Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo prószyński i s-ka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo prószyński i s-ka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 24 stycznia 2016

Katarzyna Puzyńska "Więcej czerwieni".

Zadomowiłam się w Lipowie. Wróciłam do tej wsi z przyjemnością i, jeszcze zachłanniej niż w przypadku historii, opowiedzianej w Motylku, śledziłam losy śledztwa w sprawie zabójstwa kilku kobiet. Tym razem Klementyna Kopp i Daniel Podgórski od początku prowadzili dochodzenie.

Katarzyna Puzyńska Więcej czerwieni Prószyński i S-ka, 2014


W drugim tomie serii autorka przybliża postać komisarz Kopp, która jest kobietą tajemniczą i nieprzystępną, choć myśli o sobie "komiczna stara baba". Daniel Podgórski dołącza do śledztwa, prowadzonego przez komisariat w Brodnicy (w tym tomie pani Maria nie rozpieszcza syna i jego współpracowników domowymi ciastami), choć zakochany po uszy w Weronice Nowakowskiej mężczyzna żałuje, że będzie miał mniej czasu na spotkania z ulubioną kobietą. Z drugiej strony, jak wiedzą czytelnicy pierwszego tomu, ambicją szefa lipowskiego komisariatu jest praca w Brodnicy i zajmowanie się poważnymi kryminalnymi sprawami.

Nadarza się okazja, ponieważ niedaleko Lipowa, w niewielkim odstępie czasu zostają odnalezione zwłoki dwóch młodych kobiet. Policja podejrzewa seryjnego zabójcę, który brutalnie okalecza swoje ofiary. Podejrzenia padają na mężczyzn, pracujących w ośrodku Słoneczna Dolina, ale żadnemu z nich nie można niczego zarzucić. Wszelkie tropy prowadzą na manowce, a pojawiające się wskazówki tylko przez chwilę budzą w policjantach radość na rychłe rozwiązanie kryminalnej zagadki. Co więcej, giną kolejne osoby i śledztwo staje się coraz bardziej skomplikowane.

W tym tomie pojawiają się nowi ciekawi bohaterowie, jak nadkomisarz Wojciech Cybulski, który nie jest spokrewniony ze Zbigniewem Cybulskim, choć byłoby to dla niego zaszczytem oraz jego żona Żaneta i jej domniemany kochanek - dyrektor szkoły w Żabich Dołach, Eryk Żukowski. Jest jeszcze zapięta pod szyję asystentka "Żuka", jego była uczennica, Bernadetta Augustyniak, która od początku wzbudza mieszane odczucia swą przesadną skromnością. Dzieje się...

Nic nie poradzę na to, że doskonale czuję się w Lipowie i w okolicach. Zżyłam się z głównymi bohaterami, lubię klimat małej społeczności, kryminalna zagadka też wciąga. Więcej czerwieni czytałam zachłanniej niż Motylka. Obie świetne. Jak dobrze, że kolejne trzy tomy powieści czekają na domowej półce z książkami.

wtorek, 1 grudnia 2015

Motylek. Pierwsza wizyta w Lipowie.

Katarzyna Puzyńska
Motylek
Prószyński i S-ka, 2014


Robię przerwę od kryminałów i od egzemplarzy bibliotecznych. Doczytam tylko Pocieszenie Anny Gavaldy (cudowne Pocieszenie) i zadbam o własne książki. Tym bardziej, że mam na półkach wiele takich, które bardzo chciałam przeczytać i spoglądając w ich kierunku czuję wyrzuty sumienia, że są zaniedbane i wciąż odkładane na później. Niech pierwszy dzień grudnia będzie świadkiem mojego postanowienia. Wszystkie lektury nadobowiązkowe już sobie podczytuję. Na szczęście książką Wisławy Szymborskiej można się delektować, dwa komentarze przeczytać i za kilka godzin dwa kolejne, i następnego dnia jeden albo, jak czas pozwoli, dziesięć...

Moja decyzja jest świeża, bo jeszcze kilka dni temu miałam zamiar zagłębić się w drugim tomie Lipowa. Jednak w bibliotece dostępne są tom pierwszy i tom czwarty, pozostałe części nie zostały zakupione. Pytam więc: jak żyć? Nie przeskoczę z pierwszego do czwartego tomu, więc chwilowo obraziłam się na bibliotekę i będę szukała Więcej czerwieni w innych miejscach. Póki poszukiwania nie zakończą się sukcesem, czytam własne książki. Najpierw Feblik Małgorzaty Musierowicz, później Szwedzi. Ciepło na północy Katarzyny Molędy i Szwecja czyta. Polska czyta Katarzyny Tubylewicz i Agaty Diduszko - Zyglewskiej. Jeśli powrócić do posta Lista życzeń widać, jak ładnie i sprawnie lista szczupleje. Bardzo mnie to cieszy. Wiem, że w niedalekim Poznaniu czeka na mnie Smak świąt Agnieszki Maciąg. I sprezentowałam sobie jeszcze Eseje wybrane Virginii Woolf.

