Od dzisiaj jestem tu. I zamierzam pozostać. Na razie:)
Jedna noc u Murakamiego. Jeden wieczór u mnie. Z książką "Po zmierzchu".
Kilka osób. Jakaś historia. Sennie. Ciemno. Można wpaść i wpada się w tę opowieść. I czyta.
Murakami napisał lepsze książki, co nie znaczy, że ta jest kiepska. Nieporównywalna jednak z "Norwegian Wood" czy "Kafką nad morzem".
Skromny ten wpis, ale czasami chce się poprzestać na kilku słowach...
Generalnie dobra książka. To zbeletryzowana biografia żony Zygmunta Freuda - pieszczotliwie nazywanego Sigim. Biografia kobiety żyjącej w cieniu swego sławnego męża. Żyjącej nie tylko z nim, ale i dla niego. Kobiety, która zrezygnowała z siebie, by nieustannie usługiwać (uszczęśliwiać?) mężowi.
Po jego śmierci przychodzi czas na refleksję i na szczerość. Martha jest kobietą rozgoryczoną. Złości się na męża, ale przede wszystkim na siebie. Na swą uległość, całkowite poddanie się woli męża, jego kaprysom i zachciankom.
To spowiedź kobiety, której wydawało się, że jest szczęśliwa...
Nicolle Rosen, Martha F., Świat Książki 2006
Jewgienij Zamiatin "My", George Orwell "Rok 1984", Aldous Huxley "Nowy, wspaniały świat" - te książki przychodziły mi na myśl, gdy czytałam "Opowieść Podręcznej" Margaret Atwood. To pierwsza powieść Atwood, którą przeczytałam i jestem pod dużym wrażeniem. Nie rozczarowałam się nawet minimalnie. Świat zbudowany w książce pochłonął mnie całkowicie, choć nie chciałabym go doświadczyć na własnej skórze.
Jako Podręczna ma na imię Freda - imię to pochodzi od mężczyzny, u którego mieszka. Ma trzydzieści trzy lata. Jest inteligentna, atrakcyjna...Była szczęśliwa. Była kobietą spełnioną. Kochała. Teraz jest Podręczną i istnieje ze względu na swą przydatność biologiczną. To i tak nie najgorsza rola, bo mogłaby być Gospożoną albo Martą.
Najgorsze wydaje się to, że bohaterka ma świadomość tego, jak żyła wcześniej, przed nastaniem terroru. Przywołuje z pamięci chwile spędzone z mężem i z dzieckiem, o których teraz nie wie nic. Przy życiu trzyma ją właśnie wiara w to, że znowu będą we trójkę.
To świat okrutny, choć wmawiają ci, że jest lepiej niż kiedyś. To świat, w którym rządzi cenzura; gdzie małżeństwa są kojarzone, a "przestępców" wiesza się na Murze. To rzeczywistość, w której przejawem wolności jest potajemna gra w scrabble czy czytanie kobiecego pisma. Przyjażń, miłość, serdeczność to pojęcia wymarłe.
Są momenty, które śmieszą, choć jednocześnie przerażają. Jak opisy aktu seksualnego czy porodu.
Do bycia Podręczną trzeba się przygotować. Pozbyć nawyków z poprzedniego życia. Służy temu Centrum, w którym Ciotki poddają praniu mózgu młode i płodne dziewczyny, wmawiając im:
Zwyczajne (...) to to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Teraz może się wam to nie wydawać zwyczajne, ale po jakimś czasie się wyda. To się stanie zwyczajne.
Dla bohaterki nie staje się zwyczajne...
Doskonała lektura!
6/6
Margaret Atwood, Opowieść Podręcznej, Znak 2005
Mężczyzna wyrusza na wyprawę badawczą na wydmy. Nikomu nie mówi dokąd. Tam szuka noclegu, a mieszkańcy maleńkiej wioski proponują mu posłanie u pewnej kobiety, zwanej Babcią. Niczego nieświadomy mężczyzna wpada w pułapkę...
