Gdy słyszę Marta Fox, myślę "Wielkie ciężarówki wyjeżdżają z morza". To pierwsza powieść dla dorosłych tej autorki, to również pierwsza książka pisarki, którą czytałam. Dawno temu zresztą. Co ważne, czytałam ją kilka razy, a powieści, które dostępują tego zaszczytu jest naprawdę niewiele. Staram się czytać nowe książki, mając na uwadze znikomość czasu wobec ilości literatury, rzadko więc wracam do lektur przeczytanych. Ostatnie przemyślenia na ten temat doprowadziły mnie do działań radykalnych i stopniowo odkurzam półki, "pozbywając" się książek, które przeczytałam, a teraz tylko stoją i się kurzą. Dorosłam do tego, by nie gromadzić dla samego posiadania i jestem z siebie dumna. Żeby nie było super idealnie, kupuję jeszcze literaturę podróżniczą, z nałogu wszak wychodzi się stopniowo:)
Autor: Marta Fox
Tytuł: Kobieta zaklęta w kamień
Ocena: 5/6
Nie będę streszczać fabuły, przybliżać postaci bohaterów, oceniać ich postępowania. Napiszę, za co lubię powieści i opowiadania Marty Fox. Za styl. Za słowa, z których autorka buduje piękne i mądre zdania. Za postawę pani Marty wobec świata i ludzi, która jest mi bardzo bliska. Książki pisarki czuję i pamiętam jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony.
Marta Fox projektuje fabułę powieści z emocji bohaterów - wrażliwców, którzy nie przyjmują zastanej rzeczywistości tylko dlatego, że taka jest. Nieco neurotyczni, uduchowieni, pełni wątpliwości próbują zmieniać świat wokół siebie, by nie ciążyło sumienie i złe emocje.
Żyj w zgodzie z samym sobą - to przesłanie Marty Fox, które pojawia się w całej twórczości pisarki. W "Kobiecie zaklętej w kamień" spotkamy też, tak ważną dla autorki, Anne Sexton, której twórczość pani Marta pielęgnuje. Poza tym częścią powieści są bardzo ciekawe wpisy z bloga Emilii, głównej bohaterki, która przybliża sylwetki kobiet ze świata literatury i filmu, pokazując ich indywidualność i pasjonującą osobowość.
poniedziałek, 25 lipca 2011
niedziela, 24 lipca 2011
Przed snem...
Przeglądam sobie blogi książkowe, przeglądam, znajduję tytuły, o których nie słyszałam, a przyciągają...dużo tego, zdecydowanie za dużo. Ech, idę sobie poczytać o wędrówce po Namibii. Pasjonująca. Tym bardziej, że dotyczy podróżowania z dziećmi, a poza tym to Kobusowie, a do tej rodzinki mam słabość. Teraz biwakują w Szwecji, już czekam na relację na ich stronce.
Aniołek na dobranoc. Przyjechał z gór. Moja mała słabość:) |
Granice ludzkiej wytrzymałości
Trzy filmy, dla których punktem stycznym jest walka o przetrwanie, pokonywanie własnych słabości, współgranie z naturą, by przeżyć.
Czekając na Joe (reż. Kevin Macdonald, 2003) to dokument, opowiadający historię, która wydarzyła się w 1985 roku, gdy Joe Simpson i Simon Yates wyruszyli w góry, by zdobyć szczyt Siula Grande w peruwiańskich Andach. Udało im się zdobyć szczyt, ale w drodze powrotnej (jak wiadomo większość tragedii górskich ma miejsce przy zejściu) Joe złamał nogę. Simon pomagał koledze, spuszczając go powoli na linie, ale w pewnym momencie Simpson zawisł nad głęboką lodową szczeliną. Yates podjął bardzo trudną decyzję i odciął kolegę, tym samym skazując go na pewną śmierć. Jednak wola życia człowieka gór była ogromna. Przeraźliwe zimno, ból nogi, trudne warunki pogodowe, głód...Joe przetrwał wszystko, by dotrzeć do bazy i zaskoczyć towarzysza, który powoli oswajał się ze śmiercią przyjaciela.
To dokument, ale czasami o tym zapominałam, bo odtwórcy głównych ról są tak autentyczni w przeżywaniu tej historii, że ma się wrażenie, że to oni uczestniczyli w zmaganiach z Siula Grande. Joe Simpson i Simon Yates relacjonują wydarzenia, przerywając co jakiś czas filmową fabułę.