Miałam jednak wspomnieć o Motylku Katarzyny Puzyńskiej, pierwszej części cyklu o policjantach i mieszkańcach małej wioski Lipowo niedaleko Brodnicy. Wspomnieć, ponieważ w pisaniu o kryminałach nie można być nadgorliwym, by nie posunąć się za daleko w zdradzaniu szczegółów fabuły i nie zepsuć innym czytelnikom lektury.
Byłam skazana na polubienie sagi Lipowo, choć wcześniej nie wiedziałam, że pani Puzyńska została ochrzczona polską Camillą Läckberg. Jak już wielokrotnie wspominałam opowieści z Fjällbacki bardzo lubię i czekam na kolejne tomy serii. Po Motylku chętnie sięgnęłabym po drugą część cyklu, ale z wiadomych powodów muszę się wstrzymać z bólami (może Booklips będzie łaskawy, bo trwa właśnie konkurs, w którym można wygrać komplet kryminałów Puzyńskiej i pozwoliłam sobie wziąć udział w tej zabawie:)).

Dlaczego byłam skazana na polubienie Lipowa? Mała społeczność, w której wszyscy się znają i wszystko (prawie!) o sobie wiedzą. Ciekawi bohaterowie, z których żaden nie jest chodzącym ideałem, a każdy niemal ma na sumieniu jakieś grzeszki. Policjanci z krwi i kości, czasami tonący w codzienności, ale kiedy trzeba gotowi do działania. Ciekawe portrety psychologiczne mieszkańców, dużo relacji międzyludzkich, a obok zwykłej egzystencji zbrodnia. Nie najważniejsza, choć istotna.
Dla policjantów z niewielkiego posterunku w Lipowie przełomowa, ponieważ śledztwa w sprawie morderstwa prowadził do tej pory komisariat w Brodnicy. Tym razem jednak czterech funkcjonariuszy z Lipowa może się wykazać sprawnością umysłową i znajomością ludzkiej psychiki.

Lipowem rządzą plotki i ploteczki. Policjanci są kumplami, którzy znają się od dzieciństwa. Mama jednego z nich pracuje na komisariacie i dba o regularne dostawy domowych ciast dla zapracowanych funkcjonariuszy. Atmosfera jest ciepła i domowa. Za rogiem czai się niebezpieczeństwo i być może sąsiad jest mordercą, ale przecież wszyscy się wspieramy, więc poradzimy sobie w każdej sytuacji. Wielu jest bohaterów w Motylku i każdy z nich ma charakter, budzi zainteresowanie, nie daje o sobie zapomnieć. Mnóstwo jest również sekretów i autorka stopniowo odsłania je przed czytelnikiem. Trzeba przyznać, że Puzyńskiej udaje się cały czas rozbudzać ciekawość czytelnika, choć akcja powieści jest raczej stabilna. Przede wszystkim pisarka sprawia, że mieszkańcy Lipowa stają się naszymi kolegami, a przecież chcemy wiedzieć, co słychać u znajomych. I sięgamy po kolejny tom serii (chętnie!).

piątek, 27 lutego 2015

Jest smutek, jest morderswo, jest analiza emocji. Jest dobrze.

Anna Fryczkowska
Kurort Amnezja
Prószyński i S-ka, 2014

Jest zimno, ciemno, nieprzyjemnie. Atmosfera powieści nie kojarzy się z wypoczynkiem, raczej z mozolnym i wykańczającym psychicznie analizowaniem przyczyn i skutków zachowań głównych bohaterów. Są dwie nieszczęśliwe kobiety, Wanda i Marianna, które z różnych powodów przybywają do mało przyjaznego miasteczka na Mazurach, by odnaleźć siebie i sprostać codzienności. Wanda walczy ze sprzecznymi emocjami, bo jej mąż zginął w wypadku samochodowym, ale jednocześnie kobieta dowiaduje się, że ten sam mąż od dłuższego czasu ją zdradzał. Marianna buduje swoje życie na nowo, ponieważ straciła pamięć. Wanda łyka kolejne pigułki, by przetrwać dzień, Marianna pracuje w pensjonacie, wykonując codziennie te same czynności i wierząc, że rutyna pozwoli jej wrócić do siebie. Nieoczekiwanie połączą się losy tych dwóch kobiet, które, chcąc nie chcąc, staną się od siebie zależne. Problemem jest to, że jedna z nich nie pamięta kim jest, nie zna przeszłości i nie umie pomóc tej drugiej, która oddałaby wszystko, by przeszłość sprzed wypadku męża odgruzować.

