czwartek, 24 lutego 2011

odejdź zimo zła...

Zima odbiera energię. Poziom magnezu w organizmie niebezpiecznie spada, o czym informują częste bóle głowy (na szczęście niewielkie) i drgająca powieka. Przy mojej ograniczonej diecie aż dziw, że tylko niedobory magnezu wyłażą.

Marznę. Nie mogę się ogrzać.

Pragnę WIOSNY, SŁOŃCA. Chcę mrużyć powieki, atakowane naturalnym światłem. Zrzucić termiczną bieliznę i puchatą kurtkę. Spacerować, przystawać w parku bez przebierania nogami z zimna, usiąść na ławce i poczytać w czasie, gdy Lenka w wózku cichutko pochrapuje.
Wraz z promieniami słońca budzi się życie. Staram się akceptować zimę, ale miesiąc by wystarczył. Nie mogę się przemóc, by polubić mróz, sparowany oddech, miażdżące dłonie i policzki zimno. Doceniam krajobraz, śnieżną i piękną biel pani Zimy, zdrowe, pozbawione bakterii powietrze, ale nie lubię. Nie mój klimat.

Sposób na emeryturę

Autor: Barbara Meder
Tytuł: Babcia w Afryce
Rok pierwszego wydania: 2010
Ocena: 6/6

W 2002 roku Basia Meder wyruszyła do Afryki. Miała za sobą już niejedną wyprawę. Wcześniej okrążyła świat, przemierzyła Australię - w sumie odwiedziła około osiemdziesięciu krajów.

Polka mieszkająca w Australii. Polka w wieku, w którym mało kto decyduje się na samotną wędrówkę. Zresztą nawet wśród młodych ludzi niewielu podejmuje taką decyzję.

Książkę otwiera opis politycznych zamieszek na Madagaskarze, które wprawiają podróżniczkę w przerażenie. Jednak wrodzony optymizm nie pozwala babci Basi na smutek. Radością życia, zachłannością na świat, promiennością mogłaby obdzielić połowę Polski. Niezmiennie mnie ten jej entuzjazm, którego przejawy wyzierają z każdej strony dziennika, zachwycał. Wędrówka po Afryce to dla Basi jedna wielka przygoda - nowe przyjaźnie, doświadczenia, zabawa i nauka. Czasami nie dowierza własnemu szczęściu, a jednak była to rzeczywistość, mój sposób na emeryturę*...

Dla Basi Meder równie ważne wydają się afrykańskie spotkania z ludźmi, co ze zwierzętami. Zachwycona dziką naturą Polka przemierza bezkresne tereny Czarnego Lądu, zachwycając się pięknem otaczających ją krajobrazów.

Kolejna świetna książka o Afryce, napisana z duszą i ciepłem. Przepełniona miłością do świata i jego mieszkańców. I bogata w fotografie.
Kolejna podróżniczka - uśmiechnięta, ufna, wszystkiego ciekawa.

*Basia Meder, Babcia w Afryce, Pelplin 2010, s.175

środa, 23 lutego 2011

Spirala śmierci


Autor: Leena Lehtolainen
Tytuł: Spirala śmierci
Rok pierwszego wydania: 2007
Ocena: 5/6

Jest tak, jak być powinno. Jest zabójstwo, ale nie wiadomo, kto zabił. Jest niegłupia fabuła, którą czytelnik nasiąka jak gąbka. Są dobrzy gliniarze i jest zły gliniarz...

Śledztwo prowadzi nadkomisarz Maria Kallio - kobieta jest w siódmym miesiącu ciąży, ale nie rezygnuje ze sprawy i całkowicie poświęca się rozwiązaniu zagadki śmierci szesnastoletniej Noory, łyżwiarki figurowej, będącej u progu światowej kariery.

Kryminał jest bardzo dobry - sprawnie prowadzona intryga, ciekawe postaci. Policjanci ukazani jako ludzie, a nie niezwyciężeni bohaterowie. Lubią się albo nie lubią, rywalizują między sobą, upijają się, zakochują. Maria Kallio jest dziewczyną z krwi i kości, angażuje się w śledztwo, potrafi wykazać się zarówno stanowczością, jak i empatią. Autorka nie rezygnuje z opisów, związanych z ciążą i samopoczuciem ciążowym pani nadkomisarz, ale są to tylko wtrącenia, dygresje na marginesie głównego tekstu i wzbogacają one całość. Takie są przynajmniej moje odczucia.

Leena Lehtolainen nie mnoży morderstw, nie ma rozlewu krwi i nagłych zwrotów akcji, a książkę czyta się z zapartym tchem. Najważniejsza wydaje się analiza psychologiczna bohaterów i stosunki międzyludzkie.
Takie kryminały lubię!

wtorek, 22 lutego 2011

Basia i... Zofii Staneckiej i Marianny Oklejak

Późno poznałyśmy Basię. Za późno. Siedmioletnia Majka zakochała się w mądrej i ciekawej świata dziewczynce z zamiłowaniem do ubrań w paseczki, ale tak samo pokochałaby ją w wieku lat czterech czy pięciu. Książeczki o Basi jakoś nam umknęły w gąszczu literatury dla dzieci. Historie Zofii Staneckiej i Marianny Oklejak poznajemy w trybie przyspieszonym od kilku tygodni i każda z książeczek jest świetna.