Wszystko, co dzieje się później jest nierealne. Czytałam i nie wierzyłam, że są ludzie, którzy świadomie godzą się na wykonywanie syzyfowej pracy, a praca ta może stać się sensem ich życia. Mężczyzna też w to nie wierzy i cały jego pobyt w domu kobiety jest myślą o ucieczce. Przesypuje piasek, bo to utrzymuje go przy życiu. Męczy się w upale. Piasek obciera skórę. Nie wiedziałam, że piasek ma taką siłę niszczenia, że życie na wydmach może być tak niebezpieczne.
Kobieta i mężczyzna stają się kochankami, przyjaciółmi, współpracownikami - trudno się nimi nie stać, gdy spędza się ze sobą całe dni i noce.
Czytałam i nie wierzyłam, a potem pomyślałam, że my też, na codzień, wykonujemy tyle bezsensownych czynności...
Dobra książka, naprawdę dobra. Czyta się świetnie, płynie się od strony do strony. Mimo tych zalet arcydziełem literatury światowej bym jej nie nazwała, a tak właśnie się o "Kobiecie z wydm" pisze...
Życie ludzkie nie powinno być rozerwaną na części księgą, lecz solidnie oprawionym tomem.
4/6
Abe Kōbō, Kobieta z wydm, Znak 2007
Gorzkie, ale widocznie Iwona Banach tak ma. Jej poprzednia powieść - "Chwast" - też mówi o rzeczach trudnych, smutnych, które ciężko ubrać w słowa. Powieść "Chwast" przeczytałam, ale po świetnych recenzjach, spodziewałam się czegoś więcej. "Pocałunek Fauna" zrobił na mnie duże wrażenie.
To opowieść snuta w trzech planach czasowych: 1. czas tragedii, która naznaczyła cierpieniem życie grupy przyjaciół, 2. czas krótko po tragedii, w którym autorka pokazuje skutki tego zdarzenia dla głównej bohaterki, 3. czas teraźniejszy, czyli dwadzieścia lat później. Czasy te przeplatają się, ale opowieść jest spójna.
Przeszłość zawisła nad życiem Wandy i nie daje spokoju. Niszczy. Trzeba uciekać w świat wyobraźni - krainy, w której podobni Bogu, możemy stwarzać. Stwarzać wszystko od kamienia po słowa, od uczucia po światy. Tylko tam bezkarnie, nie bacząc na prawa fizyki, budujemy domki z kart, zamki na lodzie i ogrody uczuć.
Ale ten wyobrażony świat nie daje spodziewanego ukojenia. A po dwudziestu latach wszystko wygląda inaczej...
5/6
mary gaitskill. veronica.
Brud i brzydota świata mody. Narkotyki, alkohol, seks, samotność, brak zrozumienia, wszechobecna zazdrość. Właściwie powinnam zacząć od seksu, który w tym świecie jest sposobem na zaistnienie, na osiągnięcie sukcesu. Świat, którym można się zachłysnąć, choć to nieprawdopodobne. Najważniejsze, by zachować dystans, by się nie pogrążyć. Szczęście, gdy uda się spotkać jakąś przyjazną duszę wśród tego nadętego towarzystwa.
Alison, była modelka, opowiada historię swego życia. Drażniła mnie jej naiwność i przyzwolenie na rzeczy, na które nie miała ochoty. Drażniły jej wywody, kierowane do siostry, która modelką nie została:
Życie, seks i okrucieństwo. Ale tego nas nie uczą w szkole. Nie jest nią tych kilka wersów, które napiszesz w notesie.
Pewnego dnia Alison spotkała Veronicę - kobietę złośliwą, cyniczną, chorą - i to spotkanie ją odmieniło. Przestała mnie drażnić. Doceniłam spostrzegawczość. W drugiej części książki Alison stała się istotą myślącą. Przestała chichotać na widok błyskotek. Nauczyła się mówić NIE.
"Veronica" to studium kobiecej psychiki, skażonej w młodym wieku blichtrem "wielkiego" świata. Kobiety, która w to bagno wpada, ale cały czas utrzymuje się na powierzchni.
Dobrze się czyta, ale nie zachwyca.
3.5/6
Bohaterka, wychowana w antykwariacie, zanurzona w świecie książek, od czasu do czasu pisze biografie zmarłych osób. Nie czyta literatury współczesnej, nie zajmuje się biografiami żyjących pisarzy. Do czasu...