Powieść Anny Fryczkowskiej to dobrze napisana i interesująca historia o tym, jak bardzo nie znamy siebie i swoich bliskich. To emocjonalna książka o podróży w głąb własnej duszy. To opowieść o stracie i próbach posklejania rozsypanych cząstek codzienności.
Kawał dobrej polskiej literatury współczesnej, z którą jestem na bakier i wciąż mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Nadrabiam więc stopniowo, wybierając autorów, z którymi wcześniej się nie spotkałam.
Mam swoich ulubionych polskich pisarzy i czekam na ich nowe książki, i każdą z nich czytam, ale mam też ambicję poznać nowych autorów, nie ograniczać się do Manueli Gretkowskiej, Hanny Kowalewskiej, Olgi Tokarczuk... Właśnie sobie uświadomiłam, jak wielu polskich pisarzy nie znam!

W każdym razie Kurort Amnezja polecam. W planach mam kolejną książkę Fryczkowskiej  - Kobiety bez twarzy. Na razie czytam Małgorzatę Halber. Gdyby nie to, że muszę pracować, wyjść z domu, obiad ugotować, spać, nie odłożyłabym jej nawet na chwilę. Przeczuwałam, że Najgorszy człowiek na świecie to książka, obok której nie mogę przejść obojętnie.


środa, 17 września 2014

Tsunami.

Sonali Deraniyagala
Tsunami
Prószyński i S-ka, 2014


Wobec tej opowieści powinno się milczeć. Brakuje słów, by opisać traumę, smutek, chaos, nieszczęście. Tsunami miażdży czytelnika emocjami, choć jest we wspomnieniach Sonali spokój, nawet wtedy, gdy kobieta krzyczy, gdy oskarża, gdy się poddaje. Co czuje człowiek, który w przeciągu kilkunastu minut stracił najbliższych: męża, dwoje dzieci, rodziców? Jak żyć po takiej katastrofie? O tym opowiada autorka, próbując zmierzyć się z przeszłością, która tak naprawdę nigdy przeszłością nie będzie. Sonali mogłaby wmówić sobie, że oni nie istnieli, ale dowody na ich istnienie są wszędzie, gdziekolwiek nie spojrzy. I są myśli, wspomnienia, zapachy, te momenty, kiedy byli razem, słowa zapamiętane, linie dotykiem na skórze rysowane... I znowu to, co ważne, ociera się o banał, bo dzięki książce Tsunami dostrzegamy ważność małych codziennych chwil, gestów, spojrzeń, rozmów - tych, które giną w natłoku zdarzeń i obowiązków. Sonali miała męża i dwóch synów, i nagle, z dnia na dzień, została sama. Przestała być żoną, matką i córką. Życie jej umknęło, bo życiem była rodzina. Zamknięta w ciemnym pokoju, pusta w środku, pragnęła umrzeć. Jednak obok byli ludzie, którzy jej pomogli i, choć nigdy nie zrozumieją jej cierpienia, nigdy nie doświadczą takiej ciszy i takiego bólu, to utrzymali ją przy życiu.

Wspomnienia Sonali są szczere, pozbawione sentymentalizmu. To nie jest lament kobiety, to studium utraty. Pisanie książki było dla autorki terapią. Dla czytelnika Tsunami jest zawołaniem, by kochać, być razem, doceniać drobne przyjemności, nie złościć się o bzdury, nie skąpić uśmiechu i czułych gestów. Nigdy nie wiesz, kiedy twój świat stanie się kaleki. Rację miał ksiądz Twardowski, gdy pisał swój wiersz.
Choć książka Deraniyagali opisuje wielką, niepojętą wręcz, tragedię, to jednocześnie jest apoteozą życia. Wspomnienia autorki to zlepek chwil, wyrwanych codzienności. To uśmiech dziecka, złość na syna za ukradkowe jedzenie niezdrowych czipsów, zapach koszuli męża, smak ulubionych potraw, kłótnie w samochodzie, wspólne wycieczki. Czytając książkę momentami nie mogłam złapać tchu, patrząc na śpiące obok córki. Potrzeba, by je przytulić, pocałować, dotknąć była ogromna, nie do przełożenia na później.
Myślę, że nie zapomnę opowieści Sonali...

sobota, 5 kwietnia 2014

Czym jest zło?

