Rakhi jest rozwódką, mieszkającą w Nowym Jorku i wychowującą córkę. Jej stosunki z byłym mężem są poprawne, choć czasami wykraczają poza tę poprawność i to zazwyczaj skutkiem nieuzasadnionych obaw rodzica płci żeńskiej. Rakhi wraz z przyjaciółką prowadzi Kurma House - miejsce, które i mnie przypadłoby do gustu ze względu na ciepły klimat i dobrą herbatę.
Rakhi jest więc zwyczajną kobietą. Ma jednak niezwykłą matkę, która "uprawia" mało popularny i, jak się okazuje, mało fajny zawód tłumacza snów. Choć "zawód" to nieodpowiednie słowo, bo nijak się nie da tego wyuczyć. To dar. Dar, którego córka nie odziedziczyła po matce i to wydaje się największą bolączką jej życia. Rakhi próbuje zrozumieć kobietę, która ją wychowała, ale nie potrafi. Wszystkie tajemnice matki pozna dopiero po jej nagłej i tragicznej śmierci. Odkryje dzienniki snów, w których matka opisała koleje swego życia.
W "Tłumaczce snów" realizm miesza się z magią. Bohaterowie żyją tu i teraz, a jednocześnie Divakaruni przenosi nas w świat tajemniczych jaskiń, dziwnych wierzeń i przesądów. Ma się wrażenie, że matka Rakhi urodziła się i wychowała w innej epoce, do której nasza nie przystaje.
Nie jest to spójne. Rozprasza.
Historia miała potencjał, ale autorka nie do końca go wykorzystała. Pomieszała ze sobą dwa światy, ale nie odnajduję w tym zestawieniu punktu spójnego.
3/6
tak tez słyszałam, że nie do końca dobrze wykorzystany potencjał. Czyli że masz rację :) widziałam ta książke w Taniej Książce ale po tych kilku recnezjach jakoś odechciało mi sie kupować choć wielbię wszelkie egzotyczne powieści.
OdpowiedzUsuńkupiłam ją właśnie w promocji i tylko dlatego, że kosztowała 6zł - nie żałuję wydanych pieniędzy:)
OdpowiedzUsuńDobry pomysł miała autorka,dobrze się zaczęło a skończyła się książka jakoś tak....tak sobie;)
OdpowiedzUsuń