Pokazywanie postów oznaczonych etykietą virginia andrews. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą virginia andrews. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 27 października 2014

Czego nie przeczytałam.

Nie wiem, dlaczego przyniosłam do domu czwartą część sagi Dollangangerów. Obiecałam sobie, po przeczytaniu trzeciego tomu, że nie ruszę więcej, bo tego nie da się czytać. A jednak...bo tak głupio mam, że jak wsiąknę w sagę, jak już zacznę, to muszę skończyć. Przeczytałam sto stron (!) i skapitulowałam, nie dam rady dłużej obcować z tym bełkotem. Jak trafiam na tego typu akapity, słabnę:

Spojrzenie mu złagodniało, gdy spojrzał na mnie, a ja ciągnęłam:
- Tak pięknie wyglądasz, Chris. Twoi synowie mogliby ci pozazdrościć.
- Pięknie? Czyż nie jest to słowo stosowane do opisywania kobiet?
- Nie. Jest różnica pomiędzy "przystojny" a "piękny". Niektórzy mężczyźni mogą być przystojni, ale nie promienieją wewnętrznym pięknem tak jak ty. Ty, mój kochany, jesteś piękny. W środku i na zewnątrz.
 Jego błękitne oczy znowu pojaśniały.
- Bardzo ci dziękuję. Jeśli mogę coś powiedzieć, to ty jesteś dla mnie dziesięć razy piękniejsza, niż ja ci się wydaję.
- Moi synowi będą zazdrośni, kiedy ujrzą piękno Christophera Dolla*.
 

W tym momencie poddałam się i odłożyłam książkę Kto wiatr sieje Virginii C. Andrews. Bez żalu, z mocnym postanowieniem, że tym razem definitywnie żegnam się z Dollangangerami.

*V.C.Andrews, Kto wiatr sieje, Świat Książki 2013, s.100

środa, 26 czerwca 2013

Pomyśl tylko, gdyby nie było cieni, kto dostrzegłby światło słońca?*

Virginia C. Andrews
A jeśli ciernie
Świat Książki 2012

Z jednej strony przyzwyczajam się do serii, więc jestem ciekawa kolejnej części. Z drugiej strony - czytanie A jeśli ciernie tak mnie drażniło, że wielokrotnie chciałam przerwać lekturę. O ile Kwiaty na poddaszu uważam za bardzo dobre czytadło, a Płatki na wietrze przeczytałam z zainteresowaniem (choć miejscami czułam się znużona), to trzecią część uważam za monotematyczny bełkot. Przyznaję, że tę książkę "zmęczyłam" i zastanawiam się tylko, skąd u Virginii C. Andrews ta pisarska nierówność, i czemu z książki na książkę autorka popada w totalny melodramatyzm? Dla mnie niestrawny.

Podczas lektury miałam wrażenie, że na ponad czterystu stronach pisarka miele jedno zdanie. Może na tym polega jej talent? Jakby nie było, sztuką jest stworzenie z jednego zdania powieści. Wyjątkowych umiejętności wymaga również wykreowanie tak pustych i nudnych charakterów.

Tym razem narratorami opowieści są synowie Cathy: Bart i Jory, którzy powoli odkrywają tajemnice swych rodziców, tzn. swej matki i ojczyma, a jak się później okaże - wuja. Cała rodzina żyje sobie w pięknym domku, Cathy i Chris bardzo się kochają i przez otoczenie są postrzegani jak małżeństwo, adoptują nawet małą dziewczynkę (wszak tylko córki matce dwóch synów brakowało do szczęścia). Sprawy zaczynają się komplikować, gdy do domu obok wprowadza się starsza pani, która zaczyna fascynować Barta, a sąsiadka fascynację tę odwzajemnia. W tym momencie rozpoczyna się ta część książki, którą uważam za drwinę z czytelnika. Podchody sąsiadki, jej wpływ na Barta, obecność psychicznie chorego lokaja i kompletnie niedomyślnych rodziców, którzy bardzo długo nie potrafią skojarzyć pewnych faktów - to wszystko przyprawiało mnie o mdłości. Cathy jest do bólu naiwna i głupiutka, Chris na wiele rzeczy przymyka oko (wszak kocha bezgranicznie i ślepo), sąsiadka i jej lokaj są tak żałośni, że aż śmieszni, a z dzieci autorka na siłę próbuje zrobić ofiary losu.

Podsumowując: jest kiepsko i można się zmęczyć. I niech Was nie dziwi fakt, że głęboko zastanawiam się nad spędzeniem (tudzież zmarnowaniem) czasu z kolejną częścią sagi - Kto wiatr sieje.

*Cytat w tytule pochodzi z książki, o której piszę (s.375).
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...