Hannah Kent
Skazana
Prószyński i S-ka, 2013


Agnes Magnusdottir, bohaterka powieści Kent, była postacią autentyczną. W 1829 roku, w północnej Islandii, została skazana na śmierć za współudział w morderstwie. W oczekiwaniu na egzekucję przebywała w gospodarstwie urzędnika okręgowego, pomagając jego żonie i dwóm córkom. Regularnie spotykała się również z młodym księdzem, który pełnił rolę opiekuna duchowego skazanej.
Agnes była ostatnią osobą w Islandii, na której wykonano karę śmierci. W historii tego kraju zapisała się jako kobieta bezlitosna - wiedźma, która zasłużyła na to, co ją spotkało. Czy Agnes rzeczywiście była winna zarzucanych jej czynów? Czy miała jakiekolwiek szanse na obronę?

Hannah Kent postanowiła zweryfikować dostępne źródła, ponieważ zafascynowała ją tragiczna historia Magnusdottir. W swej powieści autorka stara się pokazać, że wina skazanej nie była oczywista. Historia życia Agnes jest przejmująco smutna i dotkliwa. Czytelnik czuje współczucie dla skrzywdzonej kobiety, jednak jej nie rozgrzesza. Przeczuwa niesprawiedliwość, która czai się za progiem gospodarstwa, w którym bohaterka przebywa, ale długo nie wie, jak traktować skazaną.
Siła książki Hanny Kent tkwi w tym, że jest to opowieść moralnie niejednoznaczna, zmuszająca do refleksji. Autorka nie jest sentymentalna, w żadnym momencie opowiadanej historii nie staje się moralizatorem, nie ocenia, tylko przedstawia. Operuje prostym i surowym językiem, który doskonale wpisuje się w klimat Islandii i mentalność jej mieszkańców.

Agnes Magnusdottir poznajemy jako kobietę zamkniętą w ciemnej komórce, brudną i zawszoną, niepewną swego losu. Od razu dowiadujemy się również, jak postrzegają ją mieszkańcy. Dla nich jest ona ucieleśnieniem zła. Nikt nie daje jej prawa do obrony, kobieta nie ma prawa głosu. Świat islandzkich gospodarzy to czarno - biała codzienność, proste reguły, zabobon i religia, ciężka praca, bieda. Dla rodziny, u której Agnes mieszka do czasu egzekucji, jej obecność to ogromne zagrożenie. Nie znają jej, nie wiedzą jaka jest, ale z góry zakładają, że, jako morderczyni, i im wyrządzi krzywdę. Z biegiem czasu inaczej spojrzą na śpiącą w tej samej izbie kobietę, ale tak naprawdę jedynym sprzymierzeńcem Magnusdottir pozostanie wikariusz Toti. 

W książce świetnie ukazane są emocje bohaterów. Surowy styl powieści sprawia, że wiele uczuć pozostaje zakamuflowanych, ale być może dlatego, gdy już się ujawnią, zyskują na znaczeniu. Pogarda i nienawiść istnieją obok współczucia i prób zrozumienia sytuacji. Czytelnik doświadcza zmiennych emocji, co rusz stając przed kolejnym dylematem, ponieważ ocena postępowania Agnes nie jest prosta. 

Zakończenie powieści to majstersztyk. Kiedy myślę o ostatnich stronach Skazanej po plecach przechodzą mi ciarki.

środa, 8 stycznia 2014

Chamberlain i jej "Zatoka o północy".

Diane Chamberlain
Zatoka o północy
Prószyński i S-ka, 2013


W najbliższym czasie nie przewiduję ponownego spotkania z Diane Chamberlain. Po przeczytaniu licznych pozytywnych recenzji książek pisarki, skusiłam się na Zatokę o północy i, niestety, doznałam rozczarowania. Powieść mnie nie oczarowała, nie zachwyciła, nie wzruszyła. Być może powinnam rozpocząć znajomość z Chamberlain od Tajemnicy Noelle albo Sekretnego życia CeeCee Wilkes - książek najwyżej ocenianych i najczęściej polecanych przez blogerów. Jeśli jednak wymienione tytuły utrzymane są w podobnym klimacie co Zatoka..., to dziękuję, nie skorzystam.

Fabuła powieści jest bardzo prosta i przewidywalna. Mimo, iż autorka sugeruje czytelnikowi, jak wstrząsające i bolesne są wspomnienia głównych bohaterów, ja jako czytelnik tego cierpienia nie czuję. To właściwie największy zarzut, który stawiam książce. Zatoka o północy to letnia historia, nie wywołująca żadnych emocji, pełna banałów i ulatująca z pamięci równie szybko, jak została przeczytana. Czyta się bowiem, a jakże, lekko i sprawnie. Co z tego, jeśli opowieść prześlizguje się po powierzchni tematów, nie jest w stanie przykuć uwagi i zainteresować wyrazistymi bohaterami?

