czwartek, 22 października 2015

Księgarz z Kabulu.

Åsne Seierstad
Księgarz z Kabulu
W.A.B., 2013


Norweska dziennikarka przez kilka miesięcy mieszkała w domu kabulskiej rodziny księgarza Sultana Khana (personalia bohaterów na użytek książki zostały zmienione). Był rok 2001. W Nowym Jorku dokonano zamachu na wieże World Trade Center. W Afganistanie zakończył się reżim talibów.

Zafascynowana księgarzem Seierstad mogła obserwować z bliska życie domowników, słuchać opowieści o kraju, którego kultura jest tak odmienna od tej, w której autorka się wychowała.
To jest książka, którą bardzo dobrze się czyta (ukłon w stronę Seierstad), ale jednocześnie historie w niej zamknięte wzbudzają tyle emocji (głównie negatywnych), że człowiek po lekturze czuje się zmaltretowany. Momentami miałam ochotę rzucić tą książką o ścianę ze złości, z bezradności, z nadmiaru cierpienia.

Człowiek żyje sobie z dnia na dzień. Jakby nie było, w dobrobycie. Niby ma świadomość, że gdzieś na świecie dzieje się źle, że jest tak, jak być nie powinno. Jednak wiedza większości jest ograniczona. Muzułmanki w swoim kraju (i nie tylko) są osobami drugiej kategorii, w Korei Północnej ludzie głodują i cierpią, w Ugandzie partyzanci sieją zniszczenie, tu i tam toczy się wojna... To jest wiedza powierzchowna, którą wzbogaca przeczytanie reportażu. Lektura dobrego reportażu otwiera oczy na świat, przynosi refleksje, zmusza do dyskusji.

Księgarz z Kabulu jest bardzo dobrym reportażem, napisanym z wnikliwością obserwatora zdarzeń, któremu udało się mocno zbliżyć do świata opisywanego. Jednocześnie autorka książki nie ocenia, nie obwinia, nie moralizuje. Pisze o tym, co widzi i o tym, co słyszy. Jest na tyle blisko kabulskiej rodziny, że jej członkowie sami opowiadają jej o życiu kobiet i mężczyzn w muzułmańskim kraju, o kulturze, o relacjach międzyludzkich, o małżeństwie. I to są historie często wstrząsające, bolesne, niesprawiedliwe. Celowo nie przywołam tu żadnej z nich. Ten reportaż trzeba przeczytać, a nie tylko czytać o nim. Te historie trzeba "przeżyć", przeklnąć albo się rozpłakać.

Plusem książki Åsne Seierstad jest, przy ciężkości tematu, lekki styl. Dzięki niemu, choć sponiewierana po lekturze, czuję się dobrze. Są reportaże, których się boję. Ze strachem czytałam Nocnych wędrowców Wojciecha Jagielskiego, nie wiedząc, co (czy też kogo) spotkam na kolejnych stronach.

poniedziałek, 19 października 2015

Simona, kobieta niezwykła.

Anna Kamińska
Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak
Wydawnictwo Literackie, 2015


Tak się złożyło, że przez dłuższy czas nie sięgałam po biografie i zapomniałam jak bardzo lubię je czytać. Zazwyczaj, w przeszłości, wybierałam opowieści o ludziach, których nazwisko nie jest mi obce, o których mogę opowiedzieć, ponieważ lubię ich twórczość czy są kimś na tyle kontrowersyjnym, że nie sposób nie wiedzieć o ich istnieniu. Do biografii Simony Kossak przyciągnęła mnie okładka książki. Fotografia kobiety, całującej kruka (który, jak się w trakcie lektury przekonałam, odegrał istotną rolę w życiu tytułowej bohaterki), trzymającej w dłoni analogowy aparat fotograficzny, jest cudna. O samej Simonie nigdy nie słyszałam, nie wiedziałam, kim była, czym się w życiu zajmowała i dlaczego jej życie było niezwyczajne. Nazwisko wywołało jednoznaczne skojarzenie i słusznie, ponieważ Simona pochodziła z tych Kossaków, ale jej życiowe wybory miały niewiele wspólnego ze ścieżkami, którymi kroczyli jej przodkowie. Nie została malarką, bo brakowało jej talentu. Czasami myślała o pisaniu (jej ciotkami były Maria Pawlikowska - Jasnorzewska i Magdalena Samozwaniec), ale wolała czytać książki. Później, jako doktor nauk leśnych, będzie publikowała teksty, wyda książki, ale twórczość Simony niewiele ma wspólnego z poezją.

