Wyjdzie na to, że się cofam, ponieważ lekturą, która ostatnio dokonała cudu i wciągnęła mnie na dobre, jest książka dla młodzieży. Niech będzie, że się cofam. Endymion Spring to lekka, interesująca pozycja na jeden dzień. Tak, tak, jeden dzień wystarczył, a dawno z żadną książką nie obcowałam tak krótko. Ze względu na zainteresowanie (a nie znudzenie) historią, oczywiście.
Opowieść Matthew Skeltona nie jest ani odkrywcza, ani specjalnie bogata w wydarzenia. Historia chłopca, który do bibliofilów nie należy, a nagle jego cały świat zawęża się do jednej książki, to nic nowego. Fakt, że książka ta ma magiczne właściwości, łączy przeszłość z przyszłością i wciąga bohatera w sieć umiarkowanie niebezpiecznych zdarzeń - też nowością nie jest. Jednak powieść ma klimat, "coś się w niej dzieje" i...doceniam to. Po serii nieudanych spotkań z książką, cieszy mnie niezmiernie, że trafiłam w bibliotece na Endymiona...
Nie rozumiem tylko, dlaczego powieść ogłoszono Kodem Leonarda da Vinci dla młodzieży, bo powiązań nawet mizernych nie znalazłam.
5/6
Jak to dlaczego? Żeby lepiej się sprzedało:)
OdpowiedzUsuńCzytałam i zgadzam się z tobą w kwestii oceny :)
OdpowiedzUsuńDlaczego od razu "cofasz się". To, że książka jest dla młodzieży, nie oznacza, że musi być ona bezwartościową :). A jak znajdę ten tytuł w bibliotece, to z pewnością po niego sięgnę.
OdpowiedzUsuńto "cofam się" z przymrużeniem oka:) bardzo lubię literaturę dla młodzieży, z literaturą dla dzieci obcuję codziennie i zdecydowanie ani jednej, ani drugiej nie uważam za bezwartościowe;
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i szczerze polecam "Endymiona Springa":)