Na stronie wydawnictwa Lektorklett (http://www.lektorklett.com.pl) czytam:

Seria BASIA jest:
  • swojska, ale nie zaściankowa
  • dowcipna, ale nie prześmiewcza
  • mądra, ale nie przemądrzała
  • kształcąca, ale nie na siłę
Nic dodać, nic ująć. Książki trafiły w gust dziecka, spodobały się mamie, a nie wszystkie opowieści dla małych ludzi mama czyta z prawdziwą przyjemnością. Nie mogę na przykład przebrnąć przez "Mary Poppins" Travers. Uwielbiam serię o Pippi Pończoszance, "Lottę z ulicy Awanturników" i "Dzieci z Bullerbyn" Astrid Lindgren, ale nie jestem bezkrytyczna wobec tej autorki i zamykanie dziecka w stolarni jakoś mnie nie bawi (choć wiem, że nie jest to przejaw surowych metod wychowawczych), a "Emila i ciasto na kluski" czytałam z niesmakiem. Podobnie "Mio, mój Mio" szwedzkiej pisarki męczę i męczę, i zmęczyć nie mogę.

Nie narzucam Majce lektur, sama buszuje w bibliotece, ale wśród książek dla dzieci jest tyle samo nieciekawych i po prostu niefajnych historii, co bardzo wartościowych pozycji. Reszta to "przeciętniacy". Zupełnie jak w literaturze dla dorosłych.

Serię o Basi polecam z czystym sumieniem.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Piękno przeklęte (Rei Kimura "Motyl na wietrze")

Autor: Rei Kimura
Tytuł: Motyl na wietrze

Ojciec miał rację - lepiej urodzić się pospolitą i prostą, takiej nikt nie zechce wytrącać z jej nieciekawego życia.

W tym jednym zdaniu, wypowiedzianym przez ojca głównej bohaterki, autorka zawarła całą tragedię losu Okichi. Uroda dziewczyny okazała się bowiem jej przekleństwem. Być może w innym kraju i w innej epoce piękno Japonki zostałoby docenione w odpowiedni sposób, ale w 1841 roku, gdy na świat przychodziła Okichi, Kraj Kwitnącej Wiśni był konserwatywnym i bezlitosnym dla kobiet miejscem.

Spokój Shimoda - maleńkiego miasteczka w Japonii - zostaje zakłócony przez "amerykańskie diabły". Mieszkańcy są przerażeni, ale z czasem dostosowują się do nowych warunków życia. Okichi ma piętnaście lat i właśnie planuje swój ślub. Jest szczęśliwie zakochana w Tsurumatsu, przyjaźni się z Naoko, uwielbia swoje życie. Sielanka zostaje przerwana, gdy do domu jej rodziców przybywają pracownicy amerykańskiego konsula. Okichi spodobała się ich pracodawcy, który życzy sobie, by dziewczyna została jego konkubiną. "Życzy sobie" to delikatnie powiedziane. Okichi nie ma nic do powiedzenia, nawet jej rodzice nie mogą w żaden sposób zakwestionować decyzji konsula. Życie młodziutkiej Japonki wali się jak domek z kart i od tej chwili sypać się będzie nieustannie...

Rei Kimura spisała dzieje Okichi, by zwrócić uwagę na tragedię jej losu, przybliżyć kulturę ówczesnej Japonii. Chciała pokazać, że tragiczne życie dziewczyny miało sens. Okichi była konkubiną konsula przez pięć lat i przyczyniła się do wynegocjowania korzystnych warunków traktatu między Ameryką i Japonią. Dziś można odwiedzić muzeum, poświęcone jej pamięci, mimo iż za życia była opluwana i upokarzana na każdym kroku.Pocieszycielką w dramacie codzienności stała się dla niej sake, sprzymierzeńcem - morze.

Nie jestem w stanie zrozumieć wyborów głównej bohaterki. Na konkubinat wpływu nie miała, ale późniejsze decyzje podejmowała sama. Po co wróciła do Shimoda, skoro wiedziała, że wszystkie drzwi będą się przed nią zamykały, a mieszkańcy odwrócą wzrok, bojąc się jakiegokolwiek kontaktu ze zdrajcą? Dlaczego wybrała rodzinne miasteczko, skoro jej rodzina i ukochany Tsurumatsu je opuścili? Co chciała udowodnić? Widzę w tym pewien rys masochizmu. Myślę, że nie wynika to z mojej słabej znajomości japońskich obyczajów ani z tego, że zostałam wychowana w kulturze europejskiej. Uważam, że życie Okichi wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby odizolowała się od przeszłości i swój salon fryzjerski otworzyła tam, gdzie pamięć nie deptałaby jej po piętach. Nie sposób całkowicie odgrodzić się od tego, co było, ale wybory kobiety świadczyły dobitnie o jej skłonnościach autodestrukcyjnych.

