Sprawa jest trudna. Domowa biblioteczka ugina się od nieprzeczytanych książek, a ja zawsze mam ochotę na to, czego pod ręką brak. Nie kupuję ostatnio książek (kilka dni temu nabyłam Julie i Julię w Świecie Książki - nawet mi konto zablokowali, ponieważ od lutego nie dokonałam zakupu). Szperam więc w bibliotece i szukam tych nowości, na które mam ochotę, i nie znajduję. Biblioteka tutejsza zaopatruje się bowiem w leksykony, albumy o kwiatach, itp., beletrystykę mając w głębokim poważaniu. Na półkach klasyki pod dostatkiem, nowości jak na lekarstwo. Regał z nowościami zajmuje jednak główne miejsce, naprzeciw drzwi wejściowych, i kusi czytelników, spragnionych dobrej lektury. Jednak bliższy kontakt z tym regałem przynosi rozczarowanie.
Czasami tęsknię za moją starą biblioteką. Po pierwsze to miejsce mi znajome i przyjazne, po drugie - świetnie zaopatrzone. Panie są na bieżąco z nowościami i reagują na potrzeby czytelnika. Czasami, gdy wracam do rodzinnego miasta, wypożyczam książki i wiozę je pięć godzin do miasta, w którym teraz mieszkam.
Tak sobie marudzę, bo niezmiennie zadziwia mnie fakt, że w "starej" bibliotece stoję przed dylematem, którą z tych wszystkich, nieczytanych, interesujących książek wybrać, a w bibliotece, z której teraz korzystam, zastanawiam się, czy znajdę cokolwiek, co z przyjemnością wyniosę do domu.
Nie może być tak, że książki "domowe" zbierają kurz na półkach. Obrałam więc taką strategię, że czytam jedną książkę z biblioteki i jedną własną. Na razie mi się to udaje - od "Miasta Śniących Książek" (biblioteka) - fajnie, gdyby się ta reguła utrzymała dłużej. Moja w tym rola, jakby nie patrzeć:)
Teraz czytam moje "Pustkowie" Joyce Carol Oates.
cholera zezarło mi komentarz.. :/
OdpowiedzUsuńPisałam, że u mnie podobna strategie stosuję bo ksiazki na półkach kurz zbierają okrutny a ja mam juz takie wyrzuty sumienia że tyle nieprzeczytanych ksiazek mi leży. Bo zawsze te z bibl mają niejako pierwszenstwo, a ze miejską bibl mam zaopatrzoną dośc fajnie (tylko trzeba trafić dobrze, bo ksiazki sa w 1 egz), to zwykle jest tak, ze czytam najpierw to co wypozycze.
Poraza mnie ze niektore panie bibliotekarki albo nawet ludzie pracujacy w ksiegarniach ciezko jarzą nowości. Ze juz nie wspomnę o jakichś mniej popularnych tytułach.. Nie mowie ze mają sie we wszystkim orientowac, ale kiedy szukam Iwaszkiewicza a pani mi mowi ze niestety nie wydał nic nowego, to ręce opadają...
niezłe z tym Iwaszkiewiczem:)
OdpowiedzUsuńmiałam podobną sytuację, bo do biblioteki przyjmują na staż młodych ludzi, niekoniecznie (właściwie bardzo rzadko) mających pojęcie o książkach
Hmm, jakkolwiek jestem w trakcie czytania, całkiem fajną lekturą jest "Julie i Julia" :)
OdpowiedzUsuńTeż mam podobny problem, który troche się zwiększył bo zapisałam się do drugiej biblioteki.. Obie są świetnie zaopatrzone, z tymże jak w jednej nie dorwę danych tytułów to zawsze w drugiej jest na o szansa :)
Jednak jest to pewnego rodzaju marnotrastwo, zakup książek po to by sobie na półce poleżały.. I to niestety nie miesiac,a czasem nawet i rok lub dłużej ;] Trzeba to zmienić:)
Nie oczekujmy, iż każdy pracownik biblioteki jest kompetentny. Niektóre panie lubią tylko wypożyczać. Z księgozbiorem też różnie bywa - to gust osoby odpowiedzialnej za zakupy.
OdpowiedzUsuńmoja biblioteka ma sposób - każdy czytelnik zadeklarował wpłatę (np.3 zł co miesiąc), a oni z tych pieniędzy dokopują nowości - często zgłaszane przez czytelników. I wszyscy są zadowoleni.. Pozdr. s_b
OdpowiedzUsuńOla T, mam nadzieję, że "Julie..." okaże się lekką i fajną lekturą.
OdpowiedzUsuńNutta, zdecydowanie masz rację.
s_b, byłabym skłonna płacić jakąś skromną miesięczną kwotę, jeśli to gwarantowałoby zmiany na bibliotecznych punktach. Każdy czytelnik płaci? Nie było żadnych obiekcji, sprzeciwów?
tego nie wiem. Z początku sama niechętnie to robiłam (parę lat temu), ale gdy wytłumaczyłam sobie,że Dom Duchów kosztuje 48 zł,a ja za 5 miesięcznie mogę przeczytać to i co tam chcę, to stwierdzam,że mogę płacić "za tę dobroć" .
OdpowiedzUsuń