Julia Stagg
Francuska oberża
Świat Książki, 2011
Prawda jest taka, że z każdym miesiącem coraz bardziej nie lubię tzw. czytadeł. Szkoda mi czasu na fikcję, na mdłe powieści, które nie pozostawiają po sobie nic prócz pamięci przeczytanego tytułu. Bo pamięć do autorów i tytułów mam i wybudzona w środku nocy mogę recytować, jakie książki czytałam, kiedy je czytałam i co autor danej książki jeszcze napisał. Takie zboczenie, talent czy zmora, tudzież zaśmiecanie pamięci...
Francuska oberża to lekka lektura, przy której nie trzeba myśleć, bo fabuła jest nieskomplikowana, przewidywalna do bólu i niczym nas autorka tej powieści nie zaskoczy. W żadnym momencie, choć w oczekiwaniu na zwrot akcji trwałam do końca. Przy czym słowo "akcja" zostało tu użyte na wyrost - wyjaśniam, by potencjalnego czytelnika nie rozczarować.
Historia stara jak świat: małżeństwo Anglików kupuje starą oberżę w małym francuskim miasteczku. Są obcy. W dodatku stali się posiadaczami budynku, który miał należeć do kogoś innego. I są OBCY, a w miasteczku mieszkańcy znają się dobrze, wiedzą wszystko o wszystkich i OBCYCH zdecydowanie nie lubią. Poza tym oberża prowadzona przez Anglików nie może być fajnym miejscem, wszak Anglicy (w przeciwieństwie do Francuzów) nie potrafią gotować.
Fabuła opiera się na tym, że jedni próbują pokrzyżować plany nowym i rzucają im pod nogi przysłowiowe kłody, a drudzy starają się pomóc przybyszom z zewnątrz, którzy utknęli w obcym sobie miejscu i są na skraju wyczerpania psychicznego. Oberża nie funkcjonuje i nie doczekałam się przyjmowania gości, podawania posiłków, picia aromatycznej kawy...Czuję się oszukana, ponieważ tytuł książki sugerował przyjemne spotkanie w fajnym miejscu, z ciekawymi ludźmi i długie rozmowy przy blasku księżyca...No dobra, wyolbrzymiam...
Stwierdzam po raz n-ty, że nie lubię czytadeł, co nie znaczy, że przeczytania kolejnego nie popełnię.
Okładka tej książki mnie kusi już od jakiegoś czasu, ale kolejne niezbyt pochlebne opinie skutecznie mnie zniechęcają do lektury. Raczej sobie ją odpuszczę, ale kto wie...
OdpowiedzUsuńW takim razie faktycznie zarówno tytuł jak i okładka bardzo mylące.
OdpowiedzUsuńTak jak nie cierpię niespodziewanych zakończeń, tak samo nie znoszę być oszukiwaną. Dlatego nie sięgnę po tę książkę :)
Pozdrawiam.
Myślę podobnie do Ciebie. Coraz mniej skłaniam się ku książkom z założenia lekkim, łatwym i przyjemnym. Tak jak napisałaś, nierzadko szkoda na nie czasu. Przyznaję jednak, że przychodzą takie dni, kiedy żadna inna lektura w grę nie wchodzi, tylko właśnie czytadło. Czasami po prostu czuję, że muszę odpocząć, a przy takich książkach odpocząć się da. Wystrzegam się tylko książek, które jak ta opisana przez Ciebie, po raz kolejny powielają jakiś schemat :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie ostatnio kupiłam tę książkę w bardzo atrakcyjnej cenie. Przeczytm i wówczas skonfrontuję swoje spostrzeżenia z Twoją opinią.
OdpowiedzUsuńTeż trafiłam na tę książkę na kiermaszu, ale właśnie czytałam egzemplarz biblioteczny, więc z okazji nie skorzystałam.
Usuńte tzw. czytadła ostatnio tez jakoś mniej do mnie przemawiają.
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie :) dopiero zaczynam recenzjować i to w formie youtubowej, może przypadnie Ci do gustu :)
Takie czytadła też są dobre:)
OdpowiedzUsuńTo jest nas więcej.Tez mam juz dośc czytadeł,o któych zapominam bardzo szybko.
OdpowiedzUsuń