miejsce, które trwa, niezmienione od wielu lat. Przystań w codziennej gonitwie, staroświecka, przytulna. Tutaj krzyżują się losy bohaterów powieści Sharon Owens.

Przy stoliku zasiadają konserwatywne siostry Crawley - zatwardziałe w swym staropanieństwie panie, których przekonania i dialogi śmieszą współczesnego czytelnika. Obok kawę popija Brenda Brown, niespełniona malarka, zadurzona w Nicolasie Cage'u. Dorosła kobieta, która jak nastolatka, pisze listy do aktora, mając nadzieję, że na któryś otrzyma odpowiedź.
Do herbaciarni przychodzi też Sadie, by w tajemnicy przed mężem zajadać słodkie i wysokokaloryczne ciasta, ale też, by odpocząć od bycia służącą, pielęgniarką, popychadłem we własnym domu.
Postaci jest więcej. Każda z nich ma własną opowieść o miłości, niespełnieniu, zemście, pragnieniach...
Mamy bardzo romantyczną historię jednego spotkania Clare i Petera; poznajemy Aurorę i Henry'ego, których potrzeby rozmijają się w każdej minucie istnienia...

Wszystko, o czym pisze Owens już było, ale czytałam tę powieść z przyjemnością. Stopniowo coraz trudniej było mi odłożyć książkę na chwilę. Chciałam do niej wracać, bo "bije" z Herbaciarni... ciepło i pozytywna energia. To taka bajka o ludzkich niespełnieniach, które tutaj zostają nagrodzone albo ukarane, w zależności od tego, na co człowiek zasłużył.

czwartek, 20 września 2012

Carlos Ruiz Zafon "Więzień nieba".

Carlos Ruiz Zafon 
Więzień nieba
Muza 2012

Zafon, jak zwykle, niezawodny...
Trzeci tom cyklu Cmentarz Zapomnianych Książek to  wspaniała, pełna zakamarków, brutalna historia nie tylko ludzi, ale również miasta.

Barcelona 1957 roku pozostaje miejscem tajemniczym, nieco mrocznym, zamglonym. Jednak, w porównaniu z przeszłością jednego z bohaterów, wydaje się całkiem przyjemnym miastem.
W tej powieści na pierwszy plan wysuwa się postać Fermina, którego losy poznajemy dzięki wizycie pewnego jegomościa w księgarni Sempere i Synowie. Mężczyzna ten zasiewa ziarnko niepokoju, połączonego z ciekawością, w sercu Daniela i Fermin postanawia odkryć przed przyjacielem karty swej ciężkiej przeszłości. Fermin Romero de Torres młode lata spędził w więzieniu, gdzie doświadczył niepojętego okrucieństwa i widział rzeczy, które musiały odcisnąć piętno na całym jego życiu. W więzieniu poznał Davida Martina, w oczach współwięźniów obłąkanego pisarza, ale wariatem jest ten, kto ma się za całkowicie normalnego, a za nienormalnych uważa całą resztę*. Na górze Montjuic królował Maurice Valls, zadufany w sobie, niespełniony pisarzyna, z ambicjami przewyższającymi zdrowy rozsądek, którego z pewnością naczelnikowi więzienia brakowało. Zrobiłby wszystko, by stać się sławnym i bogatym, niekoniecznie szanowanym. Człowiek o tak wąskich horyzontach myślowych rządzi więzieniem w sposób okrutny i bezlitosny. Kaleczy, ograbia, poniewiera więźniami, choć wielu z nich znalazło się na górze Montjuic bezpodstawnie...

Nie chcę zdradzać fabuły, bo są pewnie tacy, którzy Więźnia nieba nie czytali, a mają w planach. Mnie pochłonęła historia Fermina (ta osadzona w przeszłości) i codzienność podupadającej na duchu księgarni Sempere i Synowie. Zdecydowanie bliżej tej powieści do Cienia wiatru (choć ten pozostaje najlepszą książką Zafona) niż do Gry anioła, która podobała mi się najmniej z całego cyklu.
Na Cmentarz Zapomnianych Książek autor zabiera czytelnika na końcu swej opowieści, więc pozostaje pewien niedosyt, bo w tym miejscu czuję się jak u siebie i chętnie spędziłabym tam więcej czasu.