Zatoka... opowiada o pewnym morderstwie sprzed wielu lat. Historię tamtego lata poznajemy z perspektywy trzech kobiet: Marii (matki) oraz Julie i Lucy (córek). Traumą ówczesnych wakacji była śmierć pięknej Isabel, najstarszej córki Marii. Wydaje się, że sprawa zabójstwa została rozwiązana, a winowajca ukarany. Jeden list sprawia, że kobiety muszą się ponownie zmierzyć z przeszłością i wrócić wspomnieniami do tragicznego lata.

Przeczytać można, ale nie trzeba. Fanom Jodi Picoult twórczość Diane Chamberlain na pewno przypadnie do gustu. Mnie nie przypadła - może dlatego, że lubię tylko dwie książki Picoult, choć przeczytałam ich więcej.


poniedziałek, 25 listopada 2013

To, co zostało.

Jodi Picoult
To, co zostało
Prószyński i S-ka, 2013


To, co zostało to moje siódme spotkanie z Jodi Picoult. Muszę przyznać, że najbardziej udane.

Wspominałam wcześniej, że bestsellery pisarki mnie nie zachwycają. Szybko i przyjemnie się je czyta, ale nic więcej. Jedynie powieść W naszym domu wywołała refleksję i została ze mną na dłużej. Fabuły pozostałych książek "wyparowały". Najnowszą historię, stworzoną przez Picoult, uważam za najciekawszą i najdojrzalszą w jej dorobku literackim. To pierwsza z powieści amerykańskiej autorki, która naprawdę mnie poruszyła i wywołała wiele skrajnych emocji.

Sage Singer miała dziewiętnaście lat, gdy straciła ojca. Trzy lata później jej matka zginęła w wypadku samochodowym. Sage obwinia się za śmierć rodzicielki, ponieważ to ona była kierowcą i przeżyła, choć doznała obrażeń, w wyniku których zmieniła się jej twarz.
Josef Weber to mężczyzna po dziewięćdziesiątce, który przez wiele lat pracował jako nauczyciel, a dziś jest szanowanym i powszechnie lubianym staruszkiem.
Tych dwoje poznaje się podczas spotkania grupy wsparcia "Pomocne Dłonie", przeznaczonego dla ludzi, którzy wciąż czują ból po stracie bliskiej osoby. Sage nie może pogodzić się ze śmiercią matki, Josefowi umarła żona. Szybko jednak czytelnik przekonuje się, że mężczyzna nie tylko z tego względu zbliżył się do Sage.

Fabuła To, co zostało toczy się dwutorowo. Czytelnik obserwuje życie Sage - piekarza, która pracuje tylko
nocą i stroni od ludzi. Jej codzienność zmienia się, gdy poznaje Josefa, a później, pod wpływem pewnej prośby, w jej życie wkracza Leo Stein. Równocześnie akcja powieści przenosi czytelnika do okrutnych czasów II wojny światowej i tu główną bohaterką staje się Minka, babcia Sage, żydowska dziewczynka, która pragnie zostać pisarką. Jednak wojna krzyżuje jej plany. W łódzkim gettcie, a później w obozie koncentracyjnym młoda kobieta pragnie jedynie przetrwać, choć to, czego doświadcza i czego jest świadkiem sprawia, że momentami wolałaby nie widzieć bestialskiego oblicza świata.

Rozdziały, które opisują losy Minki Singer, są najbardziej poruszające, momentami drastyczne, pełne okrucieństwa. Widać, że Picoult wiele czasu poświęciła na stworzenie wiarygodnej, pozbawionej nadmiernej tkliwości, historii, która do żywego dotyka czytelnika. Wstrząsające są koleje losu Minki, niezłomność i siła Żydówki onieśmiela.

Celowo nie zdradzam szczegółów fabuły, by tym, którzy powieści nie czytali, nie psuć przyjemności (choć, biorąc pod uwagę temat książki, słowo "przyjemność" wydaje się nie na miejscu) z odkrywania kolejnych zdarzeń. Polecam. Szczerze polecam. To, co zostało to dopracowana i ważna historia, którą warto poznać.

piątek, 15 listopada 2013

"Nie daj mi, Boże (...) skosztować tak zwanej życiowej mądrości..." (Agnieszka Osiecka)

Agnieszka Osiecka
Dzienniki 1945 - 1950
Prószyński i S-ka, 2013


Większa część pierwszego tomu Dzienników Osieckiej to zapiski z 1950 roku. Autorka miała wówczas błogosławione i przeklęte, smarkate i rozwijające się czternaście lat. Momentami dziecinne, innym razem nad wiek dojrzałe zapiski Agnieszki pokazują kształtowanie się ciekawej, niebanalnej osobowości. Młodziutka Osiecka, aktywna życiowo i towarzysko, szuka własnej drogi, próbując zrozumieć samą siebie. Jest rzeczowa, ale i kokieteryjna, a jej styl, jak pisze we wstępie Andrzej Zieniewicz, charakteryzuje uwodzicielska precyzja i porywająca dokładność.