Simona była dzieckiem niechcianym, ponieważ miała czelność urodzić się dziewczynką. Dzieciństwo w krakowskim domu, zwanym Kossakówką, upłynęło dziewczynce pod znakiem zakazów i nakazów. Simona do końca życia nienawidziła tego miejsca, z którym wiązały się przykre wspomnienia. Wiedziała, że po studiach w Krakowie, nie wróci już do Kossakówki. Jedynym pozytywnym aspektem w domu rodzinnym była obecność zwierząt, które Simona kochała nad życie. Wśród zwierząt czuła się najlepiej, z ludźmi nie mogła znaleźć wspólnego języka.
W czasie studiów Simona nie była odludkiem, czynnie działała w organizacjach studenckich, bawiła się w czasie Juwenaliów.

Jako biolog, zainteresowany zootechniką i zafascynowany światem zwierząt, wyruszyła pod koniec studiów w poszukiwaniu pracy na rekonesans w Bieszczady. Usłyszała, że dzicz nie jest dla kobiet. Kobiety się tutaj nie odnajdują. Boją się same pójść do lasu. Boją się samotnie mieszkać. Poza tym kobiety rodzą dzieci. Człowiek, który wypowiedział te słowa, miał ograniczone horyzonty myślowe i widocznie nie spotkał w swym życiu kobiety podobnej do Simony. Kobiety, która się nie poddała i znalazła swoje miejsce na ziemi w Białowieży, gdzie spędziła resztę życia. Samotnie przemierzała puszczę, badając życie zwierząt. Na Dziedzince, bo tak nazywała się leśniczówka, w której Simona zamieszkała, nie było prądu, wanny, lodówki, ale był spokój, zwierzęta, książki. I Lech Wilczek, fotograf, który żył z Simoną, ale nie był to związek oczywisty. Mieszkali na Dziedzince trzydzieści pięć lat, ale czy byli razem? Oboje najbardziej cenili sobie wolność, nie definiowali tego, co ich łączy. Lubili być razem, kochali Białowieżę, dobrze czuli się w lesie.

Simona Kossak od zwierząt otrzymała to, czego nigdy nie dostała od ludzi. Całe życie walczyła o to, by jej praca coś znaczyła. Prowadziła w radiu Białystok audycję o zwyczajach seksualnych zwierząt, dlatego na Podlasiu jest legendą. Żyła skromnie, choć skromna nie była. Chciała się wciąż rozwijać, uczyć nowych rzeczy. Nie była osobą towarzyską, na Dziedzince rzadko pojawiali się goście. Zresztą mało kto zniósłby pobyt w zatęchłej, przesiąkniętej zapachem zwierząt, leśniczówce. Jedna z kobiet, która bywała na Dziedzince, wspomina: Jak spałam u Simony, ciągle coś po mnie latało: a to myszy, a to szczury, a to popielice. Na podłodze leżał dzik, a na fotelu sofa kłapała dziobem. Ktoś nerwowy ze strachu chybaby tam umarł.


Biografia Simony Kossak opowiada o życiu pełnym pasji, więc opowieść Anny Kamińskiej nie mogła być słaba. Czyta się cudnie.

piątek, 16 października 2015

Nowe na domowych półkach...dawno nie było książek zakupionych.


O bibliotece Umberto Eco dobrze znam, ale nie miałam.
Nocny pociąg do Lizbony musiałam kupić po obejrzeniu filmu (cudowny Jeremy Irons w roli głównej).
O Kapuścińskim i Kapuścińskiego kompletuję wszystko. To mój MISTRZ.
Susan Sontag, Julio Cortazar, Jesper Juul, Agnieszka Stein...wiadomo, mieszanka znakomita.
Czwarty tom dzienników Anais Nin kupiłam, ponieważ mam trzy wcześniejsze tomy i uwielbiam tą panią.
Książkę o Virginii Woolf nabyłam na letnim kiermaszu z ciekawości. Po pobieżnym przejrzeniu wydała mi się interesująca. Nie ukrywam, że niska cena ułatwiła podjęcie decyzji.