Uwielbiam takie książki. Nie bez powodu przywołuje się w "Trzynastej opowieści" wielkie XIX-wieczne powieści: "Dziwne losy Jane Eyre", "Wichrowe wzgórza"...Książka Diane Setterfield skrojona została z elementów tej prozy. Mamy dziwny, mroczny dom, stojący na odludziu. Mamy zakazany związek i będące jego owocem dzieci (choć tego nie mówi się wprost). Mamy mgłę, wrzosowiska, ślady obecności duchów. Mamy wreszcie szalone i nieszczęśliwe kobiety. Cudnie!
Czytałam z zapartym tchem. Opowieść toczy się niespiesznie, nie ma nagłych zwrotów akcji (co zaprzeczyłoby romantycznej konwencji), ale czytelnika ciekawi każda następna strona. Gdy myślałam, że wszystko już wiem, przeżyłam szok...
Świetnie skrojona powieść, utkana z pięknych słów. Kilka słów na zakończenie zapiszę...
...antykwariat jest prawdziwym sercem wszystkiego. To azyl dla książek, bezpieczna przystań tych wszystkich tomów, które ongiś z taką miłością napisano, a których teraz najwyraźniej nikt już nie chce. I miejsce do czytania.
Milczenie nie jest naturalnym środowiskiem dla ludzkich historii. One potrzebują słów. Bez nich blakną, chorują i umierają. A potem straszą po nocach.
6/6
Zabrakło mi Carrolla w Carrollu. Czytałam bez problemu, ale również bez entuzjazmu. A zdarzało mi się czytać Carrolla z wypiekami na twarzy. Nie jest to "rozedrgany świat" i "przyprawiająca o zawrót głowy przygoda", jak sugeruje wydawca. Niestety, bo Carrolla bardzo lubię. Mam swoje ulubione książki ("Kraina chichów", "Kości księżyca", "Głos naszego cienia" czy "Muzeum psów") i mam takie, które zupełnie mi się nie podobały ("Czarny koktajl...", "Cylinder Heilderberga" czy "Oko dnia"). "Zakochany duch" uplasował się gdzieś pośrodku. Przeciętniak i tyle.
Wszystkie elementy, charakterystyczne dla Carrolla - psy, anioły, magiczne zdarzenia - oczywiście występują:)
3/6
To czwarta książka Nicholasa Evansa, którą przeczytałam. Najbardziej lubię "W pętli", ale każda z nich ma coś w sobie i jest mi bliska.
Jakie są książki Evansa? Życiowe. Łatwe w czytaniu. Ciekawe.
Mnie podoba się Montana, surowa i piękna, pełna zwierząt i ludzkiej życzliwości.
W "Przepaści" Evans porusza wiele trudnych tematów. Przywołuje autentyczne wydarzenia: zjazd Światowej Organizacji Handlu w Seattle, zamach terrostyczny na World Trade Center czy protesty Greenpeace. Montana jest zagrożona, bo niektórym zachciało się zniszczyć urodę tego stanu. Wszystko rozchodzi się, oczywiście, o pieniądze.
Jedna z bohaterek należy do Greenpeace i bierze udział w protestach w Seattle. Poznaje tam mężczyznę, z którym później jeszcze raz się spotka i okaże się to tragiczne w skutkach. Czym innym bowiem są pokojowe protesty Greenpeace, a czym innym akty wandalizmu, których dokonuje Front Wyzwolenia Ziemi. Tragedia zaciąży nad całą rodziną i dotknie innych niewinnych ludzi.
To książka o codziennych wyborach i ich konsekwencjach. O życiu, jego blaskach i cieniach (brzmi trochę harleqinowo, ale takie nie jest). O tym, co jest ważne.
4.5/6
Spojrzenie na rzeczywistość trzydziestolatki, mieszkającej w Olsztynie. Polska codzienność w mieście, nękanym bezrobociem. Nuda i wynikające z nadmiaru wolnego czasu przemyślenia. Trafne, trzeba przyznać.
Prowincjonalizm wychyla się z każdej strony. Miałam, nie wiem czemu, skojarzenia z "Trans-Atlantykiem" i opisywaną przez Gombrowicza drugorzędnością Polaków, skłonnością naszego narodu do wiecznego umartwiania się.
