Susan Maushart
e-Migranci. Pół roku bez internetu, telefonu i telewizji
Znak, 2014
Przy okazji pisania o W syberyjskich lasach francuskiego podróżnika Sylvaina Tessona wspomniałam nazwisko Davida Thoreau. Ostatnio często trafiam na wzmianki o jego esejach, wydanych pod tytułem Walden, stanowiących zbiór wspomnień i przemyśleń filozofa z dwuletniego samotnego pobytu w lesie w latach 1845 - 1847. Dzisiejsi, zmęczeni konsumpcjonizmem i cywilizacją, poszukiwacze spokoju często powołują się na Thoreau, twierdząc, że jego filozofia życiowa i prawdy, które głosił w Waldenie, były bodźcem do zmiany. W XXI wieku człowiek jest atakowany przez wytwory cywilizacji i niektórzy z nas są na tyle zmęczeni wszechobecnym szumem, że szukają ucieczki. Zastanawiam się, od czego w 1845 roku uciekał Thoreau. Nie czytałam Waldena (a bardzo bym chciała), więc nie znam szczegółów jego decyzji. Wiem tylko, że książka filozofa jest biblią dla tych, których zgiełk współczesnego świata przeraża.
Należę do pokolenia, które dorastało na trzepaku, grało w palanta i skakało na skakance. Dopóki mieszkałam z rodzicami, nie miałam komputera, pierwszy telefon komórkowy wrzuciłam do torebki, mając dwadzieścia trzy lata. Zupełnie inaczej niż moje dzieci. Nie jestem specjalnie przywiązana do telefonu, internetu i telewizji. Nie mam potrzeby przeprowadzać na sobie czy na swojej rodzinie eksperymentu, z którym zmierzyła się australijska dziennikarka, samotnie wychowująca trójkę dzieci w wieku nastoletnim. Jednak mogłabym zmienić zdanie, gdybym codziennie widziała swoje dzieci, wlepione w ekran laptopa, w międzyczasie piszące sms-y i oglądające telewizję, chyłkiem i na szybko przeżuwające półprodukt, bo czymś trzeba napełnić żołądek, a na pełnowartościowy posiłek szkoda czasu. Nie dziwię się, że Susan Maushart powiedziała "basta" i przeorganizowała życie rodziny. Na pół roku, na gruncie domowym, odcięła dostęp do wszelkich elektronicznych gadżetów, co spotkało się z nastoletnim buntem, ale poskutkowało wieloma pozytywnymi zmianami. Dzieciaki nadal mogły korzystać z internetu w szkole lub obejrzeć film u przyjaciół, ale w domu, aby zabić nudę, musiały szukać innych zajęć. Okazało się, że syn lubi czytać książki, a córka świetnie radzi sobie w kuchni. Dla samej Susan ten eksperyment okazał się trudny, ponieważ jej narzędziem pracy był laptop, a dzięki internetowi wiele zadań (jak przesłanie tekstu do redakcji) dziennikarka wykonywała szybciej i sprawniej. Nawet niemożność posłuchania muzyki podczas spaceru z psem sprawiała, że kobieta czuła się nieswojo.
W ogólnym rozrachunku półroczna zmiana trybu życia okazała się dla rodziny fajna i ciekawa. Susan opisuje poszczególne etapy eksperymentu szczerze, nie pomijając nieprzyjemnych czy trudnych epizodów. Relacje rodzic - nastolatek zazwyczaj są burzliwe, możecie sobie wyobrazić, jak wybuchowe się stają, gdy rodzic zabiera dziecku ulubione zabawki. W moim odczuciu półroczny detoks zbliżył do siebie rodzinę, a odcięcie od wielu bodźców pozwoliło nastolatkom "spotkać siebie". Szkoda tylko, że po pół roku życie wróciło na utarty szlak cywilizacyjnych udogodnień. Nie zostało to powiedziane wprost, ale mam wrażenie, że eksperyment stał się tylko ciekawym wspomnieniem, a dzieciaki ponownie "weszły" w tryb wielozadaniowy, w którym jakimś cudem można jednocześnie pisać, grać, oglądać i rozmawiać.
Ja za to czytałam Walden. Mam gdzieś zresztą. Tylko, że czytałam do połowy , bo nudził mnie wtedy okrutnie ( wtedy czyli z 15 lat temu). Na taki eksperyment się nie piszę. Jestem uzależniona..
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nie wytrzymałabym ani jednego dnia bez internetu. Podziwiam ludzi, którzy decydują się na taki eksperyment.
OdpowiedzUsuńA ja odniosłam inne wrażenie, coś jednak ten eksperyment zmienił. Nie chodziło przecież o to, żeby do końca życia zrezygnować z internetu. Mnie ta lektura bardzo zainspirowała, od tamtej pory (już dobre parę miesięcy) w niedziele wyłączam internet. I przestałam pisać recenzje/pracować przy tv ;) Teraz rozglądam się za "Walden".
OdpowiedzUsuńJak stereotypowo - chłopiec książki, a dziewczynka kuchnia :-) To była moja pierwsze myśl po przeczytaniu recenzji.
OdpowiedzUsuńA ja w ogóle w ten sposób nie pomyślałam:)
UsuńThoreau przerabiałam na studiach.
OdpowiedzUsuńJa też jestem z pokolenia "trzepaka i skakanki" i dodatkowo od kilku dobrych lat w ogóle nie oglądam telewizji. Bez komórki też chętnie bym się obyła, ale w tych czasach niestety chyba tak się nie da. Dlatego taką książkę chętnie potraktuję jako ciekawostkę:)
I ten Thoreau nie jest nudnawy? Czytałam wiele pozytywnych opinii, ale i takich, że "flaki z olejem".
UsuńNawet jeśli wrócili "do siebie" to i tak odnaleźli pasje, które zostaną już z nimi - takie pocieszenie:)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu książki mam wrażenie, że niekoniecznie zostaną.
UsuńPół roku? Bez internetu?? Nie, nie, nie, NIE!! :P
OdpowiedzUsuńAż tak radykalnie? Dałbyś radę:)
UsuńSzczerze wątpię. Mogę mieszkać w jaskini, ale tylko z wifi :P
Usuń