Henning Mankell też z kiermaszu. Lubię czytać Mankella, a tej powieści nie znam.
Klub filmowy Meryl Streep z Biedronki, bo była promocja 2+1, a kupiłam córkom dwie książki, więc "musiałam" dobrać trzecią za 1 grosz. Jedyną godną uwagi pozycją okazała się powieść Mii March, więc przyniosłam ją do domu. Jak już może niektórzy z Was wiedzą czytadeł raczej nie kupuję. Zdarza mi się je czytać, ale są to egzemplarze biblioteczne.
Pozdrowienia z Korei musiałam mieć, bo po przeczytaniu reportażu Barbary Demick interesuje mnie wszystko, co napisano na temat Korei Północnej.
 

W czytaniu Dziecko z bliska idzie w świat. Niespiesznie smakuję mądrość zawartą na kartach tej książki. Zakreślam. Rozmyślam. Chłonę.
Przeczytałam już Pisane słońcem, pięknie zresztą napisane. Tylko nie mogę się zebrać, by o tej książce słów kilka skrobnąć.
Cieszę się na czas, który spędzę z każdą z tych książek.

niedziela, 11 października 2015

ORO.

Marcel A. Marcel (Daria Łukasińska, Olga Sawicka)
Oro
Marginesy, 2012


Ma oswoić miejsce? To nie problem. Gorzej oswoić ludzi.

Oro to niebanalna powieść dla młodzieży. Wyjątkowa. Mądra. Mnożąca pytania. Dająca do myślenia. Opisuje odrzucenie i trudne dorastanie. Daje nadzieję. Pokazuje, że może być lepiej, cieplej, bliżej. Nie ubiera w ładne szaty, nie ubarwia, czasami przeklnie i się wkurzy. Jednak daje siłę.

Dla nastolatków. I dla dorosłych. Żeby wiedzieli, jak jest, bo nawet jeśli się domyślają, to i tak mają braki. I powinni poczytać o tym, co ważne w życiu. O tym, co daje siłę w codzienności. Co buduje.
O tym, że każdy się z czymś boryka, ale chodzi o to, żeby się nie barykadować, ale czasami nie można inaczej, czasami wydaje się, że życie to wieczna walka. O przestrzeń, o uczucia, o siebie. Jednak nawet kiedy wybierasz samotność, nigdy nie jesteś sam.

Lena po latach błądzenia trafia do domu Wandy i Romana, którzy stworzyli miejsce do życia dla kilkorga dzieci w różnym wieku. Każdy z mieszkańców tego domu jest charakterystyczny. W odczuciu "znakomitej" większości traktowany był jako trudny, bo albo nieznośnie nadpobudliwy, albo bulimik, albo... Każdy z nich ma szczęście, bo trafił do patchworkowej rodziny, w której najważniejsze jest bycie sobą, szacunek dla inności przekonań, komunikacja. Związek Wandy i Romana może wzbudzić podejrzenia, bo ta kobieta i ten mężczyzna rozumieją się bez słów, rozmawiają ze sobą, na nikogo nie wrzeszczą i nikogo pochopnie nie oceniają.. Są dla siebie i są dla swoich dzieci. Przyjęli szóstkę dzieciaków z wszystkimi ich problemami, z ich trudną przeszłością, z pokiereszowanymi duszami. Wierzą, że otulenie ich ciepłem sprawi, że dadzą się oswoić. Obserwujemy tę zmianę na przykładzie Leny, która na początku jest zalęknionym dzikim stworzonkiem, nieustannie przygotowanym do ataku i stopniowo adaptuje się do nowej rzeczywistości. Nie jest to proces łatwy i przyjemny, ale piękny.

Jestem pod ogromnym wrażeniem tej opowieści, której udało się mną potrząsnąć i wycisnąć mi łzy z oczu. To naprawdę mądra i ważna książka, o której jeszcze wiele razy pomyślę.
Oro zawiera w sobie taką dawkę emocji pozytywnych i negatywnych, że nie sposób nie przeżywać tej powieści, nie angażować się w sprawy, które dotyczą bohaterów.
Dla mnie książka dwóch polskich pisarek to przede wszystkim opowieść o mądrym i uważnym rodzicielstwie. O tym, że wystarczy BYĆ, SŁUCHAĆ, NIE OCENIAĆ, NIE NARZUCAĆ. Klucz do fajnego bycia razem i do pełnej bliskości codzienności naprawdę nie jest głęboko zakopany.