Dziennik to forma autobiografii. Osiecka pisała szczerze, intymnie, impulsywnie. Już w wieku lat nastu nie była szara, ale błyskotliwa, pełna pasji i ciekawa świata. Jej dziennik to pochwała życia.

Jak najmocniej, najpełniej, najdłużej żyć pełnią życia. Czuć, że się żyje. Znaleźć nie jeden - tysiące celów w życiu. Odszukać siebie i swoją duszę. Znać i kochać świat, życie i innych ludzi. Cały czas pamiętać, że żyje się tylko raz i to bardzo krótko (s.322).

Ta ogromna afirmacja życia, zachłanność na nowe doświadczenia, niezwykła komunikatywność Osieckiej sprawiała, że autorka nigdy się nie nudziła. Dni wypełniały jej pływanie, nauka języków obcych, czytanie, a nade wszystko spotkania z rówieśnikami. Czternastoletnia Agnieszka była atrakcyjną i mądrą dziewczyną, miała powodzenie u chłopców (pamiętnik zapełniają opisy skomplikowanych relacji damsko - męskich). W tych wczesnych zapisach mamy przedsmak późniejszych problemów z mężczyznami, których pisarka doświadczała przez całe życie.

Dzienniki opowiadają o wielkim szacunku autorki do matki, o trudnych relacjach Agnieszki z ojcem - artystą, o niełatwym małżeństwie rodziców. Są zapisem pierwszej nastoletniej miłości Osieckiej do Jerzego Rajskiego. Po przeczytaniu dwustu stron Dziennika czytelnik dostrzega delikatną, ale znaczącą zmianę w opisie codzienności - diarystka staje się bardziej dojrzałym obserwatorem i komentatorem życia swej rodziny i swych kolegów. Agnieszka jest lubiana, co nie znaczy, że jej stosunki z rówieśnikami są łatwe. Autorka podkreśla zresztą, że nie chciałaby być lubianą przez wszystkich, bo wtedy stałaby się pusta i żadna, a przed bylejakością ucieka. Młoda Osiecka wciąż się doskonali, wiele od siebie wymaga, dużo czyta, a i tak ostatnie zdania pierwszego tomu Dziennika brzmią:
Muszę zacząć czytać, i to czytać porządnie wartościowe, dobre i potrzebne mi książki.
Na "początek" - Balzak i "Propedeutyka filozofii".

Mnie pierwszy tom nie zachwycił, ale zainteresował i rozbudził apetyt na więcej. Wczesne dzienniki to przedsmak tego, co otrzymamy w przyszłości. Nie wątpię w to, że każdy kolejny tom będzie ciekawszy i już nie mogę się doczekać spotkania z Osiecką - studentką.

Chcę prowadzić barwne, ciekawe życie, chcę przeżyć przez jedno życie tyle, ile przeżyło 100 innych ciekawych ludzi, nie chcę absorbować sobą świata, choć nie mam nic przeciwko odrobinie sławy, chcę żeby świat mnie absorbował. Chcę podróżować, patrzeć i widzieć, poznawać myśli i uczucia ludzkie i ich historie, poznawać nowych ludzi, nowe kraje (...) rodzaje szczęść, rodzaje fanatyzmów i rozgoryczeń (...) żyć!!! (s.392)

Tak pisała czternastoletnia Agnieszka Osiecka. Niezwykłe, jak spełniły się jej pragnienia...

poniedziałek, 2 września 2013

Każdy czyta, jak chce...

Agnieszka Osiecka
Czytadła. Gawędy o lekturach
Prószyński i S-ka, 2010


Nie jest żadną tajemnicą, że uwielbiam książki o książkach. Wciąż mi mało ciekawych felietonów, esejów, komentarzy na temat przeczytanych lektur, bibliofilskich pragnień i czasu, którego i tak zabraknie na poznanie wszystkich książek z osobistych list każdego czytelnika.

