Susan Minot napisała książkę. Powieścią zainteresował się Michael Cunningham i razem z autorką stworzyli scenariusz filmowy. Ba, są nawet producentami tego obrazu. Co z tej współpracy wyszło? Mam w pamięci doskonałe "Godziny" i może dlatego w filmie "Wieczór" czegoś mi brakowało. Wiem, że "Godziny" wyreżyserował Stephen Daldry, ale Cunningham stworzył tę historię.
To nie jest film o umieraniu, choć można się pomylić. Ann na łożu śmierci wspomina swoją młodość. Skrawki tej historii poznają, czuwające przy niej, córki. Nie znają matki. Nie wiedzą, o kim opowiada. Skupiają się bardziej na własnym życiu niż na tym, by zbliżyć się do kobiety, która je wychowała. Walczą ze sobą, a przedmiotem tej walki jest poczucie niespełnienia, do którego żadna z nich nie chce się przyznać.
Nie tylko w obliczu własnej śmierci człowiek robi rachunek sumienia. Gdy umiera ktoś bliski - dzieje się podobnie. "Wieczór" jest refleksją na temat życia. Nie warto się bać, bo chwile przeciekają przez palce. Ani się obejrzysz, a umierasz z imieniem ukochanego na ustach. Ann tego właśnie najbardziej żałuje - nie poszła drogą miłości, a teraz nie może pozbyć się poczucia straty.
Gorzki, refleksyjny film, z pięknymi krajobrazami w tle. Nic nowego nie wnosi, ale o ważnych rzeczach przypomina.
Zgodzę się, choć książkę przeczytałam i uważam, że sporo z niej przegapiłam to po filmie spodziewałam się większego uczucia.
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam, więc nie mam porówniania, ale film trochę rozczarowuje. Jak na temat, który porusza, jest faktycznie mało uczuciowy; raczej suchy i zdystansowany.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że Cunningham miał coś wspólnego z tym filmem. Chciałam obejrzeć, nie zdążyłam więc przeczytałam, ale wrażenia takie sobie :]
OdpowiedzUsuń