Tragedia w Andach nie przysłania wizualnej strony obrazu - piękno góry poraża, krajobrazy zachwycają, natura po raz kolejny nie ma sobie równych, bo wśród wytworów ludzkich rąk nie znajdę niczego tak cudnego i niepowtarzalnego.
Sanctum (reż. Alister Grierson, 2011) to historia grupy płetwonurków czy grotołazów, którzy badają nieodkryte miejsca w największym na świecie systemie jaskiń. Film powstał w oparciu o prawdziwe wydarzenia i pokazuje, jak niebezpieczne może być eksplorowanie głębin. Klimaty zdecydowanie nie dla mnie. Ciemno, mokro, klaustrofobicznie.
W głębi jaskini rozgrywa się tragedia. Płetwonurkowie zostają uwięzieni pod powierzchnią w wyniku tropikalnej burzy, która nawiedziła dżunglę. Woda w jaskini szybko się podnosi, a grotołazi szukają wyjścia z podziemnego labiryntu.
Fabuła Sanctum opiera się nie tylko na zmaganiu z groźną naturą i własnym strachem, ale również pokazuje mechanizmy rządzące ludźmi w obliczu walki o przetrwanie. Dość istotny jest konflikt między wszystkowiedzącym i despotycznym ojcem a nieco zakompleksionym i zbuntowanym synem. Nie jest to nowy temat i dlatego sama opowieść nie robi specjalnego wrażenia. Jednak warto obejrzeć, bo to w sumie kawałek dobrego kina.
Niepokonani (reż. Peter Weir, 2010).
Do Petera Weira mam słabość. Rok niebezpiecznego życia, Wybrzeże Moskitów, Stowarzyszenie umarłych poetów to filmy doskonałe. Wiele się spodziewałam po Niepokonanych. Nie zawiodłam się.
Grupa więźniów ucieka z sowieckiego gułagu. Prowadzi ich Polak, Janusz, którego pęd ku wolności przekracza granice strachu. Wyruszają zimą, pokonują Syberię, Mongolię, pustynię Gobi, docierają do Tybetu, a na końcu do Indii. Trudna i żmudna to tułaczka. Siarczyste mrozy, nieznośne wiatry, ogłupiający upał - natura im nie sprzyja, choć jednocześnie w ogromnych lasach łatwo się ukryć. Nie wszyscy przetrwają wędrówkę, ale zakończą życie jako wolni ludzie. To w ówczesnych czasach wydawało się równie wartościowe jak przeżycie.
Film pokazuje trudy i monotonię drogi, ale najważniejsza w tej historii jest niezłomność ludzkich marzeń i potrzeba ucieczki z zamkniętych i okrutnych bram gułagu. Solidarność kompanów wobec przeciwności losu, przezwyciężanie własnych słabości, walka z bólem, zimnem, głodem, upałem, pragnieniem - o tym wszystkim opowiada film Weira. Bardzo dobry film.
Czekając na Joe (reż. Kevin Macdonald, 2003) to dokument, opowiadający historię, która wydarzyła się w 1985 roku, gdy Joe Simpson i Simon Yates wyruszyli w góry, by zdobyć szczyt Siula Grande w peruwiańskich Andach. Udało im się zdobyć szczyt, ale w drodze powrotnej (jak wiadomo większość tragedii górskich ma miejsce przy zejściu) Joe złamał nogę. Simon pomagał koledze, spuszczając go powoli na linie, ale w pewnym momencie Simpson zawisł nad głęboką lodową szczeliną. Yates podjął bardzo trudną decyzję i odciął kolegę, tym samym skazując go na pewną śmierć. Jednak wola życia człowieka gór była ogromna. Przeraźliwe zimno, ból nogi, trudne warunki pogodowe, głód...Joe przetrwał wszystko, by dotrzeć do bazy i zaskoczyć towarzysza, który powoli oswajał się ze śmiercią przyjaciela.
To dokument, ale czasami o tym zapominałam, bo odtwórcy głównych ról są tak autentyczni w przeżywaniu tej historii, że ma się wrażenie, że to oni uczestniczyli w zmaganiach z Siula Grande. Joe Simpson i Simon Yates relacjonują wydarzenia, przerywając co jakiś czas filmową fabułę.
Tragedia w Andach nie przysłania wizualnej strony obrazu - piękno góry poraża, krajobrazy zachwycają, natura po raz kolejny nie ma sobie równych, bo wśród wytworów ludzkich rąk nie znajdę niczego tak cudnego i niepowtarzalnego.