Podczas lektury miałam momentami wrażenie, że autorki przed napisaniem powieści czytały Agnieszkę Stein, Jespera Juula... W sposobie postępowania Wandy i Romana odnajdywałam strzępy ich cennych spostrzeżeń.
Warto czytać Oro. Warto wracać do tej lektury. Warto podsunąć tę książkę nastolatkowi.

środa, 7 października 2015

Książka, której nie ma.

Santiago Pajares
Książka, której nie ma
Pascal, 2015


Niby czytadło, ale ma w sobie rys magii, którą spotkać można w codziennym życiu. W tym celu, jak bohater powieści, należy udać się do wsi Bredaós, gdzie wszyscy wszystkich znają i wszystko o wszystkich wiedzą. David Peralto, przyzwyczajony do anonimowości Madrytu, nie od razu dobrze czuje się na tym małym skrawku ziemi, ale stopniowo odkrywa i docenia uroki małej społeczności. Tu dominuje życzliwość, bo na prowincji ludzie są bliżej siebie, wspierają się w trudnych momentach, wspólnie świętują radosne chwile.

David Peralto, od siedmiu lat pracujący w wydawnictwie Khoan, nieprzypadkowo trafia do Bredaós. Chce pozostać anonimowy, dlatego w podróż zabiera swoją żonę, Silvię i pod pretekstem wspólnych wakacji, próbuje odnaleźć autora bestsellerowej sagi. Thomas Maud jest najważniejszym pisarzem wydawnictwa Khoan, autorem pięciu z planowanych siedmiu tomów sagi Spirala. Dotychczas regularnie, co dwa lata, w księgarniach pojawiała się nowa część. Od czterech lat właściciel wydawnictwa czeka na szósty tom, czytelnicy są zniecierpliwieni. Zdesperowany Khoan zdradza Davidowi, swemu redaktorowi prowadzącemu, sekret. Nikt nie zna autora sagi, jego sylwetka owiana jest aurą tajemnicy. Poszczególne części opowieści pojawiały się w wydawnictwie za pośrednictwem kuriera, ale sam Khoan nigdy nie widział Thomasa Mauda, więc nie wie, jak skontaktować się z pisarzem. David zostaje oddelegowany do Bredaós, ponieważ pewne poszlaki sugerują, że w tej wsi mieszka twórca Spirali. Peralto otrzymuje jeszcze jedną wskazówkę, która powinna ułatwić znalezienie Mauda, ale redaktor szybko przekonuje się, że ta informacja nie ułatwi mu zadania.

Podróż do Bredaós okaże się dla Davida wyprawą w głąb samego siebie. Będzie również sprawdzianem dla związku państwa Peralto. W małej wiosce nasz bohater odnajdzie przyjaźń, przypomni sobie, czym jest bezinteresowna pomoc, jak wielką moc ma człowiek i jak istotne w życiu są małe przyjemności, drobnostki. Książka, której nie ma to opowieść nie tylko o magii słowa, o literaturze. To historia miłości, choroby, samotności, przyjaźni - historia życia, o którym w natłoku codziennych spraw zapominany. O tym, co najważniejsze. Trochę bajkowo, magicznie, ale niebanalnie i smacznie. Mnie się podobała powieść hiszpańskiego pisarza i z czystym sumieniem polecam tę ciekawą książkę osobom, które od "czytadła" oczekują czegoś więcej niż rozrywki.

P.S. Zapomniałam dodać, że obok opowieści o tym, co dzieje się w Bredaós, toczą się jeszcze dwa wątki. Jeden dotyczy życia sekretarki pana Khoana, drugi natomiast opowiada o narkomanie, który próbuje skończyć z nałogiem. Spoiwem wszystkich wątków jest oczywiście powieść Thomasa Mauda. Nie do końca rozumiem, co autor miał na celu, wprowadzając te historie (domyślam się, ale nie uważam, aby były niezbędne).

piątek, 2 października 2015

Co czytali...


