Ilona Wiśniewska
Białe. Zimna wyspa Spitsbergen
Czarne, 2014
Na Spitsbergenie przez większą część roku jest zimno. Jestem zmarzluchem, więc nie tęsknię za poznaniem tej wyspy i przekonaniem się na własnej skórze, jak to jest, gdy panują całkowite ciemności albo odwrotnie - nieustająca jasność. Nie lubię chłodu polskiej zimy, nie dla mnie więc przenikliwy ziąb, panujący na jednej z wysp norweskiego archipelagu Svalbard w Arktyce.
Lubię natomiast, podobnie jak Anne Fadiman, książki o zimnych miejscach, o wyprawach polarnych, o przezwyciężaniu granic ludzkiej wytrzymałości. Nie mam co prawda specjalnej półki (tym bardziej, jak pani Fadiman, ulubionej), na której gromadzę "zimną" literaturę, ale ta tematyka bardzo mi odpowiada, gdy siedzę w ciepełku i popijam gorącą herbatę.
Ilona Wiśniewska z pasją opisuje mało znany kawałek świata. Skupia się przede wszystkim na ludziach, którzy, tak jak ona, postanowili przyjechać na zimną wyspę i tutaj rozpocząć nowy etap swojego życia. Na Spitsbergenie mieszkają obywatele wielu narodowości, przybywają na dłużej albo tylko na chwilę, często wracają. Dzięki autorce poznajemy koleje ich losu. To nie są lekkie i przyjemne opowieści. Białe to w gruncie rzeczy książka smutna. Sama Wiśniewska traktuje Spitsbergen jak swoje miejsce na ziemi, ale opowiadane przez nią historie dotyczą głównie walki z przejmującym zimnem, tęsknoty za bliskimi, braku energii i poczucia samotności, które nasila się w okresie, gdy zapadają ciemności. To reportaż napisany z uwagą, niespiesznie. Autorce udało się nakreślić panoramę życia na wyspie i wprowadzić czytelnika w klimat tego regionu świata.
Białe to opowieść o tolerancji, o współistnieniu, o ludzkiej dobroci, o okrucieństwie natury, o życiu w miejscu, które nie zawsze jest dla człowieka przyjazne. Ilona Wiśniewska przygląda się mieszkańcom wyspy, zachowując dystans. Momentami tylko jest intymnie, bliżej, bardziej osobiście. Autorka nie szasta emocjami, po prostu snuje ciepłą opowieść o zimnym miejscu.
Nie mogę napisać, że przeczytałam tę książkę jednym tchem, ale uważam Białe za dobry reportaż, który wzbogacił moją bardzo skromną wiedzę o Spitsbergenie.
Też lubię książki o zimnie:) Ta mi się podobała.
OdpowiedzUsuńMnie również:) Czytałaś "Moje bieguny" Marka Kamińskiego? Niby nic się nie dzieje, cały czas polarnik idzie albo w namiocie leży, ale czyta się wspaniale. Polecam również książki Kati Herbert.
UsuńJestem podobnego zdania, nie czyta się tej książki szybko, ale tematyka to rekompensuje.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa pozycja, współgrająca z krajobrazem za oknem... Z pewnością sięgnę.
OdpowiedzUsuńNie znoszę zimna. Zwłaszcza takiego, jakie aktualnie panuje w Krakowie (a na Spitsbergenie to nawet nie chcę myśleć!)
OdpowiedzUsuńA o zimnie lubię czytać w... lecie. Pewnie na gorącej plaży, prażąc się w promieniach słońca sięgnę po "Białe" :)
Ha, nareszcie jakaś recenzja tej książki. Same zachwyty wśród krytyków literackich, czekałam na coś bardziej od serca. Dzięki!
OdpowiedzUsuńJa przed lekturą czytałam różne opinie. Więcej było zachwytów, ale zdarzyły się recenzje niepochlebne, że nudna, że o niczym...
UsuńNo właśnie z tych "jednym tchem" i u mnie był problem. Nie wciągnęła mnie i wiem, że będę musiała zrobić do niej drugie podejście, bo żal takie coś ominąć.
OdpowiedzUsuńCiekawa pozycja. Lubię takie książki, na pewno przeczytam :)
OdpowiedzUsuńTo dobry reportaż, mnie wciągnęła, zwłaszcza ciekawostki o banku nasion, przyrządzaniu smakołyków z renifera:)
OdpowiedzUsuńBardzo chwalona w "Tygodniku kulturalnym", a im ufam, podobnie jak Tobie:)
OdpowiedzUsuńmiałam w ręku, gdyż zachwyciła mnie okładka.
OdpowiedzUsuńodłożyłam. chyba źle zrobiłam.