Sanctum (reż. Alister Grierson, 2011) to historia grupy płetwonurków czy grotołazów, którzy badają nieodkryte miejsca w największym na świecie systemie jaskiń. Film powstał w oparciu o prawdziwe wydarzenia i pokazuje, jak niebezpieczne może być eksplorowanie głębin. Klimaty zdecydowanie nie dla mnie. Ciemno, mokro, klaustrofobicznie.
W głębi jaskini rozgrywa się tragedia. Płetwonurkowie zostają uwięzieni pod powierzchnią w wyniku tropikalnej burzy, która nawiedziła dżunglę. Woda w jaskini szybko się podnosi, a grotołazi szukają wyjścia z podziemnego labiryntu.
Fabuła Sanctum opiera się nie tylko na zmaganiu z groźną naturą i własnym strachem, ale również pokazuje mechanizmy rządzące ludźmi w obliczu walki o przetrwanie. Dość istotny jest konflikt między wszystkowiedzącym i despotycznym ojcem a nieco zakompleksionym i zbuntowanym synem. Nie jest to nowy temat i dlatego sama opowieść nie robi specjalnego wrażenia. Jednak warto obejrzeć, bo to w sumie kawałek dobrego kina.
Niepokonani (reż. Peter Weir, 2010).
Do Petera Weira mam słabość. Rok niebezpiecznego życia, Wybrzeże Moskitów, Stowarzyszenie umarłych poetów to filmy doskonałe. Wiele się spodziewałam po Niepokonanych. Nie zawiodłam się.
Grupa więźniów ucieka z sowieckiego gułagu. Prowadzi ich Polak, Janusz, którego pęd ku wolności przekracza granice strachu. Wyruszają zimą, pokonują Syberię, Mongolię, pustynię Gobi, docierają do Tybetu, a na końcu do Indii. Trudna i żmudna to tułaczka. Siarczyste mrozy, nieznośne wiatry, ogłupiający upał - natura im nie sprzyja, choć jednocześnie w ogromnych lasach łatwo się ukryć. Nie wszyscy przetrwają wędrówkę, ale zakończą życie jako wolni ludzie. To w ówczesnych czasach wydawało się równie wartościowe jak przeżycie.
Film pokazuje trudy i monotonię drogi, ale najważniejsza w tej historii jest niezłomność ludzkich marzeń i potrzeba ucieczki z zamkniętych i okrutnych bram gułagu. Solidarność kompanów wobec przeciwności losu, przezwyciężanie własnych słabości, walka z bólem, zimnem, głodem, upałem, pragnieniem - o tym wszystkim opowiada film Weira. Bardzo dobry film.
czwartek, 21 lipca 2011
W poszukiwaniu własnej tożsamości...
Autor: John Green
Tytuł: Szukając Alaski
Ocena: 5/6
Książka dla młodzieży. Bardzo dobra książka dla młodzieży. Mądra. Intrygująca.
Okres młodzieńczego buntu mam już za sobą, ale pamiętam, jakie to uczucie, gdy się "spiskuje", gdy się próbuje różnych mniej lub bardziej zakazanych owoców, gdy przyjaciele są całym światem, a rodzinka idzie w odstawkę. Wierzę, że nie będę miała nagłych zaników pamięci, kiedy moje córki staną się nastolatkami i wywrócą rodzicielski świat do góry nogami, a nas dopadnie bezradność wobec siły przyciągania kolegów i koleżanek. Nie łudzę się, że wygram z atrakcyjnością rówieśników. Zresztą, czy chciałabym? Okres buntu jest nieodłącznym etapem dojrzewania i kształtuje osobowość, jeśli tylko nie przeradza się w niebezpieczną grę z życiem. Wiadomo, żadna skrajność nie jest fajna. Warto słuchać mądrych ludzi, na przykład Horacego, który pisał w Odzie II:
Kto złoty sobie upodobał umiar,
ten się uchroni przed nikczemną nędzą...
Mądrze facet prawił.
"Szukając Alaski" to książka o przyjaźni - mocnej, ważnej, serdecznej. To również powieść o śmierci, o radzeniu sobie z odejściem bliskiej osoby. To historia młodzieńczej miłości. To opowieść o niespełnieniu.
John Green pokazuje mądrych nastolatków, myślące pokolenie chłopców i dziewcząt, którzy w szkole z internatem szukają własnych pomysłów na życie. W przerwach między nauką spotykają się, rozmawiają, wymyślają kawały, piją, palą, kochają się. Fajni są.
Nie chodzi o to, że są wyjątkowo inteligentni i planują własne kariery. Nic z tych rzeczy. Raczej korzystają z życia tu i teraz, nie zawracając sobie głowy odległą jeszcze przyszłością. Docierają się, poznają, ale mają jakiś pomysł na siebie. Czerpią z przyjaźni pełnymi garściami, wszak miłość i przyjaźń oswajają codzienność.
Tytuł: Szukając Alaski
Ocena: 5/6
Książka dla młodzieży. Bardzo dobra książka dla młodzieży. Mądra. Intrygująca.
Okres młodzieńczego buntu mam już za sobą, ale pamiętam, jakie to uczucie, gdy się "spiskuje", gdy się próbuje różnych mniej lub bardziej zakazanych owoców, gdy przyjaciele są całym światem, a rodzinka idzie w odstawkę. Wierzę, że nie będę miała nagłych zaników pamięci, kiedy moje córki staną się nastolatkami i wywrócą rodzicielski świat do góry nogami, a nas dopadnie bezradność wobec siły przyciągania kolegów i koleżanek. Nie łudzę się, że wygram z atrakcyjnością rówieśników. Zresztą, czy chciałabym? Okres buntu jest nieodłącznym etapem dojrzewania i kształtuje osobowość, jeśli tylko nie przeradza się w niebezpieczną grę z życiem. Wiadomo, żadna skrajność nie jest fajna. Warto słuchać mądrych ludzi, na przykład Horacego, który pisał w Odzie II:
Kto złoty sobie upodobał umiar,
ten się uchroni przed nikczemną nędzą...
Mądrze facet prawił.
"Szukając Alaski" to książka o przyjaźni - mocnej, ważnej, serdecznej. To również powieść o śmierci, o radzeniu sobie z odejściem bliskiej osoby. To historia młodzieńczej miłości. To opowieść o niespełnieniu.
John Green pokazuje mądrych nastolatków, myślące pokolenie chłopców i dziewcząt, którzy w szkole z internatem szukają własnych pomysłów na życie. W przerwach między nauką spotykają się, rozmawiają, wymyślają kawały, piją, palą, kochają się. Fajni są.
Nie chodzi o to, że są wyjątkowo inteligentni i planują własne kariery. Nic z tych rzeczy. Raczej korzystają z życia tu i teraz, nie zawracając sobie głowy odległą jeszcze przyszłością. Docierają się, poznają, ale mają jakiś pomysł na siebie. Czerpią z przyjaźni pełnymi garściami, wszak miłość i przyjaźń oswajają codzienność.
wtorek, 19 lipca 2011
Cejrowski (nie)odkryty.
Autor: Grzegorz Brzozowicz
Tytuł: Cejrowski. Biografia
Rok pierwszego wydania: 2010
Ocena: +3/6
Trochę Cejrowskiego lubię, trochę nie, choć pan Wojciech nie wybaczyłby mi letnich uczuć. Mądrości mu nie brakuje, pewności siebie również, ale radykalność poglądów, które wszem i wobec rozgłasza niekiedy drażni.
Lubię, gdy Cejrowski staje się gringo wśród dzikich plemion, gdy opowiada o dżungli, zachwyca się prostotą życia mieszkańców Amazonii, przeciwstawiając jej zbytki cywilizacji białego człowieka. Ten Cejrowski jest zabawny, spostrzegawczy, otwarty.
Czasami jednak podróżnik przemienia się w fanatycznego kaznodzieję, który odpycha brakiem tolerancji wobec inności. Wówczas doznaję schizofrenicznego wrażenia, że jeden człowiek hoduje w sobie dwie osobowości. Nie wiem, jak traktować tego pana.
Bohater biografii Brzozowicza nie życzył sobie tej książki. Podobno... Dlaczego jednak tak często miałam wrażenie, że Cejrowski "maczał w niej palce"?
Jeśli ktoś liczy na ekscytujące fakty z życia WC, to się przeliczy. Cejrowski był, jaki jest, od czasów szkolnych. Świetnie sobie radził w każdym momencie życia. Był przedsiębiorczy, wyszczekany, myślący. Przodków miał ciekawych i też zaradnych.
To jest bardzo poprawna biografia. Momentami nudnawa.
Nieszczególnie mnie się podobała, ale może spodziewałam się przeczytać biografię podróżnika, a nie kombinatora (w dobrym znaczeniu tego słowa), który od maleńkości niemal wiedział, jak zarabiać pieniądze, a materialna strona życia nigdy nie była mu obca. Dopiero jak przeczytałam książkę Brzozowicza, uświadomiłam sobie, jak często Wojciech Cejrowski w swoich programach z cyklu "Boso..." porusza kwestię pieniędzy. A przecież w dżungli amazońskiej papierki i monety nie wydają się istotne...