 *Carlos Ruiz Zafon, Więzień nieba, Warszawa 2012, s.144


wtorek, 18 września 2012

Paulina Wilk "Lalki w ogniu. Opowieści z Indii".

Długo się zbierałam, by napisać o książce Pauliny Wilk. To lektura nietypowa. Styl autorki jest inny niż wszystkie sposoby opowiadania, z którymi dotąd obcowałam. Dziennikarka barwnie i obrazowo opisuje te aspekty indyjskiej kultury, które składają się na bogaty świat mieszkańców kraju, ale niekoniecznie zachwycają.

Indie to kraj kontrastów, o czym wiedzą wszyscy. Jednak bliskie spotkanie z brudem, brzydotą, kalectwem to nie to samo, co wiedza, że w Indiach są slumsy, przeludnienie i mało higieniczne przestrzenie.
Paulina Wilk zabiera nas w miejsca śmierdzące, udręczone, nadgniłe, ale opowiada o nich w sposób bezstronny. Nie ocenia, nie wygłasza morałów, nie pochyla się z nabożeństwem nad ubóstwem, choć podejrzewam, że i dla niej (tak jak dla mnie) istnieją w Indiach "rzeczy" niesłychane, nie do końca zrozumiałe widoki i przekonania.

Autorka tego niezwykłego reportażu po prostu opowiada o kawałku świata. Naszego, współczesnego, choć wydawałoby się, że takie miejsca i takie rzeczy nie mają na nim miejsca. W Indiach niemożliwe staje się możliwe.

W kolejnych rozdziałach książki poznajemy nie tylko codzienne życie Hindusów, ale również przeszłość kraju, w którym od zawsze piękno współistnieje obok brzydoty, choć, po lekturze Lalek w ogniu wydaje się, że nędza dominuje. Indie to wielka latryna, przeludnienie, głód, analfabetyzm, tysiące okaleczonych ludzi, sierot, żebraków, ale też wielkie koncerny przemysłowe, pęd ku zachodniej cywilizacji...Współczesność nie wpływa na podział kastowy, który wciąż w Indiach króluje. Nasze standardy nijak mają się do faktu, że cenniejszym "towarem" pozostaje mężczyzna i dziewczynki giną w niewyjaśnionych okolicznościach.

Niesamowita lektura. Genialny styl (cały czas jestem pod urokiem słów), ciekawie opisany kraj, którego nie znałam. Nic jednak nie poradzę na to, że traktuję książkę Pauliny Wilk jako świadectwo tego, co w Indiach smutne. Autorka wielokrotnie zwraca uwagę na to, że Hindusi nie użalają się nad tym, co z punktu widzenia Europejczyka zakrawa na życie rozpaczliwe lub patologiczne. Oni przyjmują codzienność, jaka jest, nie roztkliwiają się nad rzeczywistością. Trwają, przyjmując dzień za dniem z mniejszą lub większą radością. Często bezczynnie.

Lalki w ogniu to jedna z tych książek, które długo się pamięta.

niedziela, 16 września 2012

Aldona Urbankiewicz "Z Miśkiem w Norwegii".

WSZYSTKO wskazywało na to, że trafiłam na książkę idealną. Nie dość, że dziennik podróży, nie dość, że z dzieckiem małym, to jeszcze Norwegia.

Format książki i fotografii w niej zamieszczonych wzbudził małe podejrzenia, ale co tam, liczy się tekst. Płakałam nad tekstem, zastanawiając się, kto pozwolił wydrukować tak nieskładne, pełne błędów, paplanie. Miało być spontanicznie, nieograniczonym słów potokiem związane, z serca płynące, wrażeniami zapierającymi dech w piersiach utkane? Fajnie, cudownie, jestem za...ale niech ma ręce i nogi.

