Poniedziałkowe dzieci
Czarne, 2013
Trafiały się takie dni, dni szare i dżdżyste, gdy brooklyńskie ulice godne były fotografii - każde okno obiektywem leiki, ziarniste, nieruchome obrazy...
Biorę do ręki książkę Patti Smith. Zamieram, wpatrując się w zdjęcie na okładce. Po chwili spoglądam na tekst, zamieszczony obok fotografii. Fragment większej całości. Już wiem, że ta książka stanie się ważna, że będę się starała czytać ją powoli, uważnie...by delektować się każdym zdaniem...ale polegnę, zachłystując się słowami.
Patti Smith, pisarka, poetka, artystka, muzyk rockowy, kobieta wielowymiarowa. Robert Mapplethorpe, fotograf. Losy tych dwojga splotły się w Nowym Jorku, w roku 1967......w tym małym wycinku czasoprzestrzeni porzuciliśmy naszą samotność i razem zastąpiliśmy ją ufnością (s.44).
Idealiści, outsiderzy, pełni pasji, zachłanni na życie. Pragnęli wyrażać siebie - Ona w muzyce rockowej, On w fotografii. Zafascynowani Nowym Jorkiem, błąkali się po zgliszczach lat 60-tych, szukając inspiracji, poddając się magnetycznemu urokowi bohemy i kultowego hotelu Chelsea. Wolni duchem, nieco poszarpani, skupieni przede wszystkim na wielowarstwowym świecie wewnętrznym. Utalentowani.
Normy ograniczały ich wolność. Patti podkreślała, że zawsze będzie tylko sobą: należę do klanu Piotrusia Pana i nigdy nie dorosnę (s.18). Pierwsze lata w Nowym Jorku były ciężkie, choć miasto niezmiennie inspirowało...
Żyłam w świecie swoich książek, z których większość napisano w XIX wieku. Chociaż byłam gotowa spać na ławkach, w metrze i na cmentarzach, dopóki nie znajdę pracy, nie mogłam sobie poradzić z doskwierającym mi głodem. Byłam chudzielcem o szybkiej przemianie materii i dużym apetycie. Nie mogłam się wyżywić romantyzmem. Nawet Baudelaire musiał jeść. W jego listach często dochodziło do głosu rozpaczliwe wołanie o mięso i porter (s.39)
Patti i Robert przetrwali wiele, bo żyli sztuką. Ta kapryśna dama uskrzydlała ich codzienność, karmiła zmęczone dusze, dawała nadzieję na przyszłość. Uzależnieni od siebie, zafascynowani sobą, spełnieni. Piękni. W otoczeniu ówczesnych artystów rozkwitali, ciesząc się jak dzieci z wyjątkowych spotkań. Janis Joplin, Allen Ginsberg, Andy Warhol, Jimi Hendrix...cudowne lata 70-te.
Czytając wspomnienia Patti Smith, przenosimy się w czasie. Wszystko, czego doświadcza artystka, staje się bliskie. Słowa zapadają w pamięć. Inspirują do myślenia. Jej życie fascynuje.
Patti pozwala zajrzeć za kulisy swego życia, pokazując świat, którego już nie ma. Rozmawia z czytelnikiem językiem miłości, pokoju, pasji. Budzi do życia.
Poniedziałkowe dzieci to intelektualna uczta.
Tęsknię za taką literaturą.
Dobrej literatury coraz mniej, warto poszukiwać takich perełek :-)
OdpowiedzUsuńNakreśliłaś tylko kilka słów, jednak od razu chciałabym wrócić do tej książki. Kiedy ja ją czytałam? Chyba w lutym. A dzisiaj przypomnę sobie chociaż kilka fragmentów... Piękna jest.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę ją przeczytać. Mam nadzieję, że w lipcu przyjdzie na nią czas. :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, przedostatnie zdanie mówi wszystko. To jedna z tych książek, które trzeba mieć w swojej biblioteczce, wg mnie oczywiście:)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa jestem tej książki, nie wiem czy uda mi się dostać w bibliotece...
OdpowiedzUsuńPodskórnie wiedziałam, że w bibliotece tej książki nie znajdę. Instynktownie wiedziałam, że jej potrzebuję, że chcę mieć pod ręką. Coraz rzadziej kupuję książki, ale "Poniedziałkowe dzieci" warto mieć...i tak długo zwlekałam z zakupem:)
UsuńWydawnictwo Czarne ma z reguły dobre książki.Tak na marginesie, Co sądzisz o takich portalach jak Lubię Czytać?
OdpowiedzUsuńTak, Czarne podejmuje przemyślane decyzje wydawnicze.
UsuńJeśli chodzi o Twoje pytanie - masz na myśli lubimyczytac.pl? Nie do końca rozumiem, pod jakim kątem mam spojrzeć na ten portal, by się wypowiedzieć:)
Wczoraj skonczylam i jestem pod wielkim urokiem tej ksiazki. Zgadzam sie z Twoja recenzja. Javtez do takiej literatury tesknie. Jest niezwykla, ma w sobie cos, co nie da sie opisac slowami.
OdpowiedzUsuńja myślę o tej książce od kiedy przeczytałam fragmenty w WO... i wiem, że ją przeczytam, nie wiem tylko kiedy... :)
OdpowiedzUsuńwidzę,że wreszcie:) Tak, to była uczta.
OdpowiedzUsuń