Cejrowski strzeże swej prywatności jak lew, co się chwali, ale, niestety, traci na tym biografia Brzozowicza.
czwartek, 14 lipca 2011
Home (reż. Yann Arthus - Bertrand, 2009)
www.filmweb.pl |
Ziemia jest piękna. Niewyobrażalnie i niewyrażalnie. Są miejsca tak cudne, że aż nierealne. Nie jestem w stanie opisać tych obrazów. To TRZEBA zobaczyć!
Reżyser prowadzi widza przez wszystkie kontynenty, pokazując najpiękniejsze miejsca na świecie. Atakuje pięknem po to, by za chwilę podkreślić, jak człowiek to piękno łatwo i bezmyślnie niszczy. Przesłanie filmu nie jest odkrywcze, ale dobitne. Jesteśmy psujami na potężną skalę i nie zdajemy sobie sprawy, w jak niebezpiecznym kierunku zdążamy. Nie myślimy perspektywicznie. Liczy się tylko tu i teraz. Przyszłość nas nie dotyczy, więc nie staramy się, by była godna. A przecież przyszłość to nasze dzieci. Nasza ignorancja każdego dnia przyczynia się do zanieczyszczania planety, do rozrastania się epidemii głodu, do globalnego ocieplenia i obumierania fauny i flory. Świadomie lub nieświadomie dodajemy cegiełki bezmyślności, budując mur odpadów i braków.
Ziemia woła o ratunek, póki nie jest za późno. Ta wykrzyczana prośba skierowana jest do nas, Homo Sapiens, bo to nasz gatunek eksploatuje zasoby naturalne na niewyobrażalną skalę i to my stanowimy dla naszej planety największe zagrożenie.
poniedziałek, 11 lipca 2011
czwartek, 7 lipca 2011
...bom wędrowcem się urodził.
Autor: Kinga Choszcz
Tytuł: Pierwsza wyprawa. Nepal
Rok pierwszego wydania: 2011
Ocena: 6/6
Pięć lat po śmierci Kingi Choszcz trzymam w dłoniach jej kolejną książkę. Ostatnią, choć tak naprawdę pierwszą, bo Nepal Kinga zjechała jeszcze przed wyprawą dookoła świata i przed Afryką.
W 1995 roku Kinga wyruszyła w swą pierwszą tak długą, bo ośmiomiesięczną, podróż. Miała dwadzieścia trzy lata, mało pieniędzy, jeszcze mniej doświadczenia w wyprawach "na gapę", ale plecak pełen marzeń i wiary w powodzenie wędrówki.
Kinga na bieżąco notowała wrażenia z kolejnych etapów podróży, dlatego te zapiski są szczere, pełne emocji, czasami poszarpane.
Podróżniczka omija stolice, szukając miejsc kameralnych, klimatycznych, gdzie można zbliżyć się do ludzi, podpatrzeć, jak żyją, przytulić inną kulturę, zasmakować Orientu. Zdziwiona rolą kobiet w społeczeństwach Bliskiego Wschodu, zniesmaczona obleśnymi i wąsatymi (co często podkreśla) Hindusami, urzeczona prostotą życia chłonie Nepal i Indie. Zbyt krótka wiza nie pozwala jej pozostać w Nepalu tak długo, jak by chciała, ale jej wyobrażenia o tym zakątku świata pokrywają się z rzeczywistością, a pobyt tam owocuje jeszcze większą miłością do ludzi i do przyrody. Jak to często bywa, najbardziej gościnna okazuje się biedota.
Kinga zatrzymuje się w niewielkich hostelach i odwiedza servasowych gospodarzy, którymi często są pracownicy społeczni. Dużo czasu spędza w podróży autobusami, pociągami, zatłoczonymi do granic możliwości. Uczestniczy w kilku weselach i utwierdza się w przekonaniu, że taka ceremonia nie współgra z jej wizją życia. Podziwia himalajskie szczyty.
W trakcie ośmiomiesięcznej wędrówki czas się rozciąga, człowiek nigdzie się nie spieszy, leniwie przechadza po wiosce czy mieście, zagląda do chat miejscowej ludności. Nie ma biletu na konkretny autobus, nie ma terminów i zobowiązań. Sielankę zakłóca jedynie wszechobecna biurokracja, która skutecznie uprzykrza życie niejednemu podróżnikowi.
wtorek, 5 lipca 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)