Nie mam wspomnień z wczesnego dzieciństwa, związanych z książkami. Nie znałam serii Poczytaj mi, mamo, nikt nie czytał mi wierszy Tuwima czy Brzechwy. W rodzinnym domu nie było książek, nikt nie sięgał po lektury, nie korzystał z biblioteki. Moja przygoda z książkami rozpoczęła się w momencie, gdy już sama czytałam, więc musiałam chodzić do szkoły. W szkole była biblioteka, a w bibliotece np. Karolcia Marii Kruger. Tę książkę pamiętam, że ją czytałam pamiętam, ale wrażeń z lektury nie jestem w stanie przywołać. Dopiero późniejsze lektury zapisały się we wspomnieniach: Siesicka, Musierowicz, Snopkiewicz, Montgomery, Baśnie braci Grimm, Niziurski...

Ewa Świerżewska i Jarosław Mikołajewski sprawili mi wiele przyjemności swoją książką. Myślałam, że będę sobie powoli czytała wywiad za wywiadem, ale plan się nie powiódł, ponieważ połknęłam ten zbiór krótkich wywiadów na raz. Co czytali sobie kiedy byli mali to sentymentalna podróż do krainy dzieciństwa i wczesnej młodości, do wspomnień związanych z czytaniem. To opowieść o miłości do książek, o ważności słowa pisanego, o budowaniu więzi, o przyjemności czytania.
Najczęściej pojawiające się nazwiska pisarzy to Julian Tuwim, Jan Brzechwa, Alfred Szklarski, Karol May, Edmund de Amicis, Astrid Lindgren, Hans Christian Andersen. W wywiadach znalazłam jednak wielu autorów i wiele tytułów, których nie kojarzę. Poza tym wspomnienia, związane z konkretnymi tytułami są różne. Wanda Chotomska nie była w stanie przeczytać Serca Amicisa, a Janusza Gajosa ta książka bardzo wzruszyła.

W życiu każdego z rozmówców Świerżewskiej i Mikołajewskiego książki odegrały ważną rolę. Czasami były czytane tylko dla przyjemności, innym razem stanowiły jedyne towarzystwo w chorobie, zawsze rozwijały i pokazywały inne życia, inne światy. Były odskocznią od codzienności. Motywowały do spełniania marzeń, do podróży. Literatura wywoływała ogrom emocji pozytywnych i negatywnych, czytany tekst mógł zachwycić bądź przestraszyć. Krystyna Janda cały czas uważa, że czytanie jest nie tylko przyjemnością, ale przede wszystkim ciężkim doświadczeniem. Jeśli człowiek jest wrażliwy, to każda przeczytana strona staje się częścią jego życia - wszystko, co przeczyta i co przeżyje, bo każdą książkę trzeba w jakimś sensie przeżyć.

Mnie nikt w dzieciństwie nie zaprosił do świata literatury, a jednak zaczęłam czytać i czytam dużo. W domu na półkach i regałach z radością ustawiam kolejne książki, korzystam z bibliotek.
Wraz z pojawieniem się na świecie pierwszej córki, zaczęłam kupować książki dla dzieci i, czytając dziecku, czytałam sobie, jakbym w ten sposób nadrabiała braki z dzieciństwa. Dziś dziewczyny mają własną biblioteczkę, chętnie sięgają po książki (młodsza jeszcze nie czyta, ale myślę, że już niedługo będzie czerpała radość z samodzielnej lektury), często odwiedzają bibliotekę. One będą mogły wspominać ulubione książki z dzieciństwa.

Myślę, że gdyby spisać za kilkanaście lat podobny zbiór wywiadów z młodszym pokoleniem rozmówców, książkę zapełniłyby inne tytuły, ale niektóre nazwiska, jak Brzechwa czy Tuwim, Lindgren czy Milne pojawiłyby się we wspomnieniach. Mało który dziewięciolatek przywołałby Krzyżaków Sienkiewicza, ale nic w tym dziwnego. Dobór lektur w czasach dzieciństwa bohaterów Co czytali... był często ograniczony i dzieci sięgały po książki dostępne. Głód czytania był ogromny, a emocje związane z lekturą do dzisiaj we wspomnieniach pytanych pozostają żywe.

Wspaniała, pięknie wydana, bardzo ciekawa książka o miłości do książek!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...