Wiem, że oceniam tutaj życie bohaterki, a nie książkę. Pewnie dlatego, że Okichi najzwyczajniej w świecie mnie wkurzała. Sama historia spisana jest w sposób poprawny, nie porywający, ale postawa Okichi może być podstawą gorących dyskusji.

3+/6

sobota, 12 lutego 2011

Bagaż doświadczeń (Antonina Kozłowska "Czerwony rower")

Cztery kobiety. Cztery historie, które łączy wspólne dorastanie i wspólna tajemnica. Czasy obecne i PRL-owska przeszłość - historia pewnych czasów, ukazana w retrospekcjach.
Kawałek naprawdę dobrej polskiej literatury. Książka napisana ze smakiem, pozbawiona nużących i niepotrzebnych fragmentów, ciekawa. Godne uwagi spojrzenie na proces dojrzewania młodych ludzi w latach 80-tych, na zmagania ze światem najbliższym, na kontakty (albo ich brak) z rodzicami. Dla mnie namiastka wiedzy o życiu w PRL-u.

Mam tylko problem z nazwaniem stosunków, które łączyły dziewczyny z Leśnego.
Cztery nastolatki: Beata, która pewnie bez problemu odnalazłaby się w dzisiejszym świecie tzw. galerianek (jednak, jak to zwykle bywa, pod powierzchnią skrywa bolesne sekrety i nieco bogatszą osobowość); ciepła i "taka całkiem zwyczajna" Gośka; zakompleksiona Karolina i Aneta - dziewczyna z zasadami, powszechnie uważana za brzydką i nieciekawą przedstawicielkę płci żeńskiej.
Przyjaciółki? Nie jestem pewna...
Moim zdaniem między dziewczynami istniała jakaś niezdrowa relacja, opierająca się na współzawodnictwie, dokopywaniu sobie nawzajem, upokarzaniu. Nie odnalazłam zbyt wielu okruchów uczuć, które miałyby cokolwiek wspólnego z przyjaźnią.

Historia pewnej tragedii, wpisana w trudne czasy PRL-u, uwiera nawet po latach. Trzeba wrócić do przeszłości, by rozpocząć w miarę spokojny żywot w teraźniejszości. Odgrzebywanie starych doświadczeń nie jest przyjemne. Każda z kobiet żałuje, że razem z cząsteczkami skóry nie złuszczają się fragmenty duszy i żadna z nich nie chciałaby wrócić do tamtych czasów, by na nowo przeżyć własną młodość. Proces dojrzewania wypalił bowiem trwałe ślady w ich świadomości, a wspomnienia kłują i przypominają o sobie w najmniej oczekiwanych momentach.

5/6




sobota, 5 lutego 2011

(Autor widmo, reż.Roman Polański)

Jak ja uwielbiam brytyjski akcent!
Ale nie o tym chciałam...

Film Polańskiego ma w sobie tę magię, której w kinie szukam. Niespieszny, ale interesujący. Z klimatem. Z powoli i subtelnie budowanym napięciem, które tworzy atmosferę niepewności. Z doskonałym Ewanem McGregorem, który pasuje do tej roli bez dwóch zdań.

Były brytyjski premier (Pierce Brosnan) "tworzy" własną biografię. Zatrudnia autora widmo (McGregor), którego zadaniem ma być spisanie wspomnień polityka. Młody pisarz, analizując życie premiera, trafia na różne sekrety, a wiedza o nich okazuje się dla niego niebezpieczna.
Jest tajemniczo, mrocznie i naprawdę ciekawie.
Interesująca fabuła, klimat angielskiego kryminału, świetne zdjęcia - to wszystko sprawia, że najnowszy film Romana Polańskiego jest nietuzinkowy i po prostu świetny. Z całością bardzo dobrze współgra muzyka, więc nie mam się do czego przyczepić.

6/6

środa, 2 lutego 2011

(Charlotte Link "Echo winy")

Charlotte Link dotyka tego, co trudne, ale nie tworzy rozprawki na temat pedofilów i ich czynów, na temat borykania się rodziców z poczuciem winy i bezradnością. Autorka raczej zarysowuje problem i daje czytelnikowi do myślenia. Nie epatuje strachem, nie sieje grozy, mimo iż informacje na okładce sugerują spotkanie z mrocznym i pełnym napięcia thrillerem. Napięcie jest wyczuwalne, ale nie mroczne. Link równomiernie dawkuje momenty dramatyczne i te codzienne, całkiem zwyczajne. Jednak doskonale podtrzymuje ciekawość czytelnika. Pisze zręcznie, nie brnie w niepotrzebne szczegóły, które mogłyby zniecierpliwić, rozkojarzyć. Dzięki temu książkę czyta się zachłannie od pierwszej do ostatniej strony.

To jedna z tych powieści, które pobudzają do myślenia, które mnożą pytania, a czytelnik zastanawia się nad odpowiedziami, nad własnymi wyborami.
Zdecydowanie polecam!

5-/6
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...