Agnieszkę Osiecką lubię bardzo za jej pisanie na tematy różne, za fotografie. Nie jestem fanką tekstów piosenek, nie wrócę pewnie do opowiadań jej autorstwa, ale felietony i luźne przemyślenia, i rozmowy są ciekawe, skrzą się humorem, pokazują Agnieszkę otwartą, ciekawą ludzi, spostrzegawczą.

We wstępie książki, napisanym przez Agatę Passent, czytam, że teksty zebrane w Czytadłach... trudno zaszufladkować. Nie są to bowiem typowe, profesjonalne recenzje z książek, nie są to również literackie eseje. Mam wrażenie, że słowa Osieckiej to, podobnie jak wypowiedzi Szymborskiej, komentarze na temat przeczytanych lektur, w których odnaleźć można mnóstwo osobistych przemyśleń czy wspomnień. Teksty obu autorek były wcześniej publikowane: Wisława Szymborska pisała m.in dla Gazety Wyborczej, Agnieszka Osiecka dla Życia Warszawy. To, co łączy obie panie, to lekkie pióro, interesujący dobór lektur (choć przyznać trzeba, że nasza noblistka była w tym temacie bardziej nieprzewidywalna) i luźne bardzo podejście do opisywania książek - mnóstwo dygresji, raczej pozytywny stosunek do każdej przeczytanej pozycji, nieustawianie się w pozycji wielce krytykującego krytyka. To nie tak, że im się wszystkie czytane książki podobają, ale autorki unikają ostrych i kategorycznych opinii w myśl zasady, że gusta są różne i po co kogoś negatywnie nastawiać do książki, która może stać się ulubioną nawet, choć mnie się wydaje co najwyżej przeciętnym czytadłem. Jak słusznie zauważa autorka Czytadeł...: Oczywiście każdy pisze, jak chce. Ale każdy też czyta, jak chce (s.183).

Osiecka przyznaje, że jej pisanina polega (...) na błąkaniu się, prześlizgiwaniu po temacie, domyślaniu się i nieustannym czytaniu źródeł (s.179). Dzięki temu jest interesująco, świeżo, tak "po koleżeńsku".
Bez zbędnych słów, bez przydługich opisów, bez nadęcia.
Przyznam szczerze, że Lektury nadobowiązkowe czytałam z odrobinę większą przyjemnością, ale lektura tekstów Osieckiej to czysta przyjemność i obowiązkowa pozycja na liście każdego bibliofila (i miłośnika książek o książkach).

Na koniec cytat do zapamiętania. Wyrwany z kontekstu.

Nie lubię ażurowych ludzi, wolę, żeby ktoś mnie zwymyślał albo sprowadził na manowce, lub wręcz narzucił mi swój punkt widzenia (s.153).


środa, 28 sierpnia 2013

Ćma. Nawet barowa.

Agnieszka Osiecka
Ćma (z tomu Biała bluzka. Najpiękniejsze opowiadania)
Prószyński i S-ka, 2010


Nie przeczytałam całego zbioru. Od dawna mam tak, że Osiecką sobie dawkuję. Białą bluzkę czytałam wcześniej (KLIK), a Ćma jest kontynuacją dialogu Elżbiety z samą sobą. Ćma nie pozostawia wątpliwości co do tego, że Krysia to drugie ja głównej bohaterki, która błąka się w zawiłych uliczkach codzienności, pisząc do siebie rozchwiane emocjonalnie listy.
Choć Ćma wydaje się być napisana bardziej przystępnym językiem, to jej interpretacja wymyka się czytelnikowi. Tekst jako całość jest nierówny, poszarpany, pełen dygresji. Nie intryguje, nie porywa. Najistotniejsze są zdania wyrwane z kontekstu, o które potykam się przypadkiem i nieruchomieję:

Mnie jest po prostu wściekle przykro, kiedy w czarny, skotłowany listopadowy wieczór siadamy przy telewizji i czułość usypia pomiędzy nami jak stare, zmęczone zwierzę (s.72).

To jest "moja" Osiecka. Wrażliwa, liryczna, czuła. Pełna sprzeczności, a jednocześnie konsekwentna w spojrzeniu na świat pogmatwany, który wie jak podstawić nogę i jak zachwycić słońcem i pierwszym kwiatem na łące. Człowiek z tego pomieszania szamoce się w życiu jak ćma. Jedni odnajdują drogę, inni na tym szamotaniu spędzą całe lata. Taki los.
Osiecką najbardziej interesowali ludzie. Cenię ją za naturalność, za lekkie pióro, za słowa ujęte w proste, ale piękne metafory. I Ćmę uważam za cenną lekturę, choć nie jest to książka porywająca.

środa, 21 sierpnia 2013

Powrót, czyli zaczynam nadrabiać zaległości.