Wilengowska wspomina absurd lat osiemdziesiątych i zwraca uwagę na, nie mniejszy, dzisiejszy. Może tylko ładniejszy, mniej obskurny i szary. Urozmaicony hipermarketami.
Plus za spostrzegawczość i humor autorki. Minus za porównania, których dosadność była czasami nie na miejscu. Ale może inaczej się nie da...
4/6
Zaczęłam od części szóstej, później przeczytałam pierwszą. Wczoraj skończyłam "Lapidarium II". Czytam etapami, powolutku. Kawałki świata Ryszarda Kapuścińskiego, którego niezmiernie cenię.
Wynotowane
Ważne jest, abyś zachował zdolność przeżywania, aby istniały rzeczy, które mogą cię zadziwić, wywołać wstrząs. Ważne jest, aby nie dotknęła cię straszna choroba - obojętność.Już nie pisze się książek. Każdy stara się napisać bestseller.
Najtrudniejsze: nie dać się oblepić codziennością, ogłuszyć banałem, brednią. Trzeba stłumić w sobie niepotrzebną ciekawość rzeczy miałkich, jałowych, żadnych. Ciekawość musi być selektywna, służyć pisaniu.
W miarę upływu lat człowiek jest coraz bardziej nawarstwioną w sobie przeszłością.
...po śmierci nie wiem, jak będzie. Natomiast wierzę w reinkarnację człowieka za jego życia. Że człowiek może w jednym życiu urodzić się kilka razy. Jako zupełnie inny, niepodobny.
Dużo dni bezczynnych, zmarnowanych. Dużo dni nie pozostawiających w pamięci żadnego śladu. Godziny, doby całe, które zapadły się w czarną dziurę czasu. Spoglądanie na zegar - już minęła dziesiąta, już trzecia, już siódma. (...) Przerażenie, że coś wymyka się z rąk (...) I uczucie ubywania nas samych, uczucie, że zajmujemy przestrzeń coraz mniejszą, coraz mniej widoczną.
A.B.
- Boję się świata bez wartości, bez wrażliwości, bez myślenia. Świata, w którym wszystko jest możliwe. Ponieważ wówczas najbardziej możliwe staje się zło.
Film uwielbiam. Oglądałam tyle razy, że fabuła książki była mi znana w momencie, gdy zaczęłam czytać pierwszą stronę.
Zanurzyłam się w tę powieść cała. Usiadłam i przeczytałam. Oniemiałam. Zamieszkałam na farmie w Iowa i stałam się Franceską. Stałam się też Robertem Kincaidem. Fotografowałam, spacerowałam, rozmawiałam, kochałam.
Wiem, jest banalna. Przewidywalna.
Ale zagrała na moich emocjach, a to czasami ważniejsze niż kunszt literacki autora.
Zapadła w pamięć. Po prostu...
5/6
Deborah Blau trafia do szpitala psychiatrycznego. Ma szesnaście lat, zdezorientowanych rodziców i siostrę, której życie zostało naznaczone chorobą Debbie. Wstępna diagnoza: schizofrenia. Objawia się tym, że bohaterka żyje jednocześnie w dwóch światach: realnym i fantastycznym. Ten magiczny jest bardziej interesujący i, przede wszystkim, bezpieczny. W krainie Ur Deborah ma przyjaciół, zna obowiązujące zasady współżycia. Rzeczywistość ją przeraża, atakuje, przytłacza.
Leczenia dziewczyny podejmuje się doktor Fried - starsza pani, której pozazdrościć można mądrości i taktu w podejściu do pacjenta. Bohaterka ma szczęście, że to właśnie ta lekarka będzie z nią rozmawiała i poznawała krainę Ur. Czy jednak wiedza wystarczy, by pokonać chorobę?
Czytając tę powieść, miałam wrażenie, że gdzieś już to było. Szpital, relacje między pacjentami (tylko dziewczętami), sympatie i antypatie wobec personelu, dziwne i okrutne metody leczenia (np. zawijanie ciała na kilka godzin w mokre prześcieradła)...Tak, czytałam "Przerwaną lekcję muzyki" Suzanny Kaysen. Tyle tylko, że bohaterka tej książki przypadkiem znalazła się w szpitalu i tak naprawdę chora psychicznie nie była. U Deborah natomiast schizofrenia jest "realna" i nie pozwala na normalne życie społeczne. Mimo iż bohaterka podejmuje próbę wkroczenia w świat realny.