Mnie się wydawało (widocznie to, co się wydaje, nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości), że zanim książkę wydawnictwo wydrukuje, trafia ona w łapki korektora czy innego czytacza i ewentualnego poprawiacza. Tymczasem lektura Z Miśkiem w Norwegii nasuwa tylko jedną myśl: tego nikt przed wydaniem nie widział, nie czytał, nie dotknął. Prócz autorki, oczywiście.

Czepiam się, ale uwielbiam książki o podróżach, otulone pięknymi fotografiami i mądrym tekstem. Nie powinnam porównywać, ale wypociny Aldony Urbankiewicz w porównaniu np. z Namibią Kobusów to żart jakiś, mało śmieszny zresztą. Wkurzona jestem na to, że można spaprać tak fajny temat. Niech sobie autorka pisze jak chce: w zeszyciku, na blogu, w listach do przyjaciół. Jednak wydanie książki wiąże się z większą odpowiedzialnością, szerszym dostępem do czytelników różnorakich, kosztami, które ewentualny kupujący poniesie chcąc zapoznać się z tą pozycją.

Z Miśkiem... ma potencjał wielki. Fajny temat, sporo fajnych zdjęć, relacja z podróży szczera i ciekawa. Jednak nie umiałam czytać tej książki bez filologicznego spojrzenia i w pewnym momencie przyćmiło mi ono wszystko, co w lekturze pozytywne.
Z jednej strony jestem ciekawa Miśka w Portugalii, z drugiej strony...trochę się boję:)

sobota, 15 września 2012

Elizabeth Gilbert "Ostatni taki Amerykanin".

Polubiłam Elizabeth Gilbert za Jedz, módl się, kochaj. Później sięgnęłam po Imiona kwiatów i dziewcząt i nie przeczytałam do końca tych opowiadań. Kiedy trafiłam w bibliotece na Ostatniego takiego Amerykanina chwilę się zastanawiałam, ale opis na okładce sprawił, że musiałam przynajmniej spróbować.

Nie żałuję. Gilbert stworzyła biografię nieprzeciętnego człowieka, którego niekoniecznie polubiłam i niekoniecznie chciałabym się z Eustace'em związać, ale zaimponowała mi jego postawa wobec życia.

Pierwsze rozdziały książki przypominają inną opowieść, która zauroczyła mnie kilka lat temu. Mam na myśli życie Chrisa McCandless'a, którego historię opisał Jon Krakauer w książce Wszystko za życie, a później sfilmował ją Sean Penn. Odważny, pełen pasji, zafascynowany przyrodą, zniesmaczony cywilizacją Chris wyrusza na samotną wędrówkę, by poczuć, czym jest wolność. Nie interesują go dobra materialne, ale to, co otrzymuje od natury. Jednak Alex (bo takie imię przybiera wolny duch Chrisa) zapomina, że natura ma dwa oblicza i to drugie okazuje się dla niego śmiertelnie niebezpieczne.

Eustace Conway wydaje się bardziej przygotowany do życia na wolności. Opuszcza rodzinny dom nie tylko dlatego, że ma dość otaczającej go rzeczywistości (a szczególnie despotycznego ojca), ale przede wszystkim dlatego, że chce stworzyć własną osadę, niezależną od dóbr cywilizacji. Marzy o miejscu, w którym ludzie wracają do swych korzeni, wsłuchują się w instynkty, ciężko pracują, poddają się prawom natury...Utopia? W pewnym stopniu na pewno, ale Conway realizuje swoje plany stopniowo i udaje mu się stworzyć Żółwią Wyspę, która staje się swego rodzaju komuną, do której chętnie przyłączają się młodzi ludzie, podobnie jak Eustace, znudzeni i zniesmaczeni współczesną kulturą. Tyle tylko, że sam założyciel tego idyllicznego miejsca, jest człowiekiem trudnym i wymagającym, a większość praktykantów, wychowanych jednak "po nowemu", nie jest w stanie sprostać jego oczekiwaniom.

Ostatni taki Amerykanin to bardzo wnikliwa i ciekawa opowieść o pionierze, nomadzie, rewolucjoniście. Eustace tym różni się od Chrisa, że chce zmienić świat. Jego największym pragnieniem (obok chęci posiadania żony i trzynaściorga dzieci - cały czas nad tym pracuje) jest doprowadzenie do tego, by cała Ameryka stała się Żółwią Wyspą. Czasami Eustace zmienia się w przedsiębiorcę, biznesmena, który całymi dniami odbiera ważne telefony, a zdarza się, że nie sypia w swoim tipi miesiącami, bo odwiedza różne stany ze swymi prelekcjami. Chris natomiast zmieniał własne życie, skupił się na sobie i najbliższym mu otoczeniu. Pewnie, że chciał zmienić świat, ale z góry założył, że to utopijne marzenie i wystarczyło mu, że sam wybrał inną drogę i odciął się od tego, czego nie mógł zaakceptować.

Elizabeth Gilbert dotarła do wielu interesujących informacji na temat bohatera swej biografii, a dzięki temu, jak o tym pisze, czyta się ten dokument jak dobrą powieść. Autorka zna swego bohatera osobiście i z tekstu wielokrotnie wynika, że bardzo lubi i podziwia Eustace'a.
Ja mam względem Conway'a mieszane uczucia. Jego idee są wzniosłe, piękne i słuszne, ale jednocześnie trochę przeraża mnie radykalizm Amerykanina. To niewątpliwie mądry i interesujący mężczyzna, ale bardzo konserwatywny, despotyczny i wymagający. Z książki wynika, że żadnemu z ludzi, których spotykał na swojej drodze, nie udało się sprostać jego potrzebom. Mimo, że Eustace jest atrakcyjnym mężczyzną i kobiety do niego lgną, to jego marzenie o żonie i gromadce dzieci może pozostać marzeniem, bo żadnej z ukochanych kobiet nie zdołał przy sobie zatrzymać.

Książka ciekawa, warta przeczytania. Książka, która daje do myślenia, bo choć większości z nas nie zależy na życiu w lesie i korzystaniu tylko z pracy własnych rąk, to wiele w biografii wątków, skłaniających do refleksji.

środa, 12 września 2012

Isabell Allende "Miasto Bestii". Bear Grylls "Złoto Bogów".

Allende i Grylls. Dwie książki przygodowe dla młodzieży. Obie dobre, choć jedna lepsza od drugiej.

Styl pisania Isabel Allende lubię od dawna, ale znałam książki dla dorosłych tej autorki. Z literaturą dla młodszych czytelników spotkałam się po raz pierwszy i jest to raz jak najbardziej udany.
Niekonwencjonalna babka zabiera swego wnuka do Amazonii, gdzie rozpoczyna się wyprawa poszukiwawcza. Celem ma być Bestia, tajemniczy stwór, który od dawna budzi strach połączony z fascynacją. Alex, bo takie imię nosi kompletnie zaskoczony wyjazdem chłopak, przeżywa w dżungli niesamowite przygody, nabiera doświadczenia, dojrzewa. Codziennie uczy się nowych rzeczy, ale i codziennie dowiaduje się czegoś nowego o sobie. Okazuje się, że w młodzieńcu tkwią siły, których nie przeczuwał. Podczas wyprawy Alex staje się mężczyzną, nie dosłownie, ale psychicznie. Rozpoczyna tę podróż jako przestraszony, zbuntowany i chimeryczny nastolatek, a kończy jako dojrzały, pewny własnych możliwości, o niebo mądrzejszy i sprawniejszy mężczyzna.
Świetna książka dla młodzieży, trochę magiczna, mądra, prawdziwa. Co najważniejsze, historia nie kończy się na jednym tomie. Allende napisała trzy książki z tej serii, więc przygodę będę kontynuowała.