Anna Klejzerowicz
Czarownica
Prószyński i S-ka, 2012


Na okładce książki widzę niezwykłe oczy dziewczynki. Oczy, które hipnotyzują i zwiastują opowieść tajemniczą, może magiczną, na pewno interesującą. Nic bardziej mylnego, ponieważ Czarownica okazuje się przeciętną i przewidywalną powieścią, którą czyta się szybko i równie szybko zapomina o jej istnieniu.

Książka Anny Klejzerowicz jest czytadłem (tak, obiecywałam sobie po czytadła nie sięgać, dla zdrowotności własnej, którą burzą nadmierne rozczarowania literackie, ale się napatoczyło jedno i uległam czarującej okładce). To banalna historia dwojga samotnych ludzi, którzy wspólnie tę samotność przełamują, szczęście u swego boku znajdując (oczywiście przetykane trudami codziennego życia). To opowieść o Małgosi, której siedmioletnia egzystencja nie była usłana różami. To również powieść o tym, że poza miastem wszystko jest lepsze, ciekawsze - od wybudowania domu na wsi cała fabuła początek swój bierze. Integralną częścią świata Czarownicy są koty i sąsiadka od jajek. I jeszcze sztuka, do której pasuje rozsypujący się domeczek "z klimatem".

Wszystko pięknie, tylko nijako. I cały czas mam pretensje do wydawcy, że kusi mylącą okładką.

Wróciłam. Mam lenia na pisanie i dlatego zaczęłam od książki, o której niewiele mogę napisać, bo zdradziłabym fabułę, a może ktoś jeszcze nie czytał i mu zepsuję chwile z powieścią. Czarownicę przeczytałam na wyjeździe i, prócz Chaty Younga (skonsumowanej przed wyjazdem), stanowi ona największe czytelnicze rozczarowanie ostatnich tygodni. Mam zaległości spore i zbiorę się na pewno (prędzej niż później), by napisać o Czytadłach Osieckiej i o Ćmie tejże autorki, o opowiadaniach Jonathana Carrolla, o książce Przeżyć z wilkami Defonsecy, o wspaniałych Kłopotach rodu Pożyczalskich Mary Norton i o powieści detektywistycznej dla dzieci Joanny Olech (Tarantula, Klops i Herkules), o Dzieciakach świata Wojciechowskiej i o Bali Kobusów.
W sierpniu wróciłam też do genialnych esejów Anne Fadiman (Ex Libris: Wyznania czytelnika). Czytane po raz trzeci w ogóle nie tracą na wartości. Uwielbiam!

niedziela, 6 stycznia 2013

Jodi Picoult "Tam gdzie ty".

Jodi Picoult
Tam gdzie ty
Prószyński i S-ka 2011

Lubię powieści Jodi Picoult, ale nie jestem ich fanką. Nie nazwałabym autorki ulubioną. Jednak książki pisarki przyciągają moją uwagę tematyką i, jak już zacznę czytać, wsiąkam w opowieść całkowicie. Picoult o rzeczach bolesnych pisze lekko. Czytelnika nie przytłacza ciężka sytuacja bohaterów, ale ich cierpienie i rozterki zmuszają do refleksji nad poruszanymi tematami czy nad własnym życiem.

W powieści Tam gdzie ty autorka podejmuje kilka tematów. Mamy problemy małżeńskie, związane z niepłodnością, ocieramy się o homoseksualizm, a do sądu trafiamy z powodu dzieci nienarodzonych. W całość wkomponowane zostało jeszcze in vitro, alkoholizm, głęboka (momentami fanatyczna) wiara.
Max i Zoe Baxter po wielu latach małżeństwa postanawiają się rozstać. Nie doczekali się upragnionego potomka i mężczyzna nie ma już siły (i ochoty) na kolejne próby in vitro. Zoe znajduje szczęście u boku Vanessy, a Max trafia pod opiekuńcze i wybaczające skrzydła kościoła. Wydaje się, że każde z nich odnalazło swoje miejsce w świecie, ale Zoe nadal pragnie mieć dziecko. Jej partnerka też o tym myśli, więc kobiety postanawiają spróbować. W klinice, z usług której korzystali wcześniej Max i Zoe, znajdują się zamrożone zarodki, które dają Zoe i Vanessie nadzieję. Okazuje się, że prawo do nienarodzonych dzieci ma również Max, a jego obecne przekonania nie pozwalają oddać zarodków małżeństwu lesbijek...

Więcej nie napiszę, by nie odzierać opowieści z tajemnic. Czyta się tę książkę ekspresowo i z przyjemnością. Nie ma dłużyzn, nie ma analizowania postępowania bohaterów.
Jest interesująca historia. Po prostu. 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...