4/6
Nie podoba mi się ta książka.
Nie podoba mi się sposób prowadzenia narracji. Chaotyczny, poszarpany.
Szczerość autorki powoduje czasami odruch wymiotny, choć do osób pruderyjnych nie należę.
Pierwsza część książki opisuje homoseksualny związek autorki z pewną lekarką. W tym związku jednak tylko pani doktor jest zdeklarowaną lesbijką. Autorka natomiast cały czas podkreśla, że była lesbijką przez trzy miesiące. Nieustannie miałam wrażenie, że Christine Angot brzydzi się tym związkiem. Nie pomagały nawet fragmenty, opisujące fascynację kobietą.
W drugiej części książki dowiadujemy się, dlaczego autorka jest skrzywiona. Okazuje się, że przyczyną wszystkich jej problemów i wątpliwości jest ojciec, a raczej stosunki, jakie utrzymywała z nim przez jakiś czas. Kazirodztwo odcisnęło na jej życiu ogromne piętno. W co nie wątpię. Jednak mam wrażenie, że w tym zakazanym związku z ojcem ona znalazła coś...nie wiem...coś, co nie do końca pozwala przedstawiać tę część jej życia jako traumę.
Angot jest wulgarna, szczera do bólu, momentami odpychająca i żałosna.
Sama pisze: To nie jest zbyt taktowna opowieść. Skończyłam tę książkę, tak jak ją zaczęłam, u szczytu załamania nerwowego, było pewne uspokojenie w środku, jednak krótkotrwałe.*
Zdarzają się jednak książki, które się nie podobają, ale nie można przestać ich czytać. Mnie się takowe zdarzają. Tak było z "Kazirodztwem".
*Christine Angot, Kazirodztwo, WAB 2005, s.190
Dziennik podróżny. Dziennik życiowy.
Nie znam osoby, której by się podobał. Mnie zainteresował, ale mam skrzywienie w stronę wszelkich pamiętników, dzienników, autobiografii, biografii.
W czytaniu ZDECYDOWANIE przyjemniejszy niż "Cudzoziemka".
Jako fantom Kuncewiczowa zawsze stała z boku, bo fantomy nie walczą, ale udają, że ich nie ma. Choć przebłyski buntu dostrzegłam w działaniach Pen Clubu. Pisarka była członkinią angielskiego, amerykańskiego i polskiego. Walczyła, gdy pisała petycję z prośbą o to, by mniejszości narodowe miały więcej praw i pozwolenie na aktywne uczestnictwo w życiu społeczno - obyczajowym.
Szczerze i gorzko o wojnie. O matce - perfekcjonistce, dla której nigdy nie była dość dobra. Zrezygnowała z kariery pieśniarki i została pisarką, ponieważ sama sobie chciała przyprawiać gombrowiczowską "gębę". O nieustannej tęsknocie za domem w Kazimierzu. O miłości do brata, Olesia. O tym, że słowa: matka, żona były dla niej nagrobkami, ale żoną została, bo Jerzy akceptował w niej fantom.
O tym, że fantomy wiecznie szukają swojego miejsca na ziemi. O Kuncewiczowej i jej życiu nomada...
4/6
Smutna książka. Choć przynosi nadzieję.
Matka przeżywa żałobę po zmarłej córce, która przez cztery lata walczyła z nowotworem. Oswaja się z brakiem dziecka (a raczej próbuje się oswoić). Nie radzi sobie. Oddala się od męża i pozostałych dzieci. No właśnie...pozostałych. Ludzie mówią jej, że powinna się pozbierać właśnie dla nich.
Ale dwójka innych dzieci Nie może zastąpić trzeciego.*
Każdą stronę przenika samotność i ból. Których nie jestem w stanie zrozumieć na najwyższym poziomie empatii. Bo tej tragedii nie przeżyłam...
*Lutgard van Heuckelom, Dziękuję Ci, Miriam, POLWEN 2007, s.18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz