Uwielbiam tę kobietę.
Jej dzienniki.
Obszerne tomy, wypełnione atmosferą lat dwudziestych i międzywojennego Paryża. Anais zaczęła prowadzić pamiętnik w wieku jedenastu lat. Jednak strony, zapisane przez dziewczynkę, świadczą o jej niezwykłej spostrzegawczości i dojrzałości. Na kartach tych zeszytów "rodzi się" zmysłowa kobieta. Jej dzienniki to studium cierpienia i rozkoszy, samotności i pełnego śmiechu towarzystwa innych ludzi. To strony zapisane przez kilka kobiet, zamkniętych w jednym ciele.
Dla Anais pisanie było jak oddychanie. Przypomina mi w tej obsesji markiza de Sade, który z braku pióra i papieru pisał własną krwią na prześcieradle czy odchodami na ścianie. Myślę, że Anais Nin postąpiłaby tak samo, gdyby odebrano jej wolność pisania.
Dzienniki są fenomenalne. Natomiast książki, które pisała, niekoniecznie. Opowiadania erotyczne, zebrane w tomach "Małe ptaszki" czy "Delta Wenus" czyta się dobrze, ale zachwytów nie budzą. Pokazują, że Anais Nin do kobiet pruderyjnych nie należała (nawet z dzisiejszego punktu widzenia).
Przepadam za Anais tak samo, jak Ty. A konkretnie za Dziennikami, bo jej książki są po prostu kiepskie. Ale to zdolność do obserwacji i wkładania życia pod mikroskop - fantastyczne.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
tak, masz rację:)
OdpowiedzUsuńŚwietnie o Anais pisze Linde Salber w książce "Tysiąc i jedna kobieta" - czytałam jednym tchem. Na półce stoi i czeka "Życie erotyczne Anais Nin" Fitcha, ale jakoś nie mogę się zabrać - zawsze wpada w ręce coś innego...pozdrawiam również:-)
Noel Riley Fitch to kobieta :-) Napisała też biografię Sylvii Beach i opisała życie literackie w Paryżu w latach 20-30.
OdpowiedzUsuń