Beara Grylls'a nikomu chyba nie trzeba przedstawiać. Sztukę przetrwania mężczyzna ten opanował do perfekcji. Jego biografia jest imponująca, choć jeszcze nie przeczytałam autobiografii, która kurzy się na regale, ale jestem bardzo ciekawa tej książki. Czy pan Grylls opanował też sztukę pisania? Powiem tak, nie jest źle. W porównaniu z Allende wypada blado, ale ogólnie Złoto Bogów (pierwsza część serii Misja: przetrwanie) to ciekawa (choć prosta) fabuła, trochę przygód, dużo przyjacielskich odruchów, choć zły charakter też odnajdzie swe miejsce na kartach książki.

Obie powieści uczą, czym jest przyjaźń; pokazują, że warto walczyć z własnymi słabościami. W obu książkach autorzy zwracają uwagę na piękno dzikiej przyrody, na to, jak ważny jest szacunek do natury, która, jak wiadomo, rządzi się własnymi prawami. W obu, jak w baśniach, dobro walczy ze złem, a techniki przetrwania przydają się na każdym kroku. Bear Grylls jest specem od survivalu, więc przeczuwałam, że jego powieść będzie małą szkołą przetrwania, ale Isabel Allende też podsuwa różne rozwiązania, dzięki którym człowiek lepiej funkcjonuje w dżungli.

Książki są podobne, ale Miasto Bestii wnika głębiej w temat, jest więcej psychologii, trochę historii. Na pewno piękniejszy język. Złoto Bogów czyta się szybko, z zainteresowaniem, ale od początku do końca czuć, że jest to książka dla młodzieży. Prosty język, dużo dialogów, mniej przemyśleń.

Obie powieści polecam, bo są warte przeczytania. Moje życzenie jest proste: niech młodzież czyta. Tylko (i aż) tyle...

sobota, 1 września 2012

Hanna Kowalewska "Inna wersja życia".

Charakterystyczną cechą stylu Hanny Kowalewskiej jest poetyckość. Książki autorki ukazują świat subiektywnych emocji, świat uczuć. Bogactwo wrażeń i przemyśleń sprawia, że nawet nieuchwytne pojęcia zostają przedstawione, ponieważ pisarka zręcznie operuje metaforą. Kowalewska bawi się słowem, nie boi się nastrojowości. Mam wrażenie, że język jest dla niej materią, którą można nieustannie kształtować. Autorka pokazuje, że w słowo można tchnąć życie.

Tego lata, w Zawrociu to moja ulubiona powieść Kowalewskiej. Pierwsza i najlepsza. Każda kolejna oznacza przyjemność z czytania, ale nie dorównuje książce, która zapoczątkowała cykl o Zawrociu. Może dlatego, że dylematy Matyldy, głównej bohaterki, stają się wtórne, a jej postępowanie przewidywalne. W pierwszej części dopiero poznajemy tę neurotyczną, pełną sprzecznych uczuć, kobietę. Jej niebanalna osobowość najpierw przyciąga, ale w kolejnych częściach serii zaczyna czasami drażnić.

Matylda nie jest jedyną bohaterką cyklu. Są inni ludzie, tak samo ciekawi i pogmatwani. Jest Zawrocie, miejsce sielskie, wiejskie, niekoniecznie anielskie. Miejsce z pełną tajemnic przeszłością, nieco zakurzone, z duszą. Miejsce, które Matylda pokochała całym sercem, w którym odnajduje (i czasami zaspokaja) własne tęsknoty. Wszystko, co otacza dom w Zawrociu, zdaje się żyć własnym życiem.

W Innej wersja życia Kowalewska skupia się na relacjach Matyldy z siostrą, nie rzuca swej bohaterki w wir nowych związków, ale stawia na jej drodze ciekawych mężczyzn. Zawirowania życiowe Matyldy zdają się mniejsze, ale ilość wątpliwości i pytań w jej sercu nie maleje.

Piękny, bogaty i subtelny język polskiej pisarki sprawia, że czytam jej książki jednym tchem. I czekam na kolejne.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...