Rachel Cusk
Ostatnia wieczerza. Lato we Włoszech
Wydawnictwo Literackie, 2010
Książka Cusk zdecydowanie nie należy do kategorii: zmęczyłam się codziennością, więc wyruszam do Włoch, by w pięknych okolicznościach przyrody, delektować się życiem. Choć autorka Ostatniej wieczerzy delektuje się pobytem we Włoszech i okoliczności przyrody też są urocze. Jednak Cusk ma specyficzny styl i nie umiałaby stworzyć prostej, przepełnionej radością, opowieści o blaskach (tylko blaskach) Toskanii. Jej zapiski trzymają się życia, mają różne odcienie i momentami nie ociekają słodyczą.
Autobiograficzna opowieść brytyjskiej pisarki w dużej mierze zbliża czytelnika do sztuki. Autorka bardziej skupia się na tym, co było niż na tym, co jest. Częściej wspomina o dziełach włoskich artystów niż o urokach włoskiej wsi. W sztuce szuka ukojenia, dzięki niej wycisza niepokój, który zawsze niepostrzeżenie wkrada się do ludzkiej duszy i każe człowiekowi wyruszyć w drogę. Rachel Cusk - matka, żona i pisarka - w podróży szuka natchnienia, oderwania od rutyny codziennego życia, uporządkowania relacji małżeńskich, które są chwiejne. W Ostatniej wieczerzy autorka wspomina o mężu; wiemy, że do Włoch wyjechała cała rodzina, ale częściej czytamy o córkach niż o partnerze życiowym. Czytając tę książkę wiedziałam, że małżeństwo Cusk nie przetrwało próby czasu. Zdążyłam już przeczytać Po. O małżeństwie i rozstaniu - gorzką opowieść o rozpadzie i tworzeniu siebie na nowo, ale o tej książce napiszę innym razem.
Mnie jest po drodze z twórczością Rachel Cusk. Bardzo lubię jej styl i szczerość, z jaką pisze o sobie i swoich bliskich, o niepokojach, których doznaje niemal codziennie, o tym, że coś się nie udaje. Cenię ją, bo jest ciekawą kobietą, która nie boi się wygłaszać kontrowersyjnych poglądów i potrafi się wkurzyć na świat. Jak każda/każdy z nas.
Książki Cusk nie mają w sobie nic cukierkowego, nie jestem w stanie wyłowić z nich fałszu. Jest jak jest i o tym się pisze. I wtedy, gdy dostanie się porządnego kopa od życia, i wtedy, gdy smutek i złość mogą zostać uznane przez otoczenie za fanaberię. Świat się czasami wali spektakularnie, a czasami dyskretnie i powoli.
Wydaje się być taką prawdziwą, naturalną historią o życiu. Chętnie przeczytam, jeśli tylko trafię na bibliotecznej półce :)
OdpowiedzUsuńLubię pisanie Cusk. Naprawdę lubię. I polecam.
UsuńWygląda dobrze (jako że nie cukierkowa;)). "Świat się czasami wali spektakularnie, a czasami dyskretnie i powoli" - piękne!
OdpowiedzUsuńtak się napisało:)
UsuńSamo ;)
UsuńO, jak miło, że jakaś odmiana po tych wszystkich książkach, które objawiły nam cudowność życia w Toskanii/Prowansji (niepotrzebne skreślić).
OdpowiedzUsuńPiszesz Brulion i nic o tym nie wiem? Dobrze, że się tu zmaterializowałaś; brakowało mi Twojego bloga:)
Usuńzaciekawiłaś mnie. A ostatnie zdanie bardzo trafne.
OdpowiedzUsuń