Muszę przyznać, że byłam sceptycznie nastawiona do tej powieści. Dawno temu czytałam "Z całego serca" Katarzyny Leżeńskiej, Ewy Millies - Lacroix i uznałam tę książkę za marne czytadło. Nic więc dziwnego, że z pewną dozą nieufności sięgnęłam po "Kamień w sercu". Z półki bibliotecznej w ogóle bym jej nie wzięła, ale książka spozierała na mnie z półki domowej (dostałam ją kiedyś w prezencie za zamówienie innych książek w KKKK), więc widocznie przyszedł jej czas.
Początek powieści jest banalny: Daria i Marcin spotykają się po latach na szkolnym zjeździe. Oboje mają za sobą nieudane związki i inne zawirowania, ale jakoś tam funkcjonują. Ona w Polsce, On w Stanach. Spotykają się, pojawia się uczucie, itp., itd. Banalnie, do bólu romantycznie (listy mnie dobijały, ale na szczęście niewiele ich w tekście). Gdyby cała powieść obiła się o ten schemat, nie doczytałabym do końca. Jednak w pewnym momencie następuje nieszczęśliwy zwrot akcji i na plan pierwszy wysuwa się inny wątek. Szczęście w nieszczęściu dla powieści. Dzięki temu wątkowi książka zyskuje na wartości i staje się interesująca. Okrutne to, ale prawdziwe.
"Kamień w sercu" łączy w sobie wszelkie możliwe emocje. Jest ciekawą analizą związku dwojga ludzi, którzy nagle muszą zapomnieć o sobie i skupić się na osobie trzeciej. Mądre i szczere spostrzeżenia na temat życia w rodzinie, sytuacji dobrych i kryzysowych, niepełnosprawności i polskich realiów wyrzucają tę książkę z kręgu typowych czytadeł.
I dobrze.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz